Z powodu złamanych przynajmniej dwóch żeber starałem się oddychać jak najpłycej, by odczuwać jak najmniejszy ból. Opaska z moich oczu została zdjęta, ale to i tak nie wiele mi pomogło. Pomieszczenie, w którym mnie przetrzymywali, było ciemne, zimne i zatęchłe. Ledwo widziałem twarz swojego kata, chociaż akurat to mi za bardzo nie przeszkadzało.
Wyczerpany, opuściłem głowę i zacząłem wpatrywać się w całkiem sporą kałużę krwi należącej tylko i wyłącznie do mnie. Nie sądziłem, że straciłem jej aż tyle. To pewnie przez te nacięcia na brzuchu. Na moje szczęście, demon zdecydował sobie zrobić krótką przerwę. W końcu tortury to takie męczące zajęcie, pomyślałem z goryczą. Czułem ogarniające mnie zmęczenie, dlatego przymknąłem na chwilę oczy. . Miałem już dosyć bólu i słuchania rozentuzjazmowanego demona, jak to nie może się doczekać aby mnie zabić i pożywić się moją duszą. Mój organizm naprawdę potrzebował odpoczynku. Wygnaniec najwidoczniej uważał inaczej – po kilku sekundach poczułem na sobie lodowatą wodę.
- Nie śpimy – usłyszałem nad sobą przesiąknięty jadem głos demona.
Posłałem mu pełne nienawiści spojrzenie, ale nie za bardzo przejął się tym gestem. Na jego miejscu też bym się nie przejął. To on miał nóż w dłoni, a ja byłem jedynie unieruchomionym, przemoczonym i wyczerpanym z powodu utracenia dużej ilości krwi człowieczkiem. Jeżeli to przeżyję i nie nabawię się zapalenia płuc przez tę wodę, to będzie cud.
W pewnym momencie mężczyzna zerknął wymownie w górę, po czym tak po prostu wyszedł z pomieszczenia, zostawiając sztylet. W duchu odetchnąłem z ulgą. Oby nie wracał jak najdłużej. Zacząłem powolne próby wyswobodzenia się z więzów, co nie było takie łatwe. Nie dość, że sznur był cienki i mocno zawiązany, dodatkowo zacząłem powoli tracić czucie w palcach, a przez lodowatą wodę strasznie się trząsłem. W końcu po długim, w moim mniemaniu, czasie miałem wolne dłonie. Od razu zacząłem delikatnie je masować, by pobudzić w nich krążenie. Nie wnikałem, czemu demon mnie zostawił, ale dzięki temu mogłem chociaż przez chwilę psychicznie odpocząć.
Podwinąłem lekko swoją i tak zniszczoną koszulę, by określić, w jakim stanie są moje rany. Demon zrobił mi dwa długie nacięcia na brzuchu, co prawda płytkie, ale wypadałoby je opatrzyć. I pewnie zrobiłbym to, gdybym miał czym. Użyłbym swojej własnej koszuli, ale ta już jest w bardzo złym stanie. Moją uwagę z kolei przykuł pozostawiony sztylet. Nie ma mowy, bym wyszedł z tego cało, więc może przynajmniej dam się mu zapamiętać wbijając ostrze pomiędzy jego żebra.
Usłyszałem kroki zapewne powracającego do mnie demona. Teraz albo nigdy. Wstałem z krzesła i chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę broni. Nogi miałem jak z waty, czułem się, jakbym w każdej chwili mógł stracić przytomność. Po zdobyciu broni ukryłem się za drzwiami. Cieszyłem się, że mogę opierać się o ścianę, bo bez tego długo na własnych nogach bym nie ustał.
Widząc wchodzącą do środka osobę zacisnąłem mocniej palce na rękojeści sztyletu. Już chciałem zaatakować, ale w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Demon, który mnie katował, miał jasne włosy. Osoba, która tu weszła, zdecydowanie była ciemnowłosa, a jej sylwetka była mi dziwnie znajoma. Nie zdążyłem chociażby drgnąć, a ów osobnik już odwrócił się w moją stronę.
- Co ty wyrabiasz? – Kousuke patrzył z niezrozumieniem to na mnie, to na sztylet. Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w tak dobrze znanego mi chłopaka z lekko uchylonymi ustami, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.
- Po raz pierwszy cieszę się na twój widok – przyznałem, w duchu krzywiąc się na brzmienie swojego słabego i mocno zachrypniętego głosu.
Wypuściłem z dłoni sztylet, który z głuchym brzdękiem upadł na podłogę. Lekko przytuliłem chłopaka, naprawdę cieszyłem się na jego widok. Poczułem, jak nogi się pode mną uginają. By nie osunąć się na podłogę, zacisnąłem mocniej palce na jego ramionach. W dodatku, po lodowatej kąpieli zafundowanej przez tamtego demona, ciało Kousuke wydawało mi się teraz przyjemnie ciepłe…
<Kou? :3>
622
622
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz