poniedziałek, 6 stycznia 2020

Od Yasu CD Chorusa

Nie wiedziałem, co się zemną dzieje, wciąż nie rozumiem, dlaczego wszedłem do tej wody, naprawdę miałem wrażenie, że ktoś lub coś mnie tam woła to było dziwne, a jedyne co pamiętałem, nim zacząłem się podtapiać to czyjaś twarz, oczy nieznajomej osoby patrzyły na mnie, wyciągają w moją stronę rękę, nic więcej nie pamiętam aż do momentu, kiedy to ponownie otworzyłem swoje oczy, czując przyjemne ciepło mieszane z drętwieniem moich łap, które trochę mi przymarzły z powodu zimnej wody.
Niezadowolony poruszyłem się spokojnie na podłodze, starając się podnieść na te biedne zmarznięte łapy, które nie chciały, zemną współpracować, uniosłem powoli w takim wypadku łeb, rozglądając się po miejscu, w którym się znajduje, nie byłem tu sam to pewne, zapach kogoś innego rozchodził się po całej chacie i teraz nie wiedziałem, czy jestem tu bezpieczny, czy powinienem wiać, jednakże w głowie miałem taką jedną myśl. Jeśli chciałby ten ktoś mnie skrzywdzić, nie zostawiłby mnie przy kominku, a wręcz przeciwnie od razu pozbawił mnie głowy, wykorzystując moje martwe ciało do pożywienie się lub innych rzeczy, o których wolę nawet nie myśleć.
- Wyluzuj Yasu, nikt cię nie zje - Skarciłem się sam, w końcu stając na łapy, które pod wpływem mojej ciężkości zaczęły się trząść, no cóż, trochę przymarzły muszę je rozchodzić i będzie okej. Tak też zrobiłem, stawiając ostrożnie każdy następny krok, zacząłem oglądać chatkę od środka, zauważając czyjąś obecność w kuchni, zaskoczony przystanąłem w progu, mrużąc przy tym woje oczy.
Czyżby to była osoba, która mnie uratowała? Pewien nie byłem, mogłem jedynie podejrzewać, w końcu nie byłoby jej tu, gdyby mnie tu nie przytachała co nie?
- Obudziłeś się - Usłyszałem, głos tej osoby, która odwróciła głowę w moją stronę, przyglądając mi się z widocznym spokojem w oczach.
Spojrzałem, na nią udając, że niby nie rozumiem, co się do mnie mówi, byłem lisem, a choć czułem od tej istoty zapach wygnańca, wolałem nie ufać jej, tak od razu trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte, jakkolwiek może by to zabrzmiało.
- Nie obawiaj się. Wiem, kim ty jesteś, nie wydam cię, oboje jesteśmy wygnańcami, którzy nie zasłużyli sobie na taki los - Nieznana mi osoba sprawiała pozory przyjaznej, jednak wciąż jak mówiłem, musiałem być ostrożny nigdy nie wiadomo co takim w głowie siedzi, muszę się tylko otrząsnąć i wrócę do siebie, ostatni raz robię coś tak głupiego.
- Przepraszam, nie chciałem sprawić kłopotu, za chwilę opuszczę twój dom - To były moje pierwsze słowa i zapewne ostatnie, jeśli chce opuścić to domostwo, powinienem się za chwilę zbierać, już mi lepiej więc jakoś sobie poradzę.

<Chorusa?>
416

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz