Gdy nie uzyskałem od anielicy pomocy, przeobraziłem się i ogarnąłem na szybko zakupy, by znów znalazły się w torbie. Patrzyłem podejrzliwie w stronę jej pokoju. Nie spodziewałem się tego, a tak chciałem dać jej nauczkę za nieprzestrzeganie zasad, jednak teraz nie miałem żadnego powodu, by to zrobić. Westchnąłem zrezygnowany i podszedłem do drzwi, które otworzyłem kluczykiem. Słysząc delikatne kroki Harmony spojrzałem w kierunku schodów, by sprawdzić, czy jej ktoś przypadkiem nie podmienił. Na pewno to jest anioł? Gdy do moich nozdrzy dotarł ten mdły anielski zapach, skrzywiłem się, jakbym zjadł dużą cytrynę. :
-Czy coś się stało? – Spytała mała, uważnie mi się przyglądając, jakbym miał zaraz ją zbesztać za to, że siedziała u siebie w pokoju. Pomieliłem chwilę słowa w ustach chcąc dobrać jak najodpowiedniejsze do sytuacji, po czym oznajmiłem, zamykając za sobą drzwi:
-Nic takiego. Chodź, robimy szarlotkę – Poszedłem do kuchni, by wypakować z toreb produkty spożywcze, na blacie pozostawiłem to, co było nam potrzebne do ciasta. Szybko umyłem ręce, by pozbyć się z nich brudu. Przecież nie chcieliśmy się pochorować. Gdy połączyłem mąkę, jajka, mleko, masło i cukier zacząłem ugniatać masę swoimi dłońmi:
- Umyj ręce i zacznij obierać jabłka – Gdy dzieciak wykonał moje polecenie, zapanowała długa cisza, którą postanowiłem przerwać:
-Działo się coś ciekawego podczas moją nieobecność? – Dziewczyna jakby drgnęła, jednak bardzo nie chciała okazać tego poruszenia i tylko przełknęła ślinę:
- Niezbyt
-Żadnych gości? – Spytałem od niechcenia, nie okazując jej swojego zainteresowania, od taka luźna rozmowa:
- Nie mogę nikogo tu wpuszczać – Uśmiechnąłem się delikatnie sam do siebie:
-Dobrze, że pamiętasz – Odparłem w dobrym nastroju. Gdy wyłożyłem blachę ciastem, włożyłem ją do rozgrzanego pieca, by podpiec nieco spód. Dzięki temu będzie kruchy nawet po włożeniu jabłek. W czasie gdy ciasto zaczynało robić się złotawe, pomogłem anielicy z jabłkowym nadzieniem:
-Gdy upieczemy ciasto, poczekamy, aż ostygnie, a w tym czasie zajmiemy się twoją nauką – Mruknąłem skupiony na mieszaniu jabłek z cukrem i innymi pysznościami. Po karmelizowaniu owoców nałożyłem ich, na upieczony spód i raz jeszcze całość włożyłem do piecyka. Otrzepałem zadowolony ręce z mąki i podparłem się dumny pod boki. Nie było tak źle. Spodziewałem się, że opieka nad tym dzieciarem będzie bardziej uciążliwa, ale ona była jakaś dziwna. Spokojna, bez emocjonalna. Jakby obojętne było jej to, że mieszka teraz ze swoim śmiertelnym wrogiem. Nie potrafiłem rozgryźć tego dzieciaka. Niby młoda a biła od niej aura godna pozazdroszczenia przez niejednego dorosłego. Dobrze, że nie beczała, byłoby to jeszcze gorsze. Poszliśmy do salonu, a ja ze swojego pokoju przyniosłem dwie kopie tej samej książki, jedną z nich podałem Harmony:
-Poćwicz trochę czytanie, jakbyś nie znała jakiegoś słowa to mów. Czytaj na głos, będę wiedział, kiedy zrobiłaś błąd i cię poprawię – Oznajmiłem, siadając na fotelu, by zapewnić jej jakiś komfort psychiczny. Pewnie nie czułaby się najlepiej, gdybym siedział z nią na jednej kanapie. Otworzyłem książkę na pierwszej stronie i śledziłem tekst, który czytała małolata. Byłem nawet pod wrażeniem ilości jej pomyłek, ponieważ praktycznie się nie zdarzały, jednak by zachować jakieś pozory złego demona, mruknąłem oschle:
- Zapominasz o interpunkcji, czytasz strasznie monotonie, przez co wszystko zlewa się w jedną bezkształtną masę. – Zamknąłem lekturę i odłożyłem na stolik obok mnie.:
-Teraz trochę matematyki – Oznajmiłem, wstając ze swojego miejsca. Wypisałem na kartce parę, dość skomplikowanych zadań, po czym poszedłem sprawdzić, jak się ma ciasto. Było już ładnie rumiane, jednak powinno jeszcze postać, by uzyskać lepszy smak. Zapewne, gdy Harmony skończy swoje zadania, wypiek będzie gotowy. Czekałem cierpliwie przy piecyku nie mając nic innego do roboty. Nie oszukujmy się, dotychczas zajmowałem się tylko przyjmowaniem zadań od innych, a niektóre z nich były nawet tak błahe, że aż wstyd się przyznawać, że się tego podejmowałem. Dlatego trochę cieszyłem się, że Harmony jest w moim domu. Nigdy jej tego nie powiem, jeszcze obrośnie w piórka skubana i będzie się pysznić jak to demon nie może sam sobie poradzić. Gdy ciasto było gotowe, położyłem je na parapecie, by szybciej wyschło, a potem wróciłem do dziewczyny, która siedziała przed kartką. Czyżby nie rozwiązała żadnego? Już chciałem to skomentować opryskliwie, ale zobaczyłem, że każde zadanie jest wykonane praktycznie perfekcyjnie. Co jest z tym dzieciakiem? Czyżbym dawał jej za łatwe zadania? :
-Nie tak źle, jak na anioła – Mruknąłem odkładając papier na stół:
-Jabłecznik jeszcze stygnie. Idź coś porób czy coś. Wyjdź na dwór, pobaw się pluszakiem, jak normalne dziecko. Gdy ciasto ostygnie zawołam cię – Przegoniłem ją gestem dłoni, by zajęła się sama sobą
(Harmony?)
720
(Harmony?)
720
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz