sobota, 12 września 2020

Od Soreya CD Mikleo

Coś było na rzeczy, ale nie wiedziałem, co. Już od rana Mikleo zachowywał się dziwnie, był milczący i apatyczny, trochę jak nie on. Znaczy, doskonale wiedziałem, że wybuchu radości z jego strony raczej nie doświadczę, chociaż z naprawdę wielką chęcią ujrzałbym dziecięcą radość na jego twarzy. To byłoby naprawdę przyjemne doświadczenie, chociaż oczywiście nie wymagam tego od niego. Kocham go takiego, jakim jest, a jest najcudowniejszą istotą na świecie. 
–Yuki jest teraz z Edną i Zaveidem, a ja mimo wszystko wolałbym mieć na oku – odparłem, pierwszy chwytając grzebień, który Mikleo chciał podnieść. Mój już człowieczy, a nie anielski, mąż westchnął cicho i pozwolił mi na to, abym mógł poprowadzić go do łóżka. Naprawdę coś było nie tak, skoro nie był zadowolony z faktu, że chcę go uczesać. Zawsze bardzo podobało mu się to, że bawię się jego włosami, że rozczesuję jego kosmyki palcami i następnie zaplatałem je w różnorakie fryzury. Sam mi to mówił, więc czemu teraz tak nieprzyjemnie reaguje? 
– Nie jestem dzieckiem, nie muszę być pod stałą obserwacją – burknął, wywracając oczami. Cóż, nie mogłem tego zobaczyć, ale doskonale to wyczułem. 
– Doskonale to wiem, ale przez cały ten czas byłem z Yukim i teraz chciałbym spędzić trochę chwil z tobą – wymruczałem, odgarniając jego cudownie miękkie i przepiękne włosy z karku, by móc go ucałować, ale kiedy tylko moje usta dotknęły jego skóry, ten od razu się ode mnie odsunął.
Zmarszczyłem brwi na ten gest, kompletnie nie rozumiałem jego postępowania. Zrobiłem coś nie tak? Wiedziałem, że nie miał ochoty na kochanie się, rozumiałem to i jestem w stanie poczekać, aż sam będzie odwzajemniał moją chęć. Ale przecież drobne czułości takie jak delikatnie pocałunki czy przytulanie nie było niczym złym. Naprawdę potrzebowałem jego bliskości, nawet jeśli nie będzie to prowadziło do czegoś więcej. Musiałem także upewnić się, że z moim mężem było wszystko w porządku, a już od rana coś mi mówi, że tak nie jest. 
– Ale ja chciałbym pobyć sam – słysząc jego słowa, zamarłem. Coś zrobiłem nie tak, tylko nie wiedziałem, co.
Zmieniłem pozycję i teraz siedziałem przodem do niego, z łagodnym uśmiechem na ustach. Nie mogłem być na niego zły, teraz te wszystkie bodźce uderzały w niego o wiele bardziej, niż kiedy był aniołem. Mogły go irytować rzeczy, których w życiu bym się nie spodziewał, dlatego musiałem być wyrozumiały. Wiele rzeczy nadal może być dla niego nowych, w końcu jesteśmy „zamienieni” od raptem trzech dni, to jest bardzo, bardzo mało. Ale przecież od tego tu jestem, aby mu pomóc w byciu człowiekiem i rozwiać wszelkie wątpliwości. 
– Co się stało? – spytałem łagodnym tonem, chwytając delikatnie jedną z jego dłoni i zaczynając bawić się ostrożnie jego palcami.  
– Po prostu... nic, nieważne, czy od razu musi coś się stać? – mruknął, odwracając ode mnie wzrok. 
Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie zrezygnował. Niepotrzebnie, przecież rozmowa w związku jest bardzo ważna. Wolną dłonią delikatnie chwyciłem jego podbródek i uniosłem go tak, by mógł na mnie spojrzeć. Uśmiechnąłem się do niego łagodnie chcąc, aby mimo wszystko się przede mną otworzył. 
– Wszystko mnie ostatnio irytuje – odparł w końcu, a mnie, cóż, trochę to zabolało. Skoro wszystko go irytuje, to w takim razie ja również.
 Nie wiedziałem, co złego zrobiłem, przecież dbałem o niego najlepiej, jak potrafiłem, by dobrze i komfortowo się czuł w ciele człowieka, które jest takie różne od ciała anioła. Pilnowałem, by się nie wychłodził, spał odpowiednio dużo oraz jadł regularnie. Nie był przyzwyczajony do tych rzeczy, dlatego musiałem go pilnować, bo przecież sam się nie przyzna, że coś jest nie tak. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o jedzenie. Mam wrażenie, że Mikleo uważa, że jeżeli cokolwiek zje, zaraz przytyje i dlatego niechętnie podchodzi do spożywania posiłków. 
– W jaki sposób cię irytuję? – spytałem zachowując spokojny ton i nie dając po sobie poznać, że jego słowa jakoś na mnie wpłynęły. 
– Nie irytujesz mnie, nie o to mi chodziło. Po prostu trochę męczy mnie to, co robisz. 
– A więc to źle, że się martwię oraz troszczę, aby wszystko było z tobą w porządku? – bardzo starałem się utrzymać neutralny ton, ale nie za bardzo mi się to udało. 
– Tak, ponieważ kompletnie nie liczysz się z moim zdaniem – powiedział chłodno chłopak, patrząc mi prosto w oczy. 
– Liczę się z twoim zdaniem, ale muszę stawiać na swoim, bo gdyby nie ja nic byś nie jadł. 
– To moje ciało i chyba ja wiem lepiej, czego potrzebuję! 
– Tak, ale kiedy burczy ci w brzuchu zapierasz się rękami i nogami, byleby nie jeść...! Miki, chcę ci tylko pomóc nabrać pewnych nawyków, nie wiadomo, jak długo zostaniemy w takim stanie. Może to potrwać jeszcze kilka dni, albo kilka tygodni – starałem się uniknąć stwierdzenia, że zostaniemy tacy na zawsze, ponieważ nie chciałem sprawić, by czuł się jeszcze gorzej. 
Pomimo tego, że jako anioł czułem się świetnie, chciałem, aby to wszystko się skończyło i wróciło do normalności. Wiedziałem, że Mikleo przez to cierpiał i przez to sam czułem się źle i nie chciałem przy nim używać mocy, które notabene należały do niego. 
– Wiem, co próbujesz zasugerować. Ale obiecuję sam sobie, że znajdę sposób, aby odwrócić głupotę, którą zrobiłeś. Nie chcę być w tym obrzydliwym ludzkim ciele ani sekundy dłużej.
Zamarłem, słysząc jego słowa. Więc ludzie byli dla niego obrzydliwi. Przy dobrych wiatrach wkrótce wrócę do swojego ciała i będę człowiekiem. I zacznę go obrzydzać. Puściłem jego dłoń i wstałem z łóżka, kierując się w stronę drzwi. 
– Skoro masz mnie dosyć i chcesz zostać sam, w porządku, zostawię cię samego – powiedziałem cicho, zanim wyszedłem z pokoju. Zacząłem się bać, że kiedy wrócimy do swoich ciał, odsuniemy się od siebie. Zresztą, chyba już teraz się tak dzieje, a to wszystko przez moją głupotę i to głupie zaklęcie, które oczywiście musiałem przeczytać. Zawsze jak wszystko zaczynało się układać, musiałem coś psuć, byłem beznadziejny i głupi, co zresztą Mikleo sam przed chwilą powiedział, i miał absolutną rację. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz