Czując,
jak zaczynamy się wznosić, bardzo mocno zacisnąłem palce na
grzywie smoka i zamknąłem oczy. Poczułem, jak przez lodowaty wiatr
zaczynają mi kostnieć palce, co ani trochę nie było przyjemnym
uczuciem. Jak dobrze, że zdecydowałem się dzisiaj założyć
ciepły golf, dzięki któremu nie było mi aż tak zimno, ale
najcieplej też nie. W ogóle nie miałem w planach lotu, tata już
wyjechał, a ja chciałem jakoś pozbyć
tego nadmiaru energii nagromadzonej przez te wszystkie dni, więc
zdecydowałem się na krótką przebieżkę. No, może nie taką
krótką, ale to wcale nie było takie ważne. Przecież miałem dać
mu znać, kiedy będę chciał spróbować, a on zdecydował za mnie…
tak jak zawsze, w sumie. Jeszcze
przez dobre kilka minut leżałem wręcz
wtulony w jego grzywę, mając nadal mocno zaciśnięte powieki.
Dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że lecimy płynnie, bez żadnych gwałtownych i niebezpiecznych skrętów. Nieśmiało
uchyliłem jedną powiekę, potem drugą, ale jedyne, co mogłem
dostrzec z mojej pozycji to wielki, smoczy łeb oraz potężne rogi.
Z mocno bijącym sercem i przekonaniem, że zaraz spadnę, lekko się
podniosłem, oczywiście nadal mocno
się go trzymając – zamierzałem się go puścić dopiero wtedy,
kiedy stanie na ziemi, nie wcześniej, nie później.
-
Wow – wyrwało się z moich ust, a Taiki zaśmiał się cicho.
-
A nie mówiłem, że ci się spodoba? - odparł dumny z siebie
chłopak, potrząsając lekko łbem.
-
Już
się tym tak nie chełp – burknąłem, pokazując mu koniuszek
języka. Wiedziałem, że to ten
gest był całkowicie bezużyteczny, bo chłopak i tak nie mógł go
dostrzec, ale kto mi zabroni?
Z
jednym miał rację: widoki były cudowne. Całe swoje życie
spędziłem na ziemi, w ukryciu, gdzie wszyscy i wszystko patrzyło
na mnie z góry. Niesamowicie było widzieć korony drzew, ludzkie
posiadłości jako
małe, świecące punkciki i księżyc odbijający się w tafli
jeziora. Niby te same rzeczy mogłem widzieć z dołu, ale z góry
wyglądało to zupełnie inaczej i lepiej. I chociaż nie za bardzo
przepadałem za zimnem, czując chłodny wiatr na swoich policzkach i
we włosach miałem wrażenie, że jestem wolny, a moje zmartwienia
nie istnieją. Zaśmiałem się głośno, nie
przejmując się tym, że ktoś może mnie usłyszeć, bo to było
zwyczajnie niemożliwe. Po
raz pierwszy od wielu dni byłem naprawdę szczęśliwy.
Wylądowaliśmy
po kilkudziesięciu
minutach, nad tym samym jeziorem, nad którym się spotkaliśmy. Może
i byłem zmarznięty, a od śmiechu i zimnego powietrza bolało mnie
gardło, ale uważałem,
że było warto. Kiedy smok stanął na ziemi, zsunąłem się z jego
łba, w bardzo dobrym humorze. Czując przyjemnie twardą ziemię pod
nogami odetchnąłem z ulgą – bądź co bądź jednak byłem
trochę przerażony lataniem – i z szerokim uśmiechem odwróciłem
się w stronę granatowego smoka. Stwór również wyglądał na
zadowolonego, mogłem to wywnioskować z wesołych iskierek
błyszczących w jego ślepiach, i przybliżył swój ogromny łeb w
moją stronę. Nieśmiało wyciągnąłem dłoń w jego stronę i
lekko pogładziłem go po pysku. Taiki
w swojej smoczej postaci wzbudzał respekt, to mogłem przyznać bez
żadnych wątpliwości; nawet,
jak dorosnę, nie będę chociażby w połowie tak dostojny, jak on.
Aż przypomniały mi się rany na
jego ciele, co mu się stało i kto mógłby to zrobić? Gdybym nie
wyczuł znajomego zapachu piżmu, na widok tak wielkiego gada
uciekałbym najszybciej, gdzie pieprz rośnie.
-
Jesteś niesamowity – powiedziałem, zabierając w końcu
skostniałą dłoń z jego pyska. Pewnie to musi być dla niego
uwłaczające, takie
głaskanie po łbie. A
przynajmniej ja czułbym się nieswojo w takiej sytuacji. Smok
wyprężył się dumnie, a jego postawa wyraźnie mówiła przecież
wiem.
- Nie wiedziałem, że się dzisiaj spotkamy, i nie wziąłem dla
ciebie kurtki, przepraszam. Ale
jutro mogę ci ją
podać
– powiedziałem, przypominając sobie o jego idealnie złożonej
rzeczy chłopaka, czekającej na to, aż powróci do swojego
właściciela. Straciła
swoją unikalną, przyjemną woń i przejęła trochę mój zapach,
ponieważ korzystałem z niej troszkę częściej niż jeden raz;
jego kurtka była naprawdę przyjemnie ciepła i czasem zakładałem
ją wieczorami. Poza tym, była w takim samym stanie, w jakim ją
dostałem i miałem nadzieję, że Taiki’emu nie będzie to
przeszkadzać.
-
W porządku, przecież
nic się nie stało – odparł Taiki i już po chwili stał, przede
mną w swojej ludzkiej postaci. Nim zdążyłem jakkolwiek
zareagować, chłopak chwycił moją dłoń i zmarszczył brwi. - Tak
jak myślałem, zmarzłeś. Chcesz może napić się czegoś
ciepłego? Czy musisz wracać do domu?
-
Chętnie się czegoś napiję, o ile to nie problem – poprosiłem
grzecznie, naprawdę mając ochotę na coś gorącego, nie
chciałem, aby gardło całkowicie mi padło.
Dzisiaj
mogłem wrócić nawet i późną nocą, zresztą i tak szybko bym
nie wrócił. Byłem zmuszony do siedzenia w domu przez kilka dni,
musiałem to teraz jakoś odreagować.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz