sobota, 4 stycznia 2020

Od Hibane CD Yonkiego


Gdy do mojej świadomości dotarło wycie i przytłumiony głos chłopaka, zaniepokojona podniosłam głowę, będąc jeszcze nieco zaspana. Przez parę minut nie wiedziałam, co mnie obudziło, dopiero gdy zauważyłam, że posłanie Yonkiego jest puste, przeczułam, że coś mogło się stać. Ubrałam szybko szlafrok i wyszłam, by rozejrzeć się za chłopakiem. Gdy zobaczyłam, jak jest wgnieciony w ziemię przez wilka, który szczerzył w jego stronę kły, aż mnie zmroziło. Nie spodziewałam się tego:

-YONKI – Krzyknęłam wystraszona o los towarzysza podróży. Nie chciałam, by spotkało go coś złego, dlatego instynktownie wręcz uniosłam dłoń, by wycelować w zwierzę kule krwistoczerwonego ognia. Choć nie powinnam tego robić, musiałam go ochronić. Na szczęście zwierzę porażone jasnością bijącą ode mnie, uciekło spłoszone w leśną gęstwinę. Gdy byłam pewna, że wilk nie wróci już tutaj, nieco się uspokoiłam i zgasiłam swoje płomienie. Opuściwszy rękę spojrzałam na Yonkiego nerwowo przestępując z nogi na nogę nie wiedząc, czy mogę do niego podejść. Niestety nie mogłam przestać myśleć o jego stanie zdrowia, więc pobiegłam niecierpliwa w jego kierunku, chcąc upewnić się, czy z nim wszystko w porządku. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby stała mu się jakaś poważniejsza krzywda, której nie mogłabym naprawić:
-O bogowie. Nic ci nie jest? – Spytałam, gdy dzieliła mnie od niego odległość może z 3 metrów. Zamiast odpowiedzi usłyszałam tylko, delikatne sykniecie, wywołane próbą podniesienia się do pozycji siedzącej. Zaniepokoiło mnie to. Musiał być w jakiś sposób uszkodzony. Gdy uklękłam przy chłopaku i przyjrzałam się mu uważnie, choć było to ciężkie, to dostrzegłam w tym półmroku parę odcinających się od ubrań plam. Nieźle go ten wilk poturbował. Westchnęłam i moje dłonie zostały otoczone przez płomienie o zielonej barwie, ogniste języki delikatnie muskały skórę chłopaka, która pod wpływem mojego ciepła zregenerowała się i zasklepiła ranę. Gdy byłam pewna, że z chłopakiem wszystko w porządku uśmiechnęłam się słabo. Nigdy nie przesadzałam z leczeniem, ponieważ zawsze to osłabiało moje płomienie, jednak warto było pomagać innym. Przyglądając się powstałym dziurom, wiedziałam, że nie mogę tak pozostawić chłopaka, nie tylko zacznie nieprzyjemnie pachnieć przez krew, ale też będzie przyciągał uwagę innych wyczulonych na takie bodźce ras i ludzi, który będą zaniepokojeni jego stanem zdrowia. Pobiegłam szybko do swojego wozu i poszukałam w swoich szufladach jakiejś koszuli, którą mógłby założyć chłopak podczas moich prób naprawy. :
-Zajmę się twoją koszulą, wystarczy tylko, że mi ją dasz. Możesz się przebrać w wozie
-To nic takiego, kupię sobie nową w mieście
-Żadnych ale mój drogi. Te plamy krwi mogą stanowić dla nas spore kłopoty. Jeszcze jakiś wampir ją wyczuję lub jacyś ludzie się tym zainteresują. Nie jestem dobra w jakiś potyczkach międzyrasowych, dlatego wolę nie ryzykować – Yonki nie był zadowolony moimi słowami, jednak poszedł do wozu się przebrać w moją koszulę, która była prosta i uniwersalna. Jedyny element, który zdradzał, że ubiór nie należał do niego, był rozmiar, który był większy od tego, jaki zazwyczaj nosił chłopak, przez co koszula na nim wisiała:
-Pójdę ją wyprać i zasklepię dziury, nie musisz się martwić. Będzie jak nowa – Zasalutowałam mu z szerokim uśmiechem, by uspokoić jego obawy odnośnie jego odzienia:
-Pójdę do najbliższego jeziora i to ładnie wypiorę, ty lepiej się nie ruszaj, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz i co wtedy poczniemy? – Podparłam się pod boki, by pokazać, że nie żartuję. Nie chciałam, by znów wpakował się w jakieś kłopoty. Wzięłam szybko mydło i nie czekając na jego słowa, ruszyłam w leśną gęstwinę, pozwalając się jej pożreć. Specjalnie nie zapalałam światła, by nie wabić nieproszonych gości. Dopiero po parunastu krokach zdałam sobie sprawę z tego, że przecież dotykanie wody sprawia mi nieprzyjemny ból. Spojrzałam zrezygnowana na zakrwawioną koszulę chłopaka. Co ja teraz z tym fantem zrobię? Westchnęłam delikatnie, po czym podniosłam głowę do góry. Coś się wymyśli. Zaradna ze mnie osóbka. Szłam niepewnie przed siebie w kierunku, z którego wyczuwałam wilgoć. Jakiś kilometr od miejsca, gdzie stał mój wóz mieścił się mały zbiornik wody/ Uklękłam przy brzegu jeziorka i stworzyłam lodową półmisę, w którą nalałam czystej wody i wsadziłam ubranie Yonkiego. Po dodaniu paru wiórków mydła, które zaczęło się pienić, skupiłam się na delikatnym mieszaniu zawartości misy. Do tego celu użyłam znaleziony kij, który przeobraziłam na łyżkę. Dzięki temu nie musiałam dotykać wody, a dotrzymam słowa odnośnie wyprania odzienia towarzysza. Gdy cała krew rozpuściła się i zabarwiła wodę, wypłukałam materiał z mydlin i wysuszyłam swym płomieniem. Teraz tylko te dziury. Tutaj pomoże pomarańczowy płomień. Dotykałam delikatnie podpalonym palcem, miejsc, gdzie materiał został przerwany. W skupieniu zmieniałam jego stan skupienia i łączyłam rozerwane końce. Po mojej skończonej pracy nie było widać w ogóle śladu po wcześniejszych dziurach. Byłam z siebie naprawdę dumna. Gdy wracałam w podskokach do Yonkiego, by pokazać mu co zrobiłam, zostałam powalona na ziemię przez coś ciężkiego. Wystraszona przekręciłam delikatnie głowę, by spojrzeć na stworzenie przygniatające mnie swoim ciężarem. Otworzyłam szerzej oczy, gdy dostrzegłam zarys wykrzywionej kreatury o odsłoniętych mięśniach. Bariz..... Pewnie zwabił go zapach krwi Yonkiego. Stworzenie wbiło swoje kły w moje ramię, jakby chcąc oderwać spory kawał moich mięśni. Niedoczekanie twoje poczwaro. Uszkodzona kończyna szybko przemieniła się w żywy płomień, który sparzył pysk...usta czy co to tam miało. Choć się nieco odsunął, dając mi możliwość ucieczki, szybko ruszył w pościg za mną. Co za utrapienie. By go spowolnić odgrodziłam nas ognistą zaporą. Oddychałam ciężko, czując się coraz bardziej zmęczona, jakby powietrze ode mnie uciekało. Zdecydowanie dzisiaj przesadziłam z używaniem swoich mocy, będę musiała coś zjeść, a raczej spalić by pozyskać nieco utraconej energii. Miejmy nadzieję, że nie skończę w stanie, który uniemożliwi mi jakiekolwiek funkcjonowanie.  Gdy chciałam pobiec dalej, zostałam chwycona przez poparzoną łapę. Upadłam ponownie na ziemię, czując, jak moje ciepło jest zabierane przez ten zimny grunt. Nie mogę się w nim tak tarzać już wystarczająco jestem osłabiona. Zaczęłam kopać Bariza po pysku chcąc się od niego uwolnić. Kurde. Zdenerwowana dałam ponieść się emocją i wystrzeliłam potężny płomień w stronę stwora, który na chwilę dał mi spokój. Wróciłam biegiem do miejsca, gdzie stał mój dom. Nie mówiąc ani słowa podałam chłopakowi czystą koszulę, którą przez cały czas ochraniałam przed jakimkolwiek zniszczeniem i wsiadłam na kozła. Popędziłam konia, który nagle obudzony ruszył przed siebie spanikowany. Pomimo otrzymanych obrażeń słyszałam, jak stwór za nami pędzi. Uparte bydle. Gdy stanęłam na dachu, by ponownie unieszkodliwić stwora poczułam, jak nogi się pode mną uginają. Nie mogłam złapać oddechu, czemu jest tu tak mało powietrza, a może mi się wydawało? Trzymając się za klatkę piersiową, próbowałam jakoś wytrzymać. Nie mogę teraz zemdleć Jeszcze trochę. Niestety nie było mi to dane. Widziałam, jak ręka mi się trzęsie. Zdecydowanie przesadziłam, najpierw leczenie, potem naprawa, a do tego styczność z wodą i ziemią, brak jedzenia do spalenia.... Spojrzałam na swoją rękę, która już nie przypominała ludzkiej. Nie miałam nawet siły utrzymać swojej iluzji. Gdy tak patrzyłam na swoje płomienie, wydawały mi się wątłe i blade. Przypominało mi to moment, gdy przesadziłam z użytkowaniem umiejętności do tego stopnia, że przez 3 dni leżałam na przemian buchając gorącem i zimnem, by unormować temperaturę, którą utraciłam. Było to nieprzyjemny okres, który można było porównać do ludzkiej grypy.  Skuliłam się, chcąc zachować choć trochę ciepła przy sobie. Zapewne mierzyłam teraz tylko nędzne 60 centymetrów, niewiele z tym zdziałam. Choć walczyłam ze sobą, by posłać chociaż ostatni atak, nie zdołałam niczego większego dokonać. Zamknęłam oczy i straciłam przytomność z nadzieją, że ktoś pomoże Yonkiemu i mnie.


(Yonki? Wybacz, że tak długo mi to zajęło >-< )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz