Nie do końca uwierzyłem w jego słowa, znalazłem go na tyle dobrze by wyłapać, gdy nie do końca mówię prawdę, broń boże nie uważam, że kłamie, myślę tylko, że ten znajomy nie był kiedyś tylko znajomym. Sprawa ta nie jest jednak na tyle istotna, abym męczył go pytaniami, teraz to nie było ważne, jeszcze wrócimy do tego tematu prędzej czy później.
Wzdychając cicho, skupiając się na drodze, nie pytając już o nieznajomego mi chłopaka, wolałem skupić się na tym, gdzie idziemy, jak i na tym, gdzie jest nasz syn, nie chciałbym zgubić Yuki'ego, jest tak strasznie energiczny, przez cały czas brnął przed siebie, zatrzymując się na rozstaju dróg, dopiero wtedy czekając na naszą dwójkę.
- Gdzie teraz? - Niecierpliwie przebierał nogami, przypominając mi wczorajszego mnie, który nie umiał ustać w miejscu.
- Prawdopodobnie w prawo..
- Prawdopodobnie? Mamo, jak to nie wiesz, gdzie idziemy? - Zdanie wypowiedziane przez chłopca lekko mnie zaskoczyło, nie spodziewałem się, że może być takim małym złośnikiem, a może właśnie powinien się był tego spodziewać? Sam trochę tak jakby go tego nauczyłem, będąc złośliwym w stosunku do męża.
- W prawo - Z głośnym westchnieniem odpowiedziałem dziecku na jego pytanie, chłopiec nie czekając na nas, znów ruszył do przodu, pozostawiając nas w tyle. - Skąd on ma tyle tej energii - Jęknąłem cicho, nie mając już siły, a to przecież dopiero początek.
- Może stąd skąd ty ją masz - Rozbawiony głos mojego męża wcale mnie nie pocieszył, wczoraj byłem bardzo energiczny z powodu pełni, dziś czuję się znacznie gorzej, Yuki natomiast wczoraj cały dzień spał a dziś.. Dziś nie potrafi usiedzieć na tyłku.
Nie mówiąc już nic machnąłem jedynie ręką idąc przed siebie uważnie rozglądając się dookoła po okolicy, wolałem być pewien czy aby na pewno nic nam nie grozi, drogi, które obrałem są jak najbardziej okrężne i jak najbardziej bezpieczne nie zmienia to jednak tego, że zło nie śpi a ja mimo swojego zmęczenia muszę czuwać. Do tego czuję się trochę źle z tym, jak bardzo wykorzystałem swoje męża zeszłej nocy, mogłem chociaż trochę się uspokoić, chociaż trochę się powstrzymać, dlaczego więc tego nie zrobiłem? Najwidoczniej moje pragnienia były silniejsze od zdrowego rozsądku z powodu czego jest mi naprawdę wstyd.
- Sorey chyba muszę cię przeprosić - Trochę dziwnie było mi przepraszać za coś takiego, z drugiej jednak strony miałem wrażenie, że za dużo wczoraj od niego wymagałem, mimo wszystko Sorey to człowiek nie mogę wymagać od niego aż nazbyt za wiele.
- Za co? - Nie byłem pewien czy naprawdę nie wie za co go przepraszam czy wręcz przeciwnie wie, ale chce usłyszeć wyjaśnienia z moich ust.
- Za wczorajszy dzień, zdecydowanie przesadziłem, nie powinienem się tak zachowywać - Wyjaśniłem, odwracając głowę w stronę męża czując lekkie zażenowanie moim zachowaniem.
- Nic się nie stało, cieszę się, że chociaż w taki sposób mogę ci pomóc - Nie byłem do końca przekonany czy aby na pewno powinienem dać spokój, nie chciałem jednak drążyć tematu, którego mój mąż drążyć nie miał zamiaru. Najwidoczniej dla niego wczoraj było wczoraj a dziś po prostu jest dziś nie ma więc sensu chyba dalej go przepraszać.
- Jeśli tak uważasz - Cicho wzdychając wróciłem do marszu starając się jak najbardziej skupić na drodze gdy mój mąż skupiał się na dziecku które ewidentnie chciało się zgubić a wszystko to z powodu swojego nieposłuszeństwa.
Cała nasza podróż aż do późnego wieczora, gdy wreszcie znaleźliśmy jaskinie, w której można było odpocząć, minął nam tak samo ja pilnowałem drogi prowadząc rodzinę najbezpieczniejszą trasą a mój mąż pilnował dziecka aby to nie straciło nam się z oczu.
- Dziś ja stoję na warcie - Po skończeniu przegotowań do snu Sorey poruszył temat warty, który lekko mnie zaskoczył.
- A kto tak zadecydował? - Nie rozumiejąc jego samodzielnie podjętej decyzji uniosłem jedną brew ku górze czekając na odpowiedź.
- Ja i nie biorę pod uwagę twoich sprzeciwów - Wyjaśnił.
- To nie fer jesteś tak samo a może bardziej zmęczony ode mnie, to ja powinienem wziąć pierwszą wartę - Uznałem, że to zdecydowanie lepsze wyjście, jeśli to ja jako pierwszy zdecyduję się na pilnowanie rodziny.
- Nie zmienię swojej decyzji - Twardo stawiał na swoim lekko mnie drażniąc, przecież to on powinien odpoczywać nie ja. Jestem aniołem muszę być bardziej wytrzymałym od niego, to ja go wczoraj wymęczyłem powinien odpoczywać jako pierwszy na pewno nie przejmując się mną.
- Daj spokój, przecież widzę, że jesteś zmęczony - Mówiłem już ciszej nie chcąc obudzić śpiącego dziecka.
- Ty również jesteś zmęczony - Mruknął, nie odpuszczając, jak uparte dziecko a niby to ja jestem upartym osłem.
- Dobrze, niech ci już będzie tylko obudź mnie za kilka godzin abym mógł wziąć drugą wartę - Poprosiłem nie chcąc aby sam męczył się całą noc kiedy tak naprawdę męczyć się nie musi.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz