Z niechęcią zgodziłem się z moim mężem, ponieważ nie miałem innego wyjścia. Gdybym się nie zgodził, pewnie zacząłby dalej ze mną dyskutować, a tego chciałem uniknąć. Poza tym, miałem wrażenie, że Mikleo prowadzi nas nieco okrężną drogą, on to robił specjalnie? Czy może jednak był nieco zmęczony? Może faktycznie powinniśmy wyruszyć dzień później, a dzisiaj po prostu odpoczywać? Cóż, teraz nie mamy wyjścia, ale myślę, że jeszcze parę dni i przyzwyczaję się do tego tempa.
Kiedy Mikleo położył się na swoim posłaniu i zamknął oczy, usiadłem w najniewygodniejszej pozycji, by przypadkiem nie zasnąć. Przez pierwszą połowę dnia miałem wrażenie, że zaraz zasnę bez względu na to, czy chodziłem czy siedziałem. Trochę lepiej czułem się po południu, kiedy już trochę się rozruszałem. Z lekkim rozbawieniem przypomniałem sobie przeprosiny męża o wczorajszy wieczór. Kompletnie nie rozumiałem, dlaczego czuł się winny, przecież to nie była jego wina. Zresztą, wolałem się nim zajmować tam, w sypialni, niż żeby znowu mi gdzieś znikał, nawet jeśli to było dla mnie wyczerpujące. W końcu, jeszcze miałem na to siły, więc lepiej, aby z tego korzystał, póki tylko mógł.
Mimo wszystko lekko nagiąłem obietnicę, którą złożyłem Mikleo. W końcu, miałem go obudzić tak, aby nasze warty były równe, chociaż... w sumie, powiedział mi, bym obudził go po kilku godzinach. Cóż, zdecydowałem się go obudzić dopiero jakieś dwie godziny przed świtem, jak nie mniej. Kilka godzin minęło? Minęło, więc nie powinien być na mnie zły. Poza tym, on tak słodko spał, i był pewnie tak zmęczony po wczorajszym dniu, że nie miałem serca go budzić. Musiałem w końcu to zrobić, ponieważ by się na mnie śmiertelnie obraził. Poza tym, sam musiałem chociaż trochę się przespać, by mieć siłę jutro iść i by stanąć na kolejnej warcie.
Nachyliłem się nad moim mężem i chwyciłem go ostrożnie za ramię, delikatnie nim potrząsając. Szkoda, że nie jestem troszkę bardziej wytrzymalszy, dzięki temu Mikleo mógłby się wyspać i nabrać sił, a tak to pewnie będzie jeszcze zmęczony.
- Miki, wstawaj... – wyszeptałem mu do ucha i posłałem mu ciepły uśmiech, kiedy tylko otworzył oczy. – Jesteś pewien, że nie chcesz się jeszcze na chwilę zdrzemnąć? – dodałem, przyglądając się mu uważnie, kiedy podniósł się do siadu i leniwie się rozciągał.
- Nie, nie. Chwila, muszę się rozbudzić – wymamrotał, ziewając i przecierając oczy. – Czemu obudziłeś mnie tak późno? Zaraz będzie świtać – mimo cichego głosu słyszałem wyraźną pretensję. Jak zwykle mój mąż musi szukać dziury w całym...
- Obudziłem cię po kilku godzinach. Tak, jak o to prosiłeś – odparłem, uśmiechając się do niego uroczo, zajmując jego miejsce. Może to nie było najwygodniejsze posłanie, w jakim spałem, ale lepsze to niż leżeć na gołej ziemi.
- Nie o to mi chodziło – burknął, przyglądając mi się spode łba.
- Musisz uważniej dobierać słowa, kochanie – uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, przysuwając do głowy plecak z ubraniami, który miał mi służyć za prowizoryczną poduszkę, i to na jakieś najbliższe trzy tygodnie. – Obudź mnie o świcie.
- Zastanowię się – mruknął, jakby lekko na mnie obrażony, czego kompletnie nie rozumiałem. Za co miałby się na mnie obrazić? Obudziłem go, jak mnie prosił, i jeszcze sobie całkiem długo pospał, co było raczej plusem. W końcu, z nas dwóch to on musi być bardziej wypoczęty, ponieważ to właśnie on nas prowadzi. Ja sobie jakoś dam radę, jak zawsze.
Westchnąłem cicho i przekręciłem się na drugi bok, tyłem do wyjścia, po czym naciągnąłem na swoje może odrobinę wychłodzone ciało cienki koc. Tyle dobrego, że byłem na tyle zmęczony, że nie za bardzo zwracałem uwagę na twarde podłoże oraz panujący w jaskini chłód, tylko niemalże od razu zasnąłem.
Obudziłem się sam, ku mojemu niezadowoleniu. W dodatku po otworzeniu oczu zdałem sobie sprawę, że jest widno. W sumie, mogłem się tego spodziewać, że Mikleo będzie chciał dać mi pospać trochę dłużej, co – moim skromnym zdaniem – było głupotą z jego strony. Nie możemy wydłużać drogi tylko dlatego, bym ja mógł dłużej wypocząć.
Z niechęcią podniosłem się do siadu i odkryłem jeszcze jedną, nieprzyjemną rzecz – moje mięśnie były bardzo obolałe. Cóż, nie ma w tym nic dziwnego, moje ciało już zdążyło się przyzwyczaić do cudownej miękkości zamkowego łoża i teraz boleśnie protestuje. Może, jak się zacznę ruszać, szybko mi to przejdzie.
- Dzień dobry. Co zjesz na śniadanie? – usłyszałem glos mojego męża. Leniwie rozejrzałem się po jaskini i zauważyłem, że posłanie Yuki’ego jest puste, a na zewnątrz pada bardzo silny deszcz. Ten dzień zapowiada się naprawdę cudownie, nie ma nic lepszego od podróżowania w ulewie.
- Nic, zjem później jakąś kolację, czy coś – odparłem, leniwie się przeciągając. Mam nadzieję, że wkrótce moje mięśnie się przyzwyczają do twardego podłoża, bo ten ból do najprzyjemniejszych nie należy. – Czemu mnie nie obudziłeś? I gdzie jest Yuki? – odparłem, zaczesując do tyłu lekko irytującą grzywkę.
- Nasz syn jest na dworze, a nie obudziłem cię, ponieważ na zewnątrz jest paskudna pogoda. No i chciałem, byś trochę wypoczął – odpowiedział, niespecjalnie przejęty moim niezadowoleniem. Cóż, ja również nie byłem przejęty, kiedy go obudziłem.
- Pogoda nie ma nic do rzeczy, powinniśmy ruszać bez względu na to, czy pada, czy nie – powiedziałem, podnosząc się z koca.
- Tak, byś później nie daj Boże zachorował. Usiądź i zjedz coś, nie zapowiada się, aby szybko przestało padać – powiedział spokojnie mój mąż, rzucając mi rozbawione spojrzenie. Nie byłem zadowolony z tego faktu, ale pomimo tego posłuchałem się go i zająłem miejsce obok niego, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Jesteś pewien, że nie stracimy przez to dużo czasu? – spytałem, przyglądając się uważnie Mikleo. W końcu, mieliśmy prowiant na trzy tygodnie, a z tego, co mi wiadomo, nie będziemy mijać wielu wsi, o ile w ogóle będziemy jakieś mijać, a naprawdę wolałbym uniknąć epizodu, jaki mieliśmy podczas podróży powrotnej do zamku. Wtedy aż tak źle nie było, bo tak wiele energii nie traciłem, gdyż mogłem jechać na koniu, ale teraz... cóż, mógłbym mieć znacznie większy problem. Zresztą, mogłem podróżować podczas ulewy, moja odporność jest już znacznie lepsza, a później co najwyżej bym się ogrzał przy ognisku, i tyle, nie byłoby wcale tak źle.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz