Kucnąłem przy bali, w której znajdował się mój mąż, a następnie położyłem podbródek na jego ramieniu nie przejmując się tym, że jego ciało było mokre. W końcu, to była tylko woda z mydłem, nic wielkiego, nawet, jeśli miałbym się zamoczyć. Czułem się trochę źle z powodu tego, że Miki przeprowadził trening sam, bo jednak w końcu coś mu obiecałem. To by znaczyło, że jestem niesłowny, a to raczej komplementem nie jest.
- Tak, w końcu to jakieś skomplikowane nie było. Wieczorem prowiant powinien być gotowy – odparłem, po czym delikatnie pocałowałem go w ucho. – Co z Yukim? – dopytałem, posyłając mu delikatny uśmiech.
Przyznam, po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że z powodu dzisiejszej pełni możemy jutro napotkać drobne komplikacje. W końcu, mój mąż będzie padnięty, a dziecko będzie miało aż nadmiar energii, może być trochę trudno zapanować nad tą dwójką. Kiedy ostatnio podróżowaliśmy wydarzyła się podobna sytuacja, Mikleo był osłabiony tak bardzo, że musiał skorzystać z opcji schowania się w środku. Wcześniej tak mogło się zdarzyć, ponieważ wracaliśmy do zamku, czyli do miejsca, które doskonale wiedziałem, gdzie się znajduje. A teraz? Nie mam nawet pojęcia, w jakim kierunku będziemy zmierzać, Mikleo stanie się naszym przewodnikiem w tej kwestii i lepiej, aby był przytomny i na siłach. A jeżeli tak nie będzie... cóż, po prostu przesuniemy wyprawę o jeden dzień, i tyle. W końcu bardzo ważnym było dla mnie, aby mój mąż w pełni czuł się dobrze.
- Byłem u niego dwa razy, ale spał. Nie bój się o niego, taka już jego natura – powiedział, odwracając się przodem do mnie i posyłając mi tym samym jeden z jego najsłodszych uśmiechów.
- Dobrze by mu było powiedzieć, że jutro wyruszamy – odparłem, dopiero teraz zauważając, że na jego szyi nie ma obroży. Pewnie ją zdjął, by się nie zamoczyła, czy coś, co było jak najbardziej zrozumiałem, ale pomimo tego poczułem lekkie niezadowolenie. Z ozdobą na szyi wyglądał o niebo lepiej.
- W końcu się obudzi, a wtedy mu powiemy, nie ma co go teraz męczyć – wyjaśnił mi Mikleo, na co w duchu się z nim zgodziłem. W końcu, nawet jeśli go obudzimy, nie ma pewności, że będzie na tyle przytomny, by zrozumieć, co do niego mówimy. Zresztą, dzisiaj będzie chyba taki cały dzień.
- Chyba masz rację – przyznałem, cicho wzdychając. – Tak swoją drogą... nie masz mi za złe tego, że nie poszedłem z tobą na trening? – spytałem, ponieważ nadal czułem się troszkę winny całej tej sytuacji. Naprawdę poszedłbym z nim na ten trening, ale ten uparł się, aby zrobić te rzeczy samemu.
- A czemu miałbym być zły? Sam to przecież zaproponowałem – powiedział, delikatnie przekrzywiając głowę, przypominając przy tym zaciekawionego szczeniaczka. Albo raczej zaciekawioną owieczkę.
- Bo ci wczoraj obiecałem, czyli tak jakby nie wypełniłem obietnicy – zacząłem, spuszczając głowę. Niby taka nic nie znacząca głupota, ale trochę bardzo mnie ruszyła.
- Nie, nie jestem zły, i ty również nie powinieneś być zły na siebie – powiedział łagodnie, chwytając mój podbródek i unosząc go tak, bym znowu na niego spojrzał. Nie byłem do końca przekonany do jego słów, ale nie pozostało mi nic innego, jak tylko się z nimi pogodzić, skoro sam chłopak nie widział w tym żadnego problemy.
- Jeśli tak uważasz – westchnąłem cicho z zamiarem wstania na równe nogi, w czym przeszkodził mi mój mąż, chwytając mnie za nadgarstek. Spojrzałem na niego zaskoczony i trochę ciekawy, czego on ode mnie chce, i w tym samym momencie poczułem jego delikatne usta na swoich. Ach, więc o to mu chodziło... przyznam, w ciągu dwóch godzin, jak nie ponad, ochota na zbliżenie zdążyła mi przejść i to już nie za bardzo było moim priorytetem, nie to co rano.
- Czy teraz mógłbym dostać swoją nagrodę? – spytał, kiedy oderwał się od moich ust i posłał mi zadziorny uśmieszek.
Zmrużyłem brwi udając, że poważnie zastanawiam się nad całą tą sytuacją. Czy zasługuje? Po tym, jak mnie brutalnie rano obudził i zwodził? Nie byłbym co do tego taki pewien, może powinienem się z nim podroczyć? Tak troszeczkę, czyli tak, jak on to zrobił ze mną wcześniej. Nie powinien się na mnie za bardzo obrazić. Chwyciłem jego delikatną i nieco małą w porównaniu z moją dłoń, po czym ją ucałowałem.
- Nie jestem przekonany, w końcu to jest nagroda, a na nagrodę zasługują tylko grzeczni chłopcy – wymruczałem, uśmiechając się do niego równie zadziornie, co on do mnie.
- A ja nie byłem grzeczny? – spytał, a z tonu jego głosu mogłem wyczytać, że nie był zły, a wręcz przeciwnie, takie droczenie mu się spodobało.
- Nie do końca, nie rano. I wydaje mi się, że czegoś tutaj brakuje – mówiąc to, przesunąłem palcem po jego szyi, gdzie teoretycznie powinna mieścić się obiecana obroża.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz