Nie czułem się najlepiej z faktem, że musiałem zostać w domu. Ledwo zmusiłem się do uśmiechu, by tym samym zapewnić Taiki’ego, że wszystko jest w porządku, chociaż wcale tak nie było. Czułem, że on wiedział i to, ale nie było czasu na dyskusję. Nawet mama powiedziała, że nie jestem potrzebny. Mnie pozostało tylko czekać i modlić się, by nie stało się nic ani Natsu, ani Taiki’emu.
Poprawiłem się delikatnie na parapecie, nawet nie odklejając wzroku od szyby. Zająłem miejsce przy oknie w pokoju mojego chłopaka, ponieważ wydawało się ono najwygodniejsze. Z zewnętrznej strony byłem praktycznie niewidoczny dzięki gałęziom, a z wewnętrznej miałem całkiem dobry widok na wejście do domu. Vivi leżała skulona przy moich stopach, a Koda biegał sobie wesoło po podwórku. Czas dłużył mi się strasznie, miałem wrażenie, że minęło już kilka długich godzin, a nie było ich raptem godzinę. Podczas czekania zacząłem się zastanawiać, dlaczego mama poprosiła Taiki’ego o pomoc. Przecież nie przepadała za nim, a to że porywacz jest smokiem, również niewiele tłumaczyło. Zna na pewno wiele wpływowych i potężnych osób, na pewno z chęcią pomogłyby w uratowaniu dziedziczki z szlachetnego domu, w końcu dzięki temu na pewno zapunktowałyby u mojego ojca... więc czemu poprosiła Taiki’ego? Może miała wobec niego jeszcze jeden powód, którym się z nami nie podzieliła.
Dopiero po południu odezwał się Koda, a do bramy podeszła moja mama. Od razu zerwałem się z parapetu i podbiegłem do furtki, mocno zaniepokojony. Mama przyszła sama, bez Natsu i Taiki’ego... stało się im coś złego? Coś poszło nie tak i stała im się krzywda...? W głowie już zacząłem tworzyć najgorsze scenariusze i w pierwszej chwili zacząłem żałować, że mnie tam nie było. Dopiero chwilę potem zrozumiałem, że moja obecność niewiele by zmieniła, a może nawet i by pogorszyła sytuację.
- Gdzie jest Taiki? I czy z Natsu wszystko w porządku? Nic im nie jest? – spytałem, podbiegając do furtki i ją otwierając, tym samym wpuszczając kobietę na podwórko. Oczywiście chwilę wcześniej musiałem przywołać i uspokoić Kodę, by w końcu przestał szczekać. Nadal byłem zaskoczony, że tak wielki potwór mnie słucha, w końcu mógł mnie zignorować nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji, w końcu nic m nie zrobię; wręcz przeciwnie, to on mógł zrobić krzywdę mnie.
- Natsu jest w domu, cała i zdrowa – odparła beznamiętnie, a ja poczułem się źle. Skoro jest cała i zdrowa, to czemu jej tutaj nie ma? Chciałbym się z nią spotkać, upewnić, że aby na pewno jest z nią wszystko w porządku. Poza tym, bardzo się za nią stęskniłem, nie widziałem jej od dobrych kilku dni.
- Czemu jej nie przyprowadziłaś do mnie? – spytałem, nawet nie ukrywając pretensji w głosie. Przecież wie, że bardzo mi na niej zależy, no i może Natsu poczułaby się choć trochę lepiej.
- Ponieważ Natsu przeżyła dzisiaj wystarczająco dużo i przydałoby jej się trochę spokoju. Poza tym, prawie od razu zasnęła – powiedziała kobieta, co sprawiło, że poczułem się gorzej. Fakt, znów pomyślałem o sobie, a nie o innych, ostatnio coraz częściej zaczyna mi się to zdarzać. Powinienem się uspokoić. Beznadziejny i samolubny, gorsze połączenie się trafić nie mogło. Położyłem uszy i pomachałem nerwowo ogonami, ciesząc się, że nie może tego zobaczyć, bo pewno przez to wyglądałem jeszcze bardziej żałośnie niż zazwyczaj.
- A co z Taikim? Chyba powinien już wrócić – zapytałem, wbijając spojrzenie w bawiące się ze sobą zwierzaki.
- Nie wydaje mi się. Ruszył za tym smokiem, ponieważ rozpoznał w nim swojego brata – słysząc te słowa, zamrugałem zaskoczony. Czy przypadkiem jego brat nie żyje...? Nie, nagrobki były dwa, jeden jego mamy, drugi jego taty. O bracie niewiele mi wspominał, tylko od mamy wiem, że istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że... to tata stoi za jego zniknięciem. Wtedy myślałem, że on go zabił.
- Wiedziałaś o tym. Dlatego poprosiłaś go o pomoc – powiedziałem cicho, przenosząc wzrok na jej osobę. Mama nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałem rację.
- Miałam pewne podejrzenia i postanowiłam zaryzykować – odparła, przyznając mi tym samym rację.
- Jak to, miałaś podejrzenia? Co to znaczy?
- Przypadkiem usłyszałam kiedyś, jak twój ojciec rozmawiał z jednym ze swoich znajomych o tym, że albo złamią tego smoka, albo będą musieli się go pozbyć i zdobyć nowego. Nie wiedziałam wtedy, o co im chodzi, dopiero z czasem połączyłam wątki. A dzisiaj poznałam więcej szczegółów, dowiedziałam się, że ten biedny chłopak był dosłownie tresowany na psa obronnego.
- A więc miałaś jakiekolwiek podejrzenia o tym, że coś złego się dzieje. I nic nie zrobiłaś, nie spróbowałaś dowiedzieć się więcej, nie spróbowałaś mu pomóc. Pozwoliłaś, by cierpiał nie tylko ten biedny chłopak, ale i Taiki. Mało skrzywdziłaś tę rodzinę? Nie uważasz, że powinnaś jej się jakoś zrekompensować? – syknąłem, czując do niej zarówno żal jak i wściekłość. Przecież mogła to sprawdzić, mogła zareagować, a ona udała, że nic się nie stało. Jak można postępować w ten sposób?
- Uważaj na swój ton, chłopcze – powiedziała uniesionym tonem, zwracając tym samym uwagę Kody, któremu się to nie spodobało.
- Ponieważ co? Zrobisz to samo, co tata, aby mnie uciszyć? Zamkniesz mnie w domu? Pobijesz mnie? Jesteś winna tej tragedii w takim samym stopniu, jak on. Świetnie się dobraliście, oboje jesteście siebie warci – warknąłem, odwracając się od niej i wracając do domu. Zawsze miałem cichą nadzieję, że mama jest lepszą osobą od taty, ale... cóż, z dniem dzisiejszym wiem, że wcale tak nie jest. Oby tylko Natsu nie przesiąkła tą sztucznością i okrucieństwem, tak jak nasi rodzice. Na razie wszystko wskazuje na to, że jest normalnym dzieckiem, pełnym empatii. Oby to pozostało jak najdłużej.
Możliwe, że moja mama chciała ruszyć w moim kierunku, ale zatrzymał ją warczący na nią Koda. Pewien nie jestem, ponieważ nie oglądałem się za siebie, wywnioskowałem to słysząc głębokie warknięcie. Byłem mu za to wdzięczny, nie miałem ochoty na dalszą rozmowę ani na przebywanie dłużej w jej towarzystwie. Dowiedziałem się najważniejszego, Natsu jest bezpieczna i nic jej nie było. Odwiedzę ją jutro, kiedy emocje opadną, mama przecież nie zabroni mi odwiedzać własnej siostry.
Przez resztę dnia czekałem, aż Taiki wróci do domu, z bratem lub bez niego, chociaż miałem cichą nadzieję, że nie będzie sam. Nie opowiadał mi za dużo o swoim bracie, podobnie jak o reszcie swojej rodziny, co oczywiście szanowałem, w końcu to musiało być dla niego bolesny temat, ale jestem przekonany, że tęsknił za nimi bardzo. Ze swoją rodziną był bardziej zżyty niż ja ze swoją. Czekając na swojego chłopaka, postanowiłem przygotować obiad, by trochę skrócić sobie ten czas oczekiwania oraz by spełnić prośbę cioci mojego chłopaka; wczoraj wieczorem poprosiła mnie, bym coś dzisiaj ugotował, bo nie jest pewna, czy po pracy będzie miała siłę, aby sama coś zrobić. Zresztą, ja sam musiałem coś zjeść. Od rana niewiele w siebie wcisnąłem z powodu tego całego stresu, a zjeść wypadało.
Dopiero późnym popołudniem przez okno zaobserwowałem, jak na podwórko wchodzi Taiki wraz z nieznajomym. Domyślałem się, że to musiał być jego brat, chociaż... czy oni przypadkiem nie byli bliźniakami? Nie był do niego ani trochę podobny, w życiu bym nie powiedział, że ta dwójka jest spokrewniona, jeżeli pod uwagę brałbym tylko ich wygląd. Niepewnie zszedłem na dół, by się z nimi przywitać, trochę obawiając się spotkania z nieznajomym. Wie, że to moja rodzina zgotowała mu takie piekło? Znając Taiki’ego, pewnie mu o tym powiedział, w końcu jest bardzo szczery. Moje przypuszczenia okazały się słuszne, ponieważ kiedy tylko zszedłem na dół, napotkałem spojrzenie tak zimne i złowrogie, pod którego wpływem od razu się skuliłem. Jego brat raczej na pewno mnie nie lubi.
- Karotka? Nie powinieneś być teraz w domu? – Taiki był zaskoczony moim widokiem. Pewnie był pewien, że będę z Natsu. Ja też byłem pewien, że właśnie tam będę.
- Trochę się pokłóciłem z mamą – powiedziałem cicho, przenosząc wzrok z nieznajomego na mojego chłopaka. Będę musiał mu później powiedzieć o tym, czego się dowiedziałem, o ile wcześniej nie zostanę wyrzucony przez jego brata.
- Chyba nie powinienem być zaskoczony – westchnął cicho. – Właśnie, Karotka, to jest mój brat, Shingo. Shingo, to jest Ka... Shōyō, to o nim ci mówiłem – przyznam, byłem do końca przekonany, że przedstawi mnie przezwiskiem, które nadał mi już podczas naszego drugiego spotkania, więc naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył, kiedy się poprawił. A jednak pamiętał, jak mam na imię. Zwracał się nim do mnie tak rzadko, że momentami powątpiewałem, że ma je w pamięci.
Odchrząknąłem cicho i z trudem przeniosłem wzrok na jego brata, któremu ewidentnie się nie spodobałem. Musiałem jednak jakoś wytrzymać ten zimny wzrok, w końcu wypadało coś powiedzieć, a niegrzecznie byłoby patrzeć na przykład w podłogę.
- Dowiedziałem się dzisiaj, jakie piekło zgotowała ci moja rodzina. Wiem, że to niczego nie zmieni, ale chciałbym cię bardzo za to wszystko przeprosić. Nie jestem w stanie wiele zaoferować, ale jeżeli mógłbym coś dla ciebie zrobić i jakoś pomóc, to z chęcią to wykonam – na koniec nie wytrzymałem i spuściłem wzrok, nie mogąc znieść jego spojrzenia. A jednak mają ze sobą coś wspólnego; przenikliwe, intensywne i bardzo peszące spojrzenie.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz