niedziela, 14 marca 2021

Od Mikleo CD Soreya

Nie wiedziałem, co tak właściwie robię i gdzie się kieruję, mój umysł przekazywał zbyt wiele informacji na sekundę, czego nie potrafiłem spokojnie przemyśleć, chcąc zrobić wszystko teraz, zaraz. Pierwszy raz tak dziwnie się czując, to prawda podczas pełni byłem bardzo energiczny, potrafiłem jednak zapanować nad swoim instynktem samozachowawczym a dziś? Dziś nawet to zdawało się dla mnie wielkim problemem.
Nie mogąc się uspokoić, szedłem przed siebie, już dawno wychodząc z miasta, nie było tak ciekawe, jak na początku mi się wydawało, dlatego też szybko z niego uciekłem, będąc pewien, że Sorey cały czas idzie za mną, gdy jednak zorientowałem się, że tak nie jest, przystanąłem na chwilę, nie wiedząc, czy mam iść, czy czekać, do jeziora daleki nie ma, może warto już iść on przecież prędzej czy później mnie znajdzie.
Przebierając nogami w miejscu, wróciłem do dalszej wędrówki, nie mogąc już czekać, cierpliwość dziś nie jest moją dobrą stroną.
Z powodu mojego szybkiego tempa nad jeziorem znalazłem się w kilka chwil, stając na lodzie. Woda wciąż była zamarznięta, z tego powodu nie mogłem w niej pływać z drugiej strony czy chcę? Dopiero brałem kąpiel, więc po co tu przyszedłem? Zamyślony usłyszałem głos mojego męża, który stanął na brzegu jeziora, nie rzucając mi specjalnie zadowolonego spojrzenia.
- Sorey! - Zawołałem imię męża, robiąc krok w przód, w tym samym momencie lód pod moim stopami pękł, zaskoczony nie zdążyłem zareagować, wpadając do lodowatej wody, z której wynurzyłem się po dłuższej chwili. - Nic mi nie jest! - Krzyknąłem, wydostając się z wody, stając na zdecydowanie twardszym lodzie, pozbywając się zimnej wody z ciała, powoli i zdecydowanie ostrożniej niż poprzednio podchodząc do męża, schodząc tym samym z niepewnego lodu.
- Nic ci nie jest? - Mój mąż odrobinę za bardzo przejmując się moim zdrowiem, przyjrzał mi się uważnie, kładąc dłonie na moich ziemnych policzkach.
- Nic a nic - Uśmiechając się szeroko, chwyciłem dłonie męża, zdejmując je z moich policzków. - Wolę jednak wrócić już do pokoju, mam trochę dość przygód na tę chwilę - Przyznałem, nagle się uspokajając a wszystko to z powodu zimnej wody, może od razu powinienem wykąpać się w zimnej, a nie ciepłej wodzie...
Mój mąż przy mnie chyba osiwieje. Widać, że ma już dość mojego dziecinnego zachowania nie tylko zresztą on, ja też mam dość samego siebie, naprawdę wiem, że nie powinienem tak dziecinnie się zachowywać, w tej sytuacji jednak nie wiele mogę, pełnia przejmuje kontrolę nad moim umysłem i ciałem, a ja szaleje nie radząc sobie z samym sobą.
Sorey nic jednak nie mówiąc, rzucił mi nieodgadnione spojrzenie, chwytając mą dłoń, prowadząc w stronę zamku, gdzie po upływie kilku minut znaleźliśmy się w sypialni.
Zadowolony położyłem się na łóżko, przyglądając się mężowi, który podszedł do mnie, wciąż nic nie mówiąc, to byłoby nawet dziwne, gdyby nie to, że dziś chyba naprawdę go denerwuje swoim zachowaniem, chyba pora zrobić coś dla niego chociaż przez chwilę nie myśląc o sobie.
- Sorey jesteś zły? - Spytałem, nie wiedząc, czy przez moje zachowanie nie obraził się na mnie.
- Nie, proszę, tylko byś więcej nie znikał mi z oczu, martwię się, gdy mi to robisz - Przyznał, siadając obok mnie na łóżku.
- Obiecuję, że więcej nie zniknę - Wymruczałem, okrakiem siadając na jego kolanach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, starając się bardzo ładnie podejść męża, na którego znów miałem wielką ochotę, ta pełnia naprawdę mnie wykończy, nie chce już myśleć o tym, jak czuje się w tej całej sytuacji mój mąż. Na jego miejscu chyba bym zwariował.
- Co robisz owieczko? - Odsuwając się od moich ust, uniósł rozbawiony brew, czekając na moją odpowiedź.
- A jak myślisz? Mam straszną ochotę na mojego mężczyznę - Wyszeptałem mu do ucha, podgryzając jego płatek.
- Dopiero co nie miałeś ochoty - Zauważył, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Przepraszam - Na te słowa Sorey uśmiechnął się szeroko, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Co ja z tobą mam aniele mój - Nim zdążyłem odpowiedzieć, złączył nasze usta w zachłannym pocałunku, przewracając mnie na plecy, to wystarczyło, aby reszta tego dnia, zmieniła się w najprzyjemniejszy wspólnie spędzony czas sam na sam...

***

Kolejny dzień nastał szybciej, niż mogłem sobie wyobrazić i choć po pełni czułem się bez energii i chęci, do wędrówki wiedziałem, że mój mąż będzie czuł się może nawet i gorzej, bardzo dobrze zajmował się mną wczoraj, naprawdę nie mam na co narzekać, martwię się tylko, że za bardzo go wykorzystałem, może nie powinienem tak zachłannie tego pragnąć, nie potrafiłem jednak powstrzymać żądzy, pragnąc go całego, długo i mocno jak to tylko było możliwe.
- Sorey chyba czas wstawać, musimy dziś, wyruszać pamiętasz? - Ziewając cicho, rozciągnąłem swoje mięśnie, lekko szturchając mężczyznę, wszystko było gotowe, nie mogliśmy więc odpuścić sobie ani jednego dnia..
- Jeszcze pięć minut - Szepnął cicho, wtulając się w moje ciało.
- Dam ci nawet i dziesięć, ale bez mojej osoby w łóżku - Wydostając się z jego uścisku, ucałowałem go w czoło, idąc do łazienki, zabierając po drodze swoje rzeczy, wypadało już założyć ubrania na swoje nagie ciało i zakryć czymś obroże, którą będę nosić aż do spotkania z dziadkiem.

<Sorey? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz