czwartek, 30 stycznia 2020

Od Kadohi'ego Cd. Keya

Szedłem dalej na południe, żegnając krótkim uniesieniem dłoni, przykryte grubą pierzyną śniegu, szczyty gór. Opuszczałem swój dom aby wyruszyć w nieznane. Po przekroczeniu Rzeki na jej dwudziestym trzecim kilometrze odbiłem od głównego nurtu, kierując się delikatnie na zachód. Strumień przy wtórze którego poruszałem się na przód, biegł dalej w kierunku osad ludzkich, by w okolicach Białego Jaworu wpaść z pluskiem do Zamarzniętego Jeziora. Które od paru już wieków, chodź pokryte warstwą lodu w porze zimowej tajało delikatnie umożliwiając przepływ wód. Jednak lato czuć był dopiero w stolicy. Te z wiosek położonych bliżej Wodospadu Zimy nadal przykryte był śnieżną czapą.
Wypuściłem gorące powietrze, które przeistoczywszy się w obłoczek pary, umknęło w górę, wirując wraz z podmuchem wiatru. Czułem jak mróz szczypie mnie delikatnie w odkryte części ciała, jednak moje wiecznie zimne członki pozostawały nadal niewzruszone. Chłód nie szkodził mi tak bardzo jak ludziom, tak więc jedynie nocami musiałem rozpalać ogień. Poruszając się dalej w obranym kierunku, czułem łagodniejący klimat. Pomimo to nadal zdarzały się dni gdy z nieba prószył śnieg, a nogi zapadały się w parunastu centymetrowym puchu.
Po paru dniach spokojnej, acz dość żwawej wędrówki, minąłem Jezioro i kierując się dalej wzdłuż strumienia, wszedłem do pierwszej tak nisko położonej wsi. Bliżej stolicy byłem tylko raz. A i wtedy nie do końca zdawałem sobie z owego faktu sprawę. Teraz szedłem tam z premedytacją. Wprost pod nieco nazbyt czujny królewski nos. Wprost wspaniale!
Poczułem jak twarz rozświetla mi delikatny uśmiech, gdy z ponurych myśli o stryczku, przeniosłem się do niezmierzonych bibliotek, pełnych jeszcze nie odkrytych przeze mnie skarbów wiedzy. Tak to był dużo bardziej optymistyczna wizja.
Z rozmyślania wyrwało mnie poczucie obserwacji. Nie dając nic po sobie poznać, zacząłem nasłuchiwać przestrzeń dookoła mnie. Znów zaczął prószyć śnieg. Kątem oka ujrzałem czyjąś postać odzianą w długi płaszcz z kapturem, jednak dostrzegając kosmyk długich, brązowo-rudawych włosów, uspokoiłem się. Zabójcy podczas misji zazwyczaj związywali włosy. Poza tym dlaczego ta niewiasta miałaby chęć wyrządzić mi krzywdę? Doprawdy samotność mi nie służy. Popadam w paranoję. Ostatnie trzy lata spędziłem praktycznie w całkowitej izolacji pośród gór, tak więc każde spojrzenie nie należące od jakiegoś leśnego stworzenia, czy też od dawna nieżyjącego ducha, napawały mnie niepokojem.
Zmyślając się właśnie nad ostatnim widzianym duchem, który okazał się nadzwyczaj rozmowny i aż nazbyt chętny do pomocy, gdy poczułem na sobie czyjś ciężar. Ów napór zniknął tak prędko jak się pojawił, a mroźne powietrze przeszył obcy głos.
- Przepraszam. Może zioło? - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, unosząc wiklinowy kosz
- Zioło? - spytałem nie do końca rozumiejąc absurd owej sytuacji
- Nie to nie - w głosie nieznajomej dało się wyczuć jakiś rodzaj wyrzutu
Na tą odpowiedź moje usta ozdobił uśmiech. Tak dawno nie miałem kontaktu z ludźmi. A przynajmniej tymi bardziej żywymi
- Przepraszam. Jestem obcy. Ja nie co panienka mówi wiem. Co to zioło?
Oczywiście skłamałem. Znałem tutejszy język dość dobrze więc jedynie bardziej miejscowe określenia mogły być dla mnie obce. Jednak mniej podejrzany jest nieznajomy nieznający języka, niż nieznajomy znający język. Oczywiście posługując się tymi formułami nie zapomniałem o nadaniu odpowiedniego, nieco wschodniego akcentu oraz przestawieniu szyku zdania. Mogłem jedynie mieć nadzieję, że ten marny teatrzyk wystarczy, aby nie wzbudzając podejrzeń okolicznych mieszkańców, dotrzeć do stolicy

< Keya? Kadohi aby ukryć swą tożsamość przedstawia się jako Kadohi Itsuwari >
521

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz