poniedziałek, 27 stycznia 2020

Od Alistera CD Harmony

Życie z aniołem pod jednym dachem nie było tak uciążliwe, jak sądziłem. Nawet przywykłem do tego słodkiego zapachu, który na dobre rozpanoszył się po moim domostwie. Muszę przyznać, że to nawet miłe móc się do kogoś odezwać, porobić coś innego niż ciągłe wypełnianie czyichś zleceń i wprowadzanie chaosu do tej nudnej rzeczywistości. Gdy przygotowywaliśmy razem posiłek, spojrzałem na rozcięty palec anielicy. Porządnie się zraniła:
-Ofiara – Skwitowałem bez większego pomyślunku. Mogłaby bardziej uważać, teraz wszędzie jest brudno, nawet jej ciuchy zostały poplamione. :
-Przepraszam – Mruknęła cicho, nadal się uśmiechając. Było to strasznie niepokojące. Z tym grymasem przypominała jakiś koszmar z ludzkich legend. Lepiej, by nie pokazywała się tak innym, jeszcze ich odstraszy, a raczej taka rola anioła nie jest. Opatrzyłem jej dłoń, kręcąc przy tym z dezaprobatą głową. Trzeba będzie popracować nad tym stworzeniem, by choć trochę przypominała normalną. Dopiero gdy opatrywałem jej ranę, mogłem przyjrzeć się dokładniej jej ubraniom. Czy to nie są te same ciuchy, które miała wtedy, gdy się spotkaliśmy? Właściwie kupiłem jej jakieś rzeczy do noszenia? Zamyśliłem się nad tym, chcąc sobie coś takiego przypomnieć. Dopiero poruszenie dziewczyny, która zabrała się za robienie porządku, przywołało mnie do teraźniejszości. :
-Idziemy dzisiaj na zakupy. Trzeba ci przez ten wypadek kupić nowe ciuchy
-Nie trzeba, naprawdę.
-Żadnych, ale. Nie będziesz mi tak chodzić, jeszcze zaprosisz tym jakieś pijawki. Nie zamierzam się bawić z tymi nędznymi krwiopijcami – Prychnąłem zły, przypominając sobie o ostatniej potyczce z wampirem. Twardy był skubany. Ciężko takich ubić, jeśli nie zna się sposobu. Gdy wziąłem ze sobą pieniądze wyszedłem na dwór czekając na Harmony, która prowizorycznie zmyła pozostałości krwi ze swojego ubrania. Chwyciłem ją za zdrową dłoń i przeniosłem nas do jednego z większych miast. Na początku hałas tego miejsca musiał speszyć anielskiego dzieciaka, jednak tak jak zawsze nie dała tego po sobie poznać. Harda z niej sztuka. Nawet mi się to podobało, dlatego też tak mocno się jej nie czepiałem. Zawsze myślałem, że anioły to rozmemłane siusiumajtki, które, gdy widzą coś złego, od razu robią pod siebie. Jednak, gdy tak patrzyłem na Harmony miałem wrażenie, że dałaby po łapach niejednemu zbójowi, nawet nie posiadając jeszcze żadnych mocy. Weszliśmy do sklepu z ubraniami i oddałem anielice w ręce sklepikarza, by pomógł jej dobrać odpowiednie ubrania. Poleciłem mężczyźnie, by wybrał z nią piżamę, 3 ubrania na co dzień, jakieś wizytowe ubranie i jakieś ubranie typowo do obowiązków domowych. Oczywiście kazałem też mu, by nie mówił o cenach ubrań, ponieważ na tyle ile znałem tego dzieciara to wybrałaby coś najtańszego, by mnie nie kłopotać. Niech ma dzień dziecka czy coś. Ja w tym czasie wyszedłem, by zapalić sobie fajkę. Podczas wypuszczania dymu nosem wsłuchiwałem się w miejski szmer głosów i dźwięków. Fajnie było słuchać najświeższych ploteczek. Odszedłem parę kroków, by udzielić się w jakąś interesującą mnie rozmowę. Nim się zorientowałem, podszedł do mnie sklepikarz, żądający zapłaty. Oczywiście zapłaciłem za wszystko, co wzięła Harmony, gdy jednak wróciłem do sklepu, by wziąć torby z ubraniami, nigdzie jej nie zobaczyłem:
-Zabrała ją jakaś kobieta, która podawała się za pańską żonę. – Gdy to usłyszałem, po moim kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz:
-Jak wyglądała? – Spytałem natychmiast, poruszony myślami, jakie zagościły w mojej głowie. Chciałem w ten sposób wyeliminować z listy swoich wrogów, osoby, które nie pasowałyby do rysopisu. Ułatwi mi to jej poszukiwania:
-Wysoka, młoda kobieta, ubrana w czarną suknię z gorsetem o dość pokaźnym biuście. Migdałowe zielone oczy, liczne piegi, pełne usta podkreślone czerwoną szminką i burza kruczych loków.
-Melody – Mruknąłem zły. Bez słowa wyjaśnień wyszedłem na ulicę i rozejrzałem się w każdym możliwym kierunku, by dojrzeć jakiś ślad, który zdradziłby mi, gdzie się obie podziewają. Przeklęty krwiopijca. Jeszcze się z nią rozprawię raz na dobre. Zamknąłem oczy, by skupić się na pakcie, który zawarłem z Harmony. Był on ledwo wyczuwalny, ponieważ miał raptem dwa tygodnie, jednak pośród tego nawału innych umów, udało mi się go odnaleźć. Bez większej zwłoki przeniosłem się w tamto miejsce. Nim zdążyłem całkowicie wyłonić się z mroku, już zostałem zaatakowany. Uniknąłem ataku, przenosząc się szybko do innego ocienionego miejsca. Niestety, gdy tylko się zmaterializowałem, znów zostałem zaatakowany przez kobietę. Przeklęta szybkość wampirów. Jeszcze rzuciła na mnie jakąś jedną ze swoich iluzji, przez co zachowywałem się jak ospała mucha w smole. Odparowałem atak gołymi dłońmi, czując, jak moje kości drżą od przyjętej siły. Nie dość, że szybkie to silne. Najgorsze połączenie. Szybko pojawiły się przy mnie węże, które pomagały mi odparowywać ataki wampirzycy. Myśl. Gdzie mogła schować Harmony. Rozwinąłem skrzydła, których czarne pióra zalśniły w półmroku, jaki nas otaczał. Dzięki lotkom, usadowionym na koniuszkach tych dodatkowych kończyn, wyczułem negatywne emocje, które były tak delikatne, że przypominały powiew wiatru błądzący między jesiennymi liśćmi. Nie miałem wątpliwości, że należały do Harmony, która starała się zachować spokój. Odparowałem po raz kolejny atak i doskoczyłem do klatki, która stała usytuowana w najciemniejszym kącie szopy....przynajmniej tak myślałem, że to była jakaś szopa. Jeden z moich węży otworzył klatkę i oplótł się wokół delikatnego ciała anioła. Jednak, gdy tylko gad zacisnął się na drobnym ciele, Harmony rozpłynęła się jak dym na wietrze. Spojrzałem na rozbawioną Melody:
-Ojoj. Czyżbyś kogoś szukał? – Zachichotała rozbawiona moim zdziwieniem. Zanim się spostrzegłem, kobieta znów była przy mnie i wbijała swe szpony w mój bok:
-Och Alister. A mogło do tego nie dojść. Gdybyś tylko był wtedy grzeczny i nie próbował mnie zabić – Westchnęła rozczulona grymasem bólu, jaki wywołała na mojej twarzy. :
-Zostaw go – Usłyszałem cichy głos anielicy, który dobiegł do mnie jak przez mgłę, zapewne przez sprawę iluzji, która była sprawką wampirzycy. Dzięki temu cichemu szeptowi mogłem uwolnić się z czarów tej pijawki. Zamrugałem kilka razy, by moje zmysły powróciły do rzeczywistości, gdy pierwsze otępienie minęło, z szerokim uśmiechem uderzyłem Melody w szczękę, na tyle mocno, by odrzuciła głowę na bok. Wykręciłem wampirzycy nadgarstek i odrzuciłem na ziemie. Szybko pojawiłem się przy dziewczynce i wziąłem ją na ręce. Mogłem zobaczyć na jej szyi dwie dziurki, z których wypływała jeszcze niezakrzepnięta krew. Westchnąłem delikatnie, tuląc mocniej do siebie jej drobne ciało:
-Wybacz. Mówiłem, że będę cię chronić, ale na razie daje ciała – Spojrzałem na swoją przeciwniczkę, która wstała, ocierając krew spływającą z kącika jej ust. Usadowiłem anielice na ziemi, pozostawiając przy niej dwa swoje węże, które będą ją chronić przed rzezią, jaka się zaraz rozegra:
-Lepiej zamknij oczy – Poprosiłem, nie spuszczając wzroku z demona posiadającego postać kobiety. :
-Cóż za wstyd. By demon twojego pokroju opiekował się anielskim bachorem.
-Jakbyś nie zauważyła, jest moją własnością, a ty zrobiłaś jej krzywdę. Chyba wiesz, jak się to skończy- Melody zaśmiała się rozbawiona i oznajmiła nadal w dobrym nastroju:
-A ty pamiętasz, jak nie mogłeś mnie pokonać 1000 lat temu? Myślisz, że teraz dasz radę? Nie rozśmieszaj mnie – Uśmiechnąłem się delikatnie. Gdy pstryknąłem palcami, cień, który rzucała wampirzyca, przybrał kształt węża. Cienisty gad oplótł jej ciało bardzo porządnie i wbił się w jej szyję:
-Wiesz..... Od tamtej pory nauczyłem się paru sztuczek – Dzięki wstrzykniętej truciźnie, Melody nie mogła już poruszać się tak szybko i używać swojej wampirzej siły. Pozamiatane. Kolejnym pstryknięciem palców sprawiłem, że moje węże pokąsały ciało kobiety. Gdy nie mogła ruszyć się przez cień płynący w jej żyłach, uśmiechnąłem się szeroko, pewny wygranej i podszedłem do niej z wyrazem dumy i pewności siebie na twarzy. Nadepnąłem z lubością na jej twarz, by sprawić jej dodatkowy ból:
-Nawet nie wiesz, jak jestem wściekły lafiryndo jedna – Oznajmiłem z szerokim uśmiechem:
-A wiesz, co robię z takimi, jak ty?
-Z...zabijasz?
-Nie. To by było za proste. Daję ofertę nie do odrzucenia. Nie zabiję cię, ale musisz zawrzeć ze mną pakt. Będziesz na każde moje zawołanie. Jeśli nawet pomyślisz, by mi zaszkodzić, zostaniesz szybko zabita. Co ty na to?
-Nie będę służyć komuś takiemu – Słysząc jej odmowę, zachichotałem rozbawiony. Jakie uparte babsko. Gdy już miałem przebić jej serce, poczułem jak Melody wbija zęby w moją kostkę i wpuszcza coś do mojego krwiobiegu. Odskoczyłem odrętwiały na bok, nie spodziewając się takiego obrotu sytuacji:
-Ciesz się, otrzymałeś ode mnie w prezencie jad, który wcześniej we mnie wstrzyknąłeś. Jak to się mówi? Lekarzu, lecz się sam? – Oznajmiła, oblizując zadowolona usta. Zanim zdążyłem zablokować kolejny cios, wylądowałem na ścianie pomieszczenia. Czułem, jak po całym moim ciele rozchodzi się promieniujący i przeszywający ból, jakby zalewała mnie paraliżująca fala. Po tym było kolejnych rzutów o podłoże i konstrukcje stodoły. Czułem się zupełnie jak niechciana marionetka, która rozzłościła swego właściciela. Klęcząc zmęczony i obolały masowałem ciało, chcąc, choć na chwile ulżyć sobie w cierpieniu. Jeśli jej jakoś nie spowolnię, to połamie mi wszystkie kości i zrobi z organów mielonkę. Zanim się pozbierałem po kolejnym ataku, kobieta pociągnęła mnie stanowczo za włosy, by odsłonić moją szyję. Gdy tylko zatopiła swoje parszywe i brudne kły w moim ciele, użyłem małego węża, by zawrzeć z nią pakt. Czarnowłosa zdziwiona odsunęła się i zaczęła kaszleć, chcąc pozbyć się znaku pieczęci z jej języka. Jednak było już za późno. Wąż rozprzestrzenił się po jej ciele, powodując, rozpadniecie ciała na tysiące małych kawałków. Utykając podszedłem do Harmony i wziąłem ją na ręce, a moje węże wzięły jej zakupy. Nim mała się spostrzegła leżała już w swoim łóżku:
-Nieźle dzisiaj dostałaś w kość, co nie? – Westchnąłem, nie wiedząc co teraz..... Jakby nie patrzeć jest jeszcze dzieciakiem, potrzebuje jakiegoś wsparcia emocjonalnego. Podrapałem się zakłopotany po głowie, uważając na siniaki. Nie wierzę, że przejmuje się jakimś aniołem. Jak nisko można upaść? W mojej dłoni pojawiła się książka z jakąś popularną historyjką:
-Opatrzę twoje rany i przeczytam historię. Co ty na to? – Nie słysząc sprzeciwu, tak też postąpiłem. Jednak podczas owijania bandażem szyi dziewczyny i naklejania plastrów na skaleczenia, poczułem się niezwykle senny i nim się spostrzegłem, leżałem tułowiem wzdłuż łóżka dziewczyny, nadal jeszcze siedząc na krześle, zasypiając nieświadomy na jej nogach.

(Harmony? //Sorke, że tak długo)
1588

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz