niedziela, 12 stycznia 2020

Od Sarethe CD. Lothar'a

Jakiś czas po mianowaniu udałam się do Warringtonów, od których jak mniemam miałam dobrać sobie wierzchowca. To bardzo ważne zarówno dla mnie jak i dla samych założycieli hodowli. Mogę zrobić im reklamę, bo to nie tak, że ja otrzymuje tego konia w prezencie. Dostałam datki i z tych datków należało się w niego zaopatrzyć. Kiedy przybyłam, przywitał mnie na miejscu mężczyzna w średnim wieku. Zauważając, że nadchodzi białowłosy chłopak, jak dobrze pamiętam był synem Aidena.
- No dobrze, więc, żeby było tak formalnie, to jestem Lothar, syn właściciela. Mam parę koni, które mogę pani zaproponować, proszę za mną - wskazał stajnie i posłusznie poszłam za Lotharem.
Tak, to była tylko i wyłącznie formalność bo doskonale wiedziałam kim jest. Spędziłam tutaj wystarczająco sporo czasu by o tym wiedzieć. Nie miałam dzisiaj zbroi na sobie, uznałam to za zbyteczny wysiłek. Skórzany strój ocierał się o siebie wywołując znacznie mnie hałasu niż metal, lecz nadal byłam słyszalna.
-Żeby formalności stało się zadość, ja jestem Sarethe Lumie, rycerz dworu króla Elzebiusza II -powiedziałam dość niedbale, zwracając tym jego uwagę. Mężczyzna zerknął na mnie ale nic więcej nie było. Żadnej reakcji zaskoczenia. Pokiwałam głową unosząc jedną brew do góry. To wydawało się dziwne, ponieważ każdy jak jeden mąż dopytywał czy jestem pewna swojego wyboru.
Wchodząc do stajni rozglądałam po wielu wierzchowcach stojących we własnym boksie. Na moment wstrzymałam oddech widząc jak piękne one wszystkie były.
~Ja nie wiem jak ty się zdecydujesz na jednego. O, albo ja mogę wybrać? -za mną odezwał się głos Izmaela. -Wiesz, że jest Librą? -nagle zapytał i się roześmiał.
-Co? - wyrwało mi się i stanęłam zdziwiona.
Lothar przystanął i odwrócił się w moją stronę taksując mnie uważnie spojrzeniem.
-Co, co?- odparł a ja wzruszyłam ramionami.
-Nic - bąknęłam pod nosem niewyraźnie.- Na pewno masz już jakieś propozycje, czyż nie? -zmieniłam temat, na co Lothar pokiwał głową. Miał zacząć mówić ale zdecydowana większość koni zaczęła się robić niespokojna. Oboje zrobiliśmy tą samą minę widząc jak zaczynają się wierzgać i prychać. Obecność Izmaela tak je zaniepokoiła. "Zabieraj dupę w troki, mam być rycerzem godnym zaufania", fuknęłam w myślach na demona.
-Dziwne - mruknął sam do siebie Lothar a ja odkaszlnęłam znacząco. - A tak, mam dość spokojniejsze propozycję, które nie powinny robić problemu. Z tej strony jest Lilith, a tutaj Goliat. Myślę, że jednak Abraxis przykuje pani uwagę - wskazał na wysokiego albinosa w kącie stajni.
Świdrował mnie swoim spojrzeniem wywołując ciarki. Błyskawicznie znalazłam się przed jego boksem czując dziwną energię, która mnie do niego przyciągała. Nie reagował również na Izmaela, który stał sobie w środku jego boksu. Spłoszył tym ogiera obok, ale nie jego. Stał i patrzył wprost na mnie.
-Ma 7 lat i jest wdzięcznym ogierem. Nie rozumiem dlaczego nie znalazł jeszcze właściciela -powolnym krokiem zbliżył się do jego boksu.
-To dobrze - uśmiechnęłam się stając naprzeciwko Lothara. - Bo już jest mój. Czuję, że jest on mi pisany -ostatnie zdanie powiedziałam z radosnym błyskiem w oku.
Lothar otworzył boks wyprowadzając Abraxisa. Pokazał mi go z każdej strony. Był atletycznej budowy, ale uniesienie mojego ciężaru nie będzie dla niego problemem. Pogłaskałam go po grzywie czując w sobie euforie. Coraz dobitniej dociera do mnie, że udało mi się zostać rycerzem i będę miała własnego kompana.
-Skoro już wybrałam, to chyba zostały inne formalności -westchnęłam ciężko zastanawiając się ile Kahali będę zmuszona tu zostawić.

(Lothar? Nareszcie XD)

Liczba słów: 544

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz