Powoli otworzyłem oczy, czując nieprzyjemny ból w klatce piersiowej. Zacząłem mrugać raz po raz, by wyostrzyć obraz. Uczucie pożywiania się moją duszą zapamiętałem odrobinkę mniej boleśnie, ale może dlatego, że wcześniej pożywił się jej mniejszą częścią. A przynajmniej takie miałem wrażenie.
Zauważywszy rozwalony salon pomyślałem, że jeszcze do końca się nie obudziłem. Albo że mam omamy. Powoli podniosłem się do siadu, cicho stękając z bólu. Może to jednak dobrze, że byłem nieprzytomny. Chyba nie chcę znać szczegółów tej walki.
- No wreszcie, ile można spać – usłyszałem niedaleko siebie mocno zniecierpliwiony głos. Z zaskoczeniem spojrzałem na czarnowłosego chłopaka siedzącego na fotelu. Lekko zniesmaczony zauważyłem, że teraz role się zamieniły; ja leżałem na kanapie, a chłopak siedział na moim wcześniejszym miejscu. – Coś taki zdziwiony?
- Nie spodziewałem się, że jeszcze cię tutaj zastanę – przyznałem szczerze, przeczesując dłonią włosy. Nadal byłem jeszcze lekko otumaniony, potrzebowałem jeszcze przynajmniej kilku dobrych minut, by dojść do siebie. – Byłeś wcześniej bardzo zdeterminowany, aby spotkać się ze swoimi świrniętymi rodzicami i podejrzewałem, że od razu się do nich udasz.
- Tak chciałem postąpić – przytaknął, wbijając we mnie przeszywające spojrzenie. – Jednak finalnie uznałem, że lepiej nie zostawiać cię samego w takim stanie.
- To bardzo urocze oraz miłe z twojej strony – prychnąłem, wywracając oczami. Jego argument mnie za specjalnie nie przekonywał, ale sam nie potrafiłem znaleźć bardziej racjonalnego powodu, dla którego chłopak czekał na moją pobudkę.
- Uważaj na słowa – warknął, podrywając się z miejsca.
Westchnąłem cicho, kątem oka obserwując, jak Kousuke krąży po rozwalonym pomieszczeniu, które kiedyś było salonem. Demon wydawał się być czymś mocno zirytowany oraz zniecierpliwiony. Nie odzywałem się już więcej, tylko w milczeniu czekałem na jego kolejne słowa. Rozejrzałem się po „polu bitwy”, ale nie zauważyłem ciała drugiego demona.
- Nie zabiłeś go? – spytałem, nawet nie starając się ukryć zdziwienia w głosie.
- Gnój uciekł – czarnowłosy użył tonu tak wrogiego, że poczułem nieprzyjemne ciarki przebiegające po moich plecach. – Ale go znajdę, i zabiję. Co on zrobił z moim domem…
Przyznam, poczułem się trochę winny całej tej sytuacji. W końcu, gdyby mnie tu nie było, to bardzo możliwe, że nie tylko dom byłby cały, ale i sam Kousuke. Przygryzłem nerwowo wargę i zastanawiając się przez chwilę, co mu odpowiedzieć.
- Więc… co dalej? – odezwałem się w końcu, zaczynając nerwowo bawić się palcami.
- Nie wiem – westchnął cicho, na chwilę się zatrzymując. Odezwał się dopiero po krótkim namyśle. - Ty zostajesz tutaj, ja pójdę i załatwię to, co muszę. Jak wrócę zdecyduję, co z tobą zrobić. Jak już poczujesz się lepiej, możesz spróbować ogarnąć trochę bałagan.
Rozejrzałem się wymownie dookoła, ale kiwnąłem głową. Już po chwili zostałem sam. Postanowiłem się trochę przejść po domu, by rozprostować stawy i znaleźć psa. Nie zdziwię się, jeżeli się gdzieś ukrył – wnioskując po tym pobojowisku, działy się tutaj nieprzyjemne rzeczy. Pewnie gdybym był przytomny, sam chciałbym się znaleźć jak najdalej od tego armagedonu.
Finalnie znalazłem go pod stołem, mocno zestresowanego i przerażonego. Na mój widok zamachał kilka razy ogonem, ale ze swojej kryjówki nie wyszedł. A kiedy ukucnąłem, by go pogłaskać i uspokoić, zaczął cicho piszczeć.
- Hej, kolego - uśmiechnąłem się do niego, wyciągając dłoń w jego stronę. – Nie bój się, już po wszystkim.
Pies warknął cicho, a wzrok miał utkwiony w jakimś obiekcie za mną. Ostrzegał mnie przez czymś, a ja za późno zdałem sobie z tego sprawę. Chciałem się odwrócić, ale wtedy ktoś uderzył mnie czymś mocno w tył głowy. Przed oczami pojawiły się mroczki i nim zdążyłem zarejestrować więcej, straciłem przytomność.
***
Nie jestem pewien, co mnie obudziło – tępy ból głowy czy też czyjeś ostre paznokcie wbijające się w mój podbródek. Chciałem otworzyć oczy, ale szybko dotarło do mnie, że mam przepaskę na oczach. Nawet nie podjąłem próby poruszenia się – czułem, jak cienkie linki wżynają się w moje nadgarstki. Zdecydowanie nie jest to mój najszczęśliwszy dzień.
- Czego mogłam się po nim spodziewać – usłyszałem przed sobą kobiecy głos pełen pogardy. – Przygarnął sobie człowieka równie żałosnego, jak on sam.
Nieznana mi kobieta wreszcie puściła mój podbródek. Poczułem nieprzyjemne pieczenie w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą były jej pazury – skaleczyła mnie.
- Na tą chwilę jest twój, tylko nie uszkodź go za bardzo – zwróciła się do kogoś, najwyraźniej jest tu ktoś jeszcze. Dobrze wiedzieć takie rzeczy - Musi być żywy, kiedy mój syn nas odwiedzi.
Zmroziło mnie na jej słowa. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, z kim tak naprawdę rozmawiam. Przyznam, że kompletnie nie rozumiem, dlaczego matka Kousuke kazała komuś mnie porwać. Chciała w jakiś sposób szantażować mną czarnowłosego, czy jak? Jeżeli tak, to był chyba najgorszy pomysł, na jaki mogła wpaść – przecież w ogóle go nie obchodzę. Uśmiechnąłem się ponuro. Trzeba było być dupkiem, mieć gdzieś krytyczny stan Kousuke i uciec, kiedy taka możliwość istniała.
Poczułem, jak ktoś zaciska palce na moich włosach i gwałtownie szarpie nią do góry. Powstrzymałem się od syknięcia z bólu, ponieważ przeczuwałem, że to tylko usatysfakcjonuje mojego kata.
- A ty co taki zadowolony? – usłyszałem niski, męski głos tuż obok swojego ucha. Jak na moje standardy, znajdował się zdecydowanie zbyt blisko
- Nie mogę się doczekać wspólnej zabawy – mruknąłem.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, po czym uderzył mnie w brzuch tak mocno, że przez chwilę nie mogłem oddychać. Szykuje się naprawdę wyborna zabawa.
<Kou? XD>
843
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz