Przyjrzałem się mu uważniej, nie do końca mu wierząc. Sam z siebie tak wcześnie by się nie obudził. Fakt, zdarzyło mu się wstawać w środku nocy i mówić mi, że od teraz to on będzie stał na warcie, ale wtedy mijało raczej kilka godzin, a nie dwie. Mikleo pilnował, aby nasze warty były równe, co mnie nie do końca przekonywało. W końcu, ja musiałem jedynie iść przed siebie, a Mikleo musiał pilnować, abyśmy szli w dobrym kierunku, czyli to on z nas dwóch potrzebował więcej energii.
Westchnąłem cicho na jego słowa, po czym spojrzałem na ciemne korony drzew. Skoro on nie chce mi powiedzieć, co takiego go dręczy, to może ja powinienem? Trochę nie podobało mi się to, że pomimo tego, że ewidentnie jest coś nie tak, Mikleo postanowił zatrzymać dla siebie. Przecież to na tym polegało, by mówić, jeżeli coś jest nie tak.
- Mnie cos niepokoi – przyznałem rozciągając zastygłe mięśnie. – Jest cicho. Za cicho. Nie widzę żadnego życia, a podczas wcześniejszych dni mogłem dostrzec chociażby przechodzące stada saren. Coś tu ewidentnie nie gra – zacząłem zerkając w jego stronę. Może moje małe wyznanie sprawi, że i on powie, co tak właściwie sprawiło, że mój mąż wstał tak wcześnie.
- Mam wrażenie, że coś jest blisko. Coś, co nie ma wobec nas dobrych zamiarów – słysząc jego słowa, zmarszczyłem brwi. W kwestii wyczuwania zła bardziej ufałem Mikleo. Już od czasu jego śmierci miałem z tym problem i prędzej Yuki wyczuwał heliony niż ja, a po zerwaniu naszego paktu ta umiejętność we mnie całkowicie zanikła.
- Może powinniśmy ruszyć dalej? – zaproponowałem. I mnie nie podobał się ten pomysł, ale siedzenie w miejscu, gdzie w pobliżu najprawdopodobniej znajduje się helion... nie brzmi najbezpieczniej. – Najwyżej jutro sobie zrobimy dzień wolny i trochę odpoczniemy.
- To nie brzmi tak źle – westchnął cicho, ale nadal nie był przekonany co do mojego pomysłu. – Tylko nie wiem, czy Yuki będzie miał wystarczająco siły.
- Najwyżej go poniosę. Pójdę go obudzić i nas spakuję – zauważyłem, wracając do jaskini. Chłopiec nie był taki ciężki, więc mogłem go ponieść te kilka godzin. Lepsze to, niż siedzenie w tym miejscu.
Od razu podszedłem do syna i delikatnie go obudziłem, z czym nie miałem najmniejszego problemu; chłopiec obudził się od razu, najwidoczniej i on coś musiał podświadomie czuć. Powiedziałem mu, że musimy wyruszyć w nocy i później odpoczniemy, na co Yuki się zgodził... cóż, innego wyboru nie miał. Na szybko spakowałem nasze rzeczy, których rozłożonych za dużo nie było i już po kilku minutach byłem gotowy. Podczas pakowania jednak w pewnym momencie usłyszałem dziwny łoskot, który mnie zaniepokoił. Co to takiego było? Za przyjaźnie to nie brzmiało.
Widziałem, że mimo wszystko Yuki był zmęczony, dlatego bez problemu wziąłem go na ręce i skierowałem się w stronę wyjścia z jaskini. Z oddali zauważyłem, jak Mikleo chowa się za wielkim głazem i na nasz widok gestem dłoni kazał nam uczynić to samo. Oczywiście, zrobiłem tak, jak mi niewerbalnie kazał pomimo tego, że nie wiedziałem, dlaczego miałem to zrobić. Po chwili i na to pytanie dostałem odpowiedź; na polanie, pod naszą jaskinią, wylądował smok. Ale to nie był zwykły, regularny gad, który uwielbiał wylegiwać się na swoim złocie, a helion. Ze wszystkich helionów, jakie moglibyśmy spotkać na swojej drodze, to akurat on musiał na nas trafić. Jego tak łatwo Mikleo się nie pozbędzie... praktycznie dla niego jest to niemożliwe, nie bez paktu. Okrężne drogi, dzięki którym omijamy ludzi i niebezpieczeństwo, więc niebezpieczeństwo znalazło nas samo.
- Co tu robi smok? – spytałem cicho męża, trochę pewniej chwytając Yuki’ego, który na widok smoka wtulił się w moje ciało. – Nikt na zamku nic o nim nie mówił, a ktoś na pewno by go zauważył.
- Może przybył z innych stron – Mikleo nie spuszczał gada z oczu. Pewnie starał się wymyślić jakiś pomysł, dzięki któremu wszyscy wyszlibyśmy z tego cało. – Mamy szczęście. Szykuje się do spania – dodał po chwili. Czyli będziemy przekradać się obok śpiącego gada, który swoim jednym, ognistym oddechem spali całą naszą trójkę.
Odczekaliśmy chwilę czasu, póki nie rozległo się głębokie oraz jednocześnie przerażające chrapanie. Mikleo chyba nie chrapał, kiedy on był smokiem. I całe szczęście, to nie jest dźwięk, przy którym chciałbym zasypiać. Możliwie jak najciszej oddaliliśmy się od śpiącego gada, co – na nasze szczęście – trudne nie było. Helion musiał być zmęczony, ale nie zmienia to faktu, że się od niego uwolnimy. Anioły na heliony działają jak magnez, więc prędzej czy później znowu się na niego natkniemy, i coś czułem, że prędzej niż później.
- I co z nim zrobimy? – spytałem cicho, by nie obudzić drzemiącego na moich rękach chłopca.
- Unikać? Chować się przed nim? W najgorszym przypadku będę mógł go trochę osłabić, ale to wszystko, co będę w stanie go zrobić – odparł Mikleo, ciężko wzdychając.
- Ale gdybyśmy odnowili pakt, mógłbym go oczyścić – powiedziałem cicho, nie będąc pewien, czy powinienem to zasugerować. W końcu, sam chciałem zerwać pakt, a teraz proponuję ponownie zawarcie go ponownie. Miała to być jednak tylko jednorazowa akcja, bo jeżeli nie oczyścimy tego gada, będzie nas on ścigał aż do naszego celu. Jeszcze tego mi brakowało, aby Yuki albo Mikleo zostali ranni, a na to pozwolić kategorycznie nie mogłem.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz