poniedziałek, 20 stycznia 2020

Od Yasu CD Chorus'a

Nie byłem przekonany czy aby na pewno chcę tu zostać, nie boję się potworów, sam nim jestem, gdy zasypiam. Nie kontrolując swoich snów, staję się potworem niszczącym wszystko. A może nie do końca ja tylko to, co mój mózg wyśni, bojąc się samego siebie, przestałem bać się innych to dosyć logiczne, gdy przychodzi chwila, w której nie chcesz zmrużyć oka, aby nie obudzić się w całkowicie innym miejscu, czasem bezpiecznym czasem nie sam już nie wiem, jak to działa. Poza tym duchy lgną do mnie jak rzepy do psiego ogona widzę tych martwych, jak i tych bardziej cielesnych zwanych przez wszystkich zombim. Chociaż ja nauczyłem się zwać ich po prostu martwymi. 
- I tak po mnie przyjdą - Szepnąłem, sam do siebie nie chcąc, aby mieszkaniec tej starej chatki mnie usłyszał, co nie do końca mi wyszło przez jej.. Jego doskonały słuch.
Ten niezwykły mieszkaniec chatki zaczął, powoli podchodząc do mnie, na co wycofałem się do tyłu, patrząc na tę osobę z przymrożonych oczu.
- Co masz na myśli? -Spytał, unosząc jedną brew, a ja nie wiedziałem, o co mu chodziło. Co on właśnie miał na myśli? Pyta o to, co powiedziałem sam do siebie? Czy raczej o coś innego? Chwila ja nic innego nie powiedziałem, więc musi chodzić mu właśni, o to, co mruczałem pod nosem, trochę głośniej niż chciałem.
~ Nic takiego - Pomyślałem, milcząco dla niektórych milczenie jest złotem dla mnie bezpieczeństwem. Przy obcych osobach starałem się mówić mało, najmniej jak było to konieczne, powiedziałbym za dużo, a potem bardzo tego pożałował. Wolałem nie mówić za wiele, chociaż ciągnąłem za sobą wielkie niebezpieczeństwo.
- Powtórz to, co powiedziałeś - Jego głos, albo raczej jej głos boże jakie to skomplikowane widać, że jest inną osobą niż te, które dotychczas poznałem.
- Mówię, że nie boje się potworów - Burknąłem, byłem już bardziej odważy, chociaż w środku wciąż się trząsłem nie tyle z zimne co z przerażenia, przerażenia własnym zachowaniem ja naprawdę nie wiem, dlaczego wszedłem do tej wody, raczej nie spałem, chociaż może kto to wie.
- Naprawdę? - Zadrwiła, unosząc jedną brew, najwidoczniej bardzo rozbawiona tym, co powiedziałem. No cudownie tego było mi trzeba.
- Naprawdę.. Jestem od nich gorszy - Burknąłem, odwracając głowę w stronę nocy. Byłem lisem nocy, moja sierść ciemnogranatowa mówiła sama za siebie, a złote pasy jaśniejące w nocy mogły pomóc zniwelować mrok i chociaż byłem bardzo młodym dzieciakiem, rozumiałem to i owo bojąc się tylko tego, co nie znane, bo przecież to było zawsze najstraszniejsze nieznane mroczne nic nieodkryte przez nikogo.
- W takim razie możesz iść droga wolna - Nieznana mi z imienia istota wróciła do kuchni, a ja stałem przez dłuższą chwilę, w miejscu zastanawiając się, czy aby na pewno chcę to zrobić. Czy chce wyjść na mrok, kiedy tu jest tak bezpiecznie i spokojnie? Przecież nikt mnie nie wygania, mogę tu zostać całą noc i nie zmrużyć oka a nad ranem ucieknę stąd w swoją stronę, zapominając o wszystkim, co się tu wydarzyło.
- Zostanę - Mruknąłem, niby od niechcenia, chociaż w głębi ducha cieszyłem się, że chociaż raz od bardzo dawna mam normalne miejsce, w którym mogę odpocząć, nie bojąc się o to, co dzieje się lub co może stać się dokoła mnie. Położyłem się, więc pod ścianą było mi obojętnie gdzie i na czym będę leża. Najważniejsze, aby było ciepło i bezpiecznie, bo tylko wtedy, jeśli już zasypiam moje sny spokojne w jakimś tam sensie.

< Chorus?>
551

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz