wtorek, 26 stycznia 2021

Od Mikleo CD Soreya

I ja nie chciałem wyruszać w żadną podróż, zdecydowanie wolałbym pozostać tu, gdzie jest mój mąż i syn, na których bardzo mi zależy, nie miałem jednak wyboru, ja musiałem iść, musiałem ich zostawić na te kilka dni, mając tylko nadzieję, że nic się im nie stanie, jak zawsze bardziej martwiąc się o nich niż o siebie samego. Ja sobie przecież jakoś poradzę a oni? Czy oni sobie poradzą? Nie chcę, aby coś im się stało, gdy zniknę, tak staniesz się o nich boję, wciąż czuję się winien podpisania paktu z Arthurem, nie miałem wyboru, to prawda z drugiej strony czuję, że mój mąż ma do mnie o to pretensję i pewnie, gdyby był inny, na pewno by mi to powiedział, teraz w takim wypadku mogę się tylko domyślać, co siedzi mu w głowie, przełykając gulę poczucia winy rosnącej w moim gardle.
- Wiesz, że też tego nie chcę, wolałbym zostać z wami, ale nie mam wyboru, muszę wykonywać swoje obowiązki a służenie mu to jeden z nich - Wypowiadając te słowa, patrzyłem mu w oczy, uśmiechając się delikatnie, starając się nie wprowadzać nieprzyjemnej atmosfery do naszej rozmowy, mówiąc wszystko bardzo ostrożnie i w przemyślany sposób, moje poczucie winy i tak było już dosyć spore, nie musiałem go jeszcze bardziej powiększać źle dobranymi słowami.
- Wiem, mimo to wolałbym, abyś został ze mną tutaj - Przyznał, przytulając mnie mocno do siebie, bez zastanowienia zrobiłem to samo, chowając się w jego ramionach, pozwalając sobie na jeszcze chwilę lenistwa, nim nadszedł czas wstania z łóżka. Alisha naprawdę nam pomogła, zabierając Yuki'ego na cały dzień ze sobą, czas jednak abyśmy to my się nim zajęli to nasz syn i nasz obowiązek, któremu musimy sprostać.
Po tej chwili dodatkowego lenistwa spędzonego na przytulaniu się wstaliśmy z łóżka, doprowadzając siebie i pokój do porządku nie pozostawiając ani śladu po naszych miłosnych igraszkach.
- Ktoś chyba cię podrapał - Stając za mężem, który jeszcze nie założył koszuli, zauważyłem ślady paznokci, które pozostawiłem mu podczas naszej zabawy, czując wielką satysfakcję z tego powodu. Wiedząc, że tylko ja mam do tego prawo i tylko ja mogę pozostawiać na jego ciele takie ślady.
- Zrobiła mi to taka mała słodka owieczka - Mówiąc to zdanie, odwrócił się w moją stronę, kładąc dłonie na moich biodrach, uśmiechając się do mnie.
- W takim razie ta owieczka musiała naprawdę być agresywnym stworzeniem - Wymruczałem, mając ochotę się troszeczkę z nim podrażnić. - Dobrze, że jeszcze nie gryzie - Dodałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Tak, to prawda byłoby fatalnie gdyby gryzła - W tym momencie Sorey delikatnie ugryzł mnie w obojczyk, co rozbawiło mnie jak każdy tak głupiutki ruch z jego strony.
Właśnie to wywołało kilkuminutowe wzajemne drażnienie się, które przerwał Yuki, wbiegając z psem do naszego pokoju, który zdążyłem już wcześniej otworzyć, przerywając nasze droczenie się.
- Mamo, tato nie uwierzycie, ciocia Alisha zabrała mnie do sąsiadującego z nami zamku... - I tak właśnie Yuki zaczął opowiadać nam o wyprawie i tym, co wydarzyło się podczas całego dnia, rozsiadają się na łóżku. To oznaczało, że nie miał zamiaru szybko skończyć więc i my usiedliśmy w fotelu, to znaczy Sorey usiadł, a ja zająłem miejsce na jego kolanach, wtulając się w jego ciało, słuchając chłopca który, mówił i mówił, nie potrafiąc skończyć, gdy my słuchaliśmy, poświęcając mu całą uwagę, aż do nocy, gdy przyszła pora snu, nie byłem zadowolony ze słów męża, który stanowczo kazał mi iść spać, wolałem jeszcze trochę inaczej wykorzystać ten czas, niestety on był innego zdania, a ja nie mając nic do gadania, grzecznie położyłem się do łóżka, zasypiając przy boku ukochanej osoby.

***

Obudziłem się wczesnym rankiem, gdy słońce powoli zastępowało miejsce księżyca, to był ten czas, ta chwila, abym powoli zaczął zbierać się do wyjścia, już za chwilę Arthur zjawi się przed zamkiem, a ja nie mogłem pozwolić mu na siebie czekać. Wstałem więc powoli z łóżka, nie budząc Soreya, który jedynie poruszył się, wtulając twarz w poduszkę niczego nie świadom, aż do chwili, w której to przygotowany do wyjścia podszedłem do łóżka, by go obudzić.
Spał słodko a ja nie chciałem tego robić, nie miałem jednak wyjść bez słowa, nie wybaczyłby mi tego, tak jak ja nie wybaczyłbym sobie tego.
- Sorey obudź się - Wyszeptałem cicho, głaszcząc go po policzku, wpatrując się w jego twarz, im bliżej mojego wyjazdu, tym bardziej się bałem o nich, tak bardzo ich kocham.
- Miki? Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej? - Spytał, przecierając dłonią twarz.
- Nie było takie potrzeby, masz jeszcze czas, możesz spać, chciałem się tylko pożegnać. Obiecaj mi proszę, że będzie uważał i na siebie i na Yuki'ego dobrze? Wrócę za parę dni, a ty nie zrobisz niczego głupiego i będziesz dbał o siebie tak? - Bardzo ważne było dla mnie to by mój mąż i syn dbali o siebie, zwariuję jeśli coś im się stało, tym bardziej że wiem, jak nieodpowiedzialny potrafi być mój mąż, gdy zostawiam go samego, oby tym razem nic głupiego do głowy mu nie przyszło, o zbyt wiele nie proszę..

<Sorey? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz