Z pomocą męża i dziecka pakowanie miało mi pójść znacznie szybciej szkoda tylko, że wcale tak nie było. Yuki dość szybko znudził się pomaganiem nam, bawiąc się z psem, który ciągle zabierał coś dziecku, chcąc się z nim bawić. Sorey natomiast od początku nie miał ochoty na pakowanie od niechcenia bardzo, ale to bardzo powoli podając mi ubrania, które pakowałem do jego plecaka, mając troszeczkę dość ich nastawienia do pakowania się, czy ja muszę robić wszystko za nich? Jako jedyny nie biorę ze sobą nic i również jako jedyny staram się spakować tę dwójkę, aby mieli wszystko, co najważniejsze podczas tej podróży, tyle dobrego, że chociaż trochę się starają przynajmniej tyle wysiłku z ich strony, który mogę docenić.
- Bardzo się cieszę, że aż tak angażujecie się w pomoc, jest mi niezmiernie miło, że tak wam się do tego śpieszy - Odezwałem się, dopiero gdy wszystkie rzeczy zostały spakowane, teraz wszyscy byliśmy gotowi do wędrówki.
- Przecież pomagaliśmy - Oboje z pretensją w głosie spojrzeli na mnie, kręcąc noskami, Yuki czasem zdecydowanie za bardzo naśladuje swojego tatę co w sumie mu się dziwić jaki ojciec taki syn.
- Naturalnie, pomagaliście szkoda tylko, że tak wolno - Wypomniałem, nie zapominając o tym małym szczególe.
- No ale teraz to się już czepiasz - Yuki przyznał rację tacie, który jak zwykle nie widział w niczym problemu, nie żeby był jakiś problem, bo nie było, chciałem tylko ponarzekać, nie wolno? Oczywiście, że wolno i tak nic ciekawszego do roboty nie miałem.
Westchnąłem cicho, po jego wypowiedzi postanawiając już nie drążyć tematu, przy nich i tak nie mam szans, w końcu oni wiedzą najlepiej, a ja niepotrzebnie się czepiam chyba naprawdę mam ostatnio za mało ruchu i zaczynam czepiać się wszystkiego i może nawet wszystkich. Jak dobrze, że wyruszamy w podróż, od razu poczuje się lepiej.
- Gotowe - Moje słowa skierowałem bardziej do siebie, niż do nich odstawiając plecak na bok, mając już, chociaż to z głowy.
- Hura zrobiliśmy! - Zadowolony Yuki nie ukrywał swojego entuzjazmu, ciesząc się z zakończenia prac.
- Tak, zrobiliśmy - Powtórzyłem słowa chłopca, uśmiechając się do dziecka, delikatnie czochrając jego włosy. Niech mu będzie, „zrobiliśmy” nie będę niszczył jego marzeń, przecież to tylko dziecko.
- Mogę iść się teraz pobawić z Emi? - Słysząc słowa dziecka, oboje spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, nie wiedząc, kim jest Emi, co nas ominęło? Dlaczego wcześniej nic nam nie mówił o nowo poznanej koleżance?
- Yuki kim jest Emi? - Zadałem to pytanie, odczuwając niezrozumiałą niepewność, chyba jak zwykle za bardzo się martwię, może chłopiec poznał jakiegoś anioła, o którym nie mieliśmy zielonego pojęcia, co również jest bardzo prawdopodobne, ostatnio zbyt wiele rzeczy mnie po prostu omija.
- Emi jest moją koleżanką, córką służącej cioci Alishy jest człowiekiem i mnie widzi - Chłopiec mówił to z wielkim entuzjazmem, naprawdę ciesząc się z nowej znajomości, która i nas bardzo cieszyła, jeżeli chłopiec jest szczęśliwy to i my jesteśmy szczęśliwi.
- Jeśli tak to baw się dobrze - Tym razem odzywałem się tylko ja, gdy mój maż milczał, przyglądając się chłopcu, może zastanawiając się nad jego nową znajomą, której nie znaliśmy, jednak skoro jest dzieckiem, na pewno w żaden sposób nie zaszkodzi naszemu synowi poza tym Yuki ma Codi'ego a on nie pozwoli nikomu skrzywdzić swojego chłopca.
Yuki pożegnał się z nami, wybiegając z pokoju, jak poparzony najwidoczniej ta cała Emi musiała być naprawdę sympatyczną osobą skoro aż tak ciągło go do niej.
- Jesteś pewien, że powinniśmy mu pozwalać na spotykanie się z człowiekiem? - Słowa mojego męża trochę mnie zaskoczyły. Wiem, że bardzo martwi, się o dziecko sądzę jednak, że trochę przesadza Yuki'emu nic nie grozi nie w tym miejscu każdy ma przecież na niego oko.
- Oczywiście, że powinniśmy. Towarzystwo dziecka w jego wieku bardzo mu się przyda, spójrz na siebie, ty dzięki mnie wyrosłeś na porządnego mężczyznę - Zadowolony spojrzałem na męża, do którego podszedłem, uśmiechając się zadziornie, oczywiście miałem świadomość, że to nie do końca moja zasługa a w większości ludzi i otoczenia, w którym się wychowywał, co nie zmieniało, że i ja miałem na to jakiś maleńki wpływ w jego życie tak jak i on w moje.
- Naturalnie, że to wszystko tylko i wyłącznie twoja zasługa - Wymruczał, chwytając moją dłoń, ciągnąc mnie w stronę łózka, oczywiście, że powiedział to, tylko po to, by dostać to, czego nie dałem mu wcześniej, już ja go dobrze znałem, potrafił przyznać mi rację w każdej sytuacji, byleby mieć to, na co jak sądzi, sobie zasłużył.
Rozbawiony usiadłem na nogach mojego męża, delikatnie głaszcząc jego policzek.
- Zawsze wiesz co mi powiedzieć, abym obrósł w piórka - Wymruczałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, mrucząc cicho pod nosem z zadowoleniem, czując jego dłonie wślizgujące się pod moją koszulkę.
- Naturalnie, w końcu ja zawsze mam rację - Zadowolony przewrócił mnie na plecy, wyciągając z szafki nocnej obroże, której dawno już nie miałem na sobie, a którą pozwoliłem sobie założyć, doskonale wiedząc, na co ma ochotę mój mąż i na co sam ochotę wielką miałem.
- Zawsze? - Powtórzyłem, odsuwając go na chwilę od siebie, patrząc w jego oczy, mając ochotę na droczenie się z mężem.
- Oczywiście, że zawsze w końcu każde moje przypuszczenia się sprawdzają, miałem rację co do Yui, Rachel i Arthura, a to coś oznacza - Słysząc jego słowa, westchnąłem cicho, co prawda to prawda mimo wszystko w tym sprawach miał rację, nie oznacza to jednak, że zawsze ma rację, nie tylko on w tej rodzinie ma słuszne przypuszczenia, ja czasem też mam rację i o tym naturalnie nie warto pamiętać.
- Nie ładnie tak przypisywać sobie wszystkie zasługi - Bąknąłem nieobrażony, bo nie miałem oczywiście, o co bardziej niezadowolony z wypowiedzianych przez niego słów.
- Wybacz, ty też masz czasem rację, a teraz może wrócimy do tego, co zaczęliśmy? - Przyznam słowo „czasem” i tak było lepsze niż słowo „nigdy”, więc mogłem chyba mu odpuścić foszki, na które wyjątkowo dziś miałam ochotę, choć nie mam pojęcia dlaczego, może to wina jutrzejszej pełni zawsze w takim okresie zachowuje się jak nie ja i nie bardzo potrafię nad tym zapanować.
- Bardzo chętnie wrócę do tego, co zaczęliśmy, zastanawiam się tylko co z obiadem? Dziś z tego, co kojarzę, nawet śniadania nie jadłeś, nie jesteś głodny? - Przypominałem, nie chciałem go do niczego zmuszać, sądzę jednak, że musi coś zjeść, tym bardziej że podczas podróży nie będzie miał tak wielkiego wyboru i jedzenia. Powinien korzystać ze wszelkich dóbr, nim wyruszy w drogę, kochać można się w każdej chwili, a jeść trzeba, systematycznie, o czym powinien pamiętać, aby nie zachorować.
- Bardzo się cieszę, że aż tak angażujecie się w pomoc, jest mi niezmiernie miło, że tak wam się do tego śpieszy - Odezwałem się, dopiero gdy wszystkie rzeczy zostały spakowane, teraz wszyscy byliśmy gotowi do wędrówki.
- Przecież pomagaliśmy - Oboje z pretensją w głosie spojrzeli na mnie, kręcąc noskami, Yuki czasem zdecydowanie za bardzo naśladuje swojego tatę co w sumie mu się dziwić jaki ojciec taki syn.
- Naturalnie, pomagaliście szkoda tylko, że tak wolno - Wypomniałem, nie zapominając o tym małym szczególe.
- No ale teraz to się już czepiasz - Yuki przyznał rację tacie, który jak zwykle nie widział w niczym problemu, nie żeby był jakiś problem, bo nie było, chciałem tylko ponarzekać, nie wolno? Oczywiście, że wolno i tak nic ciekawszego do roboty nie miałem.
Westchnąłem cicho, po jego wypowiedzi postanawiając już nie drążyć tematu, przy nich i tak nie mam szans, w końcu oni wiedzą najlepiej, a ja niepotrzebnie się czepiam chyba naprawdę mam ostatnio za mało ruchu i zaczynam czepiać się wszystkiego i może nawet wszystkich. Jak dobrze, że wyruszamy w podróż, od razu poczuje się lepiej.
- Gotowe - Moje słowa skierowałem bardziej do siebie, niż do nich odstawiając plecak na bok, mając już, chociaż to z głowy.
- Hura zrobiliśmy! - Zadowolony Yuki nie ukrywał swojego entuzjazmu, ciesząc się z zakończenia prac.
- Tak, zrobiliśmy - Powtórzyłem słowa chłopca, uśmiechając się do dziecka, delikatnie czochrając jego włosy. Niech mu będzie, „zrobiliśmy” nie będę niszczył jego marzeń, przecież to tylko dziecko.
- Mogę iść się teraz pobawić z Emi? - Słysząc słowa dziecka, oboje spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, nie wiedząc, kim jest Emi, co nas ominęło? Dlaczego wcześniej nic nam nie mówił o nowo poznanej koleżance?
- Yuki kim jest Emi? - Zadałem to pytanie, odczuwając niezrozumiałą niepewność, chyba jak zwykle za bardzo się martwię, może chłopiec poznał jakiegoś anioła, o którym nie mieliśmy zielonego pojęcia, co również jest bardzo prawdopodobne, ostatnio zbyt wiele rzeczy mnie po prostu omija.
- Emi jest moją koleżanką, córką służącej cioci Alishy jest człowiekiem i mnie widzi - Chłopiec mówił to z wielkim entuzjazmem, naprawdę ciesząc się z nowej znajomości, która i nas bardzo cieszyła, jeżeli chłopiec jest szczęśliwy to i my jesteśmy szczęśliwi.
- Jeśli tak to baw się dobrze - Tym razem odzywałem się tylko ja, gdy mój maż milczał, przyglądając się chłopcu, może zastanawiając się nad jego nową znajomą, której nie znaliśmy, jednak skoro jest dzieckiem, na pewno w żaden sposób nie zaszkodzi naszemu synowi poza tym Yuki ma Codi'ego a on nie pozwoli nikomu skrzywdzić swojego chłopca.
Yuki pożegnał się z nami, wybiegając z pokoju, jak poparzony najwidoczniej ta cała Emi musiała być naprawdę sympatyczną osobą skoro aż tak ciągło go do niej.
- Jesteś pewien, że powinniśmy mu pozwalać na spotykanie się z człowiekiem? - Słowa mojego męża trochę mnie zaskoczyły. Wiem, że bardzo martwi, się o dziecko sądzę jednak, że trochę przesadza Yuki'emu nic nie grozi nie w tym miejscu każdy ma przecież na niego oko.
- Oczywiście, że powinniśmy. Towarzystwo dziecka w jego wieku bardzo mu się przyda, spójrz na siebie, ty dzięki mnie wyrosłeś na porządnego mężczyznę - Zadowolony spojrzałem na męża, do którego podszedłem, uśmiechając się zadziornie, oczywiście miałem świadomość, że to nie do końca moja zasługa a w większości ludzi i otoczenia, w którym się wychowywał, co nie zmieniało, że i ja miałem na to jakiś maleńki wpływ w jego życie tak jak i on w moje.
- Naturalnie, że to wszystko tylko i wyłącznie twoja zasługa - Wymruczał, chwytając moją dłoń, ciągnąc mnie w stronę łózka, oczywiście, że powiedział to, tylko po to, by dostać to, czego nie dałem mu wcześniej, już ja go dobrze znałem, potrafił przyznać mi rację w każdej sytuacji, byleby mieć to, na co jak sądzi, sobie zasłużył.
Rozbawiony usiadłem na nogach mojego męża, delikatnie głaszcząc jego policzek.
- Zawsze wiesz co mi powiedzieć, abym obrósł w piórka - Wymruczałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, mrucząc cicho pod nosem z zadowoleniem, czując jego dłonie wślizgujące się pod moją koszulkę.
- Naturalnie, w końcu ja zawsze mam rację - Zadowolony przewrócił mnie na plecy, wyciągając z szafki nocnej obroże, której dawno już nie miałem na sobie, a którą pozwoliłem sobie założyć, doskonale wiedząc, na co ma ochotę mój mąż i na co sam ochotę wielką miałem.
- Zawsze? - Powtórzyłem, odsuwając go na chwilę od siebie, patrząc w jego oczy, mając ochotę na droczenie się z mężem.
- Oczywiście, że zawsze w końcu każde moje przypuszczenia się sprawdzają, miałem rację co do Yui, Rachel i Arthura, a to coś oznacza - Słysząc jego słowa, westchnąłem cicho, co prawda to prawda mimo wszystko w tym sprawach miał rację, nie oznacza to jednak, że zawsze ma rację, nie tylko on w tej rodzinie ma słuszne przypuszczenia, ja czasem też mam rację i o tym naturalnie nie warto pamiętać.
- Nie ładnie tak przypisywać sobie wszystkie zasługi - Bąknąłem nieobrażony, bo nie miałem oczywiście, o co bardziej niezadowolony z wypowiedzianych przez niego słów.
- Wybacz, ty też masz czasem rację, a teraz może wrócimy do tego, co zaczęliśmy? - Przyznam słowo „czasem” i tak było lepsze niż słowo „nigdy”, więc mogłem chyba mu odpuścić foszki, na które wyjątkowo dziś miałam ochotę, choć nie mam pojęcia dlaczego, może to wina jutrzejszej pełni zawsze w takim okresie zachowuje się jak nie ja i nie bardzo potrafię nad tym zapanować.
- Bardzo chętnie wrócę do tego, co zaczęliśmy, zastanawiam się tylko co z obiadem? Dziś z tego, co kojarzę, nawet śniadania nie jadłeś, nie jesteś głodny? - Przypominałem, nie chciałem go do niczego zmuszać, sądzę jednak, że musi coś zjeść, tym bardziej że podczas podróży nie będzie miał tak wielkiego wyboru i jedzenia. Powinien korzystać ze wszelkich dóbr, nim wyruszy w drogę, kochać można się w każdej chwili, a jeść trzeba, systematycznie, o czym powinien pamiętać, aby nie zachorować.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz