Na początku nawet się cieszyłem, że tutaj wróciłem. Może to dzięki podekscytowaniu Yuki’ego? Albo tego delikatnego uśmiechu dziadka, który przypominał mi trochę czasy dzieciństwa. Cóż, tak jednak było na początku, bo teraz, kiedy sytuacja się rozwinęła, wcale nie było mi do śmiechu. Najpierw dziadek obwinia mojego wspaniałego anioła o wszystkie moje grzechy i przewinienia wmawiając mu tym samym, że jest okropny i zawodzi wszystkich wokół, co wcale nie jest prawdą, a teraz jeszcze nas rozdziela? I to pod jakim pretekstem? Że na niego źle działam? Nie chcę być nieskromny, ale wydaje mi się, że wręcz przeciwnie, im dłużej jesteśmy rozdzieleni, tym w gorszym stanie jest on. I ja. Robi mu tym krzywdę, czy on w ogóle zdaje sobie z tego sprawę. Cóż, pewnie tak, w końcu wie wszystko... wziąłem głęboki wdech, troszeczkę się przy tym uspokajając. W końcu, należałoby podejść do tej rozmowy bardzo ostrożnie, muszę obronić mojego męża przed tymi niedorzecznymi oskarżeniami. Trochę jak w dzieciństwie. Też zawsze to ja rozmawiałem dziadkiem, a mój wtedy jeszcze przyjaciel, stał cichutko obok mnie, ze spuszczoną głową. To jedno również się nie zmieniło.
- Najwyższy czas, abyś nauczył się pokory oraz zrozumiał swoje błędy, młodzieńcze – to dziadek odezwał się pierwszy, przyglądając mi się z niezadowoleniem wypisanym na jego twarzy. Naprawdę miałem ochotę powiedzieć mu, że mam imię i nie musi nazywać mnie młodzieńcem, ale się powstrzymałem. To miała być zwykła, poważna rozmowa, a nie kłótnia, nie mogę czepiać się takich słówek.
- Ja doskonale rozumiem swoje błędy. Nie rozumiem natomiast, czemu obarczasz za nie Mikleo – odparłem, krzyżując ręce na piersi.
- Skoro rozumiesz, to nadal uważasz, że zabicie kogoś, kogo znasz jako Aleksander, było dobrym rozwiązaniem? – spytał, na co westchnąłem cicho. Czyli to chce ze mną przerobić, przed chwilą rozmawiałem o tym z Mikleo, naprawdę musimy to przerabiać raz jeszcze? Powinniśmy skupić się na ważniejszych rzeczach, a ja zdecydowanie nie jestem ważniejszy.
- Nie. Ale było to jedyne rozwiązanie, jakie udało mi się znaleźć. Nie mogłem pozwolić, aby się uwolnił i zrobił coś Yuki’emu. Albo Mikleo. Pewnie doskonale wiesz, jak go potraktował, chciałbyś, żeby to się powtórzyło? – odpowiedziałem mu pytaniem na pytanie, jakimś cudem zachowując spokojny ton. Zdecydowanie wolałbym, aby Mikleo przy mnie był. I wolałbym być przy rozmowie dziadka z Milkeo, jestem przekonany, że z nim również będzie chciał porozmawiać.
- Morderstwo nigdy nie jest rozwiązaniem, ale wy, ludzie, nigdy się tego nie nauczycie. Naprawdę miałem nadzieję, że chociaż ty okażesz się inny – przyznam, te słowa trochę mnie zabolały. Chociaż wcześniej zdawałem sobie sprawę, że swoim zachowaniem go zawiodłem, ale teraz kiedy o tym powiedział... cóż, to trochę dało mi do myślenia. Jednak to ja go zawiodłem, Mikleo nic złego nie zrobił.
- Najważniejsze jest to, że moja rodzina jest bezpieczna, a cały grzech tego czynu spoczął na mnie – uparcie trzymałem się swojego zdania, którego za nic nie zmienię. Jeżeli mojej rodzinie grozi niebezpieczeństwo zapłacę każdą cenę, by tylko im pomóc, nieważne, jak wielka by ona nie była. Ważne, by byli bezpieczni, a co się stanie ze mną, to już mnie nie obchodzi.
- Takim głupim postępowaniem sprowadzasz nieszczęście nie tylko na siebie, ale i na Mikleo. Skoro nie myślisz o sobie, to pomyśl o nim, zanim coś zrobisz.
- Myślę o nim cały czas, w przeciwieństwie do ciebie. Masz świadomość, że twoje słowa go krzywdzą? Jesteś dla niego mentorem, więc zachowuj się jak mentor, a nie dołuj go jeszcze go jeszcze bardziej. Bał się wejść do twojego domu, nie uważasz, że o czym to świadczy? – zdenerwowałem go, i to bardzo, sądząc po jego błysku w oku. A skoro go zdenerwowałem, dziadek powie swoje zdanie, które kompletnie nic nie wnosi do dyskusji, po czym odeśle mnie do pokoju i każe przemyśleć swoje zachowanie... a przynajmniej tak postępował, jak byłem dzieckiem. Teraz też zaczynam mieć wrażenie, że pomimo mojego wieku nadal traktuje mnie jak siedmiolatka.
- Zwracaj się do mnie z należytym szacunkiem. Jesteś tutaj gościem, dlatego zachowuj się jak jeden z nich i nie podważaj mojego zdania. Nie spotkacie się, dopóki nie okażesz skruchy i póki Mikleo nie zacznie zachowywać się jak prawdziwy anioł – po wypowiedzeniu tych słów dziadek opuścił moją tymczasową chatkę, pozostawiając mnie samego.
Westchnąłem cicho i położyłem się na łóżku, mając już wszystkiego dosyć. To nie poszło tak, jak tego chciałem. I czemu to łóżko jest takie małe? Ledwo ja sam się na nim mieszczę, a co dopiero, gdybym spał tu wraz z Mikleo. Chyba, że by spał na mnie, co w sumie za bardzo by mi nie przeszkadzało. Dziadek to sobie wcześniej zaplanował, dając mi tak małą chatkę? Prawdopodobnie tak. Może mogłem się nie odzywać, że jest tu za ciasno na dwie osoby, w końcu aż tak źle by nam tutaj nie było. Teraz nawet nie uda mi się zasnąć i jestem przekonany, że Mikleo będzie miał bardzo podobny problem.
~ Powodzenia. Daj mi znać później, o czym rozmawialiście – przesłałem tę myśl mojemu mężowi, wstając z łóżka. Nie bardzo przejmowałem się zakazem spotykania się z Mikleo, jesteśmy małżeństwem i nie ma prawa nas tak rozdzielać. Jeszcze nie wymyśliłem, co zrobię w tym kierunku, ale spokojnie, jeszcze coś wymyślę. Nie uważam, aby człowieczeństwo Mikleo było złe, wręcz przeciwnie, im lepiej rozumie emocje, tym lepiej rozumie ludzi i tym łatwiej będzie mu ich chronić. Poza tym, co złego jest w tym, że anioł czuje emocje? Nie jest przez to gorszy, jest bardziej niezwykły.
~ Było bardzo źle? – słysząc panikę w jego głosie lekko się zaniepokoiłem. Czego on się obawiał?
~ Nie, czemu miałoby być? Zabronił nam jedynie się spotykać, dopóki nie okażę skruchy i dopóki nie zaczniesz zachowywać się jak prawdziwy anioł. Tego drugiego nie rozumiem, już jesteś prawdziwym aniołem – odpowiedziałem, wyglądając przez malutkie okienko z widokiem na wioskę. Ciekawe, gdzie Yuki będzie przez ten czas spać. Mam nadzieję, że dziadek nie zacznie robić mu takiej samej wody z mózgu, jak to zrobił z moim mężem, jeszcze brakuje mi tego, aby drugi mój anioł przestał w siebie wierzyć. Dlaczego w ogóle dziadek taki był? Nie takiego go sobie zapamiętałem. Owszem, był surowy i wobec mnie, i Mikleo, ale teraz wymagał od mojego męża rzeczy niemożliwych. Jak miał zapobiec czemuś, o czym nie ma pojęcia? Przecież to nie miało absolutnie żadnego sensu, przynajmniej według mnie.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz