Nie wiedziałem, co się zemną dzieje, wciąż nie rozumiem, dlaczego wszedłem do tej wody, naprawdę miałem wrażenie, że ktoś lub coś mnie tam woła to było dziwne, a jedyne co pamiętałem, nim zacząłem się podtapiać to czyjaś twarz, oczy nieznajomej osoby patrzyły na mnie, wyciągają w moją stronę rękę, nic więcej nie pamiętam aż do momentu, kiedy to ponownie otworzyłem swoje oczy, czując przyjemne ciepło mieszane z drętwieniem moich łap, które trochę mi przymarzły z powodu zimnej wody.
Niezadowolony poruszyłem się spokojnie na podłodze, starając się podnieść na te biedne zmarznięte łapy, które nie chciały, zemną współpracować, uniosłem powoli w takim wypadku łeb, rozglądając się po miejscu, w którym się znajduje, nie byłem tu sam to pewne, zapach kogoś innego rozchodził się po całej chacie i teraz nie wiedziałem, czy jestem tu bezpieczny, czy powinienem wiać, jednakże w głowie miałem taką jedną myśl. Jeśli chciałby ten ktoś mnie skrzywdzić, nie zostawiłby mnie przy kominku, a wręcz przeciwnie od razu pozbawił mnie głowy, wykorzystując moje martwe ciało do pożywienie się lub innych rzeczy, o których wolę nawet nie myśleć.
- Wyluzuj Yasu, nikt cię nie zje - Skarciłem się sam, w końcu stając na łapy, które pod wpływem mojej ciężkości zaczęły się trząść, no cóż, trochę przymarzły muszę je rozchodzić i będzie okej. Tak też zrobiłem, stawiając ostrożnie każdy następny krok, zacząłem oglądać chatkę od środka, zauważając czyjąś obecność w kuchni, zaskoczony przystanąłem w progu, mrużąc przy tym woje oczy.
Czyżby to była osoba, która mnie uratowała? Pewien nie byłem, mogłem jedynie podejrzewać, w końcu nie byłoby jej tu, gdyby mnie tu nie przytachała co nie?
- Obudziłeś się - Usłyszałem, głos tej osoby, która odwróciła głowę w moją stronę, przyglądając mi się z widocznym spokojem w oczach.
Spojrzałem, na nią udając, że niby nie rozumiem, co się do mnie mówi, byłem lisem, a choć czułem od tej istoty zapach wygnańca, wolałem nie ufać jej, tak od razu trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte, jakkolwiek może by to zabrzmiało.
- Nie obawiaj się. Wiem, kim ty jesteś, nie wydam cię, oboje jesteśmy wygnańcami, którzy nie zasłużyli sobie na taki los - Nieznana mi osoba sprawiała pozory przyjaznej, jednak wciąż jak mówiłem, musiałem być ostrożny nigdy nie wiadomo co takim w głowie siedzi, muszę się tylko otrząsnąć i wrócę do siebie, ostatni raz robię coś tak głupiego.
- Przepraszam, nie chciałem sprawić kłopotu, za chwilę opuszczę twój dom - To były moje pierwsze słowa i zapewne ostatnie, jeśli chce opuścić to domostwo, powinienem się za chwilę zbierać, już mi lepiej więc jakoś sobie poradzę.
<Chorusa?>
416
Niezadowolony poruszyłem się spokojnie na podłodze, starając się podnieść na te biedne zmarznięte łapy, które nie chciały, zemną współpracować, uniosłem powoli w takim wypadku łeb, rozglądając się po miejscu, w którym się znajduje, nie byłem tu sam to pewne, zapach kogoś innego rozchodził się po całej chacie i teraz nie wiedziałem, czy jestem tu bezpieczny, czy powinienem wiać, jednakże w głowie miałem taką jedną myśl. Jeśli chciałby ten ktoś mnie skrzywdzić, nie zostawiłby mnie przy kominku, a wręcz przeciwnie od razu pozbawił mnie głowy, wykorzystując moje martwe ciało do pożywienie się lub innych rzeczy, o których wolę nawet nie myśleć.
- Wyluzuj Yasu, nikt cię nie zje - Skarciłem się sam, w końcu stając na łapy, które pod wpływem mojej ciężkości zaczęły się trząść, no cóż, trochę przymarzły muszę je rozchodzić i będzie okej. Tak też zrobiłem, stawiając ostrożnie każdy następny krok, zacząłem oglądać chatkę od środka, zauważając czyjąś obecność w kuchni, zaskoczony przystanąłem w progu, mrużąc przy tym woje oczy.
Czyżby to była osoba, która mnie uratowała? Pewien nie byłem, mogłem jedynie podejrzewać, w końcu nie byłoby jej tu, gdyby mnie tu nie przytachała co nie?
- Obudziłeś się - Usłyszałem, głos tej osoby, która odwróciła głowę w moją stronę, przyglądając mi się z widocznym spokojem w oczach.
Spojrzałem, na nią udając, że niby nie rozumiem, co się do mnie mówi, byłem lisem, a choć czułem od tej istoty zapach wygnańca, wolałem nie ufać jej, tak od razu trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte, jakkolwiek może by to zabrzmiało.
- Nie obawiaj się. Wiem, kim ty jesteś, nie wydam cię, oboje jesteśmy wygnańcami, którzy nie zasłużyli sobie na taki los - Nieznana mi osoba sprawiała pozory przyjaznej, jednak wciąż jak mówiłem, musiałem być ostrożny nigdy nie wiadomo co takim w głowie siedzi, muszę się tylko otrząsnąć i wrócę do siebie, ostatni raz robię coś tak głupiego.
- Przepraszam, nie chciałem sprawić kłopotu, za chwilę opuszczę twój dom - To były moje pierwsze słowa i zapewne ostatnie, jeśli chce opuścić to domostwo, powinienem się za chwilę zbierać, już mi lepiej więc jakoś sobie poradzę.
<Chorusa?>
416
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz