środa, 23 września 2020

Od Shōyō CD Taiki

Czując, jak zaczynamy się wznosić, bardzo mocno zacisnąłem palce na grzywie smoka i zamknąłem oczy. Poczułem, jak przez lodowaty wiatr zaczynają mi kostnieć palce, co ani trochę nie było przyjemnym uczuciem. Jak dobrze, że zdecydowałem się dzisiaj założyć ciepły golf, dzięki któremu nie było mi aż tak zimno, ale najcieplej też nie. W ogóle nie miałem w planach lotu, tata już wyjechał, a ja chciałem jakoś pozbyć tego nadmiaru energii nagromadzonej przez te wszystkie dni, więc zdecydowałem się na krótką przebieżkę. No, może nie taką krótką, ale to wcale nie było takie ważne. Przecież miałem dać mu znać, kiedy będę chciał spróbować, a on zdecydował za mnie… tak jak zawsze, w sumie. Jeszcze przez dobre kilka minut leżałem wręcz wtulony w jego grzywę, mając nadal mocno zaciśnięte powieki. Dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że lecimy płynnie, bez żadnych gwałtownych i niebezpiecznych skrętów. Nieśmiało uchyliłem jedną powiekę, potem drugą, ale jedyne, co mogłem dostrzec z mojej pozycji to wielki, smoczy łeb oraz potężne rogi. Z mocno bijącym sercem i przekonaniem, że zaraz spadnę, lekko się podniosłem, oczywiście nadal mocno się go trzymając – zamierzałem się go puścić dopiero wtedy, kiedy stanie na ziemi, nie wcześniej, nie później.
- Wow – wyrwało się z moich ust, a Taiki zaśmiał się cicho.
- A nie mówiłem, że ci się spodoba? - odparł dumny z siebie chłopak, potrząsając lekko łbem.
- Już się tym tak nie chełp – burknąłem, pokazując mu koniuszek języka. Wiedziałem, że to ten gest był całkowicie bezużyteczny, bo chłopak i tak nie mógł go dostrzec, ale kto mi zabroni?
Z jednym miał rację: widoki były cudowne. Całe swoje życie spędziłem na ziemi, w ukryciu, gdzie wszyscy i wszystko patrzyło na mnie z góry. Niesamowicie było widzieć korony drzew, ludzkie posiadłości jako małe, świecące punkciki i księżyc odbijający się w tafli jeziora. Niby te same rzeczy mogłem widzieć z dołu, ale z góry wyglądało to zupełnie inaczej i lepiej. I chociaż nie za bardzo przepadałem za zimnem, czując chłodny wiatr na swoich policzkach i we włosach miałem wrażenie, że jestem wolny, a moje zmartwienia nie istnieją. Zaśmiałem się głośno, nie przejmując się tym, że ktoś może mnie usłyszeć, bo to było zwyczajnie niemożliwe. Po raz pierwszy od wielu dni byłem naprawdę szczęśliwy.
Wylądowaliśmy po kilkudziesięciu minutach, nad tym samym jeziorem, nad którym się spotkaliśmy. Może i byłem zmarznięty, a od śmiechu i zimnego powietrza bolało mnie gardło, ale uważałem, że było warto. Kiedy smok stanął na ziemi, zsunąłem się z jego łba, w bardzo dobrym humorze. Czując przyjemnie twardą ziemię pod nogami odetchnąłem z ulgą – bądź co bądź jednak byłem trochę przerażony lataniem – i z szerokim uśmiechem odwróciłem się w stronę granatowego smoka. Stwór również wyglądał na zadowolonego, mogłem to wywnioskować z wesołych iskierek błyszczących w jego ślepiach, i przybliżył swój ogromny łeb w moją stronę. Nieśmiało wyciągnąłem dłoń w jego stronę i lekko pogładziłem go po pysku. Taiki w swojej smoczej postaci wzbudzał respekt, to mogłem przyznać bez żadnych wątpliwości; nawet, jak dorosnę, nie będę chociażby w połowie tak dostojny, jak on. Aż przypomniały mi się rany na jego ciele, co mu się stało i kto mógłby to zrobić? Gdybym nie wyczuł znajomego zapachu piżmu, na widok tak wielkiego gada uciekałbym najszybciej, gdzie pieprz rośnie.
- Jesteś niesamowity – powiedziałem, zabierając w końcu skostniałą dłoń z jego pyska. Pewnie to musi być dla niego uwłaczające, takie głaskanie po łbie. A przynajmniej ja czułbym się nieswojo w takiej sytuacji. Smok wyprężył się dumnie, a jego postawa wyraźnie mówiła przecież wiem. - Nie wiedziałem, że się dzisiaj spotkamy, i nie wziąłem dla ciebie kurtki, przepraszam. Ale jutro mogę ci ją podać – powiedziałem, przypominając sobie o jego idealnie złożonej rzeczy chłopaka, czekającej na to, aż powróci do swojego właściciela. Straciła swoją unikalną, przyjemną woń i przejęła trochę mój zapach, ponieważ korzystałem z niej troszkę częściej niż jeden raz; jego kurtka była naprawdę przyjemnie ciepła i czasem zakładałem ją wieczorami. Poza tym, była w takim samym stanie, w jakim ją dostałem i miałem nadzieję, że Taiki’emu nie będzie to przeszkadzać.
- W porządku, przecież nic się nie stało – odparł Taiki i już po chwili stał, przede mną w swojej ludzkiej postaci. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, chłopak chwycił moją dłoń i zmarszczył brwi. - Tak jak myślałem, zmarzłeś. Chcesz może napić się czegoś ciepłego? Czy musisz wracać do domu?
- Chętnie się czegoś napiję, o ile to nie problem – poprosiłem grzecznie, naprawdę mając ochotę na coś gorącego, nie chciałem, aby gardło całkowicie mi padło. Dzisiaj mogłem wrócić nawet i późną nocą, zresztą i tak szybko bym nie wrócił. Byłem zmuszony do siedzenia w domu przez kilka dni, musiałem to teraz jakoś odreagować.

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz