To był Mikleo? Ale… jakim cudem? Przecież widziałem, jak umierał, trzymałem i tuliłem jego martwe ciało tak długo, dopóki te nagle nie zniknęło, uniemożliwiając nam tym samym pogrzeb. Jednak nie było nawet mowy o pomyłce, Mikleo nie żył, jego klatka piersiowa nie poruszała się, serce nie biło, a jego krew była na moich rękach. Uklęknąłem przy nim, nadal mocno zaciskając palce na rękojeści miecza, i położyłem mu dłoń na policzku ocierając łzy, które płynęły z jego oczu. Pióro, które dałem mu dawno temu i przypiąłem do jego ucha, nadal się tam znajdowało, jednak to było łatwo podrobić. Chwyciłem jego dłoń i uważnie przyjrzałem się palcom – srebrna obrączka nadal znajdowała się na serdecznym palcu i odbijała blade światło księżyca.
- O boże, Mikleo! - odrzuciłem miecz i przytuliłem się do wątłego ciała przyjaciela, wbijając mocno palce w jego ramiona. - Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, chciałem cię skrzywdzić, myślałem, że ty to nie ty… - plątałem się w słowach, chcąc go koniecznie przeprosić, czując coraz większe poczucie winy.
Co by było, gdyby chłopak się nie osłonił? Boże, co mi przyszło do głowy, aby się na niego rzucić? Zabiłbym go, skrzywdził, nie byłbym lepszy niż ten, który wbił ostrze w jego serce. Co ja gadam, przecież już nie jestem lepszy, jestem jeszcze gorszy, przecież go zdradziłem, a potem sprawiłem, że zmienił się w smoka. Kiedy tylko sobie o tym przypomniałem, zacząłem go przepraszać i za to, ale bardzo szybko zostałem uciszony przez jego usta, które przywarły do tych moich. Jak dawno nie czułem smaku jego ust… Zatęskniłem za tymi cudownie słodkimi i miękkimi wargami, chociaż czułem, że na nie nie zasługiwałem, nie zasługiwałem na całego niego.
- Już, cicho, wszystko jest dobrze – powiedział cicho, odsuwając się ode mnie głaszcząc po policzku.
- Nie, nic nie jest, przeze mnie umarłeś, to wszystko moja wina… - mówiłem nadal, już nawet nie powstrzymując swoich łez. Tak długo, jak był przy mnie Yuki, powstrzymywałem się od całkowitego rozsypania się wiedząc, że muszę być silny dla niego. Ale teraz, kiedy zobaczyłem Mikleo po tylu latach, nie potrafiłem się powstrzymać.
- Nic nie jest twoją winą, nie mów tak – odparł cicho, ocierając moje łzy. Jak nie jest, jak jest, gdybym się ruszył, albo zrobił wtedy cokolwiek, byłby żywy, a Yuki byłby z o wiele lepszym dla niego rodzicem.
Uśmiechnąłem się do niego smutno, przyglądając się uważnie twarzy, której nie widziałem przez dwa lata. Zauważyłem, że coś się w nim zmieniło. Niby był tym samym Mikim, który pozostał w mojej pamięci, ale jego oczy… choć zaszklone, nie było w nich widać żadnych emocji, ani smutku, żalu czy szczęścia. Były puste i przerażające, kompletnie tak, jakby niczego nie czuł…
- Mikleo, czy wszystko w porządku? - spytałem, patrząc na niego z uwagą i obawiając się najgorszego. Ta śmierć coś w nim zmieniła, nie wiem tylko, co.
- Tato? Wszystko w porządku? - zmartwiony głos Yuki’ego uniemożliwił chłopakowi odpowiedź na moje pytanie. Zresztą, o to mógłbym go zapytać później, teraz trzeba uspokoić biedne i zmartwione dziecko.
Wstałem z ziemi chwytając jednocześnie broń leżącą na ziemi i wyciągnąłem dłoń w stronę mojego męża, chcąc pomóc mu wstać. Mikleo przyjął moją pomoc i już po chwili kierowaliśmy się w stronę obozowiska. Naprawdę nie mogłem stwierdzić, co czuł jasnowłosy Serafin. Niepewność? Strach? A może nie mógł się doczekać spotkania z chłopcem? Czy potrafi odczuć jakiekolwiek emocje?
Czy jeszcze mnie kocha?
Nie, na pewno nie, nie po tym, co mu zrobiłem.
- Yuki, spójrz kogo znalazłem – powiedziałem z łagodnym uśmiechem, lekko popychając Mikleo w stronę chłopca.
Yuki przez moment wpatrywał się jak osłupiały w chłopaka, by po kilku sekundach podbiegając do niego i mocno się do niego przytulając. Uśmiechnąłem się sam do siebie na ten widok, nigdy nic nie powinno ich rozdzielić. Zawsze powinni być razem, Yuki zasługuje na kogoś, kto go zrozumie i wesprze, a nie na tak słabego i żałosnego człowieka, jakim jestem ja.
Odszedłem od nich, pozwalając im nacieszyć się sobą, zaczynając rozkładać dodatkowy koc dla Mikleo. Znaczy, nie mieliśmy żadnego dodatkowego koca – ja miałem dwa i Yuki miał dwa, dlatego zrezygnowałem z jednego, który przypadał mnie. Co prawda, noce w tę porę roku są okropnie zimne, ale nie mogłem pozwolić na to, by anioł spał na chłodnej ziemi. Wystarczająco już przecierpiał, zasługuje na kogoś lepszego niż ja. Jestem najgorszym, co mu się w życiu przytrafiło, gdyby mnie nie spotkał, nie cierpiałby.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz