niedziela, 27 września 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem pewien, ile dokładnie dni minęło od śmierci Mikleo. Wszystkie zdawały się wyglądać tak samo, nie miałem siły ani chęci na zrobienie czegokolwiek, co nie było wymagane. Jedzenie, spanie, korzystanie z łazienki – wszystko to robiłem machinalnie, przez mgłę pamiętałem te pierwsze dni i nadzieję, że to jedynie zły sen, a gdy tylko się odwrócę, ujrzę mojego męża śpiącego obok mnie. Z czasem zbawienny sen przerodził się w koszmar, dlatego wiele godzin spędzałem na gapieniu się w ciemny sufit i z sekundy na sekundę coraz bardziej nienawidziłem pokój, w którym się znajduję. Wszystko, co w nim było, przypominało mi o Mikleo i właśnie to pocieszało mnie i jednocześnie dołowało. Im dłużej przebywałem w tym pokoju, tym bardziej wariowałem; już zaczynałem mieć wrażenie, że dostrzegam mojego męża kątem oka, a to przecież nie było możliwe. 
Bardzo szybko podjąłem decyzję o opuszczeniu zamku, a przynajmniej na to wskazywała reakcja królowej i reszty Serafinów, jednak co miałem zrobić, zostać tutaj? Zostać w miejscu, które ciągle przypominało o mojej winie? Bo przecież to przeze mnie nie żyje. Na początku obwiniałem jeszcze innych: Alishę za to, że mu powiedziała o naszej rozmowie, Lailah, że nie przyszła do nas z tym eliksirem wcześniej, a nawet biednych Zaveida i Edny, że nie przybyli wystarczająco szybko. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że to moja wina. Gdybym wtedy się ruszył, albo nie zbagatelizował jego snu, on nadal by tutaj był. 
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się i zaraz rozległy się ciche kroki oraz człapanie po kamiennej posadce. Przyodziałem na twarz nie chcąc niepokoić Yuki’ego. I on bardzo przeżył śmierć Mikleo, musiałem być dla niego silny. Prawdopodobnie gdyby nie on, już dawno nie wytrzymałbym psychicznie. 
- Spakowałem się – powiedział cicho chłopiec, podchodząc do mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy. Yuki miał wybór, albo pójść ze mną, albo zostać tutaj wraz z Lailah. Byłem zaskoczony, że chłopiec bez wahania wybrał mnie, ale teraz musiałem zrobić wszystko, aby go nie zawieść.
- Daj mi jeszcze moment, zostało mi parę rzeczy. Pożegnałeś się z Serafinami? - spytałem, czochrając jego włosy.
- Chciałem, ale Lailah powiedziała, że pożegna się z nami na dziedzińcu. A Edna i Zaveid idą z nami – zmarszczyłem brwi na jego słowa. Czemu ta dwójka z nami idzie? Zresztą, co to za różnica, pewnie i tak się wkrótce rozdzielimy.
Pokiwałem głową, nadal przebierając rzeczy i zastanawiając się, co wziąć. W pewnym momencie do moich rąk wpadła koszula Mikleo, nadal nim pachnąca. Przez moment wpatrywałem się w nią, powstrzymując łzy i finalnie składając ją oraz pakując do torby. Nie powinienem tego robić, bo każda rzecz po nim sprawiała, że moje serce rozpadało się na tysiące kawałeczków, ale nie potrafiłem tak po prostu wyrzucić rzeczy, która ciągle nim pachniała. 
Zamknąłem torbę i ruszyłem wraz z chłopcem i zwierzakami na dziedziniec. Miałem wrażenie, że nawet Lucjusz wie, że Mikleo z nami już nie ma. Zacząłem przyłapywać go na tym, że śpi na połówce jego łóżka i wpatruje się z drzwi, jakby z oczekiwaniem, że anioł się zaraz w nich pojawi. Biedny zwierzak jeszcze nie wie, że już nigdy go nie zobaczy. 

***

- Widziałeś, tato? Udało mi się! - radosnemu głosu chłopca towarzyszyło wesołe szczekanie. Uśmiechnąłem się na jego słowa, dodając do gotującej się wody posiekane warzywa.
- Widziałem, gratuluję – powiedziałem łagodnie, zaczynając mieszać coś, co ma być naszą kolacją. Albo raczej moją, anioły nie musiały jeść, a mimo tego Yuki dzielnie dotrzymuje mi w tym towarzystwa chyba chcąc mnie tym zachęcić do częstszego jedzenia.
- Myślisz, że Mikleo byłby dumny? - spytał chłopiec, siadając obok mnie.
Na chwilę zamarłem, słysząc imię swojego ukochanego. 
- Myślę, że nawet bardzo dumny – odparłem, przytulając go i pocałowałem czubek jego głowy.
Minęło już ponad dwa lata, odkąd Mikleo nie żyje. Przez cały ten czas szukałem sposobu, dzięki któremu mógłbym przywrócić go do życia, dlatego głównym celem mojej podróży były ruiny oraz stare biblioteki. Nie przestałem szukać nawet kiedy Edna powiedziała mi, że to nie ma sensu. Dopiero od niedawna pogodziłem się z tym, że nie ma takiej siły, która przywróciłaby mojego męża z powrotem. Przestałem nawet nosić obrączkę na palcu, a nawlokłem ją na rzemyk i zawiesiłem na szyi, jej widok na palcu powodował u mnie wyrzuty winy. Nie zasługiwałem na nią, nie potrafiłem zrozumieć, czemu Mikleo zgodził się na małżeństwo po tych wszystkich strasznych rzeczach, które mu zrobiłem
Głośne szczekanie Codi’ego wyrwało mnie z zamyślenia. Uciszyłem psa i chwyciłem za miecz, coś było w pobliżu, skoro ta wielka kupa sierści się odezwała. Codi naprawdę wyrósł i śmiało mogłem powiedzieć, że jadł więcej ode mnie. Jednak mimo swoich ogromnych rozmiarów czuł respekt przed małym Lucjuszem, a jeżeli kocur coś chciał, ten natychmiast mu odstępował. 
- Zostań tutaj – poleciłem chłopcu, wstając od ognia. Z Mikleo zawaliłem sprawę, ale nie popełnię tego samego błędu drugi raz i nie pozwolę, aby cokolwiek i ktokolwiek tknął Yuki’ego.

<Mikleo? :c> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz