środa, 31 marca 2021

Od Soreya CD Mikleo

Słysząc jego słowa poczułem, jak ogarnia mnie wściekłość. Jak dziadek w ogóle mógł powiedzieć coś takiego? Nie miał żadnego prawa, aby nas rozdzielać i mówić mu takie rzeczy. Czy staruszek nie może po prostu zachowywać się normalnie, jak... dziadek? Cieszyć się, że jesteśmy cali i zdrowi? Albo chociaż mówić jaśniej, a nie szyfrem. Westchnąłem cicho, próbując opanować wzbierające się we mnie negatywne emocje, i zerknąłem przez okno. Z powodu nadchodzącej nocy Serafiny i inni, ukrywający się tutaj wygnańcy powoli zbierali wracali do swoich małych chatek, chcąc odpocząć przed kolejnym dniem. Wioska powoli zaczynała się robić pusta, z czego się cieszyłem. Tylko... która z tych licznych chatek należy do Mikleo? 
~ Jak dostanę się do twojej chatki z tego miejsca, w którym zostawił mnie dziadek? – spytałem, siadając na łóżku. Przestrzeń w tym domku była irytująco mała, nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca... a może to nie przez małą przestrzeń, a przez nieobecność mojego męża tutaj? To też było całkiem prawdopodobne. 
~ Proszę, nie rób nic głupiego – to zrozumiałe, że Mikleo się o mnie martwi, ale niepotrzebnie. W końcu, swoje lata mam i powinienem być w stanie obronić zarówno siebie, jak i jego, nawet przed gniewem dziadka. 
~ Nie będę szedł do ciebie teraz. Przyjdę później, jak już wszyscy zasną, ja i tak bez ciebie nie zasnę. I pamiętaj, nie pozwolę, aby nas ktokolwiek na rozdzielił, nawet jeżeli tym kimś jest dziadek – odparłem, chcąc go troszeczkę uspokoić. Oczywiście, że na to nie pozwolę, opuszczę Mikleo dopiero wtedy, kiedy on sam będzie tego pragnął, nie wcześniej, nie później. Może i Miki jest młodziutki z perspektywy takiego Serafina, jakim jest dziadek, ale jestem przekonany, iż jest wystarczająco dorosły aby decydować za siebie i wiedzieć, co jest dla niego szkodliwe, a co nie. 
~ Nie przychodź. Ja to zrobię – przyznam, nie byłem zadowolony z jego odpowiedzi, wolałem, abym to ja przyszedł do niego, a nie on do mnie.
 W końcu, jeżeli dziadek się dowie, a jest duże prawdopodobieństwo, że jednak się dowie, bo w końcu on jakimś magicznym sposobem wie wszystko, to mojemu mężowi się dostanie, czego zdecydowanie w tym momencie nie chciałem. Wyczuwałem tak wiele emocji, które kumulowały się w moim mężu, i żadna z nich nie była pozytywna. Smutek, poczucie beznadziejności oraz to, że zawiódł wszystkich wokół... czy to właśnie było celem dziadka? Złamanie go? Ciągle mówi o idealności, a jego zachowanie wskazuje na przeciwieństwo tego. Czemu on nie widzi tego, jak bardzo krzywdzi swojego podopiecznego? Albo może widzi, tylko uważa, że „robi to dla jego dobra”... oby szybko zauważył, że nie sprawia mu przysługi, a wręcz odwrotnie, krzywdzi go, i to bardzo. 
~ To w porządku? Chyba lepiej, abym to ja przyszedł do ciebie – zaproponowałem, chcąc mu jak najbardziej oszczędzić negatywnych przeżyć. Ja sobie jakoś poradzę z gniewem dziadka, ale on... ma z tym większy problem. Nie jest to jakoś bardzo odkrywcze, założę się, że dla Mikleo dziadek przez bardzo długi czas był autorytetem, o ile nadal nim nie jest. 
~ Prędzej ja ciebie znajdę niż ty mnie – to było ostatnie zdanie, więc nie pozostało mi nic innego, jak na niego poczekać. Nie podobało mi się takie rozwiązanie, o czym niezwłocznie poinformuję mojego męża, kiedy tylko do mnie przyjdzie. 
Czując potrzebę zrobienia czegokolwiek, zdecydowałem się przygotować sobie coś lekkiego do jedzenia. Nie byłem za bardzo głodny, bardziej wzbudzony i zły na dziadka, ale coś zrobić musiałem. Czas jednak dłużył mi się strasznie, w końcu musiałem zapalić niewielką świeczkę stojącą na stoliku, by nie siedzieć w całkowitej ciemności. Nawet zacząłem czytać jakąś książkę, chociaż niekoniecznie się na niej skupiałem. Kompletnie nie rejestrowałem żadnego przeczytanego słowa, ale przynajmniej czas płynął mi szybciej, bo w końcu usłyszałem to ciche skrzypnięcie drzwi. Zamknąłem z zadowoleniem książkę i uniosłem wzrok, uśmiechając się do mojego męża. Uśmiech jednak szybko zszedł z moich ust. Mimo słabego światła doskonale widziałem, że jego oczy są zaczerwieniony, a policzki niezdrowo zarumienione. On płakał. I to przez niego. 
- Miki – wyszeptałem cicho i wstałem z krzesła, rozkładając ramiona. Mój mąż bez wahania do mnie podszedł i mocno się do mnie przytulił, na nowo zaczynając płakać. Ucałowałem czubek jego głowy i zacząłem uspokajająco gładzić go po plecach. Wyczuwałem wcześniej, że strasznie przeżył tę rozmowę z dziadkiem, ale nie sądziłem, że aż tak. – Już w porządku, jestem przy tobie – szeptałem cichutko, nie przestając go głaskać.
 Będę musiał porozmawiać z dziadkiem raz jeszcze, tym razem już bardziej spokojnie. Musiałem mu wytłumaczyć, że uczucie, które łączy mnie i Mikleo, nie da się tak po prostu wymazać. Albo przedstawić mu bardziej racjonalne argumenty. W końcu, nie możemy być jedyną parą tego typu, musiały być inne osoby przed nami. I oby tylko te inne osoby miały szczęśliwe zakończenie, bo inaczej taki argument dziadek może wykorzystać przeciwko nam. Albo może poczekać, aż dziadek się uspokoi? Nasze spotkanie po latach rozpoczęło się bardzo burzliwie, nic dziwnego, że się zdenerwował. Sam już nie wiem, co mam zrobić. 
 – Lepiej? – spytałem z troską, kiedy Mikleo już troszkę się uspokoił, i sam otarłem łzy z jego policzków. Mój anioł pokiwał głowa, cichutko pociągając nosem. 
- Przepraszam – powiedział w końcu, co bardzo mnie zaskoczyło. – Gdybym potrafił się zachować, nic złego by ci się nie stało. 
- Ty nie musisz mnie za nic przepraszać, to dzięki tobie ciągle żyję – odparłem, posyłając mu delikatny uśmiech. – Cokolwiek ci naopowiadał chcę tylko, byś wiedział, że nie zawiodłeś mnie, i że bardzo cię kocham – dodałem nie chcąc, by zaraz zaczął wymyślać historie, które nigdy nie miały miejsca.

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz