środa, 27 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem zaspany i skonfundowany, a przez panującą ciemność przez pierwsze parę sekund nie wiedziałem, co się dzieje. Kiedy w końcu dotarło do mnie, że jednak zasnąłem i mój mąż wyjeżdża już za chwilę, chciałem się zerwać i koniecznie go odprowadzić na dziedziniec, czułem, że tak muszę. Zresztą, czułem, że teraz już nie zasnę, zwłaszcza, kiedy mam sto procent pewności, że jego nie będzie obok mnie. Czemu mnie nie obudził wcześniej? Doceniam, że w ogóle mnie obudził, w końcu nie musiał. Mógł zostawić kartę na stoliku nocnym, czy coś w tym stylu, by w ogóle mi nie przeszkadzać. 
- Spokojnie, radziłem sobie przez dwa lata, więc przez parę dni tym bardziej dam sobie radę – przyznałem, chcąc wstać, ale mój mąż skutecznie przed tym powstrzymał. Znaczy, gdybym był tylko odrobinkę bardziej przytomny, na pewno bym wstał. 
- Nie wstawaj, jest wcześnie – odparł, całując mnie w czoło. – Po prostu obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego. 
- Obiecuję... tylko nie wiem, czemu, co takiego głupiego mógłbym zrobić? – spytałem, naprawdę nie rozumiejąc jego obaw. Czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś głupiego? Nie wydawało mi się, jestem raczej spokojnym i opanowanym mężczyzną, jedyne, co głupiego zrobiłem to to, że nie uwierzyłem i zostawiłem wtedy Mikleo. Gdyby nie to, mój mąż nie musiałby przechodzić przez ten horror... Ale teraz, to już mi raczej nie grozi. 
- Zawsze potrafisz coś wymyśleć – uśmiechnął się do mnie uroczo. – Do zobaczenia za parę dni – dodał, delikatnie całując moje usta, po czym wyszedł z pokoju. 
Nie usłuchałem mojego męża i nie poszedłem spać dalej. Zresztą, łóżko bez niego wydało się takie zimne i puste. Mimo panującego w moim pokoju chłodu odrzuciłem kołdrę na bok i podszedłem do parapetu. Przez okno obserwowałem dziedziniec, na którym chwilę później pojawił się Arthur,  Lailah i oczywiście mój mąż. Nie czułem się pewnie puszczając go tam samego z nowym pasterzem. Znaczy, niezupełnie samego, była z nimi Lailah, ale to niekoniecznie mnie uspokajało. Najbardziej byłbym spokojny, gdybym tam był i obserwował ich relacje osobiście. Nie znałem preferencji Arthura, więc nie mogłem mieć żadnej pewności, że nie będzie niczego próbował. Fakt, porozmawiałem z pasterzem i wytłumaczyłem mu parę rzeczy, może to właśnie dzięki mnie w tej chwili mój mąż jedzie na koniu, a nie jest zamknięty razem z Lailah. Doskonale wiedziałem, jak źle znoszą to Serafiny wody, nie mogłem pozwolić, aby znowu zaczął czuć się źle. Nie byłem pewien, czy po tych dwóch tygodniach w pełni doszedł do siebie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. 
Obserwowałem, jak mój mąż i jego nowy pan opuszczają dziedziniec, a następnie wróciłem do łóżka. Świadomość, że Mikleo wyjechał i nie będzie go przez kilka dni sprawiała, że czułem się dziwnie. Wiedziałem, że właśnie tak powinno być: Serafin został stworzony do pomagania pasterzowi w oczyszczaniu świata ze zła. Kiedy wsuwałem obrączkę na jego palec nie myślałem o tym ani trochę. Nie sądziłem, że tak szybko przestanę być pasterzem, i że równie szybko poznamy nowego. Teraz mam za swoje. 
Po kilku minutach leżenie bezczynnie w zimnym łóżku zdecydowałem się wstać, ubrać i zasiąść do książek. Chciałem w końcu coś znaleźć, im dłużej Aleksander siedział w lochach, tym większe prawdopodobieństwo, że w końcu się uwolni. Narażenie na niebezpieczeństwo Mikleo oraz Yuki’ego było ostatnim, czego dla nich chciałem. Oboje już wystarczająco się w życiu nacierpieli, nie chciałem, by musieli cierpieć jeszcze więcej. 

***

Przez parę następnych dni szukałem rankiem oraz późnymi nocami jakichkolwiek informacji, bo tylko wtedy miałem czas. W końcu musiałem jeszcze poświęcić uwagę mojemu synowi, który po wyjeździe jego mamy, cioci oraz Arthura stał się bardziej żywiołowy i ciągle chciał gdzieś wychodzić. Czasem Alisha pomagała mi się nim opiekować, co bardzo dużo dla mnie znaczyło, bo mogłem mieć odrobinkę czasu dla siebie.
Im więcej czasu spędzałem nad książkami, tym bardziej traciłem nadzieję. W końcu jednak udało mi się znaleźć wzmiankę o ostrzu, które „może zabić samego Boga”. Trochę bardziej zainteresowałem się tym tematem, ponieważ skoro coś może zabić Boga, tym samym to coś mogłoby zabić potwora uwięzionego w lochach. Przyznam, trochę dziwnie to wszystko brzmiało i pewnie podszedłbym do tego z dystansem, ale w tej chwili nie miałem nic. Musiałem się czegoś uczepić i sprawdzić, czy legendy o tym artefakcie są prawdziwe. 
Zebrałem o nim więcej informacji po czym ruszyłem do gabinetu Alishy. Musiałem ją poinformować o tym wszystkim i poprosić ją o opiekę nad Yukim. Teoretycznie, ostrze nie znajdowało się daleko, więc powinienem wrócić szybko i przed powrotem Mikleo. Mój mąż pewnie nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw, dlatego to nawet lepiej, że nie będzie o niczym wiedział. Dzięki temu będzie spokojniejszy i nie będzie musiał się niczym martwić, już pewnie i tak ma wiele na głowie, więcej nie potrzebujesz. 
- Może zabiorę się z tobą? Trochę tęsknię za dawnymi czasami – zaproponowała blondynka, kiedy wytłumaczyłem jej, gdzie i po co chcę jechać. 
- Myślałem, że zostałabyś z Yukim – powiedziałem z zakłopotaniem, drapiąc się po głowie. – I zostawiłabyś królestwo samo?
- Mam naprawdę zaufanych ludzi, o królestwo nie musisz się martwić. A Yuki mógłby pójść z nami, on na pewno nie narzekałby z możliwości pójścia na wyprawę. 
- Nie będzie to trochę niebezpieczne jak dla niego? – nie za bardzo byłem przekonany do tego pomysłu. Yuki umiał się zachować w niebezpiecznych sytuacjach, w końcu razem parę takich przeżyliśmy podczas dwuletniej nieobecności Mikleo, ale nie zmienia faktu, że i tak to będzie nieodpowiedzialne zabierać go ze sobą. 
- Będziemy na niego uważać... – Alisha kontynuowała, przedstawiając coraz to nowsze argumenty, póki mnie nie przekonała. Jeżeli Yuki się zgodzi, pojutrze późnym rankiem wyruszymy na własną wyprawę. Oby nam to tylko szybko zeszło, chciałbym wrócić, zanim Mikleo się pojawi. Swoją drogą, miałem nadzieję, że wszystko było u niego w porządku. Gdyby coś mu się stało... nie wybaczyłbym ani sobie, ani Arturowi, pod którego opieką mój mąż aktualnie się znajdował. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Czułem się odrobinkę źle, ponieważ chyba w żaden sposób mu nie pomogłem. Mimo wszystko uważałem, że szczera rozmowa mogłaby pomóc, ale to się przecież tyczy obu rozmówców. Naprawdę wierzę, że jego ciocia go kocha i bardzo się o niego martwi, po prostu troszeczkę się pogubiła. To nie jej wina, błądzenie jest rzeczą ludzką, trzeba jej tylko pomóc przejrzeć na oczy, albo poczekać, aż sama dostrzeże to, że mężczyzna, z którym się spotyka, nie jest jej przyjacielem. Miałem nadzieję, że tak się stanie wkrótce, bo przez to nie tylko jej życie jest zagrożenie, ale i jej siostrzeńca. Nie chciałem, aby coś się stało się i Taiki’emu, i jego cioci. Im bardziej sytuacja stawała się gorsza, tym bardziej czułem się winny temu wszystkiemu. Idąc prostą logiką, gdybym się nie urodził, albo gdybym był idealny, życie Taiki’ego i jego najbliższych wyglądałoby o wiele lepiej. 
- Jeśli tylko znowu niczego nie przypalisz – powiedziałem lekko kąśliwym tonem, uśmiechając się do niego uroczo, po czym zsunąłem się z jego kolan. Chciałem się odrobinkę z nim podroczyć, to chyba nie zaszkodzi nam obu, a może wręcz przeciwnie pomoże nam to odrobinkę się odstresować. Przynajmniej tyle dobrego mogłem dla niego zrobisz. 
- Nie jestem aż tak beznadziejny w gotowaniu, po prostu mnie wtedy zaskoczyłeś – wyburczał, pusząc policzki. Zachowywał się odrobinkę swobodniej, co wziąłem za dobry znak. Wydawało mi się, że w ostatnim czasie żył już w wystarczającym stresie, to oczywiste, że przyda mu się odrobinkę odpoczynku. Tyle dobrego, że udało mu się trochę przespać. Sen był bardzo ważny dla dobrego samopoczucia. 
- Całkiem dobra wymówka – odparłem, delikatnie chwytając jego skostniałą dłoń i ciągnąc go w stronę ciepłego wnętrza. Już wystarczająco się wysiedział na mroźnym dworze, jeszcze by się rozchorował. Znaczy, wiem, że smoki są nieco bardziej odporne na takie temperatury, a mimo wszystko i tak się o niego martwiłem. 
W środku było ciemno, ale zamiast zapalać świeczki, przywołałem jasny ognik, który wystarczył, by rozświetlić pomieszczenie – w naszym przypadku, była to kuchnia. Początkowo chciałem sam przygotować coś do jedzenia, ale Taiki bardzo nalegał, aby mi pomóc. Nie chciałem, aby się zgadzał, ale nie dla tego, że był kiepski w gotowaniu, ale po prostu chciałem się mu odrobinkę odwdzięczyć za wszystko, co mi dał. Nie miałem jednak wyboru, mój chłopak bardzo nalegał i w końcu się zgodziłem, by mieć spokój. Dawałem mu do zrobienie proste rzeczy, których raczej nikt nie mógł zepsuć, a w razie jakichkolwiek problemów po prostu mu pomagałem. Na szczęście skończyło się bez jakichkolwiek uszczerbków na zdrowiu, zarówno moim jak i jego, chociaż parę razy byłem pewien, że mój chłopak podczas krojenia warzyw skaleczy się w palec. Chyba momentami mam za mało wiary we własnego partnera. 
Podejrzewałem, że Taiki poza kanapkami nic dzisiaj nie jadł, dlatego zdecydowałem zrobić się coś bardziej pożywnego, niż jakaś tam jajecznica. W połowie gotowania zdałem sobie sprawę, że nie spytałem się mojego chłopaka, co takiego lubił jeść, w końcu aż tak nie znałem jego gustu, jeżeli chodzi o jedzenie... i w sumie, o inne rzeczy również. Nie mogłem już jednak zrezygnować z pomysłu, dlatego kiedy podawałem nam obu na talerze zasmażany makaron z warzywami, byłem odrobinkę zestresowany. Jak się okazało, niepotrzebnie, bo chłopak zapewniał mnie, że posiłek jest niesamowity. Nie byłem pewien, czy mówił mi prawdę, czy też najzwyczajniej nie chce sprawić mi przykrości, ale i tak zrobiło mi się miło. 
- Mógłbyś mi tak codzienne gotować, to smakuje niesamowicie – przyznał, po skończonym posiłku i odsunął od siebie pusty talerz. Czyli wyglądało na to, że naprawdę musiało mu smakować. 
- Będę starał się w takim razie jak najczęściej spełniać twoją prośbę – powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie i zabierając zarówno jego, jak i swój talerz. W końcu wypadało pozbywać, na szczęście niewiele tego było, jedynie nasze talerze, sztućce oraz patelnia. Wcześniej starałem się wszystko na bieżąco zmywać, by się nie odkładało, takie moje małe przyzwyczajenie. 
- Nie możesz usiąść na moment? Ja bym to pozmywał – zauważył niezadowolony Taiki, kiedy zabrałem się za sprzątanie. Tak, wiem, on tego nie lubi, twierdzi, że jestem gościem i nie powinienem się wysilać. Tyle, że ja nie potrafiłem być gościem, nigdy nim nie byłem. Zawsze to ja musiałem usługiwać innym, jestem przyzwyczajony do tego i trudno było mi się od tego odzwyczaić. 
- Zaraz skończę i dam ci tyle atencji, ile tylko będziesz chciał – powiedziałem, uśmiechając się do niego uroczo. 
- Nie chodzi o to. Jesteś gościem, nie powinieneś robić takich rzeczy, a siedzieć grzecznie i poczekać, aż gospodarz się wszystkim zajmie – powiedział, na co na moment zaprzestałem tego, co robiłem. 
- Czy w taki razie moje postępowanie jest niegrzeczne? – spytałem, czując się z tym odrobinkę źle. Jeżeli faktycznie postępuję niegrzecznie, po przestanę, nie chciałbym, aby uznał moje zachowanie za niestosowne. 
- Bardziej chodzi mi o to, że jest za grzeczne. 
- Czyli nie ma żadnego problemu – podsumowałem, powracając do dalszego zmywania. Swoją drogą, czemu on nie może siedzieć grzecznie? Nie jestem do niczego zmuszany, robię to, co uważam za stosowne, a on sobie może odpocząć, w końcu nic złego mi się nie dzieje. Poza tym zaraz będzie go czekać jeszcze jedna przyjemna rzecz, ale to za moment. Chciałem, aby mój chłopak był jak najbardziej odstresowany i wyluzowany, w ostatnim czasie już wystarczająco się stresował i frustrował. Naprawdę czas, aby w końcu się uspokoił i dostał coś dobrego od życia. 

<Taiki? c:>

wtorek, 26 stycznia 2021

Od Mikleo CD Soreya

I ja nie chciałem wyruszać w żadną podróż, zdecydowanie wolałbym pozostać tu, gdzie jest mój mąż i syn, na których bardzo mi zależy, nie miałem jednak wyboru, ja musiałem iść, musiałem ich zostawić na te kilka dni, mając tylko nadzieję, że nic się im nie stanie, jak zawsze bardziej martwiąc się o nich niż o siebie samego. Ja sobie przecież jakoś poradzę a oni? Czy oni sobie poradzą? Nie chcę, aby coś im się stało, gdy zniknę, tak staniesz się o nich boję, wciąż czuję się winien podpisania paktu z Arthurem, nie miałem wyboru, to prawda z drugiej strony czuję, że mój mąż ma do mnie o to pretensję i pewnie, gdyby był inny, na pewno by mi to powiedział, teraz w takim wypadku mogę się tylko domyślać, co siedzi mu w głowie, przełykając gulę poczucia winy rosnącej w moim gardle.
- Wiesz, że też tego nie chcę, wolałbym zostać z wami, ale nie mam wyboru, muszę wykonywać swoje obowiązki a służenie mu to jeden z nich - Wypowiadając te słowa, patrzyłem mu w oczy, uśmiechając się delikatnie, starając się nie wprowadzać nieprzyjemnej atmosfery do naszej rozmowy, mówiąc wszystko bardzo ostrożnie i w przemyślany sposób, moje poczucie winy i tak było już dosyć spore, nie musiałem go jeszcze bardziej powiększać źle dobranymi słowami.
- Wiem, mimo to wolałbym, abyś został ze mną tutaj - Przyznał, przytulając mnie mocno do siebie, bez zastanowienia zrobiłem to samo, chowając się w jego ramionach, pozwalając sobie na jeszcze chwilę lenistwa, nim nadszedł czas wstania z łóżka. Alisha naprawdę nam pomogła, zabierając Yuki'ego na cały dzień ze sobą, czas jednak abyśmy to my się nim zajęli to nasz syn i nasz obowiązek, któremu musimy sprostać.
Po tej chwili dodatkowego lenistwa spędzonego na przytulaniu się wstaliśmy z łóżka, doprowadzając siebie i pokój do porządku nie pozostawiając ani śladu po naszych miłosnych igraszkach.
- Ktoś chyba cię podrapał - Stając za mężem, który jeszcze nie założył koszuli, zauważyłem ślady paznokci, które pozostawiłem mu podczas naszej zabawy, czując wielką satysfakcję z tego powodu. Wiedząc, że tylko ja mam do tego prawo i tylko ja mogę pozostawiać na jego ciele takie ślady.
- Zrobiła mi to taka mała słodka owieczka - Mówiąc to zdanie, odwrócił się w moją stronę, kładąc dłonie na moich biodrach, uśmiechając się do mnie.
- W takim razie ta owieczka musiała naprawdę być agresywnym stworzeniem - Wymruczałem, mając ochotę się troszeczkę z nim podrażnić. - Dobrze, że jeszcze nie gryzie - Dodałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Tak, to prawda byłoby fatalnie gdyby gryzła - W tym momencie Sorey delikatnie ugryzł mnie w obojczyk, co rozbawiło mnie jak każdy tak głupiutki ruch z jego strony.
Właśnie to wywołało kilkuminutowe wzajemne drażnienie się, które przerwał Yuki, wbiegając z psem do naszego pokoju, który zdążyłem już wcześniej otworzyć, przerywając nasze droczenie się.
- Mamo, tato nie uwierzycie, ciocia Alisha zabrała mnie do sąsiadującego z nami zamku... - I tak właśnie Yuki zaczął opowiadać nam o wyprawie i tym, co wydarzyło się podczas całego dnia, rozsiadają się na łóżku. To oznaczało, że nie miał zamiaru szybko skończyć więc i my usiedliśmy w fotelu, to znaczy Sorey usiadł, a ja zająłem miejsce na jego kolanach, wtulając się w jego ciało, słuchając chłopca który, mówił i mówił, nie potrafiąc skończyć, gdy my słuchaliśmy, poświęcając mu całą uwagę, aż do nocy, gdy przyszła pora snu, nie byłem zadowolony ze słów męża, który stanowczo kazał mi iść spać, wolałem jeszcze trochę inaczej wykorzystać ten czas, niestety on był innego zdania, a ja nie mając nic do gadania, grzecznie położyłem się do łóżka, zasypiając przy boku ukochanej osoby.

***

Obudziłem się wczesnym rankiem, gdy słońce powoli zastępowało miejsce księżyca, to był ten czas, ta chwila, abym powoli zaczął zbierać się do wyjścia, już za chwilę Arthur zjawi się przed zamkiem, a ja nie mogłem pozwolić mu na siebie czekać. Wstałem więc powoli z łóżka, nie budząc Soreya, który jedynie poruszył się, wtulając twarz w poduszkę niczego nie świadom, aż do chwili, w której to przygotowany do wyjścia podszedłem do łóżka, by go obudzić.
Spał słodko a ja nie chciałem tego robić, nie miałem jednak wyjść bez słowa, nie wybaczyłby mi tego, tak jak ja nie wybaczyłbym sobie tego.
- Sorey obudź się - Wyszeptałem cicho, głaszcząc go po policzku, wpatrując się w jego twarz, im bliżej mojego wyjazdu, tym bardziej się bałem o nich, tak bardzo ich kocham.
- Miki? Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej? - Spytał, przecierając dłonią twarz.
- Nie było takie potrzeby, masz jeszcze czas, możesz spać, chciałem się tylko pożegnać. Obiecaj mi proszę, że będzie uważał i na siebie i na Yuki'ego dobrze? Wrócę za parę dni, a ty nie zrobisz niczego głupiego i będziesz dbał o siebie tak? - Bardzo ważne było dla mnie to by mój mąż i syn dbali o siebie, zwariuję jeśli coś im się stało, tym bardziej że wiem, jak nieodpowiedzialny potrafi być mój mąż, gdy zostawiam go samego, oby tym razem nic głupiego do głowy mu nie przyszło, o zbyt wiele nie proszę..

<Sorey? C:> 

Od Taiki CD Shōyō

 Nie byłem przekonany do tego pomysłu, doskonale znając moją ciotkę, od razu zrzuci wszystko na panią Annę. Twierdząc, że to ona podała jej źle informacje a argument o tym, że nie rozmawiają, raczej nic nie zmieni, przecież jak to już kiedyś mówiła, na ulicy wszystkiego można się dowiedzieć, ludzie nie są głupi, dlaczego więc uważa mnie za głupiego?
Nie jestem już dzieckiem, a i wtedy doskonale wiedziałem, gdy kłamała, a jej zapach stawał się intensywniejszy, zwierzyna zawsze wyczuje wystraszoną ofiarę, która nie ma już szans uciec. Czasem mam wrażenie, że ciocia nie pamięta, tak naprawdę kim jestem, traktując mnie jak człowieka, którym nigdy w stu procentach nie będę.
Westchnąłem cicho, wtulając się bardziej w ciało chłopaka, analizując za i przeciw całej tej rozmowie z ciocią, mógłbym powiedzieć jej w prosty tak jak radzi Karotka, z drugiej strony wiem, jak to będzie wyglądało, nie dojdziemy do niczego, jedynie niepotrzebnie się ze sobą kłócąc.
- Obawiam się, że to może się nie udać - Przyznałem, drapiąc się po karku.
- Dlaczego miałoby się nie udać? - Spytał zaskoczony, patrząc na moją twarz, mając chyba inne mniemanie o mojej ciotce, niż powinien naprawdę mieć.
- Ona ostatnio ciągle mnie oszukuje, nie chce ze mną rozmawiać, a każda próba porozumienia się z nią kończy się kłótnią, twój ojciec naprawdę namieszał jej w głowie, jeszcze brakuje, aby przyprowadziła go tutaj do domu, bo przecież to jej dom, nie zdziwię się jak mnie z niego wyrzucić przy pierwszej lepszej okazji - Przyznałem, teraz gdy zadaje się z jego ojcem, zmieniła się nie do poznania, a to wszystko zasługa jego ojca, ten drań wszystko popsuł, czyżby specjalnie odbierał mi ciotkę, wiedząc kim jestem? Na pewno wie, kim jestem. I kim ona jest, do głupich ludzi nie należy, już samo nazwisko mogło mu dać wiele do myślenia, co ten cholerny drań kombinuje? Jeśli ją skrzywdzi, zabiję go, niech uważa, komu chce w drogę wejść, nie pozwolę mu skrzywdzić tych, których kocham.
- Na pewno cię nie wyrzuci, kocha cię a mój ojciec.. Przepraszam cię za niego - Gdy zaczął przepraszać za ojca, nie do końca go rozumiałem, dlaczego on przeprasza? Jest najmniej winien wszystkiego, to nie on zabił moją rodzinę, to nie on krzywdził swoją matkę i dzieci, to nie on krzywdził właśnie moją ciotkę, manipulując nią, nie ma nic wspólnego, z tym co robi jego ojciec, nie może się za to wszystko obwiniać, nie on. Wina całkowicie leży tylko po stronie ojca chłopaka.
- Daj spokój, akurat ty nie masz za co mnie przepraszać, nie jesteś niczemu winien - Odparłem, całując go w policzek, głaszcząc po udzie. Miałem już dość całej tej sytuacji byłem tym zmęczony, jak długo moja głupia ciotka miała zamiar się w to bawić? Kiedy ona przejrzy na oczy? Ten człowiek zabił nam rodzinę czy ona już do reszty zwariowała? Zapomniała o tym? Czasem chciałbym, aby to ona umarła, a nie moja mama, wtedy jednak przypominam sobie, że zawsze była dla mnie jak matka a przez takie myślenie tylko grzeszę, doskonale wiedząc, że bez niej nie byłoby mnie. Uratowała mnie i za to muszę być jej wdzięczny, mimo wszystko jest, jaka jest, ale to dobra kobieta kocha mnie, a ja kocham ją, to nigdy się nie zmieni.
- Sądzę, że mam, gdybym był takim synem, jakiego sobie wymarzyli, wszystko byłoby dobrze - Gdy to usłyszałem, miałem ochotę walnąć go w ten pusty łepek, co on w ogóle wygaduje? Przecież to nie jego wina ile jeszcze razy mam mu to powyrzucać, aby w to uwierzył? Był na świecie, gdy to się stało to prawda, ale nic poza tym wspólnego z tym nie ma i naprawdę niech nie myśli inaczej.
- Przestań, nie masz powodu, aby tak myśleć, nie ma tu w niczym twojej winy, zapamiętaj to proszę. I nigdy więcej nie opowiadaj takich głupot dobrze? - Poprosiłem, nie w nim widząc problem, lecz w jego ojcu, którym on nigdy nie będzie.
- Dobrze - Kiwnął lekko głową, uśmiechając się delikatnie do mnie, starając się uśmiechać jak najszerzej, byleby nie sprawiać mi przykrości, o ile w ogóle mógł mi ją sprawić.
- A teraz może pójdziemy coś zjeść co ty na to? Przygotujemy coś razem, zrobiłem w końcu zakupy - Zaproponowałem, zmieniając temat, bardzo chcąc, by mój lisek przestał się obwiniać, a i równocześnie by przestał myśleć o tym potworze, to nie jego wina, że jest tak wyjątkowy i inny od reszty powinien to doceniać, tak jak ja doceniam go za to, że po prostu jest.

<Karotka? C:>

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Przyglądałem mu się z uwagą, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Nie spodziewałem się, że zrobi coś takiego. Myślałem, że dzień ten, jako, że mamy cały dla siebie, spędzimy po prostu leniwie. Rzuciłem tę głupią myśl, ale nie sądziłem, że mój mały aniołek zdobędzie skądś coś takiego, jak suknia ślubna. Zresztą, nie tylko suknię, miał jeszcze welon oraz, z tego, co słyszę, musiał założyć buty na obcasie. Nie mówiłem nic o innych dodatkach, nie, żebym narzekał, ale pewnie musiało być dla niego męczące. 
- Skąd tak właściwie to wszystko masz? – spytałem, wstając z  łóżka i podchodząc do niego. Moja mała owieczka coraz bardziej mnie zaskakiwała. Najpierw skądś zdobył tamtą niebieską sukieneczkę, teraz to, a przecież kupić niczego sam nie mógł, w końcu z ludzi zobaczyć go mogłem jedynie ja, Alisha oraz Arthur. Ktoś z tej dwójki chyba musiał mu pomagać, nie widziałem innego wejścia. 
- To nie powinno cię niepokoić – powiedział, uśmiechając się do mnie uroczo. 
- Mimo wszystko czuję się zaniepokojony – powiedziałem, delikatnie marszcząc brwi. Jeżeli miałem rację i w zdobyciu tych cudownych rzeczy pomagała mu na przykład Alisha... cóż, czułbym się bardzo dziwnie. Co prawda, królowa nie jest głupia, potrafi dodać dwa do dwóch i pewnie wie, że za zamkniętymi drzwiami wcale nie jesteśmy grzeczni, ale nie chciałem, aby znała aż takie szczegóły. Z drugiej strony, czułbym się lepiej, gdyby to Alisha była tą, która wie więcej, niżli Arthur. 
- Nie podoba ci się? – spytał, co wywołało u mnie jeszcze większe zdziwienie. A jemu skąd takie pytanie w ogóle do głowy przyszło?
- Podoba, i to bardzo – wymruczałem, przysuwając się bliżej niego i całując go w usta. Zauważyłem, że nie musiałem się bardzo nad nim nachylać, by móc go ucałować. Najwidoczniej buty na obcasie robiły swoje. Położyłem dłonie na jego biodrach, z miłym zaskoczeniem zauważając, że materiał jest bardzo przyjemny w dotyku. Trochę szkoda będzie to wszystko zdejmować, pewnie mój Miki trochę się natrudził, aby to wszystko na siebie włożyć, ale chyba nie będę miał innego wyjścia. Poza tym, czułem się odrobinkę jak obdartus. Mój kochany aniołek prezentował się niesamowicie, podczas kiedy ja... cóż, byłem jedynie w piżamie. A dokładniej w samych spodniach. To naprawdę nie wyglądało imponująco, zwłaszcza w porównaniu z moim mężem.
- Więc przestań tyle myśleć – wymruczał między moje wargi, po czym popchnął mnie na poduszki. Poddałem mu się bez wahania, z delikatnym uśmiechem na twarzy obserwując jego poczynania z delikatnym uśmiechem na ustach. Mikleo usiadł okrakiem na moich kolanach, a kiedy tak się stało, moje ręce od razu powędrowały na jego plecy, ku odpięciu sukni, ale poczułem, jak mój mąż chwyta moje nadgarstki. – Nie ma mowy. Nie masz nawet pojęci, ile czasu poświęciłem, aby to wszystko na siebie założyć – powiedział, delikatnie zadzierając nosek. Wyglądało to całkiem uroczo i czułem, że on doskonale wiedział. 
- To w takim razie co mam innego robić? – spytałem z miną smutnego szczeniaczka. Gdyby tak się nad tym zastanowić, już dawno nie zachowywałem się w ten sposób. Ostatni raz, kiedy zastosowałem tę minę, to było jeszcze przed śmiercią Mikleo. Może to plus dla mnie, bo chłopak mi ulegnie... 
- Patrzeć i podziwiać – odparł, posyłając mi jeden ze swoich szerokich uśmiechów. I jednak mi nie uległ. W sumie, to chyba nigdy mi nie uległ, jeżeli chodzi o tę minę, więc nie jestem jakoś bardzo zaskoczony. 
- Tylko patrzeć i podziwiać? Nic więcej? – dopytałem, przenosząc dłonie na jego uda, chociaż i to było ciężkie przez ilość falbanek, koronek i z czego tam jeszcze składała się ta cudowna suknia. 
- Pozwól, że się nad tym zastanowię – wymruczał, wpijając się w moje usta. 

***

Następne kilka godzin spędziliśmy bardzo przyjemnie. Nawet po jakimś czasie Mikleo pozwolił mi zdjąć z siebie ubranie, przyznam, trochę to trwało, ale warto było czekać. Wieczór jednak zbliżał się nieubłagalnie, a wraz z tym wiązał się powrót Yuki’ego z jego małej wyprawy. Nie, żebym narzekał, dzieciak jest wspaniały, ale za niecałe dwadzieścia cztery godziny mój mąż wyjedzie na bliżej nieokreślony czas. Chciałem jak najdłużej nacieszyć się moim małym aniołkiem. 
- Chyba powinniśmy się zbierać – powiedział Mikleo, delikatnie się poprawiając. Przez moment miałem wrażenie, że chce wstać, dlatego od razu objąłem go ramieniem i przytuliłem się do jego pleców. Faktycznie, powinniśmy się zbierać, wiedziałem o tym doskonale, ale ani myślałem wstawać. 
- Jeszcze pięć minutek – wymruczałem, cichutko wzdychając i napawając się jego zapachem. Co prawda, nie był tak intensywny jak wtedy, kiedy był człowiekiem, ale i tak był niesamowity. Poczułem, jak chłopak odwraca się w moją stronę i kładzie dłoń na moim policzku. Delikatnie uchyliłem powieki i bez wahania wtuliłem się w jego rękę. – Nie chcę, abyś wyjeżdżał – powiedziałem cicho, patrząc na niego ze smutkiem. To nie była zwykła trzydniowa wyprawa, droga do gór zajmie im wiele dni, możliwe, że nie oczyszczą smoka przy pierwszym podejściu i będą musieli go tropić. To wszystko brzmiało bardzo niebezpiecznie, a mnie przy nim nie będzie. Lubiłem mieć kontrolę nad sytuacją, ale teraz nie będę miał żadnej. Nawet nie będę wiedział, co się dzieje, bo nie będę miał żadnego, ale to absolutnie żadnego kontaktu z moim mężem. Skąd będę wiedział, że wszystko jest w porządku? Dopiero co go odzyskałem. Nie chcę tracić go znowu. Oboje ostatnio nadużywamy szczęścia w tej kwestii, to oczywiste, że w końcu się ono od nas odwróci. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

Moja mała siostrzyczka przywitała mnie radosnym uśmiechem, kiedy tylko wszedłem do domu. Dzięki niej uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy, najchętniej wziąłbym ją na ręce i mocno do siebie przytulił, ale wolałem nie ryzykować. Co prawda, czułem się już lepiej, moje rany również były w lepszym stanie, ale wolałem jednak oszczędzać na wieczór. Moja ciocia była bardzo zaskoczona moim pojawieniem się, bo – jak sama mi powiedziała – myślała, że przyjdę później. Cóż, pewnie gdyby mój chłopak jednak spał w nocy i się nie zadręczał. Jak strasznie musiał się czuć w tej sytuacji? Oszukuje go najbliższa i jedyna rodzina, jednocześnie wystawiając siebie i jego samego na niebezpieczeństwo. To oczywiste, że jest poddenerwowany. A ja nie mogłem mu w żaden sposób pomóc. 
Resztę dnia spędziłem z ciocią i Natsu, które znowu pilnowały mnie, abym niczego „męczącego” nie robił, co niekoniecznie mi się podobało. Nie lubiłem siedzieć na tyłku i niczego nie robi, to było okropne uczucie, ale nie mogłem postąpić inaczej. Dzięki temu moja ciocia będzie spokojniejsza i bez problemów puści mnie do mojego chłopaka. Nawet grzecznie zjadłem obiad, a przynajmniej tak dużo, na ile pozwolił mi mój żołądek. Wczesnym wieczorem, kiedy już położyłem moją siostrzyczkę spać, poszedłem do łazienki przy moim pokoju, by się umyć. Przechodząc obok gabinetu mojego taty poczułem nagłe uczucie, aby tam wejść. W końcu, tam musi być coś, co dałoby odpowiedź na pytania Taiki’ego. Nie powinienem tego robić, gdyby tata się dowiedział, zdenerwowałby się bardziej niż ostatnio. Mimo mocno bijącego ze strachu serca podszedłem do drzwi, nacisnąłem na klamkę i... nic. Drzwi były zamknięte. Poczułem ulgę, że nie muszę tam wchodzić, to miejsce wywoływało u mnie paniczny strach. Znaczy, nie musiałem tam wchodzić, nikt mi nie kazał, ale czułem, że tak muszę. Skoro jednak nie miałem takiej możliwości, pozostało mi jedynie porządne umycie się. Swoją drogą, może powinienem wkrótce skrócić włosy? Wydawały mi się, że były już troszeczkę za długie, tylko nie wiem czy to spodoba się mojemu chłopakowi. 
- Znowu do niego idziesz? – spytała ciocia, kiedy przechodziłem obok kuchni. 
- Tak, obiecałem mu. Vivi śpi z Natsu, jakby co – dodałem, przypominając sobie o lisicy skulonej w nogach łóżka. Miałem lekkie wrażenie, że chyba było z nią coś nie tak. Była jakaś taka osowiała, niewiele dzisiaj zjadła i praktycznie ciągle spała. Cóż, może ma po prostu słabszy dzień i skoro nie chciała mi towarzyszyć, nie będę jej zmuszać. – Tak właściwie... znasz może ciocię Taiki’ego? – spytałem, nim wyszedłem. Nie wiem, czy to jakkolwiek pomoże nam w tej całej dziwacznej sytuacji, ale zapytać nie zaszkodzi. 
- Nie, nie miałam z tą rodziną nic do czynienia – odparła, mrużąc podejrzliwie oczy. – Tak właściwie, czemu pytasz?
- Nie ważne. Tak... po prostu – powiedziałem, mimo wszystko czując lekkie rozczarowanie. 
- O takie rzeczy powinieneś pytać swoją matkę. Czasem odwiedzała państwa Yamamoto, więc możliwe, że spotkała i jego ciocię – wyjaśniła, powracając do sprzątania. Powinienem spytać moją mamę o kobietę, która może być kochanką jej męża? To chyba nie był najlepszy pomysł. 
Mimo tego podziękowałem cioci i życzyłem jej dobrej nocy, po czym wyszedłem z domu. Teraz czułem się jeszcze lepiej niż rano, a to prawdopodobnie dlatego, że spędziłem więcej czasu na słońcu; Natsu chciała wyjść na krótki spacer. Teraz powinno być z moimi ranami tylko lepiej. 
Droga do domu mojego chłopaka zajęła mi znacznie mniej czasu niż wczoraj, a to raczej był bardzo dobry znak. Taiki siedział na ganku, a kiedy tylko mnie zauważył, posłał mi jeden ze swoich najszerszych uśmiechów. Przybrałem swoją ludzką postać, zostawiając tym samym widoczne swoje ogony oraz uszy – jego cioci nie było w domu, a doskonale wiedziałem, że je lubi, chociaż nadal nie potrafiłem zrozumieć, co w nich takiego widział. Wszedłem na ganek, przywitałem się z cieszącym się na mój widok Kodą, a dopiero później pocałowałem mojego chłopaka w policzek. Wyglądał nieco lepiej niż rano, chociaż nadal miałem wrażenie, że czymś się bardzo przejmuje. Co ja gadam, przecież doskonale wiem, czym się przejmuje, tylko... teraz chyba wydawał się jeszcze bardziej przybity. 
- Coś się stało? – spytałem cicho, patrząc na niego ze zmartwieniem. W odpowiedzi mój chłopak jedynie wyciągnął ręce, a ja zrozumiałem ten gest doskonale. Usiadłem na jego kolanach i pozwoliłem, aby wtulił się w moje ciało. Najwidoczniej potrzebował mojej bliskości, a ja nie zamierzałem mu tego zabraniać. Położyłem swoje dłonie na jego własnych, delikatnie gładząc jego knykcie. Zauważyłem, że jego skóra była bardzo zimna, chyba siedział tutaj za długo. 
- Okłamała mnie – powiedział cicho, nie odsuwając się ode mnie nawet na milimetr. – Spotkałem na mieście Meridę, a ona powiedziała mi, że moja ciocia i jej mama jakiś czas temu się pokłóciły. Ciocia nic mi o tym nie mówiła. Nie wiedziałem o tym – wytłumaczył mi po dłuższej chwili, a ja poczułem się źle, ponieważ niewiele mogłem dla niego w tej sytuacji zrobić. 
- Może spróbuj z nią porozmawiać. Ale nie o moim tacie, ale właśnie o spotkaniu z Meridą. Może poczuje się winna i przyzna się do innych kłamstw. Albo spanikuje, zacznie kręcić jeszcze bardziej i pogubi się w swoich kłamstwach, a wtedy będzie musiała się przyznać – zaproponowałem, unosząc głowę tak, by móc spojrzeć na jego twarz. Wydawał się być bardzo zamyślony i smutny jednocześnie. Chciałbym wywołać na jego twarzy uśmiech oraz dać mu szczęście, na które zasługuje bardziej niż ktokolwiek inny. – W razie czego, jestem tu dla ciebie, wszystko się ułoży – wyszeptałem, delikatnie całując go w kącik ust. 

<Taiki? c:> 

niedziela, 24 stycznia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc pytanie mojego męża, uśmiech sam pojawił się na moich ustach miałem bowiem pewien pomysł, który jutro wcielę w życie, jednak by nikt nam nie przeszkadzał, musiałem zrobić to i owo pójść gdzieniegdzie i porozmawiać z niektórymi osobami, aby jutro przypadkiem nikt nam nie przeszkadzał, z tego, co rozumiem, ta rocznica jest bardzo ważnym elementem małżeństwa, Alisha troszeczkę mi to objaśniła, tłumacząc mi, na czym to polega, oczywiście nie do końca mam pojęcie, poco się to obchodzi i jaki jest cel tego święta, nie chciałem jednak za bardzo wypytywać królowej o te szczegóły i tak pewnie wychodzę na głupka, nie wiedząc, czym jest rocznica, nie żebym wiedział, poco ludzie obchodzą urodziny lub imieniny, anioły tego nie robią, kończy się rok, a wraz z nim zaczyna się kolejny, to oznacza, że jesteśmy starsi o kolejny rok czyż nie? A mówiąc już o nowym roku, świętowanie nowego a żegnanie starego roku też było dla mnie dziwne, stwierdzam jednak, że niektórych rzeczy po prostu nie muszę rozumieć to działka ludzi najważniejsze, że oni wiedzą, co w tej chwili świętują i po co.
- Trening, cóż refleks nowego pasterza najlepszy nie jest, ale i to w końcu mu wyjdzie, mogę więc stwierdzić, że było dobrze, choć sporo czasu minie nim będzie w walce tak dobry, jak ty - Wymruczałem, całują go w usta, ciesząc się powrotem do pokoju, zdecydowanie wolałem być z nim niż trenować z pasterzem, to znaczy chłopak nie był zły, zabierał mi tylko czas, który chciałem poświęcić mężowi. - A jeśli mowa o długości treningu, przytrzymałem dziś trochę Arthura, ponieważ jutro nie będę z nim ćwiczył, rozmawiałem również z Alishą i Lailah, nikt jutro nie będzie nam przeszkadzał. Pasterz poćwiczy z panią jeziora, a Alisha zabierze chłopca na małą wyprawę, wrócą dopiero wieczorem - Przyznałem, nie kryjąc zadowolenia z własnego pomysłu, coś tak czułem, że Sorey bardzo chce spędzić ze mną tę rocznicę sam na sam, a ja nie chciałem zepsuć jego marzeń.
- Naprawdę? Jak ty to robisz? - Mój mąż był zaskoczony, najwidoczniej nie spodziewając się tak wielkiego zaangażowania z mojej strony i o to chodziło, miał być nieświadomy aż do samego końca i to właśnie mi się udało, mam poza tym dla niego jeszcze jedną niespodziankę, o której wspominał, nie zamierzałem mu jednak o niej mówić teraz. Jutro, gdy wszystko będzie podpięte na ostatni guzik. Zadbam, aby dostał to, na co miał największą ochotę, skąd jednak zdobędę tę suknię, to pozostanie moją tajemnicą, we wszystko wciągnięta jest Lailah, już wystarczy, że ona ma ze mnie ubaw, choć wcale tego nie pokazuje i nie dopytuje, za co jestem jej wdzięczny, nie chciałbym tłumaczyć się z tego, doskonale wiedząc, że i tak kobieta swoje już wie.
- Nic nadzwyczajnego nie robię, chcę tylko uszczęśliwić osobę, którą kocham i bez której bym już nie żył - Przyznałem, głaszcząc go delikatnie po policzku, myśląc w tej chwili tylko o nim, moje pragnienia nigdy nie miały tak wielkiego znaczenia, jak te należące do niego dla mnie bez względu na wszystko to on i tylko on jest i zawsze będzie całym moim światem.
Mój mąż ucieszył się z moich słów, mocniej wtulając się w moje ciało, najwidoczniej moje słowa bardzo mu się spodobały, a ja nawet się nie dziwiłem zbytnio, w końcu dla niego ten dzień ma bardzo wielkie znaczenie, a skoro jest tak ważny dla niego to i dla mnie ma wielkie znaczenie. Nie jestem może najlepszym, co mu się w życiu przydarzyło, ale się staram, za wszelką cenę dążąc do bycia coraz to bardziej ludzką istotą spajającą się rozumieć męża, nawet jeśli nie jest to dla mnie samego najprostsze.
Resztę dnia, która nam została, spędziliśmy razem na rozmowie i innych przyjemnościach..

***

Następny dzień miał być dniem wyjątkowym, a żeby tak było wszystko, musiało być dopięte na ostatni guzik, wszystko miało się zacząć od porządnego śniadania, które przygotowałem, uważając na ludzi, którzy nie mogli mnie zobaczyć. Unoszące się jedzenie mogłoby ich naprawdę mocno zaskoczyć, a przecież nie miałem na celu nikogo wystraszyć, przynajmniej nie specjalnie.
Przygotowane śniadanie dla dwojga przyniosłem do pokoju, chcąc dziś zjeść z mężem, jedzenie nie miało dla mnie znaczenia, lubiłem jednak sprawiać przyjemność osobie, którą kocham, dlatego spożywaliśmy wspólne śniadania, które bardzo poprawiały mu humor z samego rana.
Postawiłem tace z jedzeniem na stoliku nocnym, pocałunkiem wybudzając mojego śpiącego księcia, który dziś był wyjątkowo szczęśliwy, gdy tylko otworzył swoje oczy, wydawał się szczęśliwszy niż na co dzień, może to ta rocznica tyle radości mu przynosi? Wciąż nie do końca rozumiem, choć cieszę się jego szczęściem.
- Przygotowałem nam śniadanie - Zarażony jego radością sam zacząłem się uśmiechając, stawiając tace na łóżku, biorąc kubek herbaty do ręki.
- Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? - Wyszeptał, kładąc dłoń na moim policzku, uśmiechając się szeroko, ciesząc się z tak prostych rzeczy, jak wspólnie zjedzone śniadania.
- Niczym nie musiałeś - Szepnąłem, łącząc nasze usta w dłuższym pocałunku, pozwalając się troszeczkę ponieść. - A teraz proszę, wszystko ładnie zjeść napracowałem się - Dodałem, odsuwając się od niego, chcąc zjeść, aby pokazać mu prezent, który dla niego przygotowałem.
Sorey nie miał nic przeciwko, grzecznie spożywając ze mną to, co przygotowałem, w trakcie śniadania rozmawialiśmy trochę, ciesząc się wspólnie spędzonym czasem, doskonale wiedząc, że dziś nikt nam nie będzie przeszkadzać.
- Sorey mam dla ciebie niespodziankę - Zacząłem, wstając z łóżka, wyciągając z półeczki chustę, którą miałem zakryć mu oczy by nie widział przynoszonego przeze mnie prezentu, oczywiście mógłby zamknąć oczy, ale nie byłem przekonany w stu procentach czy nie zacząłby podglądać.
- Niespodziankę? - Powtórzył, gdy podszedłem do niego, zakrywając mu chustą oczy.
- Tak, niespodziankę. Nie możesz podglądać, czekaj grzecznie aż dam ci sygnał na jej zdjęcie - Nie mając z nim żadnego problemu, mogłem opuścić na chwilę pokój, aby przynieść suknię i jej dodatki znajdujące się w innym pomieszczeniu, wracając z nią szybciutko do naszego pokoju, gdzie w łazience założyłem cały wymarzony przez mojego męża strój ślubny, nie rozumiałem, czemu chciał mnie w tym zobaczyć i rozumieć nie chciałem, założyłem wszystko, od pończoch zaczynając, na welonie kończąc największe, ale mając do butów, nie były wysokie, choć wyjątkowo niewygodnie się w nich chodziło, nie chcąc jednak niczego pominąć, zadbałem o to, by wszystko wyglądało, jak należy, nawet jeśli te buty nie były czymś, co najchętniej bym założył.
- Zdejmij chustę, jestem gotowy - Odparłem, wychodząc z łazienki, po drodze zamykając drzwi na klucz, niby Yuki'ego nie ma, skąd jednak mogę wiedzieć, że ktoś inny nie zapragnie nagle tu wejść?. - I jak? Takiego pragnąłeś mnie zobaczyć? - Podchodząc powoli do męża, uważałem na każdy najmniejszy krok, nie chciałem zrobić sobie przecież krzywdy, zdecydowanie na boso byłoby mi łatwiej.
<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Cicho wzdychając, pokręciłem głową z niedowierzaniem, czy on naprawdę mi nie ufa? Myśli, że pójdę szpiegować moją ciotkę? No dobrze najchętniej bym to właśnie zrobił, aby dowiedzieć się czegoś więcej o tej dwójce, nie jestem jednak przekonany czy to dobry pomysł, z drugiej strony czemu nie? Powinienem ich obserwować, aby dowiedzieć się co jest między nim? Czy to tylko przyjaźń, w którą nie wierzę czy to rzeczywiście romans, może powinienem od razu iść do pani Anny, wtedy na pewno bym się czegoś dowiedział, z drugiej strony mogłaby powiedzieć wszystko ciotce i wyszłoby, że, ją szpieguje, a tego przecież nie chcę. Co więc mam zrobić? Iść do domu i tak po prostu pójść spać? Najwidoczniej tak innego wyjścia nie widzę, tak chyba będzie lepiej dla nas wszystkich. Ja odpocznę przed wieczornym spotkaniem, a mój chłopak nie będzie się mną przejmował, nie ma w końcu powodu, aby się martwić.
- Obiecuję, że wrócę do domu i się wyśpię, oczekując na twoje przyjęcie - Obiecałem, całując go w czoło.
- Na pewno? Nie okłamujesz mnie? - Słysząc to pytanie, położyłem dłoń na jego głowie, czochrając mu włosy, nawet nie ukrywając rozbawienia, gdy z takim niezadowoleniem patrzył na moją twarz.
- Nie okłamuje, idę do domu, po drodze jeszcze zajrzę do miasta, robiąc jakieś dobre zakupy - Przyznałem, tym razem nie pakując się w kłopoty, to było mi niepotrzebne.
- Trzymam cię za słowo - Gdy to mówił, czułem się trochę jak dziecko któremu zwraca się uwagę, aby za dużo nie bronił i nie kłamał, bo źle się to dla niej o skończy.
- Dobrze, dobrze - Kiwnąłem głową, patrząc na widoczny w oddali dom chłopak - Dasz sobie już radę sam prawda? Ja będę uciekał - Po moim pytaniu Karotka odpowiedział twierdząco, ostatni raz uśmiechając się delikatnie do mnie, aby ruszyć w stronę domu, gdy ja wycofałem się, znikając za krzakami, nie pozostawiając za sobą ani śladu, aby nie robić problemów mojemu chłopakowi, który i tak lekko już nie ma w domu przez ojca...
Tak więc ruszyłem do miasta, gdzie chciałem zrobić drobne zakupy, w domu za wiele już produktów nie było, a coś jeść wypadało przynajmniej raz lub dwa razy dziennie. Nie wiarygodne jednak było to, kogo zobaczyłem przy jednym ze stoisk, czy ciotka przypadkiem nie mówiła mi o jakimś wyjeździe Meridy z miasta? Co więc dziewczyna robi w naszym małym miasteczku? Wyruszyła w daleką podróż tak? Os początku wiedziałem, że kłamie i to jeszcze tak perfidnie, przecież logiczne było to, że ją spotkam, jeśli będzie w mieście, dlaczego więc kłamała?
- Hej, nie spodziewałem się ciebie tutaj - Przyznałem, gdy dziewczyna podeszła do mnie, przytulając się na dzień dobry.
- Hej, dlaczego? Przecież często widujemy się na mieście - Zauważyła, szczerząc się do mnie troszeczkę zbyt entuzjastycznie.
- Moja ciocia powiedziała mi, że wyjechałaś, ponoć twoja mama tak mówiła - Wyjaśniłem, nie mając żadnego problemu z wnioskiem własnej ciotki, jeśli ona mnie oszukuje, to ja jej kryć nie będę niech sobie radzi sama.
- Nonsens, twoja ciocia i moja mama pokłóciły się ze swą miesiące temu, od tamtego momentu nie rozmawiają ze sobą - Przyznała, uświadamiając mi, jak niewiele wiem o własne ciotce, od jak dawno mnie oszukuje? Od jak dawna spotyka się z tym draniem? Nie wiem, nic już nie wiem, nie rozumiem jej postępowania, które jest niewiarygodnie dziecinne, a jeśli on jej coś zrobi? Pomyślała o tym? Oszukując mnie, sama sobie szkodzi, nie pomogę jej. Myśląc, że jest bezpieczna u koleżanki, a zresztą niech radzi sobie sama.
- Nie wiedziałem - Wyszeptałem, drapiąc się po podbródku, czując złość, a jednocześnie zażenowanie, jutro, gdy wróci do domu, powiem jej, co o tym myślę, niech sobie nie myśli, jeszcze będzie płakać przez tego dupka.
- Może dasz się zaprosić na kawę? Chętnie zamieniłabym z tobą kilka słów przy kawie co ty na to? - Pokiwałem od razu przecząco głową, nie mając na to ani czasu, ani ochoty, chciałem odpocząć, nic więcej w tej chwili mnie nie interesowało.
- Przepraszam, ale jestem zajęty innym razem napewno - Obiecałem, musząc ją zbyć, aby wrócić do domu, gdzie faktycznie położyłem się spać bardzo zmęczony, kiedyś byłem bardziej wytrzymały a teraz ach szkoda gadać...

Spałem aż do wieczora, tracąc czas na inne ważniejsze czynności, przecież spać mogłem w nocy, a nie w dzień, przecież dzień nie jest od spania, tyle straconego czasu a mogłem przeznaczyć go na coś innego, jeszcze nie do końca wiem, na co, ale na coś na pewno, znalazłoby się wiele ciekawszych rzeczy od spania.
Niezadowolony, choć wyspany wstałem z łóżka, wychodząc z pokoju, rozglądając się po pustym i ciemnym domu, cicho wzdychając, od dnia, w którym ciotka zaczęła mnie oszukiwać, wszystko się zmieniło. Czuję, że nie mogę jej już zaufać, a chyba to boli mnie najbardziej, moja własna ciotka mnie zdradziła, chyba nawet nie chce tu mieszkać, czy dobrym pomysłem w takim razie byłoby poszukać jakiegoś małego konta dla siebie? Pieniądze, które odłożyłem, wystarczyłyby na jakiś czas. W międzyczasie znalazłbym już stabilniejszą pracę, aby zostać w niej na dłużej. Myślę, że to dobry pomysł, muszę to jednak na spokojnie jeszcze przemyśleć, nie ma co wskakiwać na głęboką wodę, bo jeszcze mogę tego bardzo pożałować.
Przestając już poruszać dręczący mnie temat, postanowiłem zrobić sobie ciepłą herbatę i pomyśleć o wszystkim na spokojnie wychodząc na ganek, gdzie leżał mój pies. Głaszcząc go po łbie, usiadłem obok, wpatrując się w niebo, już niedługo Karotka przyjdzie, a ja poczuje się zdecydowanie lepiej.
- Gdybyście tylko tu byli wszystko byłoby takie proste - Mówiłem do gwiazd, wyobrażając sobie, że wśród nich gdzieś tam są moi rodzice, którzy obserwują mnie z nieba, może to tylko moja wyobraźnia pomaga mi ona jednak przetrwać najgorsze chwile w życiu, pewnie, gdybym nie miał przy sobie Karotki, zszedłbym na psy, to on pomógł mi wyjść z dołka, w którym się znalazłem, dając mi nadzieję i radość, którą utraciłem po śmierci rodziców, udając kogoś kim nie jest, oszukując siebie i wszystkich do koła, nie chcąc pokazywać, że coś może mnie zaboleć, tak przecież jest łatwiej.....

<Karotka? C:>

sobota, 23 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Chyba mogłem się spodziewać, że Mikleo nie wiedział o czymś takim jak rocznica. Ciągle zapominałem, że jest aniołem, a nie człowiekiem i nie wychowywaliśmy się razem, więc nie znał wszystkich ludzkich obyczajów. Mimo tego miałem nadzieję, że o tym wiedział w końcu dla mnie to było logiczne. Rocznica była całkiem podobna do urodzin – dokładnie co rok świętowaliśmy ważne dla nas wydarzenie – a urodziny przecież obchodziliśmy. 
Pocałowałem go jedynie w policzek i mocniej się do niego przytuliłem. Dziwnie się czułem ze świadomością, że mój mąż nie jest już mój. Znaczy, mężem jest moim, ale nie jestem już dla niego tak ważny, jak kiedyś. Czy takie myślenie czyni ze mnie osobę samolubną? Możliwe, ale to chyba naturalne, że każdy w jakimś stopniu myśli tylko o sobie. Oczywiście, nie licząc aniołów, w ich naturze nie było miejsca na takie cechy. 
- Nic nie szkodzi, i tak spędzimy ten dzień w towarzystwie osób trzecich – powiedziałem, cicho wzdychając. Cóż, nie tak wyobrażałem sobie naszą pierwszą, a może raczej trzecią rocznicę, zwłaszcza, że nie aż tak dawno temu myślałem, że już nie będę miał ku temu żadnej okazji. 
- Jak to? – spytał Mikleo, który był wyraźnie zaskoczony moimi słowami. Możliwe, że spodziewał się czegoś innego, bardziej... intensywnego. Przyznam, ja też, ale nie za bardzo miałem innej możliwości. 
- Najpierw pewnie będziesz miał trening z Arthurem, który teraz jest dla ciebie bardzo ważny, a później przyjdzie jeszcze Yuki domagając się uwagi. Przy dobrych wiatrach będziemy mieli wieczór dla siebie, więc postaram się przygotować jakąś kolację – odparłem, na moment się od niego odsuwając i leniwie się przeciągając.
 Osobiście miałem już dosyć i jedyne, czego chciałem, to położyć się spać i wtulić się w mojego męża, póki jeszcze przy mnie był. Widok, kiedy mój mąż zawierał pakt z kimś innym, niż ja, zabolało mnie to bardziej niż podejrzewałem. Wiedziałem, że nie powinienem tak się czuć, ale nie potrafiłem inaczej. Nie mówiłem o tym Mikleo, bo nie chciałem go sobą martwić. Pewnie już był zmartwiony całą tą sytuacją, czeka go ważna i trudna misja, oczywiście, że już jest zestresowany. 
- I właśnie tak chcesz spędzić ten dzień?
- Nie. Wolałbym zobaczyć cię w sukni ślubnej i mieć cały dzień, ale nie chcę cię męczyć przed podróżą – odparłem, ponownie całując go w policzek. – Idziemy się umyć? – dodałem, chcąc się już położyć, z czego nie byłem do końca zadowolony. 
Znowu niczego nie znalazłem, a powinienem, obiecałem Mikleo, że dopilnuję, aby ten potwór nigdy więcej go nie tknął. Póki Aleksander jest w lochach, nie ważne, jak wieloma łańcuchami przykuty i jak pilnie strzeżony, jest cień szansy, że może się uwolnić. Im szybciej się go pozbędziemy, tym szybciej Mikleo się uspokoi. Chciałbym mu w końcu powiedzieć, że Aleksander jest już jedynie przeszłością i już więcej nie będzie musiał się nim przejmować... ale w takim tempie do tego jeszcze długa droga. Może kiedy Mikleo pojedzie, będę bardziej mógł skupić się na przeglądanych przeze mnie tekstach. Musiałem coś znaleźć, by mój mąż nie musiał więcej czuć strachu. 
Mój mąż pokiwał głową, zgadzając się ze mną. Nie byłem do końca pewien, czy zrobił to, ponieważ również chciał się zrelaksować, czy może jednak by nie zrobić mi przykrości, ale byłem mu za to bardzo wdzięczny. Chciałem jak najwięcej czasu spędzić z moim mężem, ciągle czułem niedosyt, a przecież cały poprzedni tydzień spędziliśmy razem. Jego osoby chyba nigdy nie będę miał dosyć. Ciekawe, czy on mojej również. Chociaż, za parę lat może mieć mnie dość, w końcu ja będę się zmieniał, zarówno jeżeli chodzi o mój charakter i umysł, jak i wygląd. On pozostanie wiecznie młody zarówno ciałem, jak i duchem. To chyba naturalne, że młodą osobę będzie nudzić stary dziad. Zdecydowanie powinienem się uspokoić, kiedy jestem poddenerwowany i za bardzo się martwię, moje myśli nie są zbyt optymistyczne, i jeszcze wybiegają za bardzo w przyszłość. A im bardziej ja się denerwuję, tym bardziej mój mąż jest zestresowany. 

***

Następny dzień zdecydowałem bardziej poświęcić księgom. Mój mąż przez ten czas miał trening i chociaż bardzo chciałem mu towarzyszyć, postanowiłem zostać w pokoju. Z początku nie za bardzo potrafiłem skupić się na literach, ciągle myśląc o Arthurze oraz Mikleo. Zazdrości też nie potrafiłem za bardzo opanować, zwłaszcza, jeżeli chodzi o człowieka, z którym mój anioł podpisał pakt. Wiedziałem jednak, że siedzenie tam nie miało sensu, ja niczego pożytecznego nie robiłem, a pewnie jeszcze bardziej rozpraszałem mojego męża. Ta krótka przerwa powinna wyjść na dobre nam obu. 
Później skupianie się na tekście szło mi lepiej. Nie zwracałem za bardzo uwagę na otoczenie i nawet nie zorientowałem się, kiedy mój mąż wrócił do pokoju po ukończonym treningu. Zdałem się z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy stanął za mną i przytulił się do mnie. Przyznam, lekko drgnąłem, kiedy poczułem jego dłonie na moim ciele, ale to tylko dlatego, że się go kompletnie nie spodziewałem. 
- Hej – odchyliłem głowę do tyłu i uśmiechnąłem się do niego delikatnie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo bolą mnie wszystkie mięśnie, ile tak właściwie siedziałem przy stole i się nie ruszałem? Nie miałem pojęcie, ale to nie mogło nie mogło trwać długo. – I jak tam, już skończyłeś? – spytałem, kiedy chłopak odsunął się ode mnie po krótkim pocałunku. 
- Już dawno. Nie było cię na obiedzie – odparł, a ja wyczułem w jego głosie lekkie zmartwienie. Zmarszczyłem brwi. Obiad? Chyba nie było jeszcze pory obiadowej. A może była... sam nie byłem pewien. 
- Poważnie? – spytałem, wyglądając przez okno. Słońce wisiało nisko nad horyzontem, niedługo trzeba będzie zapalić świeczki, bo będzie za ciemno. Kompletnie tego nie zauważyłem, pora obiadowa najwidoczniej już dawno minęła. – W takim razie pójdę po prostu na kolację – dodałem, leniwie się przeciągając. Chyba powinienem trochę rozprostować zastygłe mięśnie, które odrobinkę zaczęły mnie boleć. – Skąd tak właściwie wiesz, że nie byłem w jadalni? 
- Po treningu Arthur zaproponował mi, abyśmy poszli na obiad. Zgodziłem się, bo myślałem, że również tam będziesz – odparł, siadając na moich kolanach. Mimowolnie wtuliłem się w jego ciało, cicho wzdychając. Jeszcze dzisiaj, jutro wyjątkowo spokojna rocznica i pojutrze już go nie będzie. Nadal nie mogłem się do tego przyzwyczaić i chyba w pełni to do mnie dotrze dopiero wtedy, kiedy obudzę się bez niego u boku. 
- A trening? Jak poszedł? Trochę długo ćwiczyliście – spytałem, delikatnie całując go w kark. Byłem troszeczkę niezadowolony z faktu, że zgodził się na propozycję Arthura, ale zrobił to w dobrej wierze, więc postanowiłem tego nie roztrząsać. Poza tym, czy aby ten trening nie trwał za długo? Wczoraj trwał o wiele krócej. Rozumiem, że muszą ćwiczyć, ale bez przesady, Mikleo nie może się przemęczać. Niecałe dwa tygodnie temu stanął na nogi, a to wcale nie tak dużo czasu, biorąc pod uwagę to, że tak wiele dni leżał w łóżku przez koszmarne działanie trucizny. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Podczas ich kłótni czułem się naprawdę głupio.  Trochę miałem wrażenie, że nie powinno mnie tam być, nie za bardzo miałem gdzie się podziać. Przez moment miałem wrażenie, że gdybym wyszedł, żadne z nich by tego nie zauważyło. Chociaż kłótnia chyba nie była najlepszym określeniem na ich rozmowę, po prostu była to bardzo nieprzyjemna wymiana zdań. Doskonale widziałem, jak i wyczuwałem, że mój chłopak jest zły. Nie za bardzo wiedziałem, co powstrzymywało go przed wybuchnięciem gniewem i wygarnięciem kobiecie wszystkiego, co mu leży na duszy, chociaż był blisko tego. Byłem mu bardzo za to wdzięczny. Nie lubiłem wściekłości oraz złości, ponieważ zbyt bardzo kojarzyło się to z moim własnym ojcem. 
- Aż tak bardzo chcesz mnie się pozbyć? – spytałem, lekko żartobliwym tonem, chcąc rozluźnić atmosferę. Nadal czułem się niepewnie, miałem wrażenie, że to przeze mnie jest w tej strasznej sytuacji. Nie żałowałem ani trochę, że napotkałem Taiki’ego w swoim życiu. Byłem przy nim szczęśliwy, bardzo, dzięki niemu uczyłem się nowych rzeczy i poznawałem nowe spojrzenie na świat. Tylko czy on był szczęśliwy ze mną? Odkąd tylko pojawiłem się w jego życiu, chyba nie za dobrze się mu powodzi. 
- Myślałem, że już będziesz chciał iść – odparł Taiki, biorąc kolejną kanapkę do ust. Cieszyłem się, że mu smakowało, nawet jeśli wiedziałem, że odrobinkę przesadzał w ich ocenie. To były zwykłe kanapki, nic nadzwyczajnego, by tak to od razu wychwalać. Najważniejsze było dla mnie, że je jadł. Chociaż, jak teraz sobie myślę, może powinienem przygotować mu coś bardziej pożywnego? W końcu, jego ciocia wraca dopiero jutro, a doskonale wiem, że mój chłopak nie ma talentu kulinarnego. 
- Muszę jeszcze przypilnować, abyś zjadł wszystko. I poszedł spać – powiedziałem niewinnie, biorąc swój kubek z herbatą do dłoni, napawając przyjemnym ciepłem swoje może odrobinkę chłodne dłonie. 
Jak dobrze, że już powoli na zewnątrz robiło się coraz cieplej, nie mogłem się doczekać, jak przyjdzie wiosna, a po nim lato. Tęskniłem za długimi, gorącymi dniami i krótkimi nocami, wtedy czułem się najlepiej. Ciekawe, czy wrócimy  moich lekcji pływania. Co prawda, szło mi okropnie, ale dobrze się bawiliśmy... chyba. Zresztą, teraz czułem, że będzie szło mi nieco lepiej głównie dlatego, że będzie mi nieco lepiej głównie dlatego, że będę czul się pewniej w jego towarzystwie. A może wręcz przeciwnie – jego obecność bez koszulki równie dobrze może mnie rozpraszać. Jeszcze pytanie, czy Taiki będzie chciał mnie dalej uczyć. 
Stęskniłem się także za nocnymi lotami. Fakt, stało się tak jedynie raz, i byłem z początku śmiertelnie przerażony i myślałem, że to ostatni dzień mojego życia, ale później przekonałem się, że było to całkiem przyjemne doświadczenie. Tylko podczas takich lotów musiało być ciepło, albo musiałem być bardzo grubo ubrany, bym nie zmienił się w lód. Coś czułem, że w zimę nawet ciepłe ubranie by mi nie pomogło, dlatego nic nie wspominałem mojemu chłopakowi... a może powinienem? 
- Nie jestem śpiącym. I ty tez masz jeść – dodał, lekko oburzony moimi słowami. Wywróciłem oczami i mało chętnie wziąłem się do jedzenia. To nie były kanapki dla mnie, ale dla niego, ja nie byłem głodny, chociaż czułem, że co nieco powinienem zjeść. W końcu, wczoraj zjadłem jedynie lekki obiad, ponieważ mój żołądek po tym pobiciu nie do końca przyswajał każdy posiłek. 
- Chciałbym, abyś był wypoczęty na wieczór, może byśmy coś porobili – powiedziałem uroczo, posyłając mu niewinny uśmiech. Chłopak powoli się rozluźniał, co wziąłem za dobry znak. 
- Wieczorem? Więc jednak zostajesz? – wydawał się zaskoczony moimi słowami. Najwidoczniej mnie źle zrozumiał. Albo ja to źle się wyraziłem. 
- Nie do końca. Teraz wrócę do domu, spróbuję pomóc cioci, o ile mi pozwoli. I zajmę się trochę Natsu, po tym incydencie potrzebuje mojego wsparcia bardziej niż kiedykolwiek. A jeżeli taty nie będzie, to przyjdę do ciebie raz jeszcze. Wczoraj nie za bardzo się popisałem – wyjaśniłem mu, przy ostatnim zdaniu spuszczając wzrok. Tak, zdecydowanie się nie popisałem. Zamiast spędzać przyjemnie czas z osobą, którą kocham i której tak długo nie widziałem, to zwyczajnie zasnąłem. Nie tak miał wyglądać wczorajszy wieczór. Pewnie bardzo go zawiodłem. 
- To bezpieczne dla ciebie? Trochę masz do przejścia, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę, w twoim stanie to może być niebezpiecznie – powiedział, a ja jakimś cudem powstrzymałem się od wywrócenia oczami. Martwił się o mnie, doskonale to rozumiałem, w końcu też się o niego martwiłem, ale przecież już mu mówiłem, że czuję się dobrze. 
- Czuję się dobrze, już ci to mówiłem. Poza tym, im więcej czasu będę spędzał na słońcu, tym szybciej wrócę do zdrowia – powiedziałem, posyłając mu łagodny uśmiech. 
- Odprowadzę cię, wolę się upewnić, że nic ci się nie stanie. 
- Powinieneś iść spać, jesteś zmęczony, widzę to po tobie – zaprzeczyłem temu pomysłowi i już po chwili wywiązała się między nami mała dyskusja. Ja nie chciałem, aby Taiki mnie odprowadzał, był zmęczony i jeszcze później musiałby wracać, przebędzie dwa razy dłuższą drogę ode mnie, a to on czuł się gorzej. 
Finalnie zgodziłem się, aby odprowadził mnie do połowy drogi, chociaż i z tego nie byłem zadowolony. Taiki jednak bardzo nalegał i musiałem się zgodzić, dla jego oraz swojego spokoju. Poczekałem więc, aż mój chłopak pozmywa naczynia – ja chciałem to zrobić, ale Taiki mnie przed tym powstrzymał twierdząc, że jestem gościem i mam siedzieć, bo już się wystarczająco napracowałem – po czym oboje się ubraliśmy i wyszliśmy na zewnątrz. Vivi przypomniała o sobie w ostatniej chwili, wychodząc zza pieca i leniwie się przeciągając. Osobiście byłem trochę zaskoczony jej obecnością, byłem pewien, że wyszła na zewnątrz wcześniej, wraz z Kodą i Taikim, ale najwidoczniej ona przez cały czas smacznie sobie spała. Jakby się troszkę bardziej nad zastanowić, i ona mogła być zmęczona atmosferą w moim domu. Nie tylko ja byłem jedynym, który porządnie wypoczął. 
Przez cały nasz spacer rozmawialiśmy o błahych sprawach, ku mojej uldze. Troszkę bałem się, że powróci temat jego cioci oraz mojego taty i ich dziwnego romansu, o którym nawet nie mamy pewności, czy istnieje. Chciałbym mu pomóc, widziałem, jak bardzo był zezłoszczony na swoją ciocię i jednocześnie tak strasznie się o nią martwił, ale... nie wiedziałem, co mogłem dla niego zrobić. Poza rozmową. Czuję, że moglibyśmy ją przekonać, że mężczyzna, z którym się spotyka, nie jest najlepszym dla niej wyborem. Może jeszcze nie było za późno, aby zakończyć całą tą sytuację. Ja również martwiłem się o jego ciocię, była dla mnie cały czas miła, może poza sytuacją, kiedy dowiedziała się, kim jest mój tata. 
- Nie chciałbym wracać do takiego domu – odezwał się Taiki, kiedy znaleźliśmy się mniej więcej w połowie drogi do mojego domu. 
- Ja też nie chcę, ale nie mam wyboru – przyznałem, spuszczając wzrok. Gdyby nie Natsu, pewnie już dawno by mnie tam nie było. – Nie zrobisz niczego głupiego? I pójdziesz grzecznie spać? – dopytałem, chcąc upewnić się, że mnie posłucha. Jeżeli naprawdę jego ciocia poszła spotkać się z moim tatą, istnieje duże prawdopodobieństwo, że dzisiaj wieczorem znowu do niego zajrzę, i znowu zostanę u niego na noc. Musiałem mu wynagrodzić ten wczorajszy beznadziejny wieczór i przypilnować, by zjadł coś bardziej pożywnego od zwykłych kanapek.

<Taiki? c:>

piątek, 22 stycznia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Stanąłem na chwilę w miejscu, przyglądając mu się uważnie, od chwili, w której nauczyłem się rozpoznawać ludzkie uczucia, zaczynam lepiej rozumieć uczucia mojego męża, z tego też powodu widzę, gdy jest czymś zmartwiony lub – co gorsza – czuje się z jakiegoś powodu źle i tym powodem jestem chyba właśnie ja, podpisanie paktu z pasterzem jest dla niego czymś w rodzaju zdrady? Nie jestem przekonany czy dobrze to rozumiem, jeśli tak sprawę stawia to, czy ja nie zostałem zdradzony aż trzy raz, gdy podpisał pakt z Lailah, Edną i Zavidem? Sam nie wiem, bo naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć, mam wrażenie, że on się za bardzo tym wszystkim przejmuje, tworząc sobie w głowie wymyślone historie. Nie ma ich już dość? Jego wymyślone historie już nie raz pakowały nas w kłopoty, dlaczego po prostu ze mną nie porozmawia? Tak otwarcie by rozwiać wszystkie swoje wątpliwości?
- Sorey coś cię gryzie prawda? - Spytałem, chcąc się dowiedzieć, jak on się czuje, nim podpisze pakt z pasterzem, jeśli naprawdę tego nie chce, nie zrobię tego, boję się jednak, jak odebrałby to mój pan i stwórca świata. Żaden serafin nie może odmówić pasterzowi to anielski kodeks, którego nie może żaden z nas naruszyć, Edna i Zaveid również odmówić nie mogli, po prostu odrobinę chcieli go podrażnić koniec końców i tak się zgadzając, nie mając innego wyjścia. Tak jak ja teraz nie mam wyjścia, coś czuje, że Sorey tego nie rozumie tylko dlatego, że mu odmówiłem a pasterzowi nie, on jednak zapomina o tym, że gdy my podpisaliśmy pakt, on nie był pasterzem, stał się nim dopiero gdy wyciągnął miecz pani jeziora, gdyby chciał podpisać pakt, po tej sytuacji nie mógłbym mu odmówić..
- Nie, oczywiście, że nie wszystko ze mną w porządku, coś ci się wydawało - Znów uśmiechnął się do mnie tak szczerze i radośnie jak za dawnych lat, gdy ja poczułem się jeszcze gorzej, miałem nieodparte wrażenie, że zaczyna mnie nienawidzić za to, że się zgodziłem, może to tylko mi się wydaje, przecież tak wcale nie jest prawda? Sam już nie wiem, gdyby tylko szczerze mi powiedział, może nie zacząłbym się tak ohydnie czuć. Nie mogę jednak go winić, sam sobie jestem winien, podpisuje pakt z innym człowiekiem to prawie jak zdrada w jego oczach.
- Jeśli tak uważasz - Westchnąłem cicho, kiwając delikatnie głową, tracą ochotę na uśmiech, poczucie winy trochę mnie niszczyło od środka i z tym nie mogłem sobie poradzić. - Jeśli nie chcesz, nie podpisze tego paktu - Mówiąc to, spojrzałem prosto w jego oczy, najwyżej za kare odbiorą mi moce albo nawet skrzydła, przeżyje to, byleby on był szczęśliwy.
- Nie musisz tego dla mnie robić, ci ludzie cię potrzebują - Podchodząc do mnie, ucałował mnie w czoło, głaszcząc po głowie, drugą dłonią chwytając moją dłoń. - Pójdę tam z tobą, jeśli tego chcesz - Wyszeptał, łącząc nasze usta w krótkim, lecz namiętnym pocałunku.
- Chciałbym, abyś tam ze mną był - Przyznałem gdy tylko odsunął się od moich ust pragnąć tego bardziej niż powietrza. Wiem, że może to być dla niego krzywdzące, dlatego chciałem, aby sam zdecydował, a jednocześnie tak strasznie się boje, dopiero co wyleczyłem się po spotkaniu ze złym pasterzem, nie wiem, czy jestem gotów, aby walczyć ze smokiem. A co jeśli nie podołam?
Nim zdążyłem wypuścić z głowy najgorsze myśli, mój mąż pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia z pokoju, chcąc mieć to wszystko za sobą, przynajmniej takie sprawiał wrażenie...
Podpisanie paktu z nowym pasterzem nie było ani za długie, ani zbyt skomplikowane, podałem mu swoje prawdziwe imię, które powtórzył, łącząc nasze dwa ciała w jedno, poznając moje moce, które należały w tej chwili i do niego. Dopiero po zakończeniu fuzji poczułem się dziwnie, chłopak czuł się znakomicie, co mnie cieszyło, więc czemu sam czułem się źle? Może to moja psychika, tyle czasu byłem wolny, a teraz znów należę do kogoś i tym kimś nie jest już Sorey.
Następnym krokiem był trening, chłopak bardzo chciałbym, z nim trenował, zgodziłem się, za wiele nie robią, chłopak miał za zadanie mnie złapać tylko tyle lub aż tyle, poruszałem się, na tyle szybko by nie mógł mnie dotknąć, tym ćwiczeniem chciałem wyrobić jego refleks, ważne było, aby miał go dobrze opanowany, aby przypadkiem nie stało mu się nic złego.
Po treningu, który nie trwał bardzo długo, dowiedziałem się, że już za trzy dni ruszamy, może i mówił to wcześniej, jednak dopiero teraz dotarło to do mnie tak w stu procentach.
- Więc jeszcze trzy dni - Westchnąłem ciężko, siadając na łóżku, mając już dość całego dnia, mój mąż również miał dość, widziałem to po wyrazie jego twarzy.
- Wyruszycie dzień po naszej rocznicy - Zauważył, siadając za mną, aby wtulić się w moje ciało.
- Rocznicy? Jakiej rocznicy? - Spytałem, nie rozumiejąc, o czym on mówi, czy ja o czymś nie wiem, a wiedzieć powinienem?
- Rocznicy ślubu nie pamiętasz mamy za dwa dni rocznice - W jego głosie usłyszałem niezadowolenie mieszane z pretensją, co wywołało poczucie winy, którego czuć nie chciałem.
- Przepraszam, ja nie wiedziałem, że coś takiego się obchodzi - Zrobiło mi się naprawdę głupio, nie chciałem w taki sposób skrzywdzić męża, ja nie jestem człowiekiem, nie znam ich wszystkich uroczystości, które się obchodzi. Teraz gdy już wiem, że coś takiego jak rocznica ma dla niego znaczenie, spełnię każdą jego fantazję, aby tego dnia był najszczęśliwszym człowiekiem chodzącym po ziemi i będę tylko jego aż do dnia następnego...

<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

W milczeniu wsłuchiwałem się w rozmowę pomiędzy moim chłopakiem a moją ciocią a może raczej w krótką wymianę zdań, która finalnie bardzo zaskoczyła moją ciocię, o no proszę, nie spodziewała się tego po nim? To ciekawe ten dupek zabił moją rodzinę, jest zdolny do wszystkiego nawet do pobicia własnego syna i zabicia jej samej, kto wie co temu człowiekowi siedzi w głowie.
- Biedactwo - Udając, że wcale nie ma z tym człowiekiem nic wspólnego, pogłaskała Katorkę po włosach, życząc mu szybkiego powrotu do zdrowia. Dodając, że wróci dopiero jutro, tak jakby mnie to w ogóle obchodziło. To znaczy. Obchodzi, bo przecież to moja ciocia nie potrafię jednak pojąć, jak ona może spotykać się z tym potworem? Czy ona w ogóle myśli? Do cholery jasnej jak bardzo mam ochotę wykrzyczeć jej wszystko w twarz. Okłamuje mnie, okłamuje siebie, zdradza mnie tym zachowaniem i spotyka się z mordercą naszej, bo nie tylko mojej, ale naszej rodziny, moja mama to jej siostra o ile mojego taty lubić nie musiała, tak mamę chyba kochała, co ja mówię, na pewno kochała. Dlaczego więc to wszystko robi? Ona doskonale wie, kim on jest, tak samo, jak ja wiem, co robi z tą różnicą, że ona świadoma tego nie jest, podła zdrajczyni.
- Gdzie idziesz? - Spytałem, od niechcenia nie mając ochoty na kłótnie, chcąc tylko, poznać odpowiedz na zadane pytanie, pragnąc usłyszeć kolejne kłamstwo, które wymyśli. Do jakiej przyjaciółki dziś idzie? Aż nie mogę się doczekać, by poznać dzisiejszą laureatkę wciągniętą w kłamstwa ciotki.
- Do Anny - Odparła, mówiąc to w tak szczery sposób, że prawie bym jej uwierzył, gdyby nie to, że jestem prawie pewien, że do niej nie idzie, znów spotka się z jego ojcem, wiem to doskonale.
- A może pójdę z tobą? Chętnie spotkałbym się z jej córką - Odparłem, odwracając głowę w jej stronę, szczerze nie chciałem się spotykać z Meridą, chciałem tylko sprawdzić, jak zareaguje, gdy dowie się, że chce iść z nią, nigdy przecież nie miała nic przeciwko więc i teraz nie będzie miała prawda?
- Lepiej będzie, jeśli pójdę do niej sama, będziesz się tam nudził, Merida wyjechała, więc nie będzie dla ciebie tak nic do roboty - Gdy to usłyszałem, zmarszczyłem brwi. Nie wiedziałem, że córka Anny wyjechała, tym bardziej że widziałem ją cztery dni temu na mieście, ciekawe jak to mi wytłumaczy.
- Naprawdę? Widziałem ją cztery dni temu, kiedy wyjechał? - Zapytałem, unosząc jedną brew ku górze, napawając się jej kłamstwami, jeszcze trochę i w końcu oszuka mój mózg, tak by wszystkie kłamstwa stały się rzeczywistością.
- To na pewno bym ktoś inny pewnie ci się wydawało - Stwierdziła, robiąc ze mnie idiotę.
- Rozmawiałem z nią - Przyznałem, biorąc do ręki herbatę, mając ochotę się napić, przełykając te wszystkie kłamstwa wypowiedziane z jej ust.
- Nie wiem, Anna powiedziała mi, że jej córka wyjechała - Wzruszyła ramionami, wychodząc z kuchni, pozostawiając naszą dwójkę samą, może to i dobrze nie chciałbym już z nią rozmawiać, wystarczająco mi napsuła krwi.
- Kłamie jak z nut - Burknąłem, kręcąc nosem, tracąc całkowicie ochotę na jedzenie, co za podła oszustka dam sobie rękę uciąć, że znów się z nim widzi, gdyby tak nie było, na pewno by nie kombinowała i nie oszukiwała nas w tak podły sposób.
- Może naprawdę idzie do swojej koleżanki - Mój mały lisek stanął za mną, wtulając się w moje ciało, próbując mnie uspokoić, najwidoczniej czując moje negatywne nastawienie do ciotki, co ja mówię. Czując, on nawet to widzi, nie musi tego czuć.
- Nie, gdyby naprawdę do niej szła, namawiałaby mnie, abym poszedł razem z nią - Przyznałem, doskonale pamiętając, co mówiła, gdy za każdym razem szła do Anny, zawsze jakoś tak miała nadzieję, że ja i ona będziemy razem. Nie powiem ładna dziewczyna, ma tu i tak do tego grzeczna i ułożona nie zmienia to jednak tego, że nie pasujemy do siebie, jako przyjaciele tak jako para już nie.
- Może zmieniła zdanie - Wzruszył ramionami, siadając obok mnie na krześle.
- Powinienem za nią iść? - Spytałem, na co Karotka pokiwał przecząco głową, ukazując swoje niezadowolenie.
- Nie ani mi się wasz nie możesz jej szpiegować. Jeśli ona widzi się z moimi ojcem i dowie się, że ich szpiegujesz, zabije cię - Jak zawsze martwił się o mnie, a przecież byłem już dużym chłopcem.
- No dobrze, dobrze niech będzie - Wyschnąłem niezadowolony zaczynając jeść śniadanie. - Bardzo dobre lepszego nie jadłem - Przyznałem, chcąc zmienić temat, jednocześnie trochę uspokoić mojego liska by nie obawiał się, że zrobię coś głupiego, gdy tylko wyjdzie z mojego domu, postaram się nie, lecz nie obiecuję, nikt nie wie, co z nudów zacznę robić, śnieg w sumie już prawie stopniał, co za tym idzie, mogę iść na boisko aby czymś się zająć. - Jak będziesz wracał do domu, uważaj na siebie, nie chcę, aby coś ci się stało - Dodałem, wiedząc, że zaraz mnie opuści, wracając do swojego „więzienia". Do którego na jego miejscu nigdy, ale to przenigdy bym nie wrócił.

<Karotka? C:>

czwartek, 21 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Czułem się odrobinkę pewniej, kiedy w końcu porozmawiałem z Arthurem. Co prawda, nadal bałem się go puścić, zwłaszcza, że walka ze smokiem do najłatwiejszych nie należała, ale mogłem mieć pewność, że mój mąż nie będzie czuł się źle. No dobra, nie za bardzo mogłem być tego pewny, ale wydaje mi się, że Arthur dobrze mnie zrozumiał. Nie czułem się źle, w końcu nic złego nie zrobiłem, martwiłem się jedynie o swojego męża. Chciałem, aby czuł się komfortowo w towarzystwie nowego pasterza. Tylko, żeby nie było to za komfortowo i żeby do czegoś nie doszło... mimo zapewnieniom mojego męża, nadal się tego obawiałem. 
Nim wszedłem do pokoju, uniosłem wargi w delikatnym uśmiechu. Czułem, że mój mąż raczej nie aprobował tego rodzaju rozmowy, jaką niedawno przeprowadziłem z Arthurem, więc lepiej, aby się o niej nie dowiedział. Niech myśli, że dawałem młodemu chłopakowi dobre rady, pomińmy fakt że to były rady dotyczące traktowania właśnie jego. 
- Już? O czym rozmawialiście? – usłyszałem zaciekawiony głos mojego męża, kiedy tylko przekroczyłem próg pokoju. Czyli interesowała go ta sprawa. Całkowicie niepotrzebnie, to była tylko i wyłącznie moja sprawa. Jego sprawą będzie to, aby wrócić do mnie cały i zdrowy. 
- Już ci mówiłem. Udzielałem jedynie drobnych rad, w końcu już walczyłem ze smokiem – powiedziałem, uśmiechając do niego szerzej, po czym podszedłem do niego, całując go w policzek. Mój mąż siedział przy stole, który zawalony był grubymi księgami. W sumie, to powinienem już część z nich zwrócić do biblioteki, ponieważ już je przeczytałem, ale nie pomogły mi w niczym. Kiedyś to zrobię, na pewno. 
- Tylko ten smok nie chciał cię zjeść – przypomniał mi, a ja zmarszczyłem brwi. Na pewno miał na myśli siebie, ale nie byłem pewien, czy aby na pewno była to prawda. 
- Ja to pamiętam troszkę inaczej i jestem przekonany, że parę razy miał na mnie ochotę – odparłem, uśmiechając się do niego łagodnie. – Poza tym, moc w Lailah w zupełności mi wystarczyła, aby cię oczyścić. 
- To była zupełnie inna sytuacja – zauważył chłopak, na co wywróciłem oczami. Odrobinkę przesadzał, oczyszczenie go było równie trudne, co każdego innego smoka. 
- Nie od razu taka inna – odparłem, całując go w nos. Zauważyłem pewną zmianę w moim małym aniołku. Odkąd tylko się obudził, Mikleo zachowuje się troszkę inaczej. Niby zachowywał się jak zawsze, ale i jednocześnie był bardziej skłonny do uśmiechu. Przez cały czas, nie licząc wejścia do jadalni, moja owieczka nie przestawała się uśmiechać, nawet, kiedy Arthur opowiadał o szczegółach misji. Jeszcze nigdy wcześniej tak długo nie widziałem uśmiechu na jego twarzy. – Idziemy do łóżka? – spytałem, chwytając jego dłoń i zaczynając bawić się jego smukłymi palcami. 
- Ja już się wystarczająco wyspałem wcześniej – odparł, na co jedynie uśmiechnąłem szerzej i nachyliłem się nad nim.
- W takim razie dopilnuję, abyś był porządnie zmęczony – wymruczałem mu wprost do ucha, a po chwili delikatnie ugryzłem jego płatek. Co jak co, ale jego nigdy nie będę miał dosyć i zamierzam wykorzystać każdą chwilę, jaką mogłem. 

***

Pierwszy tydzień spędziliśmy bardzo... leniwie. I trochę monotonnie, ale ja nie narzekałem. Trochę w ostatnich tygodniach brakowało mi spokoju i normalności, którą wreszcie dostałem. Mój mąż chyba również nie narzekał, przez te siedem dni chodził wiecznie uśmiechnięty, i wydawał się być bardzo szczęśliwy. Miałem tylko nadzieję, że naprawdę właśnie tak się czuł. Nie ociągałem się również w szukaniu sposobu na pozbycie się Aleksandra; Mikleo w międzyczasie bawił się oraz ćwiczył z Yukim, a ja kartkowałem księgi. Nie znalazłem niczego użytecznego, może poza jedną małą wzmianką o rytuale, który miał jakąś szansę powodzenia, ale nie było żadnych szczegółów oraz wymagał ofiary, którą w tym przypadku byłbym ja. Osobiście mi to nie przeszkadzało, ale coś czułem, że mój mąż nie popierałby takiego rozwiązania. Zresztą, nawet mu nie mówiłem, czego tak gorliwie szukam, ale sam mnie prosił, bym już więcej nie wspominał o Aleksandrze. 
Nie mogło być jednak idealnie przez ten cały czas, jaki nam pozostał. Na początku drugiego tygodnia do drzwi naszej sypialni zapukał Arthur. Ja byłem wtedy w łazience, doprowadzając swoją zarośniętą twarz do porządku, więc to Mikleo mu otwierał. Przyznam, że kiedy tylko usłyszałem takie słowa jak „pakt” oraz „trening”, nieco pospieszyłem się z tym goleniem. Chciałem być przy tej rozmowie, ale kiedy wyszedłem z pomieszczenia, Arthura już nie było. 
- Kto tu był? – spytałem, decydując się na zgrywanie głupiego. 
- Arthur. Chce dzisiaj zawrzeć pakt oraz zacząć treningi przed wyruszeniem w góry – odpowiedział mi, a z jego twarzy zniknął uśmiech, do którego już trochę zdążyłem się przyzwyczaić. 
- Och – wyrwało mi się z piersi. Więc... to dzisiaj go stracę? Może to zbyt mocne słowo, ale po tym pakcie już raczej nie będzie tak samo. Mikleo będzie miał ważniejsze sprawy na głowie niż własna rodzina. I chociaż nie chciałem, musiałem to uszanować. 
- Jeśli chcesz, możesz mi towarzyszyć – zaproponował mój mąż, chyba zauważając moje nagłe przygnębienie. 
Z jednej strony, bardzo chciałem przy tym być. Wtedy byłbym spokojniejszy, ale jednocześnie czułem, że ten widok mnie zaboli. Dla mnie osobiście pakt pasterza z aniołem był ważny i coś znaczył. Czasem nawet tęskniłem za tą niesamowitą więzią, jaka była pomiędzy nami, kiedy łączył nas pakt, ale i tak uważałem, że dobrą decyzją było zerwanie go. Dzięki temu Mikleo nie będzie zmuszany do poświęcania się za mnie, kiedy zrobię głupotę. A kiedy Arthur zrobi coś głupiego, to mój mąż poniesie tego poważne konsekwencje. Dołował mnie również troszeczkę fakt, że kiedy my zawieraliśmy pakt... cóż, musiałem się natrudzić, aby w końcu go do tego przekonać, a byłem przecież jego przyjacielem. Tymczasem wystarczyła jedna rozmowa z Arthurem, którego nie znał tak dobrze, i on tak po prostu się zgadza. Przez to mimowolnie przypominała mi się sytuacja z Rachel. 
- Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać – powiedziałem, posyłając mu delikatny uśmiech. W końcu, jego samopoczucie było dla mnie najważniejsze. Jeżeli nie będzie chciał, abym towarzyszył mu zarówno podczas zawierania paktu, jak i treningu, zostanę grzecznie w pokoju i pogrążę się w lekturze, czego momentami miałem szczerze dość. Może nie tyle, co czytania, to braku jakichkolwiek wskazówek w spawie Aleksandra. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Zastanowiłem się nad jego słowami, będąc zaniepokojony jego wypowiedzią, jak i jego stanem zdrowia. Jak na jedynie jedną nieprzespaną noc, wyglądał nie najciekawiej. Te podkrążone oczy i blada cera sprawiały, że wyglądał bardziej na chorego niż na niewyspanego, zwłaszcza, że jego oczy były takie żywe. Rozumiem, że brak odpowiedzi mógł go irytować, w końcu chodzi o jego ciocię, która była zagrożona, ale powinien przystopować i uspokoić się. To go powoli wyniszczało i nie wiem czemu, ale miałem nieodparte wrażenie, że to moja wina. Możliwe, że gdyby nie ja, nie miałby takiego problemu i byłby szczęśliwszy. 
- Szczerze, to nie byłbym bardzo zdziwiony, gdyby okazało się, że mój tata ma kochankę – przyznałem z niechęcią, czując, że muszę być z nim szczery. – Moi rodzice się nie kochają. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek się kochali. W rodach takich, jak nasze małżeństwa są aranżowane. Na przykład gdybym oficjalnie był ich synem, już od pół roku miałbym narzeczoną – dodałem, wzruszając ramionami. Kiedy teraz tak sobie o tym myślałem, to byłoby dziwne, brać ślub z osobą, której się nie kocha. Przynajmniej przed samą uroczystością i dopełnieniem wszystkich formalności miałbym czas na zapoznanie się z moją „drugą połówką”. Bycie niechcianym dzieckiem miało jednak swoje plusy. Dzięki temu poznałem Taiki’ego i nie musiałem przejmować się takimi rzeczami jak martwienie się o zapewnienie swojemu rodowi potomka. – Nie mogą nawet od siebie odejść, inni kitsune niezbyt przychylnie na to patrzą, zarówno i mama, jak i tata straciliby duże poparcie. 
- Czemu akurat od pół roku? I kto mógłby to być? – spytał mój chłopak, marszcząc brwi. Czemu z całej mojej wypowiedzi skupił się akurat na tej informacji? Nie była ona ważna, przecież to się nigdy nie stanie. 
- Ponieważ pół roku temu były moje szesnaste urodziny. Moja wybranka byłaby starsza jedynie o miesiąc, albo dwa. Nie pamiętam za bardzo, moja ciocia kiedyś mi o tym wspominała. Miała to być córka bliskich przyjaciół, więc układ z reguły byłby idealny. Niestety, moja mama poroniła – powiedziałem ze smutnym uśmiechem na ustach. – Poznałem ją kiedyś, bo przyszła z rodzicami na kolację do naszego domu. Wydawała się być mądra i sympatyczna, wiesz? Jako jedyna była dla mnie miła, a byłem tylko nic nie wartym służącym. 
Taiki jedynie mruknął coś pod nosem w odpowiedzi, nie wyglądając na bardzo zadowolonego. Nie za bardzo rozumiałem, dlaczego, przecież sam mnie o to zapytał, a ja mu jedynie odpowiedziałem najszczerzej, jak tylko potrafiłem. Położyłem mu dłoń na policzku, zwracając tym samym jego uwagę na siebie, po czym uśmiechnąłem się do niego najszerzej i najładniej jak tylko mogłem. Zaniepokoiła mnie jeszcze jedna rzecz, jego policzek był ciepły, a z reguły jego skóra jest chłodna. Miałem tylko nadzieję, że Taiki się nie rozchoruje, nie jest to najprzyjemniejsze uczucie. 
- Ale zdecydowanie wolę ciebie, nawet jeśli mam być znienawidzony przez mojego tatę – dodałem, delikatnie całując go w kącik ust. Osobiście, czułem się bardzo dobrze, wręcz wspaniale. W końcu się wyspałem i porządnie wypocząłem, rozcięcia na mojej twarzy już mnie tak nie piekły, a żebra nie bolały. A jako, że czułem się już lepiej, miałem ochotę na nie do końca grzeczne rzeczy, zwłaszcza, że w końcu i ja od dawna nie miałem okazji do zbliżenia. Nie mniej, to chyba nie jest najodpowiedniejsza chwila. Jego ciocia ciągle jest w domu, a konkretniej w swojej sypialni, a i chyba mój chłopak nie czuł się najlepiej, nawet jeśli on tak nie uważał. – Chodź, zrobię ci coś na śniadanie i będę się zbierał, widocznie potrzebujesz odpoczynku – dodałem, odsuwając się od niego. 
- Co? Ale że już? Zostań jeszcze chwilę – wymruczał, przytulając się do mnie delikatnie, trochę tak, jakby nie widział mnie przez długi czas. 
- Jeszcze się nigdzie nie ruszam. Najpierw muszę przypilnować, abyś zjadł – odparłem, uśmiechając się do niego słodko. – Ale najpierw muszę się przebrać – dodałem, zdając sobie sprawę, że ciągle jestem w jego koszulce. Mimo mojej wcześniejszej niechęci miło się zaskoczyłem, teraz i ona była moją ulubioną rzeczą, w której mogłem spać. I chodzić, ale to tylko jak będzie ciepło.
- Jak dla mnie, możesz w tym zostać, wyglądasz cudownie – wyszeptał mi do ucha i delikatnie podgryzł jego płatek. Ewidentnie się ze mną droczył i bardzo mu się to podobało. Jakim cudem z rozmowy o możliwym romansie naszych opiekunów przeszliśmy do niewinnego flirtu, nie mam pojęcia. 
- Twoja ciocia byłaby innego zdania – powiedziałem, delikatnie odsuwając się od niego i podchodząc do komody, na której zostawiłem swoje ubrania poprzedniego wieczoru. 
- Widziałeś się z nią? – spytał chłopak, siadając na łóżku i przyglądając mi się uważnie. Przyznam, że to lekko mnie peszyło, zwłaszcza, kiedy miałem założone tylko spodnie. Co prawda, tak było tylko przez chwilę, ale nie zmienia to faktu, że czułem się odrobinkę nieswojo. 
- Nie, jeszcze śpi. W sumie, to w ogóle nie wychodziłem z pokoju, czekałem, aż wrócisz – odparłem, w końcu zakładając na siebie swój cieplutki golf i wygładzając go. – Swoją drogą, dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej – dodałem, naprawdę się o niego martwiąc. 
- Jakby nie patrzeć, jestem w lepszym stanie od ciebie – odparł, leniwie się przeciągając. Był śpiący, doskonale to widziałem, ale uparcie trzymał się swego... trochę, jak ja. Jesteśmy do siebie całkiem podobni, jakby nie patrzeć. 
- Ale to ja czuję się lepiej – powiedziałem, puszczając do niego oczko. – Chodź, przygotuję ci śniadanie – dodałem, delikatnie chwytając jego nadgarstek i ciągnąc go na dół. Najpierw śniadanie, a później spać, musiał zregenerować siły. 
Chłopak mi uległ i zeszliśmy na dół. Od razu skierowałem go w stronę kuchni, każąc mu usiąść na krześle i mi nie przeszkadzać. Nie chciałem robić niczego skomplikowanego, w końcu to nie była moja kuchnia i nie moje zapasy, nie za bardzo wiem, na co mogę sobie pozwolić. Proste kanapki i gorąca herbata powinny mu się spodobać. Szkoda, że nie mogłem go zaprosić do swojego domu. Chciałbym mu przygotować coś naprawdę dobrego, nie mając żadnych ograniczeń. 
- Nie mogę nawet zwykłej herbaty zrobić? – wyburczał Taiki napuszając policzki. Nie wydawał się zbytnio zadowolony, ale trudno, jakoś to przecierpi. 
- Nie, w końcu nie jest to nic skomplikowanego – powiedziałem łagodnie, stawiając na stole dwa kubki, dla mnie i na niego. Przyznam, nie za bardzo miałem ochotę na jedzenie, ale przecież mój chłopak nie da mi żyć, jeżeli czegoś nie zjem. 
Odwróciłem się do niego plecami, powracając do robienia kanapek, i nagle usłyszałem, jak jego ciocia schodzi po schodach. Przyznam, lekko spiąłem się na myśl, że zaraz się z nią spotkam, ale starałem się tego po sobie nie poznawać. Kiedy kobieta weszła do kuchni, atmosfera wyraźnie się zmieniła. Taiki nadal był na nią zły, wyczuwałem to doskonale. I jeszcze te spojrzenia, jakie jej rzucał... zresztą, jego ciocia nie zachowała się lepiej. Poza tym, czemu ona była tak wystrojona? Była bardzo wczesna pora, chociaż, może ładnie się ubrała, ponieważ tak się lepiej czuje. Kobiety czasem tak mają.
- Dzień dobry! Zrobić pani coś do picia? – zaproponowałem wesoło, kiedy mój chłopak nie zareagował na wejście własnej cioci. Aż tak się pokłócili? Nie słyszałem całej kłótni, obudziły mnie podniesione głosy i trzaśnięcie drzwiami, a dwa do dwóch dodać potrafię. 
- Dziękuję, skarbie, ale zaraz wychodzę – odparła, posyłając mi ciepły uśmiech. Trudno było mi uwierzyć, że tak dobra osoba byłaby w stanie spiskować z moim tatą. – Skąd te opatrunki? Coś ci się stało?
- Tata mi to zrobił – przyznałem, w ostatniej chwili decydując się jej powiedzieć prawdę. Może dzięki temu dojdzie do niej, że spotyka się ze strasznym człowiekiem. Położyłem w końcu talerz z przygotowanymi kanapkami na stole i uśmiechnąłem się smutno do kobiety, która wydawała się na poruszoną. Pytanie tylko, czy faktycznie przejęła się tą sytuacją, czy może udawała, by nie wzbudzać podejrzeń? 

<Taiki? c:>

środa, 20 stycznia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Pogrążony w śnie poczułem bijącą bliskość mojego męża która powoli mnie wybudziła, zadowolony jak kot rozciągnąłem wszystkie swoje mięśnie, otwierając zaspane oczy, od razu napotykając twarz mojego męża którego tak bardzo kochałem.
- Zdecydowanie bardziej wolę cię w blondzie - To była pierwsza myśl która przyszła mi do głowy, gdy tylko na niego spojrzałem. Zawsze powtarzałem mu, że to nie ma znaczenia, ponieważ tak też było, gdyby znów miał brązowe włosy, też bym nie miał nic przeciwko, teraz jednak sądzę, że w tym kolorze wygląda zdecydowanie bardziej męsko.
- Skąd ci się to teraz wzięło? - Rozbawiony przyglądał mi się uważnie, układając mi włosy, gdy tylko podniosłem się do siadu.
- Pytałeś w jakim kolorze ci lepiej - Zauważyłem, uśmiechając się ładnie, mając nadzieję, że go nie uraziłem, może mu podoba się bardziej brąz. Mam nadzieję, że nie powiedziałem niczego głupiego, tylko tego by mi brakowało, abyśmy się bez powodu pokłócili.
- To prawda, pytałem jakieś trzy miesiące temu - Zauważył, cicho śmiejąc się ze mnie, składając delikatny pocałunek na moim czole.
Nie przestałem się jednak ślicznie uśmiechać, byłem wyspany i pełen energii nie mam pojęcia, co będę robił w nocy, może powinienem był nie iść spać tak wcześnie? Coś sobie znajdę, ale najpierw chciałbym wiedzieć, czy mój mąż był już na kolacji. Mam nadzieję, że nie będzie się głodził, bardzo bym tego nie chciał już i tak strasznie schudł, za bardzo przejmując się mną, zapominając o sobie.
- Cieszę się jednak, że wreszcie powiedziałeś mi w jakim kolorze bardziej ci się podobam - Odparł, kończąc układanie moich napuszonych włosów, to właśnie się dzieje, gdy nie są związane do snu, nie żebym teraz nie mógł ich wiązać, wciąż są przecież do ramion, straciłem jednak chęci i chyba szybko mi one nie wrócą, aby znów dbać o nie jak dawniej. - Chciałbyś iść ze mną coś zjeść? - Gdy po chwili zmienił temat, pytając o jedzenie. Przyznam, lekko mnie zaskoczył, czytał mi w myślach. Wiedząc, że wcześniej o tym myślałem? Nie na pewno nie to tylko przypadek możliwe, że chciał iść wcześniej, czekając jedynie, aż sam wstanę, bym podszedł z nim, wciąż chyba ma nadzieję, że po ludzkim jedzeniu trochę mi się przytyje lub chce towarzystwa, aby lepiej mu się jadło...
- Jeśli moja obecność cię uszczęśliwi, pójdę z tobą na kolację - Przez cały czas uśmiechając się, mówiłem tak, jakby każda chwilą była dla mnie tą ostatnią, po tym, co się stało, szanuję bardziej każdą chwilę z mężem, naprawdę chcąc, aby nasza rodzina znów była szczęśliwa i bezpieczna niczego więcej od życia nie chcę.
Mój mąż uśmiechnął się szeroko, wyciągając mnie z łóżka. Twierdząc, że szkoda czasu na leżenie.
Im szybciej tam pójdziemy, tym szybciej wrócimy, co w całości popierałem, zjeść i wrócić do bezpiecznego pokoju wtulając się w ciało męża, nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Spokojnie zaszliśmy do jadalni, gdzie nie byliśmy sami, w środku przebywała Alisha z Arthurem, rozmawiając o Aleksandrze, czego nie dało się nie usłyszeć, widząc nas, przerwali jednak temat. Udając, że nic się nie stało i o niczym nie rozmawiali, gdy ja odczuwałem już strach który próbowałem zatuszować, nie mogę przecież bać się zwykłego imienia należącego do potwora który chciał mnie zabić, nie no nie ma się czego bać, wszystko jest dobrze tak właśnie tak.
- Miki? - Sorey zauważył spięcie moich mięśni, niepotrzebnie od razu się o mnie martwiąc, ja sobie doskonale poradzę, nie ma potrzeby się mną przejmować już i tak za bardzo skupił się na mnie, zapominając o sobie, jestem przecież aniołem, nie powinienem być jego problemem.
- Wszystko dobrze - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie do męża, zajmując jedno z wolnych miejsc przy stole.
Kolacja upłynęła nam w przyjemnej atmosferze, nikt już nie wspominał o Aleksandrze, a ja nie byłem zmuszany do jedzenia ponad swoje możliwości, nie robiąc tego samego mężowi, dla mnie ważne było to, że w ogóle je i to bez moich próśb.
Dopiero po kolacji, gdy zbieraliśmy się do wyjścia z jadalni, Sorey poprosił mnie, był poszedł do pokoju bez niego, sam chciał porozmawiać z pasterzem o naszej misji, chcąc dać mu kilka dobrych rad, w co nie do końca wierzyłem, podczas kolacji Arthur powiedział nam, że ruszamy w góry na kilka dni, by oczyścić niebezpiecznego człowieka zaklętego w smoka. Właśnie smoka, nie podobało mi się to ani trochę. Wiem, że bez moich mocy i łuku tego nie zrobi, nie byłem jednak przekonany czy to aby najlepszy pomysł mój mąż również nie był zadowolony, dlatego nie byłem pewien czy aby na pewno chce mu tylko przekazać dobre rady, postanowiłem się jednak nie wtrącać, nie mając na to najmniejszej ochoty, posłusznie wracając do pokoju, usiadłem na parapecie, patrząc w niebo, czekając na powrót męża.

<Sorey? ^_^> 

Od Taiki CD Shōyō

 Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, składając delikatny pocałunek na czole mojego chłopaka świadom jego dość szybkiego pójścia spać, nic w tym dziwnego w jego stanie pewnie sam bym ciągle spał przynajmniej tak mi się wydaje, nie byłem jednak nigdy w takiej sytuacji, nie mogę więc być tego pewnym w stu procentach.
- Dobranoc, też cię kocham - Wyszeptałem, delikatnie głaszcząc mojego liska po włosach.
Nie miałem ochoty tak naprawdę jeszcze spać, w głowie miałem tyle ciekawych pomysłów na tę noc na które w ogóle pozwolić sobie nie mogłem, szkoda troszeczkę bądź co bądź, ojciec chłopaka wszystko popsuł i jeszcze moja ciotka. Wciąż nie wiem, dlaczego spotyka się z tym człowiekiem, nawet jeśli ona nie jest świadoma tego, kim on jest, to on na pewno wie, kim ona jest, troszeczkę wątpię w przypadkowe spotkanie tej dwójki, coś mi śmierdzi i to bardzo, gdybym tylko mógł się dowiedzieć, od razu bym to zrobił, troszkę jednak wątpię w to, aby moja ciotka mnie posłuchała co jeśli ma o nim całkowicie inne zdanie niż my? Co, jeśli weźmie nasze słowa za głupie wymówki lub – co gorsza – pomyśli, że jesteśmy nie, nie może nie my a ja jestem zazdrosny o jej.. No właśnie kim on dla niej jest? Przecież on ma żonę, dlaczego spotyka się z moją ciotką? Mam tylko nadzieje, że nie łącz ich bliskie relacje z drugiej strony, gdyby nie łączyły, nie spotykaliby się prawda? Wole nie mówić tego na głos ani sobie tego nie wyobrażać, chyba bym tego nie przełknął, gdyby moje myśli okazały się prawdziwe, przecież to oznaczałoby koniec świata. Facet przez którego nie żyją moi rodzice i brat owija sobie moją ciotkę wokół palca. A co jeśli właśnie o to chodzi? Jeśli on wie, że Karotka u mnie przebywa? Owinie sobie moją ciotkę wokół palca, aby mieć łatwiejszy dostęp do mnie.. Rany skąd u mnie w głowie tak czarne myśli? Nigdy przecież takie nie były mój partner, chyba zaraził mnie tym pesymistycznym patrzeniem na świat.
Pokręciłem głową, cicho wzdychając, koniec tych negatywnych myśli powinienem iść spać, aby rano wcześnie wstać, mój pies nie da mi spokoju, przez tę zimę lubi w nocy spać w domu tak jakby jego sierść mu nie wystarczyła, nie mam jednak nic przeciwko jego obecności w domu, to członek rodziny ma prawo na wygody.
Ziewając cicho, zamknąłem oczy, próbując zasnąć, co nie najlepiej mi szło, ciągle myślałem o ojcu chłopaka i to doprowadzało mnie do szaleństwa, nie pozwalając zmrużyć oka, co trwało aż do samiuśkiego rana, mój psi towarzysz zdążył przyjść do mnie, wyciągając mnie z łóżka, a ja wciąż nie zaznałem przyjemności zwanej snem, co odrobinkę mnie irytowało.
Cicho, aby nie obudzić Karotki. Wstałem, ogarnąłem się i nawet wyszedłem z pokoju, zabierając ze sobą Kode który z wielką ekscytacją pobiegł do drzwi, nie mogąc się doczekać wspólnego spaceru.
- Tylko spokojnie nie ekscytuj się tak - Mruknąłem, przecierając zmęczone oczy dłonią, dopiero teraz czując, jak bardzo chce mi się spać w tej chwili, meh z własnej winy jestem niewyspany i jeszcze do tego skołowany, przez cały czas myślę tylko o tym, co łączy ciotkę i ojca karotki, zapominając trochę o sobie, jeśli nie zacznę się wysypiać, popadnę w paranoję, a moje sny niekontrolowanie wyjdą, poza mój umysł, a to może się skończyć źle dla każdej osoby będącej zbyt blisko mnie, a przecież nie chce niczyjej krzywdy.
Z ciężkim westchnięciem wyszedłem z domu, kierując się z psem w stronę lasu, gdzie jak zawsze ten puchaty niedźwiedź mógł w spokoju się wybiegać nie żeby nie miał placu pod domem, on jednak zdecydowanie bardziej woli po prostu las, mnóstwo zapachów i zwierząt za którymi może pobiegać, jak to przystało na psa.
Dziś jednak w lesie czułem się jakoś nieswojo, tak jakby ktoś nas obserwował lub przynajmniej mnie Koda nie specjalnie zwracał uwagę na coś innego niż biedne zające, które ganiał po lesie, nawet moje nawoływania miał totalnie gdzieś. Trochę mnie to drażniło, jednocześnie odczuwałem niepokój, który spowodowany był dziwną obecnością, nikogo jednak nie było, zauważyłbym przecież gdyby ktoś czaił się na mnie, o ile w ogóle ktoś się czai mam po prostu paranoję a wszystko to wina mojego niewyspania.
Wróciłem w końcu do domu, siłą zaciągając ze sobą psa który uparcie chciał zostać, koniec końców wracając posłusznie do domu, nie mając większego wyboru.
- Nareszcie jesteś, gdzie byłeś? Dlaczego tak dziwnie wyglądasz? Spałeś w nocy? - Gdy mój lisek mnie tylko zobaczył, wyszedł z łóżka, przyglądając mi się uważnie.
- Byłem na spacerze z psem, dlaczego tak wygląda? To znaczy jak? Przecież nic mi nie jest to tylko jedna nieprzespana noc - Wzruszyłem ramionami, rozciągając się leniwie, jeszcze chwilę zastanawiając się nad tym dziwnym uczuciem w lesie. - Myślałem nad moją ciocią i twoim ojcem to wszystko jest strasznie podejrzane, całą noc nad tym myślałem, nawet jeśli powiem mojej cioci, kim jest ten człowiek, może nie uwierzyć lub doskonale o tym wiedzieć, lecz być zmanipulowaną poza tym twój ojciec ma twoją matkę, dlaczego więc po cichu spotyka się z moją ciotką? A co jeśli ich coś łączy i to w tym innym znaczeniu, no wiesz, może są kochankami? - To mogło być głupie, za dużo w nocy myślałem, sądzę jednak, że to jedyny trop, z którym można racjonalnie to wszystko razem połączyć, nie ma innego wytłumaczenia, to znaczy są inne, ale ich nie chcę na razie poruszać.

<Karotka? C:>