Nie byłem nigdy fanem hucznych zabaw i potańcówek całymi nocami. Ci ludzie łaknęli tylko zabawy, a ja nie za bardzo wiedziałem jak mam się wtopić w ten tłum. Mam ciutke inne poczucie humoru, jak i również dla mnie zabawa jest czymś innym. Choć nie zupełnie wszystko mi nie pasuje. Mocne trunki to zdecydowanie atut, mimo życia już szmat czasu, alkohol nadal jest wyśmienity jak był. Szczęśliwie, że byłem bogiem, albowiem najpewniej moja wątroba odmówiłaby posłuszeństwa. Po takiej ilości jaką wypiłem, uśmierciłbym całą salę. Jakby się zastanowić, całkiem ciekawy sposób na śmierć, kiedy przedmiot umilający zabawę w dość bolesny sposób zabija. Albo lepszym określeniem jest powolna śmierć, w upojeniu alkoholowym człowiek nie odczuwa aż tak bólu.
Długo nie myślałem nad tym, gdy podszedł do mnie organizator imprezy. Był podchmielony i wolałbym, gdyby podczas tej rozmowy trzymał się prosto i nie próbował na mnie zwymiotować. A takowi delikwenci się znajdowali. Uniosłem kielich do góry wypijając za jego zdrowie.
-Cóż słychać? -zapytałem od niechcenia.
-Zastanawiam się, dlaczego się nie bawisz? Picie trunków to nie wszystko -zaśmiał się wskazując za siebie na ludzi tańczących. Wzruszyłem ramionami.
-Proszę mi wybaczyć, niezupełnie lubię tańczyć. Wolę poprowadzić dyskusje- odparłem ledwo zauważalnie mrużąc oczy. Mimo wszystko mężczyzna obawiał się mnie i było to doskonale widać podczas upojenia alkoholowego.
-To dobrze się składa, bo musimy o czymś porozmawiać- spoważniał a ja kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.- Chodzi o to, że liczę na twoją przychylność. Jako wojownik, chciałbym byś miał mnie zawsze w opiece i chronił moją rodzinę -wytłumaczył szybko.
-Tak dla twojej świadomości jestem łowcą. Co bym dostał w zamian? -spytałem chociaż dokładnie zdawałem sobie sprawę z odpowiedzi, jaką udzielę.
-Rękę, którejś z moich dwóch córek -uniosłem brwi jakby chwilę się zastanawiając.
-Nie. I żadne bogactwa mnie nie przekonają. Poluję na magię, nie jestem niczyim obrońcą -odłożyłem swój kielich na stół i skierowałem się na balkon chwilę zaczerpnąć powietrza. Zauważyłem dziewczynę, która siedziała na balkonie.
- Widzę, że Panience bardzo śpieszno na tamten świat - rzuciłem od niechcenia rozpoznając w niej Aldis.
Gdyby mogła wzrokiem zabijać, już dawno by to uczyniła. Na szczęście nie jest żadnym demonicznym potworem zdolnym do takiego czynu. Rozłożyłem ręce przeszywając swoim spojrzeniem. Niezupełnie zrobiłem na niej wrażenie. Podszedłem do barierek i podparłem się dłońmi by po chwili wskoczyć i usiąść obok dziewczyny.
-Czego chcesz? -odezwała się wreszcie mierząc mnie nieprzychylnym spojrzeniem. Zgromiłem ją wzrokiem.
-Tego samego co ty -uciąłem krótko i ostro. Wydawała się zdziwiona moim tonem głosu.
-A skąd ty możesz wiedzieć, czego ja chce? -trochę wybiłem ją z rytmu.
-Bo siedzisz sama, a gdy mnie zobaczyłaś, z pewnością nie pomyślałaś o niczym przyjemnym. Z twojej miny mogłem wywnioskować wiele -przyjąłem powagę na twarz obserwując miasto nocą. Powiał zimny, nocny wiatr.
-Skoro chcesz spokoju to możesz się nie odzywać?- jej opryskliwy ton zdecydowanie wskazywał na wychowanie.
-Każdego tak traktujesz?- spytałem wstając na równe nogi i zeskoczyłem na podłogę balkonu.- Powodzenia!-krzyknąłem do niej zanim zniknąłem w środku kierując się do wyjścia. Pożegnałem się ze wszystkimi i wyszedłem. Osiodłałem swojego konia i spokojnym marszem skierowałem się w drogę powrotną. Kątem oka zerknąłem jeszcze na balkon.
(Aldis? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz