sobota, 4 stycznia 2020

Od Chorus cd Yasu

Oczywiście wykorzystałem, więcej swoich zdolności niż powinienem, skutkiem końcowym, była zamiana w lisa, jednakże ta zmiana była na tyle mała, iż mogę pozostać niezauważony. Akurat siedziałem na gałęzi, drzewa, mimo mrozu i chłodu, w żaden sposób mi on nie przeszkadzał. Drzewo, mimo że pozostało gołe, to mogłem poczuć jakąś otoczkę ciepłe z jego strony, jakby mnie chroniło przed pogodą oraz drapieżnikami, czy też innymi eksperymentami.
Mimo iż miałem dziś napięte plany, to wszystko się zawaliło, zresztą jak zwykle to się dzieje. Przeciągnąłem się i zwinąłem w kłębek, ziewając. Ułożyłem łepek wygodnie, by móc spoglądać na dół, czy ktoś nadchodzi, a może jakieś zmiany, które się pojawią.
Pojawiły się tak, jak myślałem, zjawiła się Rav wraz z poboczną strażą plus pachołkami, mogłem się przyjrzeć im dokładniej, oraz podsłuchać. Choć słychać było jak Rav nimi dyryguje, niż jak zapowiada się coś ciekawszego.
Co do Rav? Jest to dość apatyczna i agresywna postać. Mimo posiadanych, elementów ludzkich i zwierzęcych, wiele istot jest zależna od niej, choć nie wiadomo do końca, czym jest konkretnie.. Ktoś zaczął płakać, a Rav jak to ona dała tej też osobie, zieloną kuleczkę. Która tuż po zetknięciu, ze łzami płaczącej postaci, się zmieniła. Jakby pokazała coś, po czym została przemieniona i wchłonięta, poprzez właściciela. Cóż rzec Rav jest dość zaskakująca, też raz miałem taką kuleczkę w dłoni, jednakże moja się powieliła, po czym dokonała wchłonięcia we mnie i teraz nie wiem, co jest z nimi. Nawet nie chce mi się rozmawiać z nią, nie przepadamy za sobą, a może nawet gorzej jest.
Przymknąłem na chwilę oczy, gdyż nie musiałem patrzeć na nich, wystarczyło mi słuchanie. Nim się spostrzegłem, usnąłem, a może jedynie odpoczywałem i się pogrążyłem w transie i skupieniu, by się nieco zdecydowanie szybciej zregenerować. Może i zdecydowanie to drugie.
Gdy w końcu otworzyłem oczy, znajdowałem się w ludzkiej postaci i siedziałem sobie na gałęzi, na dole już nikogo nie było, więc jedynie się uśmiechnąłem i zeskoczyłem, lądując bardzo łagodnie i bezszelestnie na ziemi. Dobra może jednak z dźwiękiem dzwonków, to było jedynie i jeszcze mój oddech i bicie serca, a tak było cicho. Chociaż może coś tam jeszcze było, choć nie wiem tego do końca. Na bosaka zacząłem powoli kroczyć drogą pomiędzy drzewami, by znaleźć, może jakieś zajęcie dla siebie.
Przy wodze, może t rodzaj stawu, albo strumyka. W nim był lis, naprawdę pięknie umaszczony, ale wyglądał, jakby próbował się zabić i tak już wystarczająco był przemarznięty i mokry. Tak też i podeszła do niego i capnęłam za kark, by go wyciągnąć z tej i tak lodowatej wody. Nie puszczając go za kark, złapałam wygodniej pod przednimi łapami i ruszyłam do jednej chatki, która była tutaj w środku lasu, może jest niezbyt duża, ale przynajmniej jest w niej ciepło, a temu lisowi to jest najrosądsze, by się ogrzał, przed zdechnięciem.
Tak też i po wejściu do chatki, umieściłam go po wytarciu przy kominku, owiniętego szczelnie kocem, by było mu cieplej, a sama ruszyłam do kuchni, by zrobić jakiś dobry posiłek.

Yasu? 
493

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz