środa, 27 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem zaspany i skonfundowany, a przez panującą ciemność przez pierwsze parę sekund nie wiedziałem, co się dzieje. Kiedy w końcu dotarło do mnie, że jednak zasnąłem i mój mąż wyjeżdża już za chwilę, chciałem się zerwać i koniecznie go odprowadzić na dziedziniec, czułem, że tak muszę. Zresztą, czułem, że teraz już nie zasnę, zwłaszcza, kiedy mam sto procent pewności, że jego nie będzie obok mnie. Czemu mnie nie obudził wcześniej? Doceniam, że w ogóle mnie obudził, w końcu nie musiał. Mógł zostawić kartę na stoliku nocnym, czy coś w tym stylu, by w ogóle mi nie przeszkadzać. 
- Spokojnie, radziłem sobie przez dwa lata, więc przez parę dni tym bardziej dam sobie radę – przyznałem, chcąc wstać, ale mój mąż skutecznie przed tym powstrzymał. Znaczy, gdybym był tylko odrobinkę bardziej przytomny, na pewno bym wstał. 
- Nie wstawaj, jest wcześnie – odparł, całując mnie w czoło. – Po prostu obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego. 
- Obiecuję... tylko nie wiem, czemu, co takiego głupiego mógłbym zrobić? – spytałem, naprawdę nie rozumiejąc jego obaw. Czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś głupiego? Nie wydawało mi się, jestem raczej spokojnym i opanowanym mężczyzną, jedyne, co głupiego zrobiłem to to, że nie uwierzyłem i zostawiłem wtedy Mikleo. Gdyby nie to, mój mąż nie musiałby przechodzić przez ten horror... Ale teraz, to już mi raczej nie grozi. 
- Zawsze potrafisz coś wymyśleć – uśmiechnął się do mnie uroczo. – Do zobaczenia za parę dni – dodał, delikatnie całując moje usta, po czym wyszedł z pokoju. 
Nie usłuchałem mojego męża i nie poszedłem spać dalej. Zresztą, łóżko bez niego wydało się takie zimne i puste. Mimo panującego w moim pokoju chłodu odrzuciłem kołdrę na bok i podszedłem do parapetu. Przez okno obserwowałem dziedziniec, na którym chwilę później pojawił się Arthur,  Lailah i oczywiście mój mąż. Nie czułem się pewnie puszczając go tam samego z nowym pasterzem. Znaczy, niezupełnie samego, była z nimi Lailah, ale to niekoniecznie mnie uspokajało. Najbardziej byłbym spokojny, gdybym tam był i obserwował ich relacje osobiście. Nie znałem preferencji Arthura, więc nie mogłem mieć żadnej pewności, że nie będzie niczego próbował. Fakt, porozmawiałem z pasterzem i wytłumaczyłem mu parę rzeczy, może to właśnie dzięki mnie w tej chwili mój mąż jedzie na koniu, a nie jest zamknięty razem z Lailah. Doskonale wiedziałem, jak źle znoszą to Serafiny wody, nie mogłem pozwolić, aby znowu zaczął czuć się źle. Nie byłem pewien, czy po tych dwóch tygodniach w pełni doszedł do siebie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. 
Obserwowałem, jak mój mąż i jego nowy pan opuszczają dziedziniec, a następnie wróciłem do łóżka. Świadomość, że Mikleo wyjechał i nie będzie go przez kilka dni sprawiała, że czułem się dziwnie. Wiedziałem, że właśnie tak powinno być: Serafin został stworzony do pomagania pasterzowi w oczyszczaniu świata ze zła. Kiedy wsuwałem obrączkę na jego palec nie myślałem o tym ani trochę. Nie sądziłem, że tak szybko przestanę być pasterzem, i że równie szybko poznamy nowego. Teraz mam za swoje. 
Po kilku minutach leżenie bezczynnie w zimnym łóżku zdecydowałem się wstać, ubrać i zasiąść do książek. Chciałem w końcu coś znaleźć, im dłużej Aleksander siedział w lochach, tym większe prawdopodobieństwo, że w końcu się uwolni. Narażenie na niebezpieczeństwo Mikleo oraz Yuki’ego było ostatnim, czego dla nich chciałem. Oboje już wystarczająco się w życiu nacierpieli, nie chciałem, by musieli cierpieć jeszcze więcej. 

***

Przez parę następnych dni szukałem rankiem oraz późnymi nocami jakichkolwiek informacji, bo tylko wtedy miałem czas. W końcu musiałem jeszcze poświęcić uwagę mojemu synowi, który po wyjeździe jego mamy, cioci oraz Arthura stał się bardziej żywiołowy i ciągle chciał gdzieś wychodzić. Czasem Alisha pomagała mi się nim opiekować, co bardzo dużo dla mnie znaczyło, bo mogłem mieć odrobinkę czasu dla siebie.
Im więcej czasu spędzałem nad książkami, tym bardziej traciłem nadzieję. W końcu jednak udało mi się znaleźć wzmiankę o ostrzu, które „może zabić samego Boga”. Trochę bardziej zainteresowałem się tym tematem, ponieważ skoro coś może zabić Boga, tym samym to coś mogłoby zabić potwora uwięzionego w lochach. Przyznam, trochę dziwnie to wszystko brzmiało i pewnie podszedłbym do tego z dystansem, ale w tej chwili nie miałem nic. Musiałem się czegoś uczepić i sprawdzić, czy legendy o tym artefakcie są prawdziwe. 
Zebrałem o nim więcej informacji po czym ruszyłem do gabinetu Alishy. Musiałem ją poinformować o tym wszystkim i poprosić ją o opiekę nad Yukim. Teoretycznie, ostrze nie znajdowało się daleko, więc powinienem wrócić szybko i przed powrotem Mikleo. Mój mąż pewnie nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw, dlatego to nawet lepiej, że nie będzie o niczym wiedział. Dzięki temu będzie spokojniejszy i nie będzie musiał się niczym martwić, już pewnie i tak ma wiele na głowie, więcej nie potrzebujesz. 
- Może zabiorę się z tobą? Trochę tęsknię za dawnymi czasami – zaproponowała blondynka, kiedy wytłumaczyłem jej, gdzie i po co chcę jechać. 
- Myślałem, że zostałabyś z Yukim – powiedziałem z zakłopotaniem, drapiąc się po głowie. – I zostawiłabyś królestwo samo?
- Mam naprawdę zaufanych ludzi, o królestwo nie musisz się martwić. A Yuki mógłby pójść z nami, on na pewno nie narzekałby z możliwości pójścia na wyprawę. 
- Nie będzie to trochę niebezpieczne jak dla niego? – nie za bardzo byłem przekonany do tego pomysłu. Yuki umiał się zachować w niebezpiecznych sytuacjach, w końcu razem parę takich przeżyliśmy podczas dwuletniej nieobecności Mikleo, ale nie zmienia faktu, że i tak to będzie nieodpowiedzialne zabierać go ze sobą. 
- Będziemy na niego uważać... – Alisha kontynuowała, przedstawiając coraz to nowsze argumenty, póki mnie nie przekonała. Jeżeli Yuki się zgodzi, pojutrze późnym rankiem wyruszymy na własną wyprawę. Oby nam to tylko szybko zeszło, chciałbym wrócić, zanim Mikleo się pojawi. Swoją drogą, miałem nadzieję, że wszystko było u niego w porządku. Gdyby coś mu się stało... nie wybaczyłbym ani sobie, ani Arturowi, pod którego opieką mój mąż aktualnie się znajdował. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz