Przyglądałem mu się z uwagą, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Nie spodziewałem się, że zrobi coś takiego. Myślałem, że dzień ten, jako, że mamy cały dla siebie, spędzimy po prostu leniwie. Rzuciłem tę głupią myśl, ale nie sądziłem, że mój mały aniołek zdobędzie skądś coś takiego, jak suknia ślubna. Zresztą, nie tylko suknię, miał jeszcze welon oraz, z tego, co słyszę, musiał założyć buty na obcasie. Nie mówiłem nic o innych dodatkach, nie, żebym narzekał, ale pewnie musiało być dla niego męczące.
- Skąd tak właściwie to wszystko masz? – spytałem, wstając z łóżka i podchodząc do niego. Moja mała owieczka coraz bardziej mnie zaskakiwała. Najpierw skądś zdobył tamtą niebieską sukieneczkę, teraz to, a przecież kupić niczego sam nie mógł, w końcu z ludzi zobaczyć go mogłem jedynie ja, Alisha oraz Arthur. Ktoś z tej dwójki chyba musiał mu pomagać, nie widziałem innego wejścia.
- To nie powinno cię niepokoić – powiedział, uśmiechając się do mnie uroczo.
- Mimo wszystko czuję się zaniepokojony – powiedziałem, delikatnie marszcząc brwi. Jeżeli miałem rację i w zdobyciu tych cudownych rzeczy pomagała mu na przykład Alisha... cóż, czułbym się bardzo dziwnie. Co prawda, królowa nie jest głupia, potrafi dodać dwa do dwóch i pewnie wie, że za zamkniętymi drzwiami wcale nie jesteśmy grzeczni, ale nie chciałem, aby znała aż takie szczegóły. Z drugiej strony, czułbym się lepiej, gdyby to Alisha była tą, która wie więcej, niżli Arthur.
- Nie podoba ci się? – spytał, co wywołało u mnie jeszcze większe zdziwienie. A jemu skąd takie pytanie w ogóle do głowy przyszło?
- Podoba, i to bardzo – wymruczałem, przysuwając się bliżej niego i całując go w usta. Zauważyłem, że nie musiałem się bardzo nad nim nachylać, by móc go ucałować. Najwidoczniej buty na obcasie robiły swoje. Położyłem dłonie na jego biodrach, z miłym zaskoczeniem zauważając, że materiał jest bardzo przyjemny w dotyku. Trochę szkoda będzie to wszystko zdejmować, pewnie mój Miki trochę się natrudził, aby to wszystko na siebie włożyć, ale chyba nie będę miał innego wyjścia. Poza tym, czułem się odrobinkę jak obdartus. Mój kochany aniołek prezentował się niesamowicie, podczas kiedy ja... cóż, byłem jedynie w piżamie. A dokładniej w samych spodniach. To naprawdę nie wyglądało imponująco, zwłaszcza w porównaniu z moim mężem.
- Więc przestań tyle myśleć – wymruczał między moje wargi, po czym popchnął mnie na poduszki. Poddałem mu się bez wahania, z delikatnym uśmiechem na twarzy obserwując jego poczynania z delikatnym uśmiechem na ustach. Mikleo usiadł okrakiem na moich kolanach, a kiedy tak się stało, moje ręce od razu powędrowały na jego plecy, ku odpięciu sukni, ale poczułem, jak mój mąż chwyta moje nadgarstki. – Nie ma mowy. Nie masz nawet pojęci, ile czasu poświęciłem, aby to wszystko na siebie założyć – powiedział, delikatnie zadzierając nosek. Wyglądało to całkiem uroczo i czułem, że on doskonale wiedział.
- To w takim razie co mam innego robić? – spytałem z miną smutnego szczeniaczka. Gdyby tak się nad tym zastanowić, już dawno nie zachowywałem się w ten sposób. Ostatni raz, kiedy zastosowałem tę minę, to było jeszcze przed śmiercią Mikleo. Może to plus dla mnie, bo chłopak mi ulegnie...
- Patrzeć i podziwiać – odparł, posyłając mi jeden ze swoich szerokich uśmiechów. I jednak mi nie uległ. W sumie, to chyba nigdy mi nie uległ, jeżeli chodzi o tę minę, więc nie jestem jakoś bardzo zaskoczony.
- Tylko patrzeć i podziwiać? Nic więcej? – dopytałem, przenosząc dłonie na jego uda, chociaż i to było ciężkie przez ilość falbanek, koronek i z czego tam jeszcze składała się ta cudowna suknia.
- Pozwól, że się nad tym zastanowię – wymruczał, wpijając się w moje usta.
***
Następne kilka godzin spędziliśmy bardzo przyjemnie. Nawet po jakimś czasie Mikleo pozwolił mi zdjąć z siebie ubranie, przyznam, trochę to trwało, ale warto było czekać. Wieczór jednak zbliżał się nieubłagalnie, a wraz z tym wiązał się powrót Yuki’ego z jego małej wyprawy. Nie, żebym narzekał, dzieciak jest wspaniały, ale za niecałe dwadzieścia cztery godziny mój mąż wyjedzie na bliżej nieokreślony czas. Chciałem jak najdłużej nacieszyć się moim małym aniołkiem.
- Chyba powinniśmy się zbierać – powiedział Mikleo, delikatnie się poprawiając. Przez moment miałem wrażenie, że chce wstać, dlatego od razu objąłem go ramieniem i przytuliłem się do jego pleców. Faktycznie, powinniśmy się zbierać, wiedziałem o tym doskonale, ale ani myślałem wstawać.
- Jeszcze pięć minutek – wymruczałem, cichutko wzdychając i napawając się jego zapachem. Co prawda, nie był tak intensywny jak wtedy, kiedy był człowiekiem, ale i tak był niesamowity. Poczułem, jak chłopak odwraca się w moją stronę i kładzie dłoń na moim policzku. Delikatnie uchyliłem powieki i bez wahania wtuliłem się w jego rękę. – Nie chcę, abyś wyjeżdżał – powiedziałem cicho, patrząc na niego ze smutkiem. To nie była zwykła trzydniowa wyprawa, droga do gór zajmie im wiele dni, możliwe, że nie oczyszczą smoka przy pierwszym podejściu i będą musieli go tropić. To wszystko brzmiało bardzo niebezpiecznie, a mnie przy nim nie będzie. Lubiłem mieć kontrolę nad sytuacją, ale teraz nie będę miał żadnej. Nawet nie będę wiedział, co się dzieje, bo nie będę miał żadnego, ale to absolutnie żadnego kontaktu z moim mężem. Skąd będę wiedział, że wszystko jest w porządku? Dopiero co go odzyskałem. Nie chcę tracić go znowu. Oboje ostatnio nadużywamy szczęścia w tej kwestii, to oczywiste, że w końcu się ono od nas odwróci.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz