Nie chciałem tego, nie chciałem znów być aniołem, to życie było cudowne i dałbym wszystko, aby pozostać człowiekiem na zawsze, nie mogę jednak zrobić tego mężowi, ja już miałem swoją szansę, uratowałem anioła, kończąc swój ludzki żywot, na tym powinna zakończyć się moja historia, nigdy nie powinienem zostać człowiekiem i doskonale to wie, moja radość zasłoniła mi oczy na uczucia mojego męża, który pragnął znów stać się sobą, muszę to uszanować i zrobić wszystko, aby znów stać się legendą, w którą nikt nie wierzy.
- A tak wspaniały mężczyzna, jak ty tak? - Dotknąłem jego dłoni, znajdującej się na moim ramieniu odwracając głowę w stronę męża. - Oboje wiemy, że chcesz znów być człowiekiem masz do tego prawo to twoje życie nie mam prawa ci go odebrać - Nie mogłem powiedzieć o Alishy prosiła mnie, abym nic nie mówił, nie powiem, potrafię trzymać język za zębami.
- Miki mną się naprawdę nie przejmuj, wszystko jest dobrze to tylko wina tej dziewczyny dobrze mi jak jest - Brnął w to dalej nawet nie miał pojęcia jak strasznie źle się z tym czułem chciałbym, aby powiedział mi prawdę, czułbym się lepiej, czułbym, że coś znaczę, bo w tej chwili traktuje mnie jak dziecko, które dostało dar od losu i musi patrzeć tylko na swoje dobro, otóż nie dla mnie najważniejszy jest mój mąż, znajdę rozwiązanie, nawet jeśli kosztować będzie mnie to życie.
Słysząc jego wypowiedz, wstałem powoli z fotela, odwracając się w stronę męża, postanawiając zagrać inaczej.
- Spójrz na plusy, znów będę tylko twój w całej okazałości, nie będziesz musiał czuć zazdrości - Oparłem dłonie na jego klatce delikatnie się uśmiechając.
- Brzmi kusząco, nie będziesz jednak już tak szczęśliwy, jak teraz jesteś - Najwidoczniej oboje chcieliśmy swojego szczęścia Sorey jednak musi zrozumieć, że jego szczęście jest równie ważne, a ja nie mogę odbierać mu radości z życia.
- Wiesz, tak naprawdę jestem zmęczony byciem człowiekiem, ciągle ktoś czegoś chce, a ja chciałbym, aby tylko mój mężczyzna czegoś ode mnie chciał - Uśmiechnąłem się słodko całując żuchwę męża czując jego dłonie na swoich biodrach.
- Pierwszy raz nazwałeś mnie mężczyzną, nie jestem już dzieciakiem? - Dumny, a jednocześnie może lekko oburzony spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
- Dojrzewasz nie mogę wiecznie traktować cię jak dziecko - Przyznałem łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku wkładając dłonie pod jego koszulę mieliśmy trochę czasu dla siebie a ja strasznie chciałem to wykorzystać mając w całkowitym poważaniu to czy ktoś nas a może raczej mnie usłyszy lub przyłapie.
Jak można się domyślić, oboje skorzystaliśmy z okazji, wspólne spędzając bardzo przyjemne chwile sam na sam, a przecież zaczęło się na rozmowie..
- A tak wspaniały mężczyzna, jak ty tak? - Dotknąłem jego dłoni, znajdującej się na moim ramieniu odwracając głowę w stronę męża. - Oboje wiemy, że chcesz znów być człowiekiem masz do tego prawo to twoje życie nie mam prawa ci go odebrać - Nie mogłem powiedzieć o Alishy prosiła mnie, abym nic nie mówił, nie powiem, potrafię trzymać język za zębami.
- Miki mną się naprawdę nie przejmuj, wszystko jest dobrze to tylko wina tej dziewczyny dobrze mi jak jest - Brnął w to dalej nawet nie miał pojęcia jak strasznie źle się z tym czułem chciałbym, aby powiedział mi prawdę, czułbym się lepiej, czułbym, że coś znaczę, bo w tej chwili traktuje mnie jak dziecko, które dostało dar od losu i musi patrzeć tylko na swoje dobro, otóż nie dla mnie najważniejszy jest mój mąż, znajdę rozwiązanie, nawet jeśli kosztować będzie mnie to życie.
Słysząc jego wypowiedz, wstałem powoli z fotela, odwracając się w stronę męża, postanawiając zagrać inaczej.
- Spójrz na plusy, znów będę tylko twój w całej okazałości, nie będziesz musiał czuć zazdrości - Oparłem dłonie na jego klatce delikatnie się uśmiechając.
- Brzmi kusząco, nie będziesz jednak już tak szczęśliwy, jak teraz jesteś - Najwidoczniej oboje chcieliśmy swojego szczęścia Sorey jednak musi zrozumieć, że jego szczęście jest równie ważne, a ja nie mogę odbierać mu radości z życia.
- Wiesz, tak naprawdę jestem zmęczony byciem człowiekiem, ciągle ktoś czegoś chce, a ja chciałbym, aby tylko mój mężczyzna czegoś ode mnie chciał - Uśmiechnąłem się słodko całując żuchwę męża czując jego dłonie na swoich biodrach.
- Pierwszy raz nazwałeś mnie mężczyzną, nie jestem już dzieciakiem? - Dumny, a jednocześnie może lekko oburzony spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
- Dojrzewasz nie mogę wiecznie traktować cię jak dziecko - Przyznałem łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku wkładając dłonie pod jego koszulę mieliśmy trochę czasu dla siebie a ja strasznie chciałem to wykorzystać mając w całkowitym poważaniu to czy ktoś nas a może raczej mnie usłyszy lub przyłapie.
Jak można się domyślić, oboje skorzystaliśmy z okazji, wspólne spędzając bardzo przyjemne chwile sam na sam, a przecież zaczęło się na rozmowie..
Zadowolony i w dużo lepszym humorze trzymałem głowę na klatce piersiowej męża, palcami kreśląc wzorki na jego brzuchu, ciesząc się wspólnymi chwilami, które mi pozostały mam na myśli jako człowiek i do tego których nikt nam nie przerwał, z czego byłem bardzo zadowolony.
Zamknąłem na chwile oczy, czując dłoń na swojej głowie przyjemne uczucie, które relaksowało moje ciało.
- Zmęczony? - Słysząc pytanie Soreya otworzyłem oczy podnosząc głowę do góry, aby na niego spojrzeć.
- Może odrobinkę - Przyznałem, zbliżając się do jego ust, aby znów na chwile je złączyć, nie mając na nic ochoty, a miałem przecież szukać rozwiązania mój mężczyzna naprawdę wie co zrobić, aby skupił się tylko na nim samym. - Powinniśmy wrócić do czytania ksiąg mój dziciaczku - Lubiłem czasem zrobić mu na złość, dlaczego by nie, oczywiście sam zauważyłem, że jest mężczyzną i to bardzo dojrzałym jak na swój wiek nikt jednak nie powiedział, że nie mogę zrobić mu na złość, on sam często nazwa mnie uroczym choć wie, że wcale nim nie jestem a chwile złośliwości i nam się przyda, abyśmy skupili się tylko na sobie, zapominając o dziewczynie, która tak bardzo lubi nam psuć te wspólne chwile sam na sam.
- Nie jestem dzieckiem - Fuknął, pusząc swoje policzki, czym lekko mnie rozbawił.
- Tak wiem, jesteś najwspanialszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek poznałem - Uśmiechając się słodko musiałem się podlizać, abym mój mąż się nie obraził, co nie oznacza, że tak szybko odpuszczę mu złośliwości, mam ochotę na odrobinkę atencji i mój mąż musi się z tym pogodzić.
- Mam nadzieje - Cmoknął mnie w czoło przyciągając bliżej siebie co wywołało uśmiech na moich ustach, lubiłem znajdować się w jego ramionach, czułem się bosko. Wiedząc, że jest przy mnie i nic mi nie grozi.
- Pomożesz mi czytać księgi? - Patrząc mu w oczy, chciałem najnormalniej w świecie dowiedzieć się, czy mogę na niego liczyć, nie jestem pozytywnie nastawiony do powrotu, myślę sobie jedna, że jeśli mój mąż będzie szczęśliwy to i ja będę szczęśliwy, bo w końcu najważniejszą istota na ziemi widzi mnie i to nigdy się nie zmieni.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz