niedziela, 20 września 2020

Od Mikleo CD Soreya

Na chwilę zamarłem, gdy sens jego słów doszedł do mnie, jak to szukać rozwiązania na nasz problem? Przecież jest mi dobrze, tak jak jest, to prawda tydzień temu za wszelką cenę chciałem znów stać się aniołem, ale teraz wszystko się zmieniło, nie chce już nim być, dobrze mi w ciele człowieka.
- A no tak prawda - Uśmiechnąłem się sztucznie wstając z kolan męża. - Pójdę się przebrać - Dodałem, znacznie ciszej kierując się do łazienki.
- Miki coś nie tak - Sorey zauważył moją zmianę zachowania, chcąc wyjaśnić ze mną, co ją wywołało.
- Nie, nie wszystko dobrze - Skłamałem, gryząc się w język, nie wolno mi kłamać, nie jestem aniołem, to prawda jednakże nie zwalnia mnie to z co poniektórych boskich praw.
- Mikleo - Ostrzejszy ton głosu zmusił mnie do zatrzymania się przy drzwiach i zastanowienia się nad tym, co powiedzieć bym chciał.
- A co jeśli ja nie chcę? - Spytałem, bawiąc się klamkom z drzwi, nie patrząc na męża.
- Czego nie chcesz? - Sorey wydawał się zaskoczony, moimi słowami nie rozumiejąc ich jednocześnie.
- Co jeśli nie chcę stać się aniołem, dopóki ty nie zechcesz stać się człowiekiem? - Wiem, to pytanie mogło go zaskoczyć, tak przecież narzekałem na ludzi, a teraz sam chce zostać jednym z nich, mogąc jednocześnie dać ukochanej osobie życie wieczne.
- Jak to nie chcesz? Przeciw niedawno..
- Wiem co mówiłem pamiętam - Wtrąciłem się zaciskając dłoń na klamce. - Polubiłem to życie, moje pierwsze ludzkie życie zakończyłem w wieku piętnastu lat to dobra okazja, aby przeżyć je na nowo, tobie zresztą też nie przeszkadza bycie aniołem, widzę to, nie chcesz wracać do bycia człowiekiem nie musisz tego ukrywać - Tym razem byłem pewien tego, co mówię, chciałem być człowiek i tylko od Soreya zależało czy mi na to pozwoli.
Chłopak bez słowa podszedł do mnie, przytulając do siebie mocno, głaszcząc przy tym po głowie jak małe dziecko.
- Jesteś tego pewien? - Spytał, tak jakby chciał się upewnić czy aby na pewno nie zmienię, za chwilę zdania co często mi się zdarzało, tym razem jednak byłem pewien, chcę zostać człowiek i oddać mężowi życie wieczne, niczego nie będzie mi żal może rozmów z wodą, mam natomiast ludzi, wciąż nie rozumiem, czemu tak do nich lgnę, podoba mi się to mimo wszystko i nie widzę w tym niczego złego.
- Jestem pewien - Przyznałem wtulając się mocno w jego ciało zamykając swoje oczy, miałem tylko nadzieję, że Sorey za moimi plecami nie będzie szukał rozwiązania, a gdy jednak znów zapragnie być człowiekiem, poszukamy rozwiązania razem tylko i wyłącznie dla niego samego nie chce bowiem zmuszać go do bycia aniołem, jeśli znów zapragnie być człowiekiem.
Postanowiliśmy więc odłożyć czytanie książek na ten moment, idąc nad wodę, aby odrobinę się zrelaksować, w tej sytuacji woda była mi obojętna nie czułem tej przyjemności z pobytu w niej, jak to było przed przemianą, dla dobra jednak i spokoju mojego ukochanego postanowiłem być przy nim, aby trochę się zrelaksował, gdy ja siedziałem na mostku, wpatrując się w niebo, odczuwając powolnie narastający głód w żołądku, rozejrzałem się po terenie, zauważając drzewo z pięknie wyglądającymi jabłkami, postanowiłem zerwać kilka, aby poczęstować również męża, który mimo relaksu w wodzie uważnie się mi przyglądał.
Spokojnie wstałem z miejsca, idąc tylko na chwilę do drzewa, pod którym znajdowało się wiele opadniętych owoców, które pozbierałem w odpowiedniej dla siebie ilości.
- Chcesz jedno? - Spytałem, gdy wróciłem na mostek, wyciągając owoc w jego stronę.
- Nie dziękuję - Grzecznie podziękował, uśmiechając się do mnie łagodnie.
- Nie chcesz mi przypadkiem czegoś powiedzieć o jedzeniu? - Zacząłem jeść owoce, patrząc na męża, wiedziałem, dlaczego nie chcę jeść. Znałem powód, sam dziewiętnaście lat byłem aniołem, częste jedzenie traci smaku, a radość ze spożywania go przestaje istnieć, może dzięki temu zrozumie, dlaczego tak opornie jadłem, gdy czasem wręcz zmuszał mnie do jedzenia. Ta przemiana naprawdę wiele może nas o sobie nawzajem nauczyć.
- Nie, nie chcę - Udawał głupiego, aby mnie nie martwić, zapominając o tym, że wiem, co kryje, nie urodziłem się wczoraj, mimo wszystko nie będę naciskać, nic złego się mu nie dzieje, życie anioła jest po prostu mniej radosne niż to ludzkie, już niedługo sam się o tym przekona, gdy zapragnie znów być człowiekiem.
- Jeśli tak uważasz, pamiętaj tylko, że urodziłem się aniołem, wiem o nich wszystko, życie anioła nie jest kolorowe już niedługo sam zechcesz stać się znów człowiekiem - Odparłem, biorąc do ust owoc, ciesząc się każdym jego smakiem, który czółen w ustach.
- Nie wiem, czy chciałbym znów stać się człowiekiem - Przyznał, podpływając bliżej mostka.
- Teraz tak mówisz z czasem jednak przestanie ci się podobać - Nie miałem na cały go straszyć ani zniechęcać chciałem, tylko aby był świadomy tego, kim chciałbyś zostać.
Sorey nie odpowiedział, jedynie kiwając głową, może potrzebował czas na przemyślenie sobie co po niektórych spraw związanych z jego teraźniejszym życiem, które na pierwszy rzut oka jest kolorowe, ale później, cóż zmienia się nie do poznania, a z czasem będzie tylko gorzej, tak było w moim przypadku i choć Sorey nie jest mną, już zaczyna unikać co poniektórych spraw dotyczących jego samego, choć sam chce, abym zawsze o wszystkim mu mówił, głupiutki chłopczyk stający się już prawie mężczyzną chcę wzionąć wszystko na swoje barki, nie potrzebnie jestem tu i nigdy nie odejdę.
Zamyślony spojrzałem na męża, uśmiechając się do niego łagodnie, składając na jego ustach delikatny pocałunek.
- Wiesz mam pomysł ty się tu baw a ja pójdę jednak do tego miasta - Wypowiadając te słowa zacząłem wstawać z mostku, aby wykonać myśl, która wpadła mi do głowy, czując nagły uścisk dłoni na moim nadgarstku ciągnący mnie do wody, z którą spotkałem się już po kilku sekundach. - Sorey - Burknąłem, wynurzając się spod tafli wody, zgarniając włosy z oczy.
- Słucham? Ja nic nie zrobiłem - Uśmiechając się zadziornie podpłynął do mnie przyciągając bliżej siebie.
- Ah nieszczęśliwy wypadek - Prychnąłem choć przyznać musiałem, że mnie to bawiło nawet bardzo, zrobi wszystko, abym nie poszedł do tego miasta mój kochany zazdrośnik.
- Oczywiście, chodzą po ludziach - Przewróciłem oczami na dźwięk jego słów kręcąc lekko głową coś sobie nagle przypominając.
- O kurczę dziś jest bal - Mówiłem to bardziej do siebie niż do męża w myślach karcąc się za dziurę w mózgu.
- Jaki bal? - Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie tylko o nim zapomniałem, ale i nie powiedziałem o niczym mężowi.
- Alisha zaprosiła nas na bal, dziś organizuje go z powodu jakiegoś podpisania porozumienia, między królestwami chciała, żebym to znaczy, żebyśmy tam byli więc się zgodziłem, może być fajnie. Bal jest wieczorem, a więc mamy jeszcze trochę czasu dla siebie - Wyszeptałem, widząc jednak niezadowoloną minę męża, ucałowałem jego szyję, dłonie kładąc na ramionach. - Jeśli nie chcesz, nie pójdziemy na bal, kocham cię i tylko na twoim zdaniu mi zależy - Miałem nadzieję, że coś ugram, jeśli będzie zły, nie pójdziemy, nie chce, aby się na mnie gniewał, nie zrobiłem niczego złego, nie mogę nic poradzić na zachowania tych kobiet, on też nie mógł i teraz doskonale to rozumiem.

<Sorey? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz