Czasem naprawdę miałem wrażenie, że mój mąż przesadzał, nic mi się przecież nie stało, to prawda jestem zmęczony, co było naturalne po tak męczącym dniu i połowie nocy, nie było jednak powodu, aby się obwiniał ani tym bardziej mnie za coś przepraszał. Sorey musiał zrozumieć, że nie mam mu tego za złe, jest przecież człowiekiem, a jak wiadomo, ludzi potrzebują więcej odpoczynku i spokoju od aniołów, które stworzone są do pilnowania i chronienia ludzi przed wszelakim złem.
- Czuję się dobrze, nie musisz się o mnie martwić ani tym bardziej mnie przepraszać - Przyznałem, nie mając do niego o nic pretensji, przecież nic się nie stało i tak ostatnio większość czasu to on nas pilnuje nic więc dziwnego, że w końcu jego organizm musiał się mu sprzeciwić.
- Nie powinienem zostawiać cię z tym wszystkim samego, ty również byłeś, a nawet wciąż jesteś zmęczony - Słysząc jego wypowiedź, westchnąłem cicho, wślizgujące się na kolana męża, by wtulony w jego ciało powoli zasypiać.
- Mną się nie przejmuj, najważniejsze jest to, że ty czujesz się już dobrze - Ziewając, zamknąłem oczy, wsłuchując się w kolejne zdania wypowiadane przez mojego męża.
- Szkoda, że z tego powodu ty nie czujesz się dobrze - Szepnął, głaszcząc mnie po głowie, gdy oparłem ją o jego klatkę piersiową.
- Czuję się dobrze, gdy jesteś obok mnie - Przyznałem, chwytając dłoń męża, splatając nasze palce - Nie powinieneś się tak o mnie martwić, jestem dużym chłopcem dam sobie radę - Wyszeptałem, nim odpłynąłem zmęczony do krainy Morfeusza.
Obudziłem się kilka godzin później, przez cały czas śpiąc w ramionach męża, który przyglądając mi się, złożył delikatny pocałunek na moich ustach, gdy tylko dostrzegł moje przebudzenie.
- Dzień dobry jak się spało? - Pytając, poprawił moją grzywkę, która uparcie wpadała mi do oczu.
- Dzień dobry, fantastycznie jesteś bardzo wygodnym łóżkiem - Wymruczałem, uśmiechając się zadziornie do męża, wstając z jego kolan, rozciągając swoje zastygłe mięśnie.
Sorey prychnął cicho, nie wydając się jednak bardzo dotkniętym tymi słowami, doskonale wiedział, że tylko sobie żartuje, takie drobne przekomarzanie nikomu nie zaszkodzi.
- Możemy już wyruszać? - Słysząc to pytanie, kiwnąłem głową, unosząc ją ku niebu, był późny ranek, a to oznaczało, że powinniśmy powoli zbierać się do drogi, aby jeszcze bardziej niepotrzebnie jej nie wydłużać.
- A co ze śniadaniem? - Spytałem, tak aby się upewnić czy aby przypadkiem nie wolałby jednak czegoś zjeść przed wyprawą.
- Nie jestem głodny - Przyznał, wchodząc do jaskini, gdzie Yuki bawił się kamyczkami. Na wiadomość o powrocie do drogi chłopiec szybko pomógł nam w spakowaniu wszystkiego do plecaka, aby już po chwili móc znów kroczyć przed siebie..
Dni mijały, a my byliśmy coraz bliżej domu, domu, do którego nagle przestałem chcieć wracać, coś z tyłu głowy chciało, abym zawrócił, choć sam tak naprawdę nie wiedziałem dlaczego.
Postanowiłem więc zignorować to dziwne przeczucie, skupiając się na tym, co było najważniejsze, bezpieczne dotarcie do miejsca docelowego to powinno być moim priorytetem.
Podczas jednej z nocy leżąc na kocu, wpatrywałem się w ścianę jaskini, nieświadomie bawiąc się palcami, u dłoni leżącego obok męża rozmyślając nad coraz to bliższym spotkaniem z dziadkiem, które może odrobinkę mnie przerażało, dziadek był bardzo konsekwentny, Serafinem dla niego moje ludzkie zachowania mogą być hańbą nie tylko zresztą one, przemiana w smoka, niedopilnowanie człowieka, który był pod moją opieką, tak wiele nabroiłem i dopiero teraz zaczynam czuć strach i niepewność, czy aby na pewno dobrze zrobiłem? Czy na pewno powinienem pokazywać się dziadkowi na oczy? Sam już nie wiem..
- Miki co się dzieje? - Sorey, który najwidoczniej przez dłuższy czas mi się przyglądał, zwrócił moją uwagę, odsuwając na chwilę wszelakie zmartwienia i niepewności.
- Nic takiego - Uśmiechając się delikatnie, patrzyłem w jego oczy, starając się ukryć moje obawy, które na pewno były głupi dziadek nie byłby mną zawiedziony a może właśnie by był? O rany.
- Nie musisz kłamać. Pamiętasz, mogę usłyszeć twoje myśli, coś cię martwi - Pakt który nas łączyło, całkowicie uniemożliwiał mi zatrzymanie czegoś dla siebie, Sorey mógł usłyszeć wszystko, nawet to, czego usłyszeć nie powinien i to właśnie lekko mnie drażniło, z drugiej strony wolałem, aby to mój mąż słyszał moje myśli i uczucia niż gdyby miał być to inny obcy mężczyzna, przed którym musiałbym się otworzyć..
- Zaczynam chyba troszeczkę obawiać się spotkania z dziadkiem, to już lada dzień a ja czuję, że przyniosłem mu wstyd, zrobiłem tak wiele głupich rzeczy podczas swojej podróży. A przecież jestem aniołem, nie powinienem był do tego wszystkiego dopuścić. - Przyznałem, zmartwiony tym wszystkim, co się stało, a stać się nie powinno, jestem naprawdę kiepskim aniołem stróżem..
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz