Nie wiedziałem, co się dzieje i nie miałem za bardzo ochoty wiedzieć, co się dzieje. Byłem na wpół śpiący, a tu, pod kołdrą, było tak przyjemnie i tak miło... czemu miałbym gdziekolwiek wychodzić? W dodatku słońce było jeszcze tak nisko, przecież o takiej porze, mając tak wygodne łóżko, powinno się spać. Trzeba korzystać z tych dobrodziejstw, bo przez najbliższe trzy tygodnie będziemy spać na gołej ziemi. Znaczy, ja i Yuki, bo Mikleo pewnie położy się na mnie i będzie miał najwygodniej z nas wszystkim. Owszem, obiecałem mu treningi, ale o normalnej porze, i on się ze mną zgodził, a to zdecydowanie nie jest normalna pora.
- Ale jest za wcześnie – wyburczałem niezadowolony, naciągając na głowę kołdrę. Moje największe marzenie na tamtą chwilę było to, bym znowu oddał się w ramiona Morfeusza. Tam było tak cudownie, tak miło... Czemu Miki nie mógł do mnie dołączyć? Zwykle grzecznie leżał przy mnie i pozwalał mi spać całkiem długo, dlaczego więc teraz zmienił zdanie?
- Jest dziesiąta, nie jest za wcześnie – odparł Mikleo, jakby z pretensją w głosie. Nie zareagowałem za bardzo, próbując znowu zasnąć. Dziesiąta rano to dla mnie zdecydowanie za wcześniej. – Sorey, obiecałeś mi coś – wyjęczał, przypominając mi tym samym zniecierpliwione dziecko. Co jest, przecież zwykle to ja się tak zachowuję... zresztą, czy to takie ważne? Sen jest ważniejszy.
Niestety, Mikleo mi nie pozwolił spać dalej. Po ułamku sekundy poczułem, jak ściąga ze mnie kołdrę, przez co z mojego gardła wydobył się jęk niezadowolenia. Spojrzałem z wyrzutem na mojego męża, mając mu odrobinkę za złe taką wczesną pobudkę. Miałem nadzieję, że obudzę się tuż obok niego, spokojnie, bez pośpiechu, może nawet będziemy mieć czas na chwilę przyjemności... cóż, to były przyjemne marzenia. Powoli podniosłem się do siadu, ziewnąłem szeroko, a następnie leniwie się przeciągnąłem. Rozejrzałem się leniwie po pomieszczeniu, napotykając zniecierpliwione spojrzenie mojego męża. Pali się, czy coś? Nie wydaje mi się.
- Mówiłem, że może trenować o jakiejś normalnej godzinie – wymamrotałem, patrząc na niego oburzonym wzrokiem.
- To jest normalna godzina, a teraz chodź, musisz się przebrać – pospieszał mnie, a jego zachowanie znowu wydało mi się dziwne. Zmrużyłem powieki, zaczynając przyglądać mu się nieco uważniej. Nie dość, że zachowywał się niecodziennie, to jeszcze jakoś tak inaczej wyglądał. Miał taki dziwny błysk w oku, i jeszcze jego skóra wydawała się odrobinę... błyszcząca? Ale już go kiedyś takiego widziałem, tylko kiedy...
- Czy dzisiaj jest pełnia? – spytałem trochę niepewnie, nie będąc pewien, czy dobrze kojarzę tę sytuację.
- Tak, ale nie martw się, jutro mi przejdzie – powiedział, uśmiechając się do mnie słodko i radośnie. Rany, dawno go takiego nie widziałem, takiego dziecinnego i słodkiego. Był wtedy tak strasznie uroczy, znaczy, na co dzień jest również uroczy, ale jego radość powodowała, że moje serce się wręcz roztapiało.
Po chwili dotarł do mnie jeszcze jeden fakt. Skoro jest pełnia to znaczy, że mój aniołek ma bardzo dużo energii i znacznie większa ochotę na zbliżenia. A Yuki będzie przez cały dzień apatyczny i najprawdopodobniej spędzi go w swoim pokoju, po prostu śpiąc. Nie, żeby coś, ale to mi wygląda na idealną sytuację, by spędzić w pokoju cały dzień – albo przynajmniej pół – i nie będziemy musieli się obawiać się, że dziecko zaraz wbiegnie nam do pokoju. Nic, tylko korzystać, prawda? Dlaczego więc mamy tracić czas na trening? Minie trochę czasu, zanim zdarzy się równie dogodna sytuacja, więc ja tam bym korzystał teraz.
Posłałem Mikleo zadziorny uśmieszek, a następnie nachyliłem się nad nim i złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Mój mąż nie protestował, a wręcz przeciwnie, odwzajemnił gest, wsuwając jedną ze swoich dłoni pod moją koszulkę. Fakt, może i wczoraj troszkę wykorzystaliśmy wieczorną ciszę i spokój, ale nic nie szkodzi nam na przeszkodzie, aby zrobić to również teraz, prawda?
- Skoro jest pełnia, oznacza to, że masz bardzo dużo energii. Powinniśmy ją jakoś dobrze wykorzystać, co ty na to? – wymruczałem, kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie w celu zaczerpnięcia powietrza. Mikleo ciężko dyszał, i nic mi nie odpowiedział, co wziąłem za tak. Przysunąłem się z powrotem do jego ust i położyłem mu dłonie na biodrach, tym samym odrobinkę go do siebie przysuwając. Moje wargi nie zetknęły się jednak z tymi należącymi do jego, a z jego dłonią, którą zakrył swoje usta. Zamrugałem zaskoczony i posłałem mu niezrozumiałe spojrzenie, zrobiłem coś nie tak?
- Nie. Najpierw trening, a później się zastanowię, co dalej – odparł wesoło, po czym wstał energicznie z łóżka. Zgodziłem się na te treningi, owszem, ale nie za taką cenę.
- Ten trening sobie jednak jeszcze trochę poczeka – zauważyłem, wzdychając ciężko. Zauważając zdziwione spojrzenie Mikleo, postanowiłem kontynuować. – Tak właściwie, jestem głodny, zjadłbym najpierw śniadanie. I jeszcze trzeba powiadomić Alishę o naszej decyzji, im wcześniej, tym lepiej, nie będzie żadnego problemu z przygotowaniem prowiantu. No i jeszcze wypadałoby zajrzeć do Yuki’ego, czy wszystko z nim w porządku, jest jeszcze dzieckiem, więc pełnia może na niego oddziaływać niż ostatnio – powoli wyliczałem rzeczy, które należałoby wykonać, zanim pójdziemy na trening, w końcu nie możemy tak po prostu od razu po obudzeniu zacząć ćwiczyć. – Ach, no i jeszcze ja sam muszę się ubrać, bez koszulki raczej ćwiczyć nie mogę.
- Więc wygląda na to, że masz wiele rzeczy do zrobienia – powiedział to tak lekko, jakby w ogóle się tym nie przejął... cóż może faktycznie tak było. – I pamiętaj, bez treningu nie będzie nagrody.
- Nie pamiętam, abyśmy umawiali się na jakieś nagrody – wyburczałem, troszeczkę niezadowolony z jego słów. Miałem nadzieję na przyjemnie spędzony poranek, a tu takie coś. Takim postępowaniem łamie mi serduszko i nawet o tym nie wie.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz