czwartek, 25 marca 2021

Od Mikleo CD Soreya

Byłem tak blisko, prawie że już dotykałem drzwi chatki dziadka, a mimo to nie próbowałem nawet wejść do środka strach i niepewność, która we mnie buzowała, nie pozwalała mi tam wejść, nie czułem się ani trochę dobrze z własnymi myślami, które nie pozwalały mi z czystym sumieniem wejść do środka budynku.
- Mamo, na co czekamy? - Głos stojącego obok chłopca sprowadził mnie na ziemię, całkiem zapomniałem o tym, że był tu ze mną, tak bardzo boje się tam wejść, że zapominam o świecie, który nie zatrzyma się dla mnie w miejscu, poza tym Sorey wciąż na nas czeka, muszę jak najszybciej porozmawiać z dziadkiem, aby mój mąż mógł tu wejść.
- Nie na nic. Chodźmy, dziadek pewnie na nas już czeka - Chwyciłem mocniej dłoń dziecka, wchodząc wraz z nim do chatki, w której znajdował się dziadek, siedząc przy wielu starych księgach. - Dziadku - Mój głos zwrócił uwagę mężczyzny.
- Witaj Mikleo - Zwracając się do mnie, wstał z ziemi, podchodząc do naszej dwójki - A tu kogo mamy? Czyżby to nasz mały Yuki? - Dziadek wydawał się bardzo szczęśliwy, gdy zobaczył dziecko, które lekko zawstydzone schowało się za mną, nie wiedząc, co ma począć, w tej sytuacji.
- Skąd pan zna moje imię? - Spytał, nieśmiało zerkając na dziadka, wyglądał wtedy tak słodko, kochane dziecko, nigdy nie będę żałował dnia, w którym go przygarnęliśmy, to była najlepsza decyzja, jaką mogłem wtedy podjąć, przekonując Soreya do swoich racji.
- Ja wiem wszystko - Po tych słowach uśmiechnął się do chłopca, by następnie zerknąć na mnie. - Spodziewałem się, że przyjdziesz, a może raczej przyjdziecie mamy wiele spraw do omówienia, możesz pójść po Soreya, on również może wejść na nasze ziemię - Zadowolony z jego słów kiwnąłem posłusznie głową, nie czekając ani sekundy dłużej przeprosiłem na chwile dziadka, idąc po męża, zostawiając tym samym syna pod opieką dziadka.
- Możesz wejść - Widząc męża, stanąłem przy barierze, która zniknęła, wpuszczając go tym samym do środka, by bariera znów po chwili się pojawiła.
- Trochę ci to zajęło - Wyczułem lekką pretensję w głosie, którą doskonale rozumiałem, na pewno nie chciał czekać tu tak długo, tym bardziej sam wiedząc, że nie lubi samotności, nikt jej zresztą nie lubi, poza tym obiecałem mu, że szybko wrócimy, nic nie poradzę, że trochę zajęło mi wejście do dziadka, to było po prostu silniejsze ode mnie, nic na to nie poradzę.
- Wiem, przepraszam, ale nie umiałem jakoś wejść do środka - Przyznałem, cicho przy tym wzdychając. Wiem, jestem żałosny, boję się własnego dziadka, a może raczej boję się tego, co może sobie o mnie pomyśleć, popełniłem tak wiele błędów i jestem przekonany, że on doskonale o tym wie.
- Oj Miki przecież już ci coś mówiłem na ten temat - Chwycił delikatnie moją dłoń, uśmiechając się do mnie co i ja uczyniłem, mimo wszystko wciąż czułem, że wina za wszelakie złe czyny mojego męża i mnie samego ponoszę tylko i wyłącznie ja sam, jako anioł powinienem chronić go od złego, powinienem zrobić wszystko a żeby tylko nie zszedł na złą drogę, gdzie więc byłam, gdy mnie potrzebował? Uciekłem, zostawiłem go samego, nie pomogłem mu, gdy mnie potrzebował, dlatego właśnie wiem, że winę ponoszą tylko ja, bez względu na wszystko, bez względu na wybaczenie jestem winien każdego jego grzechu i nikt ani nic nie jest w stanie zmienić mojego myślenia.
- Sorey twoje słowa są dla mnie bardzo ważne. Nie zmienia to, jednak tego, co czuję. Wiem, że gdybym był lepszym aniołem, ty nigdy nie popełniłbyś żadnego błędu - Wyjaśniłem, chociaż doskonale wiedziałem, że mój mąż w żadnym nawet najmniejszym wypadku się ze mną nie zgodzi, jego zdaniem to on ponosi winę za wszystko, kiedy to ja tak naprawdę jestem wszystkiemu winien.
- Wina za wszelakie złe czyny jest tylko moja, to ja popełniłem błędy, które doprowadziły do tej katastrofy, błędy, nad którymi ty nie mogłeś zapanować - Gdy to mówił, ciężko mi było się z tym zgodzić, wiedziałem jedno dziadek i tak nas osądzi każdego z osobna. A nasze obarczanie się nie będzie miało tu najmniejszego znaczenia.
W takim wypadku niezgodności nie było sensu prostować każde z nas i tak uparcie będzie sądziło o swojej winie, nie zgadzając się na wina tego drugiego, nie miał to jednak najmniejszego znaczenia, otwórz to, właśnie wstaliśmy przed drzwiami chatki dziadka, gdzie miało wszystko się rozstrzygnąć.
- Tato już jesteś - Radosny Yuki podbiegł do Soreya, ciesząc się na jego widok, nawet sam dziadek wydawał się w miarę zadowolony z naszego przybycia, co troszeczkę mnie uspokajało.
- Witam was moje dzieci w domu - Dziadek przywitał się z nam, stając przed moim mężem, któremu uważnie się przyjrzał - Wyrosłeś mój chłopcze i stałeś się mężczyzną - Staruszek zwrócił się do mojego męża, zapraszając nas po chwili do środka chatki. Yuki w tym momencie postanowił iść na dwór, aby poznać inne dzieci w swoim wieku, które jak sam stwierdził były tak samo wyjątkowe, jak on sam.
- Dziadku czy coś się stało? Wzywałeś mnie - Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, kręcąc przecząco głową.
- To nie ja cię wezwałem, to twoje poczucie winy cię tu przyprowadziło. Czujesz, że dzieje się wokół ciebie coś złego, a i to nie jest kłamstwem, twój największy problem jest tuż obok ciebie - Tym razem, gdy to mówił, spojrzał na mojego męża, czyżby to o niego mu chodziło? Ale to przecież niemożliwe. Mój mąż nie jest moim największym problemem, co mój dziadek ma na myśli?
- Dziadku, dlaczego to mówisz? Przecież to nieprawda - Stanąłem w obronie człowieka, którego kochałem, on nic nie zrobił, niczemu nie jest winien, jeśli ktoś już jest winien to tylko ja.
- Zaślepia cię miłość do człowieka, to piękne uczucie, lecz nie przeznaczone dla ciebie. Stworzono cię tylko i wyłącznie do chronienia ludzi przed złem nie do kochania a ty cóż stałeś się bardziej ludzki, słabszy i nieostrożny do tego zerwałem pakt z pasterzem i pozwoliłeś, by Sorey zabił człowieka, a może nie jednego człowieka - Gdy dziadek mówił to wszystko, czułem, że zawiodłem, naprawdę zawiozłem, nie tylko jego, a i własnego męża.
- Zabił jednego i to z mojej winy - Przyznałem, nie chcąc, aby dziadek obarczał go winą za moje błędy.
- Ja mam mu powiedzieć czy ty to zrobisz? - Starzeć w sposób bardzo tajemniczy zwrócił się do chłopaka, wyczekując jego odpowiedzi, której zacząłem się obawiać czy Sorey zabił jeszcze kogoś? Nie to niemożliwe on by tego nie zrobił prawda? Nie popełniłby tego błędu dwa razy, obiecał mi, nie oszukałby mnie, nie z czymś takim.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz