środa, 13 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Byłem zdezorientowany całą tą sytuacją, nie wiedziałem do końca, co się dzieje i jak powinienem  zareagować. Przecież jeszcze wczoraj czuł się źle, a teraz takie coś? Znaczy nie, żebym narzekał, nie pamiętałem, kiedy ostatni raz doświadczyłem takiej bliskości z jego strony. Najpierw oboje się ignorowaliśmy, później pokłóciliśmy, a następnie mój mąż był tak słaby i roztrzęsiony, że nawet nie myślałem, aby cokolwiek zainicjować. 
Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy, by zaczerpnąć powietrza, położyłem dłoń na jego czole, by sprawdzić, czy nie ma gorączki. Wiem, na to była bardzo nikła szansa, bo przez całą naszą znajomość miał ją tylko raz, kiedy był chory, ale kto wie, może teraz również jakoś zachorował? Przecież jeszcze wczoraj nie czuł się najlepiej, miałem prawo podejrzewać, że coś może się z nim dziać. 
- Co ty robisz? – spytał, patrząc na mnie z niezrozumieniem, dzięki czemu wyglądał przeuroczo. I jeszcze ta sukienka… skąd on ją w ogóle miał? Nie zauważyłem wcześniej, aby po wyjściu gdzieś wrócił z jakimś pakunkiem, zresztą, kiedy miałby to zrobić? 
- Sprawdzam, czy nie masz gorączki – przyznałem, mrużąc oczy z podejrzliwością. Oczywiście najchętniej dałbym się ponieść całej tej sytuacji, tyle tygodni bez zbliżenia robi swoje, ale najpierw musiałem się upewnić, że wszystko było z nim w porządku. – Na pewno czujesz się dobrze? 
- Tak, czuję się dobrze – wymruczał, kładąc swoje dłonie na mojej klatce piersiowej. – Nawet bardzo tobie. A to wszystko dzięki tobie – dodał, znowu łącząc nasze usta w nieco bardziej namiętnym pocałunku. 
- Ale jesteś pewien? – dopytałem, musząc mieć sto procent pewności, że nic mu nie jest. 
- Oczywiście, a teraz zamknij się i daj się ponieść – odparł, stając się odrobinkę bardziej agresywny. Cóż, chyba i jemu brakowało zbliżenia, jakby nie patrzeć, trochę czasu minęło, chociaż chyba on nie powinien tego aż tak bardzo przeżywać. W końcu, był aniołem, istotą niebiańską, więc raczej nie miał aż tak wielkich potrzeb, jak ja. A może raczej powinien mieć, a rzeczywistość… cóż, jest taka, jaka jest. 
Nie potrzebując więcej do zachęty, położyłem dłonie na jego biodrach i przekręciłem go tak, bym to ja górował. Skoro sam chciał, aby dał się ponieść, to proszę bardzo, z wielką chęcią spełnię jego małe życzenie. Przywarłem ustami do jego nagiej skóry i zacząłem obdarzać jego szyję oraz odsłonięte ramiona pocałunkami, pozostawiając przy okazji czerwone ślady, które tak pięknie odznaczały się na jego ciele. Dopiero kiedy z jego ust wydobyło się ciche, ale słodziutkie jęknięcie, zapaliła się w mojej głowie czerwona lampka. 
- Zamknąłeś drzwi na klucz? – spytałem, odsuwając się na moment od jego ciała. Ostatnim razem po podobnych zabawach do pokoju wszedł Yuki i tylko szczęście ocali nas od wytłumaczenia się dziewięcioletniemu dziecku, co tak właściwie robiliśmy. Znaczy, połowiczne szczęście, ja nie musiałem się z niczego tłumaczyć, ale Mikleo… cóż, był troszkę w gorsze sytuacji, bo chyba całkowicie zapomniał o obroży na swojej szyi. Swoją drogą, trochę szkoda, że jej nie założył, byłaby idealnym dodatkiem do jego uroczego stroju. 
- Oczywiście – wydyszał, a ja posłałem mu szeroki uśmiech. A więc mój aniołek o wszystko zadbał, naprawdę się postarał, aby nikt nam w tej chwili nie przeszkadzał. Powróciłem do pieszczenia jego ciała, skupiając się tylko i wyłącznie na moim mężu, zapominając o całym świecie. 

***

Po wspólnych doznaniach miałem nadzieję, że poleżymy w łóżku i się sobą jeszcze troszeczkę nacieszymy, albo znowu pozwolimy sobie na drobne przyjemności, ale mój mąż zdecydował troszeczkę inaczej. Wstał z łóżka i po założeniu na siebie mojej koszuli, podał mi śniadanie do łóżka. Przyznam, może odrobinkę zgłodniałem, zwłaszcza, że przez ostatnie tygodnie bardziej niż na jedzeniu skupiałem się na moim mężu, ale teraz bardziej niż na posiłek miałem ochotę na coś innego. Byłem jeszcze nienasycony i nadal było mi mało, nie dość, że przez tyle tygodni musiałem się powstrzymywać, to jeszcze nie zawsze mogłem liczyć na odrobinkę bliskości. To chyba oczywiste, że teraz chciałem wyciągnąć z tej chwili jak najwięcej. 
- Nie możesz wrócić do łóżka? – wymamrotałem niezadowolony, nie spuszczając wzroku z mojego małego Miki’ego. Już dawno nie widziałem go w mojej koszuli, a przecież wyglądał w niej tak cudownie. Powinienem zakładać ją coraz rzadziej, by zniszczyła się jak najmniej. Albo może kupię nową, w takim samym kolorze? To nie byłby taki głupi pomysł. Ta i tak już swoje przeżyła. 
- Zaraz, ale najpierw musisz zjeść, herbata pewnie i tak już wystygła – powiedział uroczo, nachylając się nade mną i całując mnie w żuchwę. Od razu odwróciłem głowę, by móc go pocałować w usta, ale ten zwinnie się uchylił, zabierając ze sobą swoją cudowną sukieneczkę. 
- Tak właściwie, to skąd ją masz? – spytałem, biorąc do rąk jedną z kanapek. Przyznam, że jeszcze tak dobrych kanapek nie jadłem. To on je przygotował? Chyba tak, w końcu tak mi powiedział, kiedy usiadł na mnie okrakiem w swoim ślicznym stroju. 
- To pozostanie moją słodką tajemnicą – powiedział tajemniczo, chowając sukienkę w szafie. Taka odpowiedź nie za bardzo mi się spodobała, wolałbym wiedzieć, jakim cudem przemycił ją pod moim nosem. – Smaczne? – spytał, w końcu wsuwając się pod kołdrę tuż obok mnie. 
- Nawet bardzo – odparłem po przełknięciu i delikatnie ucałowałem go w policzek. Bardzo, ale to bardzo brakowało mi tej normalności i chciałem się nacieszyć takimi chwilami jak najdłużej, bo nie wiadomo, kiedy to wszystko się zmieni. – A ty jak się czujesz? Na pewno już wszystko dobrze? – spytałem, przypominając sobie, że wczoraj jeszcze nie czuł się najlepiej. Teraz najgorszym będzie to, aby powiedzieć mu, co stało się z Aleksandrem. Teoretycznie nie musiałem mu o tym mówić, w końcu mój mąż się o niego nie pytał, ale… to byłoby niesprawiedliwe i bardzo krzywdzące dla niego.

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz