niedziela, 17 stycznia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Nie uspokoił mnie ani trochę, tym bardziej nie zamydlił mi oczu zmianą tematu, wciąż czułem się winien całej tej sytuacji, gdybym nie uwierzył Rachel, gdybym tylko zwracał więcej uwagi na męża, pasterz nigdy nie dopadłby mnie, a ja nigdy nie sprawiłbym tyle przykrości osobie, na której mi zależy. To wszystko, co się wydarzyło, jest tylko i wyłącznie moją winą. Sorey naprawdę nie musi brać wszystkiego na swoją klatę, to ja źle postąpiłem i to ja powinienem całkowicie ponosić winę, on miał prawo mi nie ufać, miał prawo nie uwierzyć w moje słowa, jestem aniołem, nie potrafią zdradzić ani skrzywdzić, a może nie powinienem tego robić, bo o ile w życiu go nie zdradziłem, to skrzywdziłem w naprawdę podły sposób.
Westchnąłem cicho, chcąc go za wszystko przeprosić, wiedziałem jednak, że znów weźmie wszystko na siebie, nie widząc żadnej winy we mnie, chyba już tak po prostu mamy, że szukamy błędów i wad w sobie, a nie w tej drugiej połówce, która czasem naprawdę zawali na całej linii.
- Nie wiem, byłem zbyt bardzo zajęty przyjemnością, którą obdarowywał mnie mój mężczyzna - Wymruczałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, odpuszczając sobie już poruszanie poprzedniego tematu. - Masz jednak rację, po kąpieli musimy do niego zajrzeć lepiej, aby się na nas nie obraził - Dodałem po oderwaniu się od jego ust.
Mój mąż wydawał się bardzo zadowolony z moich słów, nie tyle ze zgody na pójście do dziecka a nazwaniem go mężczyzną, już kiedyś zauważyłem, że to zwykłe słowo bardzo podbudowuje jego ego. Od razu widać jak niewiele mu do szczęścia potrzeba.
Sorey z zadziornym uśmiechem na twarzy położył mi jedną dłoń na plecach, przyciągając mnie bliżej, aby nasze ciała się stykały, drugą rękę kładąc na moim udzie, jeżdżąc nią do góry i na dół nie przestając się uśmiechać.
- Lubię, gdy tak do mnie mówisz - Wymruczał, obdarowując moją twarz pocałunkami.
- Wiem - Zadowolony pozwoliłem mu na drobne pieszczoty, których zawsze mi mało, a wszystko to jego wina. Zapach, który wydobywa się z jego ciała, po prostu mnie przyciąga, a zmysły szaleją, pragnąc ciągle więcej jego bliskości.
Jeszcze trochę czasu spędziliśmy w ciepłej wodzie, nim postanowiliśmy wyjść, przygotowując się na spotkanie z Yukim.
- Dokończ, proszę śniadanie - Podchodząc do łóżka, które chciałem poprawić, zauważyłem niezjedzone kanapki, nad którymi naprawdę się napracowałem.
- Dobrze już dobrze - Bez narzekania zjadł śniadanie, co naprawdę sprawiło mi dużo radości, oznaczało to, że mu smakowało, a to było dla mnie najważniejsze.
- Dziękuję, było naprawdę pyszne - Zaszedł mnie od tyłu, gdy rozczesywałem swoje włosy, całując mnie w policzek, mimo ich dużej różnicy w długości wciąż puszyły się, żyjąc własnym życiem, tym bardziej po tak intensywnej zabawie.
- Bardzo mnie to cieszy - Przyznałem, odwracając się w jego stronę, uśmiechając się delikatnie, w tym samym momencie słysząc dźwięki wydawane przez klamkę, najwidoczniej Yuki znów próbował dostać się do pokoju. - Twój syn nie możesz się doczekać, aby się do nas dostać - Dodałem rozbawiony.
- To tak samo mój syn, jak i twoje syn - Zauważył, całując mnie w czoło, podchodząc do drzwi, aby je otworzyć, tym samym wpuszczając chłopca do środka.
- Nareszcie co tak długo - Burknął niezadowolony chłopiec, wchodząc do naszej sypialni. - Mamo jak się czujesz? - Yuki widząc mnie już stojącego na własnych nogach, podbiegł do mnie, mocno się przytulając, Sorey mówił mi, że chłopiec się o mnie martwi nie spodziewałem się jednak, że aż tak w końcu codziennie nas odwiedzał i widział, jak się czuje i wyglądam.
- Czuje się naprawdę dobrze - Przyznałem, głaszcząc chłopca po głowie, nie przestając się uśmiechać, wszystko było już dobrze, Yuki nie był na mnie zły, Sorey wybaczył mi moje okropne zachowanie, jak zwykle nie widząc problemu we mnie a w sobie, czasem go nie rozumiem, to ja zawaliłem, a mimo to on wszystko bierze na siebie.
- W takim razie idziemy się pobawić? - Wiedziałem, że Yuki nie odpuści. Kilka dobrych tygodni nie spędzałem z nim czasu, z powodu czego chłopiec może chcieć spędzić ze mną troszeczkę więcej czasu.
- Mama się zgodzi pod warunkiem jednym, nie będziesz za bardzo męczyć mamy dobrze? - Sorey odezwał się, nim ja zdążyłem coś powiedzieć, no tak dziecko nie może mnie wymęczyć, bo przecież już on sam skutecznie tego nie zrobił.
- Dobrze - Chłopie kiwnął głową, biorąc mnie za rękę, ciągnąc w stronę dworu, no cóż, musiałem więc iść. Wiedząc, że mój mąż i tak pójdzie z nami, w razie czego zajmując się chłopcem, gdy ja będę miał już dość.
Tak jak się spodziewałem, dość szybko opadłem z sił, nie byłem jeszcze w, tak dobrej kondycji, jak na początku myślałem, usiadłem więc na ziemi, nie daleko bawiącej się na lodzie rodziny odpoczywając, mając już dość zabawy na tę chwilę. W międzyczasie przybyli do nas Arthur z Lailah, kobieta wypytała mnie o mój stan zdrowia, a ja z grzeczności odpowiedziałem to samo, co mówiłem wszystkim, czułem się dobrze, naprawdę nie musieli się o mnie martwić.
Yuki dostrzegając ciocie, zaciągnął ją na lodowisko, zostawiając mnie z pasterzem, chłopak na początku milczał, z czasem jednak przerwał ciszę, zaczynając ze mną rozmawiać. Kolejny, który chciał wiedzieć, jak się czuje, mężczyzna jednak w porównaniu do reszty miał w tym swój cel, chciał abym ruszył, już za dwa tygodnie z nim na wyprawę. Twierdząc, że moja moc bardzo mu się przyda, doskonale wiedziałem, że nie mogę mu odmówić, a mimo to obiecałem, że potrzebuję czasu, aby dojść do siebie i udzielić mu odpowiedzi na zadane pytanie. To naprawdę była dla mnie trudna sytuacja, nie chciałem opuszczać rodziny, jednocześnie wiedząc, że wejścia nie mam, nie mogę odmówić pasterzowi..
Chłopak dał mi czas, więcej się nie odzywając, gdy ja aż do powrotu do naszej sypialni milczałem, myśląc nad jego prośbą, jeśli popiszę z nim pakt, nie będę mógł mu odmówić, jeśli tego nie zrobię, a mu coś się stanie, będę winien jego śmierci.
- Miki coś się stało? Jesteś strasznie nieobecny - Sorey od razu zauważył moją minę, nic dziwne nigdy się w taki sposób nie zachowywałem, a jeśli już t robiłem zdecydowanie miałem ku temu jakiś powód.
- Pasterz chce, abym za dwa tygodnie wyruszył z nim w podróż - Przyznałem, przecież i tak by się dowiedział, lepiej teraz niż później mielibyśmy się o to kłócić.
- Zgodziłeś się? - Spytał, siadając obok mnie na łóżku, kładąc mi dłoń na policzku.
- Powiedziałem mu, że musi mi dać czas, na odpowiedz, nie wiem, jak będę się czół. Wiem jednak, że nie będę mógł mu odmówić, on jest pasterzem a ja aniołem mam obowiązek go chronić, nawet jeśli tego nie chcę - Przyznałem, patrząc na męża. Wiem, że nie będzie mu się podobał ten pomysł, może nawet będzie próbował mnie zniechęcić do tego, nie może jednak nic z tym zrobić i oboje doskonale o tym wiem...

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz