niedziela, 13 września 2020

Od Soreya CD Mikleo

Delikatnie wsunąłem dłoń w jego włosy, a następnie przysunąłem się bliżej niego i przytuliłem go do siebie. Jak wielką ulgę poczułem, kiedy w końcu go znalazłem. Po tym wszystkim, co mi powiedział pomyślałem, że naprawdę nie chce mnie widzieć i przez długi czas po prostu siedziałem nad wodą rozmyślając o tym, jak się wielkim idiotą jestem. A kiedy wróciłem po tych paru godzinach do pokoju i zastałem w nim jedynie kocura, przeraziłem się. Może i oboje mieliśmy bzika na punkcie książek, zwłaszcza tych starych, ale nie było możliwe to, że jego zakupy trwały tak długo. W głowie miałem już najczarniejsze scenariusze; pasterz mógł go porwać i torturować, podczas kiedy ja użalałem się nad sobą. Powinienem być przy nim, a jeśli nie chciał mnie wiedzieć, być gdzieś w pobliżu, w razie gdyby coś mu się stało. Wtedy przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl, która zresztą nadal powracała, jak echo: Mikleo by się tak nie zachował, on by mnie nie zostawił. To tylko spowodowało, że poczułem się jeszcze bardziej beznadziejnie. 
Postanowiłem podążyć za instynktem, który podpowiadał mi, gdzie mógłbym znaleźć Mikleo. I na szczęście się nie pomyliłem, przynajmniej w tym jednym. 
– To tylko moja wina, że nie potrafię dobrze interpretować znaków, które mi wysyłasz. Przepraszam, jestem po prostu za głupi – wyszeptałem i po chwili delikatnie pocałowałem czubek jego głowy. 
Poczułem, jak mój mąż wtula się we mnie jeszcze bardziej, na co mu oczywiście pozwoliłem i jeszcze sam mocniej go objąłem. To była taka miła odmiana po tym, jak te kilka godzin temu odsunął się ode mnie i był dla mnie taki chłodny. Chyba oboje potrzebowaliśmy teraz bliskości tej drugiej osoby. 
– Nawet tak nie mów – usłyszałem przytłumiony głos Mikleo. Uśmiechnąłem się smutno na jego słowa. 
– Taka prawda, kochanie. Gdybym był chociaż trochę mądrzejszy, nie zostawiłbym cię samego – odparłem cicho, delikatnie głaszcząc go po plecach. Nadal bałem się, że kiedy powrócimy do swoich ciał, Mikleo będzie uważał mnie za obrzydliwego i nasz związek się zakończy. Ani trochę bym mu się wtedy nie dziwił. Anioły to istoty naprawdę idealne, nagła zmiana w człowieka nie dość, że go zszokowała i osłabiła, to jeszcze na pewno zmieniła jego pogląd na ludzi. Oczywiście, że się bałem, że mnie zostawi, po tym wszystkim nie potrafiłbym bez niego żyć. 
Jak na kogoś, kto boi się zostawienia, daję mojej połówce same powody ku temu, aby mnie zostawił. 
– Mikleo? – odezwałem się cicho nie usłyszawszy od mojego ukochanego odpowiedzi. – Miki? – powtórzyłem, tym razem delikwtni się od niego odsuwając. Zauważyłem, że jego oczy były zamknięte, co bardzo mnie przeraziło. Troszeczkę uspokoiłem się kiedy zauważyłem, że jego klatka piersiowa unosi się regularnie. Co się mu stało? Stracił przytomność? Próbowałem go dobudzić i przestałem dopiero wtedy, kiedy z jego gardła wydobyło się ciche mruknięcie. Może był po prostu bardzo zmęczony, wyglądał naprawdę okropnie z tymi podgrążonymi oczami. Czy to było przeze mnie? Mój Boże, już nigdy go nie opuszczę, chyba, że wykrzyczy mi w twarz, że mnie nie chce. 
Ostrożnie wziąłem mojego męża na ręce i następnie przeniosłem go do naszego pokoju, korzystając z dobrodziejstw anielskich skrzydeł. Tam położyłem go na łóżku i ostrożnie przykryłem go kołdrą, przy okazji sprawdzając temperaturę jego ciała, kładąc mu dłoń na czole. Nie wydawało mi się, aby miał temperaturę, ale kiedy się obudzi wręcz muszę go podpytać, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. Nigdy mi nie mówił, że coś jest nie tak, tylko to ukrywa dopóki to kłamstwo nie wyjdzie na jaw, a wtedy czasem może być za późno. I jak ja mam się przy nim nie martwić i nie zwariować? 
Zostawiłem go samego z Lucjuszem tylko na chwilę, musiałem się wrócić po ten stos książek, który zakupił mój mąż. Było już naprawdę późno i zacząłem się zastanawiać, czy Mikleo cokolwiek jadł poza śniadaniem. Wiem, że miałem już się tym nie przejmować i zostawić mu wolną rękę, jeżeli chodzi o jedzenie, ale nie potrafiłem odpędzić się od tych myśli. 
Kiedy wróciłem, odstawiłem księgi na wolnym stole i następnie uklęknąłem obok łóżka z tej strony, z której leżał mój mąż. Położyłem głowę na materacu i delikatnie chwyciłem dłoń chłopaka. Mój wzrok był już przyzwyczajony do ciemności, dlatego wpatrywałem się w nieruchome i spokojne ciało Mikleo. Chciałem czuwać nad nim, dopóki wie nie obudzi, w końcu on właśnie by tak postąpił. Zresztą, teraz byłem aniołem, nie potrzebowałem snu do życia, a i pozycja, w której się znajdowałem, do najwygodniejszych nie należała. Jednak późną nocą w pewnym momencie nie wytrzymałem i moje oczy same się zamknęły. Zasnąłem, klęcząc obok łóżka i nie przestając ściskać dłoni mojego męża. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz