czwartek, 30 stycznia 2020

Od Keyi do Kadohiego

Wypuściłam powietrze z płuc, zachwycając się powstającą mgiełką, która natychmiast otoczyła moją twarz i zniknęła. Zimny wiatr nieprzyjemnie drażnił oczy, ale zapach, który niósł wszystko wynagradzał. Dłonie zaciśnięte miałam na drewnianej rączce wiklinowego koszyka, w którym znajdował się ciepły posiłek i odpowiedni zbiór ziół.
Szłam w kierunku północnym, gdzie na obrzeżach miasta miał znajdować się mały domek. W nim mieszkała starsza i pochorowana babka, a jako nowo przyjęta zielarka dostawałam właśnie takie prace. Nie narzekałam, ale nie byłam też zachwycona.
Często brakowało mi starego zawodu i starych przyjaciół. Większość z nich wyjechała i wątpiłam, że ponownie wrócą. Samotność na nowo została towarzyszką mojej osoby. No i miałam jeszcze Czarnuszka, bez którego ciężko byłoby mi to znieść.
Zastanawiałam się czy to moja wina. Wciąż ktoś mnie zostawiał, nawet kiedy myślałam, że się do siebie zbliżamy. Ale hart ducha pozwolił na łagodne objawy niezadowolenia. Zajęłam umysł nową pracą, pozostawiając przeszłość za sobą. Wszystko się nieustannie zmieniało, a ja czułam, że za niedługo mogę przestać to akceptować.
Nagle kaptur, który chronił moją głowę został brutalnie ściągnięty przez mocniejszy podmuch wiatru. Przystanęłam i poprawiłam go, przeklinając pod nosem. Na szczęście wtedy w oddali dostrzegłam cel mojej podróży, więc po prostu przyspieszyłam kroku.
Musiałam czekać kilka minut, zanim starsza kobieta uchyli mi drzwi i upewni się, że nie mam złych zamiarów. W środku domu było przytulnie, ale zapach jaki tam panował bardzo mnie drażnił. Czuć było stęchliznę i bród, co więcej pomieszczenie wyglądało na długo nie sprzątane. Właściwie nie powinno mnie to dziwić, gdyż w tym wieku nie jest się zbyt skorym do porządków.
Rozpoczęłyśmy pogawędkę, w której dowiedziałam się paru mało znaczących plotek oraz wypiciu ciepłej herbaty. Pomogłam podlać więdnące kwiatki i nieco przewietrzyłam pokoje. Babka była miła i nawet obdarzyła mnie poczęstunkiem, ale zastanawiałam się czy to praca na pewno dla mnie. Miałam wrażenie, że czuje się w takich sytuacjach zbyt obojętna. Jednak stwierdziłam, że jest to do wypracowania.
Kiedy opuściłam jej mieszkanie w końcu mogłam odsapnąć. Odwróciłam się i wkroczyłam na drogę powrotną.  Z nieba powoli opadały płatki śniegu, a wiatr stał się jeszcze mroźniejszy. Nagle moją uwagę przykuła osoba, która wolno maszerowała przede mną. Strój obcego był rzadko spotykany i piękny, co niemal od razu zwróciło moją uwagę. Również jego włosy nie należały do codziennych odcieni. Mimo lekko białego otoczenia, wciąż pozostawały widoczne i piękne.
Postanowiłam przyspieszyć, ale nadal pozostawałam w bezpiecznej odległości. Czułam się prawie jak szpieg, albo zabójca. Miał na sobie również katanę oraz tylko nieco wystające drugie ostrze. Zastanawiałam się czy to może jakiś nowy zabójca, albo rycerz. Choć szybko odrzuciłam drugą tezę, bo totalnie do niej nie pasował.
Moje myśli powędrowały gdzieś daleko, całkowicie odrywając mnie od rzeczywistości. Wtedy musiałam stracić rytm i poczułam jedynie jak wchodzę w moją „ofiarę”.  Zachowałam jednak na tyle trzeźwy umysł, aby natychmiast się odsunąć.
- Przepraszam. – zaśmiałam się nerwowo, a kiedy spacerujący się odwrócił chyba otworzyłam usta. Jego czerwone oczy wręcz wykuły we mnie dziurę, na co natychmiast wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.
Jego tęczówki były majestatycznie czerwone, ale jednocześnie dziwnie niepokojące. Zdołałam się jedynie żałośnie uśmiechnąć, całkowicie zapominając o właściwych manierach.
- Może zioło? – spytałam, unosząc do góry koszyk.
- Zioło? – uniósł nieznacznie lewą brew, wciąż świdrując wzrokiem.
- Nie to nie. – mruknęłam zakłopotana i ruszyłam w kierunku, z którego przyszłam.
Czułam wewnętrzne zażenowanie własnym zachowaniem, ale rozkojarzenie, które ostatnio mi towarzyszyło niczego nie ułatwiało. Do tego jego oczy powodowały we mnie nieznane jeszcze uczucie. Jakby zaniepokojenie i zaciekawienia jednocześnie.

Kadohi? :>

Liczba słów: 567

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz