Zmarszczyłem brwi na jego słowa, a więc to przez jego włosy? Wiedziałem, że jest z nimi bardzo związany, ale myślałem, że już się z uporał z ich stratą. Po cichu, i beze mnie, ale uporał. W końcu, trochę czasu minęło, od kiedy je stracił, ale nic nigdy o tym nie wspominał, aż do teraz.
Odwróciłem go delikatnie w swoją stronę, a następne delikatnie chwyciłem jeden z jego kosmyków i założyłem mu go za ucho. Musiałem go uświadomić, że te włosy wcale nie były takie ważne dla mnie. Najważniejszy był on i to, że był cały i zdrowy, nic innego nie miało dla mnie znaczenia. Delikatnie otarłem łzę z jego policzka, która spłynęła z kącika jego oka, a następnie ucałowałem go w kącik warg. Musiałem tylko sprawić, aby zrozumiał, że liczył się dla mnie tylko on, a nie jego włosy.
- Kocham ciebie, Miki, nie twoje włosy. Chociaż, one nadal są bardzo piękne – dodałem, delikatnie je gładząc. Jedyne, co się w nich zmieniło, to ich długość, ale przecież nadal były gęste, miękkie i cudowne, tego mu nie odebrał.
- Mówisz tak, bym nie czuł się źle – powiedział cicho, spuszczając wzrok.
- Teraz już wiesz, jak czuję się ja, kiedy pytam się, w którym kolorze lepiej wyglądam – powiedziałem łagodnie, nie przestając gładzić jego policzka. – Ich długość nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Żyjesz, jesteś cały i zdrowy, to jest dla mnie najważniejsze – dodałem, posyłając mu najszerszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Nie jestem zdrowy, bez twojej pomocy nawet nie byłbym w stanie chodzić – wymamrotał cicho, jak zwykle szukając najgorszych stron danej sytuacji.. Przejął ode mnie bardzo zły nawyk, muszę go tego oduczyć i to jak najszybciej. To, że ja narzekam i widzę same negatywy, to jedno, w moim przypadku jest to całkowicie zrozumiałe, w końcu ja jestem jednym wielkim zlepkiem negatywnych cech, ale on? On jest aniołem, słodkim, niewinnym i może troszeczkę łatwowiernym, nie powinien być wobec siebie aż taki surowy.
- Ale powolutku stajesz na nogi, jeszcze trochę i wrócisz do zdrowia. A ja będę przy tobie tak długo, jak tylko będziesz tego chciał – wytłumaczyłem mu, całując delikatnie jego usta. – Wracamy do łóżka? – spytałem, wpatrując się w niego wyczekująco. Chyba mu na ten moment wystarczy tego spacerowania. Myślę, że teraz, codziennie po trochu będziemy spacerować, by zaczął powoli wracać do formy.
Chłopak pokiwał głową, a ja podałem mu ramię, które zaraz chwycił. Powoli zaczęliśmy kierować się do łóżka, a kiedy się przy nim znaleźliśmy, pomogłem mojemu mężowi w położeniu się na materacu. Krótki spacer i on już był wymęczony, tak powinno być? Owszem, poprawiało mu się, ale wszystko działo się tak powoli… według słów Rachel, już teraz powinno być dobrze, a wcale tak nie było. Trucizna okazała się silniejsza niż podejrzewaliśmy. Tyle dobrego, że mu się nie pogarsza.
- Położysz się obok mnie? – spytał, patrząc na mnie z niepewnością. W tym momencie miałem iść do Lailah i sprawdzić, czy może przygotować dla mojego męża odtrutkę na podstawie tego, co znaleźliśmy w miejscu pasterza, ale jak mógłbym odmówić jemu? Przynajmniej poczekam, aż spokojnie zaśnie, i dopiero później do niej pójdę. Przez tę truciznę mój mąż spał często i długo, co było do niego bardzo niepodobne i do czego jeszcze nie zdążyłem się przyzwyczaić. Zwykle to ja tyle spałem, a nie on.
- Oczywiście – powiedziałem z uśmiechem, spełniając jego prośbę.
Pozwoliłem, by chłopak wtulił się w moje ciało, i czekałem, dopóki jego spięte ciało się nie rozluźni, a oddech nie wyrówna. Przez cały ten czas głaskałem jego włosy, które dla mnie i tak były cudowne i piękne oraz tak niesamowicie miękkie. Naprawdę nie powinien przejmować się ich długością, a powinien skupić się na swoim zdrowiu, teraz to ono powinno być dla niego najważniejsze. A włosy…? One odrosną. Pewnie minie wiele lat, zanim znowu zaczną mu sięgać do pasa, ale to przecież nic takiego.
Kiedy byłem pewien, że mój mąż śpi, ostrożnie podniosłem się z łóżka, by go nie obudzić i wyszedłem z pokoju, przy okazji wpuszczając czatującego pod drzwiami Lucjusza. Ostatnio coraz rzadziej widuję tego kocura, ale jednak on wraca za każdym razem, kiedy się go najmniej spodziewam. Cóż, ważne, że i temu sierściuchowi się nic nie jest, przyzwyczaiłem się, do jego obecności i przyjemnego mruczenia.
- I jak ci idzie? – spytałem, kiedy tylko znalazłem się w pokoju Arthura, gdzie była również Lailah. Aktualnie to pomieszczenie bardziej niż sypialnię przypominało salę alchemika. Pełno tu było książek, fiolek, ziół oraz mikstur. Większość z tych rzeczy znaleźliśmy w miejscu, gdzie ten potwór przetrzymywał Mikleo i to właśnie białowłosa wpadła na pomysł, aby co nieco przenieść do zamku, bo może to okazać się kluczowe w pokonaniu ostatecznym pasterza.
- Nie mam pojęcia, z czego mógł zrobić tę truciznę. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim, a w jego księgach nie ma o tym wzmianki – westchnęła ciężko Lailah, poprawiając się na krześle. Była sama w pokoju, Arthur najwidoczniej musiał spędzać czas z Yukim, z czego akurat się cieszyłem. Lepiej, aby nie rozmawiać przy dziecku o takich rzeczach.
- Może mógłbym spróbować go o to wypytać – zaproponowałem, wzruszając ramionami. Nie odpowiadało mi to, nie chciałem go widzieć poza momentem, kiedy będę mógł się go pozbyć, albo zabić. Jego widok budził we mnie odrazę i niewyobrażalną złość, gdybym tylko mógł, zrobiłbym mu dokładnie to, co on zrobił mojemu mężowi.
- Nie mamy pewności, czy to, co powie, będzie prawdą. Może spróbować jeszcze bardziej zaszkodzić Mikleo, wmawiając nam swoje kłamstwa – wytłumaczyła mi kobieta, co było zupełnie niepotrzebnie to było logiczne, że mógłby tak postąpić. Nie jest on osobą, której ufa się od tak. – Ale może ty możesz pomóc Mikleo. Dzięki mocy, którą ci kiedyś podarował być może możesz pomagać neutralizować truciznę płynącą w jego żyłach.
- Mogę to robić? Nigdy nie próbowałem jej używać w ten sposób – spytałem, chcąc się upewnić, czy na pewno wie, co mówi. Zawsze jedyne, do czego używałem tej mocy, to były zadrapania, zacięcia, po prostu rany zewnętrzne. Nie wydawało mi się, czy równie dobrze poradziłbym sobie z ranami wewnętrznymi, to na pewno jest o wiele bardziej skomplikowane.
- Będzie to od ciebie wymagać dużo skupienie i precyzji, pewnie za pierwszym razem nie będzie widać skutków, ale z czasem, kiedy dojdziesz do wprawy, to się zmieni.
- Mogę spróbować, ale nie jestem pewien, czy mi się uda. Muszę jeszcze porozmawiać o tym z Mikleo– odpowiedziałem, po czym podziękowałem jej za wszystko i wyszedłem z pokoju. Nie byłem do końca przekonany, czy to jest taki dobry pomysł. Znaczy, brzmi dobrze, ale nie byłem aż tak pewien swoich umiejętności, zwłaszcza po zerwaniu paktu z Mikleo. Bardzo, ale to bardzo dużo czasu zajęło mi, aby uleczyć jego rany powierzchowne, ale trucizna… bałem się, że przez moje niedoświadczenie sprawię mu niepotrzebny ból, albo uzyskamy skutek odwrotny do zamierzonego.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz