Pogrążony w śnie poczułem bijącą bliskość mojego męża która powoli mnie wybudziła, zadowolony jak kot rozciągnąłem wszystkie swoje mięśnie, otwierając zaspane oczy, od razu napotykając twarz mojego męża którego tak bardzo kochałem.
- Zdecydowanie bardziej wolę cię w blondzie - To była pierwsza myśl która przyszła mi do głowy, gdy tylko na niego spojrzałem. Zawsze powtarzałem mu, że to nie ma znaczenia, ponieważ tak też było, gdyby znów miał brązowe włosy, też bym nie miał nic przeciwko, teraz jednak sądzę, że w tym kolorze wygląda zdecydowanie bardziej męsko.
- Skąd ci się to teraz wzięło? - Rozbawiony przyglądał mi się uważnie, układając mi włosy, gdy tylko podniosłem się do siadu.
- Pytałeś w jakim kolorze ci lepiej - Zauważyłem, uśmiechając się ładnie, mając nadzieję, że go nie uraziłem, może mu podoba się bardziej brąz. Mam nadzieję, że nie powiedziałem niczego głupiego, tylko tego by mi brakowało, abyśmy się bez powodu pokłócili.
- To prawda, pytałem jakieś trzy miesiące temu - Zauważył, cicho śmiejąc się ze mnie, składając delikatny pocałunek na moim czole.
Nie przestałem się jednak ślicznie uśmiechać, byłem wyspany i pełen energii nie mam pojęcia, co będę robił w nocy, może powinienem był nie iść spać tak wcześnie? Coś sobie znajdę, ale najpierw chciałbym wiedzieć, czy mój mąż był już na kolacji. Mam nadzieję, że nie będzie się głodził, bardzo bym tego nie chciał już i tak strasznie schudł, za bardzo przejmując się mną, zapominając o sobie.
- Cieszę się jednak, że wreszcie powiedziałeś mi w jakim kolorze bardziej ci się podobam - Odparł, kończąc układanie moich napuszonych włosów, to właśnie się dzieje, gdy nie są związane do snu, nie żebym teraz nie mógł ich wiązać, wciąż są przecież do ramion, straciłem jednak chęci i chyba szybko mi one nie wrócą, aby znów dbać o nie jak dawniej. - Chciałbyś iść ze mną coś zjeść? - Gdy po chwili zmienił temat, pytając o jedzenie. Przyznam, lekko mnie zaskoczył, czytał mi w myślach. Wiedząc, że wcześniej o tym myślałem? Nie na pewno nie to tylko przypadek możliwe, że chciał iść wcześniej, czekając jedynie, aż sam wstanę, bym podszedł z nim, wciąż chyba ma nadzieję, że po ludzkim jedzeniu trochę mi się przytyje lub chce towarzystwa, aby lepiej mu się jadło...
- Jeśli moja obecność cię uszczęśliwi, pójdę z tobą na kolację - Przez cały czas uśmiechając się, mówiłem tak, jakby każda chwilą była dla mnie tą ostatnią, po tym, co się stało, szanuję bardziej każdą chwilę z mężem, naprawdę chcąc, aby nasza rodzina znów była szczęśliwa i bezpieczna niczego więcej od życia nie chcę.
Mój mąż uśmiechnął się szeroko, wyciągając mnie z łóżka. Twierdząc, że szkoda czasu na leżenie.
Im szybciej tam pójdziemy, tym szybciej wrócimy, co w całości popierałem, zjeść i wrócić do bezpiecznego pokoju wtulając się w ciało męża, nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Spokojnie zaszliśmy do jadalni, gdzie nie byliśmy sami, w środku przebywała Alisha z Arthurem, rozmawiając o Aleksandrze, czego nie dało się nie usłyszeć, widząc nas, przerwali jednak temat. Udając, że nic się nie stało i o niczym nie rozmawiali, gdy ja odczuwałem już strach który próbowałem zatuszować, nie mogę przecież bać się zwykłego imienia należącego do potwora który chciał mnie zabić, nie no nie ma się czego bać, wszystko jest dobrze tak właśnie tak.
- Miki? - Sorey zauważył spięcie moich mięśni, niepotrzebnie od razu się o mnie martwiąc, ja sobie doskonale poradzę, nie ma potrzeby się mną przejmować już i tak za bardzo skupił się na mnie, zapominając o sobie, jestem przecież aniołem, nie powinienem być jego problemem.
- Wszystko dobrze - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie do męża, zajmując jedno z wolnych miejsc przy stole.
Kolacja upłynęła nam w przyjemnej atmosferze, nikt już nie wspominał o Aleksandrze, a ja nie byłem zmuszany do jedzenia ponad swoje możliwości, nie robiąc tego samego mężowi, dla mnie ważne było to, że w ogóle je i to bez moich próśb.
Dopiero po kolacji, gdy zbieraliśmy się do wyjścia z jadalni, Sorey poprosił mnie, był poszedł do pokoju bez niego, sam chciał porozmawiać z pasterzem o naszej misji, chcąc dać mu kilka dobrych rad, w co nie do końca wierzyłem, podczas kolacji Arthur powiedział nam, że ruszamy w góry na kilka dni, by oczyścić niebezpiecznego człowieka zaklętego w smoka. Właśnie smoka, nie podobało mi się to ani trochę. Wiem, że bez moich mocy i łuku tego nie zrobi, nie byłem jednak przekonany czy to aby najlepszy pomysł mój mąż również nie był zadowolony, dlatego nie byłem pewien czy aby na pewno chce mu tylko przekazać dobre rady, postanowiłem się jednak nie wtrącać, nie mając na to najmniejszej ochoty, posłusznie wracając do pokoju, usiadłem na parapecie, patrząc w niebo, czekając na powrót męża.
<Sorey? ^_^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz