niedziela, 6 września 2020

Od Soreya CD Mikleo

Och, więc tak się chce mnie pozbyć? Wyzyskując się biednym dzieckiem? I jeszcze może chce się może wymigać od jedzenia? Nie ma mowy, tak łatwo się mnie nie pozbędzie przed śniadaniem. I jeszcze chce skrócić moje wspaniałe włosy, ale po co, to nie rozumiałem. Nie czułem się ani trochę źle w moich włosach. Fakt, może były trochę przydługie, ale jeszcze trochę i będę mógł je związywać w niewielkiego kucyka, dzięki któremu włosy nie będą mi przeszkadzać. Co prawda troszkę grzywkę można było mi skrócić, ale nie miałem z nią jeszcze takiego wielkiego problemu, jak Yuki, dlatego dotknąć ich nie dam. 
Zaczesałem dłonią swoje cudowne blond kosmyki do tyłu i prychnąłem cicho z udawaną pogardą. 
– Moich włosów nie dotkniesz – powiedziałem z dumą i po chwili pokazałem mu język. Przycinanie ich nic nie da, i tak moje kosmyki będą się układać, jakby żyły własnym życiem, więc nie ma nawet co się trudzić. Zresztą, mnie całkiem podobają się moje włosy. 
– Moich również! – zawtórował mi Yuki, krzyżując swoj drobne rączki na piersi. Nie powiem, schlebiało mi to, ale już zacząłem czuć na sobie karcące spojrzenie męża i wiedziałem, że muszę jakoś przekonać chłopca do zmiany zdania; jego grzywka zaczynała bardzo mu przeszkadzać oraz zakrywać oczy, przez co ciągle ją poprawiał. 
– Oj nie, ty masz się słuchać Mikleo – powiedziałem łagodnie do dziecka, czochrając jego włosy. 
– A ty czemu nie? – burknął, patrząc na mnie z oburzeniem. 
– Ponieważ ja jestem dorosły i nie muszę poprawiać włosów co pięć sekund – odparłem z rozbawieniem obserwując, jak ponownie jego dłoń wędruje w kierunku niesfornej grzywki. 
– Ale czy jak się zgodzę, to pójdziesz ze mną na dwór? – spytał po kilku chwilach intensywnego myślenia. 
– Oczywiście, ale najpierw musimy przynieść Mikleo śniadanie i przypilnować go, aby wszystko zjadł – powiedziałem, posyłając mojemu ukochanemu niewinny uśmiech. 
Jeśli myślał, że tak go zostawię bez jedzenia, to się grubo mylił. Już wczoraj mu odpuściłem kolację, ale to tylko dlatego, że zjadł obiad, chociaż i to ledwo w niego wcisnąłem. Poza tym, śniadanie pozwoli mu uzyskać trochę sił, które stracił podczas naszego wczorajszego pobytu nad jeziorem. Jestem przekonany, że ciepła herbata na pewno mu nie zaszkodzi, przecież tak mu zimno. Odczuwanie temperatury jako Serafin było naprawdę zabawną sprawą; kiedy było gorąco i duszno nie widziałem w tym specjalnej różnicy, może poza tym, że się nie pociłem, ale kiedy jest chłodno... tego w ogóle nie odczuwam, a przecież doskonale pamiętałem, jak nieprzyjemne potrafią być takie zimne, jesienne poranki. 
Mój mąż spojrzał na mnie spode łba i burknął coś o tym, że nie jest głodny, ale ja już go nie słuchałem, podobnie jak Yuki. Uradowany dzieciak zeskoczył z łóżka i zaczął mnie pospieszać mówiąc, że musimy iść po śniadanie dla Mikleo. Najwidoczniej rozpierała go energia i bardzo szybko chciał znaleźć się na dworze. Co zabawne, ja również czułem się bardzo pobudzony, a pewnie jako człowiek w taką pochmurną i nieprzyjemną pogodę zakopałbym się pod kołdrą, zupełnie jak Mikleo teraz. Na pewno chłód oraz wilgoć w powietrzu sprawiały, że tak się czuję, innego wyjścia nie widzę. 
Wychodząc z pokoju wpuściłem do środka mokrego Lucjusza, który czaił się pod drzwiami. Ostatnimi czasy widziałem go naprawdę mało, najwidoczniej miał lepsze rzeczy do roboty, niż wylegiwanie się w zamku i łapanie myszy. Cóż, ważne, że jest teraz, przynajmniej dotrzyma towarzystwa Mikleo, podczas kiedy ja i Yuki spędzimy trochę czasu na zewnątrz. 
Kiedy wróciłem z chłopcem oraz śniadaniem do pokoju, kocur już wylegiwał się na łóżku przytulony do boku Mikleo oraz głośno mruczał, podczas kiedy ten machinalnie go głaskał, jednocześnie czytając z tych grubych, nieco bezużytecznych w naszym problemie ksiąg. Yuki od razu wskoczył na łóżku, a już naprawdę całkiem sporych rozmiarów Codi podążył za nim, ostatecznie opierając się jedynie przednimi łapami o miękki materac. Byłem naprawdę ciekaw, czy to bydle kiedykolwiek przestanie rosnąć. 
– Śniadanie podano – powiedziałem radośnie do męża, stawiając tacę na stoliku po jego stronie. Zapach jedzenia wzbudził zainteresowanie zarówno kota, który leniwie otworzył oczy i wyciągnął łebek w kierunku tacy, oraz psa, którego musiałem przytrzymać za prowizoryczną obrożę, by przypadkiem czegoś sobie nie przywłaszczył. Jednak moja Owieczka nie zaszczyciła śniadania nawet jednym spojrzeniem. 
– Na spokojnie sobie zjem, możecie iść – odparł mój anioł, przewracając kolejną stronę. Ku mojemu oraz jego zaskoczeniu Yuki zamknął księgę, uniemożliwiając mu tym samym dalsze czytanie. 
– Nie pójdziemy, dopóki nie zjesz. Lailah mówiła mi, że przez pewien czas będziesz człowiekiem. I teraz przez ten czas musisz jeść, aby mieć siły – powiedział Yuki bardzo poważnym tonem, będąc przy tym rozkosznie uroczym, a ja poczułem dumę. Co za mądre dziecko, jak szybko się uczy i wyciąga trafne wnioski, i czego chcieć więcej? 
– A jeśli się nie zgadzasz, to cię nakarmimy – powiedziałem radośnie do mojego męża uśmiechając się niewinnie i ignorując jego mordercze spojrzenie, podczas kiedy Yuki kiwał głową na moje słowa. Mikleo nam obu na pewno nie może odmówić.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz