wtorek, 8 września 2020

Od Shōyō CD Taiki

Słysząc jego propozycję zamarłem, nie za bardzo wiedząc, jak się zachować. Nie chciałem być kłopotem również dla jego cioci, która pewnie była równie miła, co on sam, dlatego nie chciałbym sprawić im kłopotu. Może byłem trochę głodny, bądź co bądź obiad zjadłem parę dobrych godzin temu i byłem odrobinkę głodny, ale przecież już za dwie lub trzy godziny będę w domu i coś zjem... Albo i nie. Jeżeli znajdę się w domu przed tatą i Natsu, może jeszcze zdążę coś złapać z kuchni. W przeciwnym wypadku będę musiał się cichcem przekraść do pokoju i odczekać, aż tata zaśnie, a z tym różnie bywa, lubił siedzieć w salonie do późna. Cóż, nawet jeśli, to nie będzie mój pierwszy wieczór bez kolacji, idzie do tego przywyknąć. 
– Możesz iść zjeść, ja poczekam na ciebie nad wodą – powiedziałem cicho, uśmiechając się do niego łagodnie i podniosłem z ziemi koszyk, w którym nadal znajdowały się babeczki. Właśnie, może powinienem je oddać Taikiemu? – Proszę, będziesz mógł poczęstować swoją ciocię. A jeżeli nie będzie jej smakować, będziesz mógł je zjeść – dodałem, wyciągając w jego stronę dłoń z wiklinowym koszykiem. Ja ich nie potrzebowałem, w domu zostało jeszcze parę sztuk, a skoro chłopakowi tak bardzo smakowały, nie widzę w tym niczego złego. 
Naprawdę bardzo się cieszyłem, kiedy powiedział, że moje wypieki mu smakują. Zwykle do tej pory jedynymi, osobami, które próbowały moich „specjałów”, były rodziną, i pewnie ich słowa nie zawsze były szczere. Dobrze było usłyszeć opinię kogoś innego i tak szczerego. To naprawdę miłe uczucie, poczułem się dowartościowany, a to ostatnio zdarzało się coraz rzadziej. Rozumiałem to w zupełności, nie byłem już małym dzieckiem, by za każdy dobry uczynek głaskać mnie po główce, ale to ciepło na sercu, które czułem, kiedy ktoś mówił mi Mike rzeczy, było naprawdę przyjemne. Chciałbym czuć je zawsze. 
– Sam będziesz mógł ją poczęstować, ponieważ idziesz ze mną – odparł z szerokim uśmiechem na ustach. Z tonu jego głosu zrozumiałem, że tak łatwo mi nie odpuści i naprawdę będę musiał iść z nim do jego domu. Chyba, że znalazłbym dobrą wymówkę. 
– Ale przeze mnie twoja ciocia będzie musiała ugotować więcej i nie chcę jej sprawiać kłopotu – powiedziałem cicho, spuszczając wzrok na Vivi, która nieśmiało wychodziła z ukrycia. Właśnie, jest jeszcze ona, nie mógłbym jej tak po prostu zostawić samej sobie. 
– Ile razy będziesz tak o sobie mówił? Jesteś żywą istotą, nie żadnym kłopotem czy problemem – powiedział Taiki, kładąc mi dłoń na głowie, delikatnie czochrając moje kosmyki. Ciekawe, czy gdybym ja mu tak zrobił, też szczerzyłby się tak bardzo, jak teraz. Z chęcią bym to zrobił, tylko jest jeden tyciuśki problem; nie dosięgnę do jego głowy. 
Westchnąłem cicho na jego słowa, nie mówiąc niczego na głos. Jemu łatwo to było mówić. On jest dumnym smokiem, silnym i niesamowitym, nie miał się czego wstydzić, a ja... cóż, chyba nawet nigdy nie powinienem się urodzić. 
– Nie mogę zostawić Vivi samej – powiedziałem czując, jak wspomniana istotka trąca smukłym pyskiem moją dłoń. 
– Przecież może pójść z nami – wyjaśnił z uśmiechem na ustach. – To co, możemy już iść? Naprawdę zgłodniałem. 
Nie wątpiłem w jego słowa ani trochę, doskonale słyszałem burczenie w jego brzuchu, chociaż nie było ono bardzo głośne. Pokiwałem głową na jego słowa, chociaż nie czułem się za pewnie z tym pomysłem. Taiki ruszył energicznym krokiem w kierunku już trochę mi znanym, a ja posłusznie podążyłem za nim, nie mając za bardzo innego wyjścia. Nie rozumiałem, czemu tak bardzo chciał mnie widzieć w swoim domu, przecież trochę nic by się nie stało, gdybym poczekał trochę na niego nad wodą, przez ten czas mógłby sobie spokojnie zjeść. To byłoby idealne rozwiązanie dla tej sytuacji. 
Wkrótce dotarliśmy do jego posiadłości. Wystarczyło, że Taiki jedynie otworzył furtkę, a już wielka biała kupa futra rzuciła się na niego. Ciemnowłosy przywitał się ze swoim psim przyjacielem i już miałem nadzieję, że zostanę przez zwierzaka zwyczajnie zignorowany, ale nie — psiak zwrócił się do mnie, najpierw uważnie mnie obwąchując i później zaczepnie trącając pyskiem moją dłoń. Nie spodobało się to lisicy, która warknęła zaniepokojona, a Koda położył po sobie uszy i posłusznie się odsunął. Był to całkiem zabawny widok; ogromne bydlę cofa się na warkot drobnego liska. Aż mi się zrobiło go szkoda, dlatego wyciągnąłem niepewnie dłoń i pogłaskałem psiaka po głowie, co wywołało u niego wesołe merdanie ogonem. Zupełnie inaczej odebrała to Vivi, która szarpnęła moją nogawkę, bylebym przestał głaskać Kodę; jeszcze nigdy nie widziałem, aby była aż tak zazdrosna. Taiki roześmiał się na jej gest i rzucił śmieszny komentarz, dzięki czemu wywiązała się między nami krótka rozmowa. 
Tuż przed drzwiami zorientowałem się, że nie czuję woni charakterystycznej dla smoka, ale dla człowieka. Zatrzymałem się gwałtownie, co spowodowało u chłopaka zaskoczenie. 
– Coś się stało? – spytał z zainteresowaniem Taiki, przyglądając mi się uważnie. 
– W środku jest człowiek – wyjaśniłem cicho, nie wiedział tego? Pewnie smoki też mają lepszy węch od ludzi, dlatego powinien coś czuć. 
– Tak, to moje ciocia – powiedział z szerokim uśmiechem. 
– Ale ty jesteś smokiem... jak to możliwe? – nie rozumiałem za bardzo tej sytuacji, przecież skoro byli spokrewnieni, jego ciocia musiałaby być smokiem... A może właśnie nie byli spokrewnieni? Może to była sytuacja trochę podobna do mojej, w końcu nazywam Kiyoko ciocią, a wcale rodziną nie jesteśmy. – Przepraszam, to zbyt osobiste pytanie, nie musisz na nie odpowiadać – dodałem szybko, kiedy do mnie dotarło, że mogło to być niestosowne z mojej strony.

<Taiki? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz