wtorek, 19 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Spuściłem wzrok czując się troszkę tak, jakbym został mocno uderzony w twarz. Jak to za dwa tygodnie wyjeżdża? Gdzie? W jakim celu? Na jak długo? Ledwo zaczął chodzić o własnych siłach, jego psychika jest zniszczona i pewnie minie jeszcze dużo czasu, zanim przestanie panikować na samo imię Aleksandra. I to na pewno nie będą to dwa tygodnie. W dodatku... czy to właśnie nie za dwa tygodnie wypada nasza pierwsza rocznica? Znaczy, teoretycznie to będzie trzecia, ale w praktyce pierwsza wspólnie spędzona. A przynajmniej myślałem, że będzie wspólnie spędzona. Zaraz po tym dniu mój mąż wyrusza na podróż, na którą wyruszyć nie powinien, więc będzie musiał zbierać siły. 
- Nie rozumiem, dlaczego nie możesz powiedzieć „nie” – przyznałem, unosząc wzrok, by z powrotem na niego spojrzeć. Z jego odpowiedzi jasno wynikało, że nie chciał jechać, więc czemu miałby się zgadzać? Dla aktualnego pasterza jego zdanie powinno być również bardzo ważne. Nie jest przecież tylko i wyłącznie bronią, ma uczucia i własny rozum, powinien uszanować jego zdanie. 
- Ponieważ jest pasterzem i jako anioł nie mogę mu odmówić – powiedział to takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Cóż, może dla niego tak było, ale dla mnie już niekoniecznie Skoro nie chce, nie musi się zgadzać. 
- Ale nie jesteś mu niczego winny. Nie zawarłeś przecież z nim paktu, nie musisz być wobec niego posłuszny. Prawda? – dodałem czując, jak moje serce zaczyna niebezpiecznie szybko bić. Gdyby ta dwójka zawarła pakt... przecież to by oznaczało, że więź między Mikleo, a praktycznie obcym facetem będzie silniejsza, niż ta ze mną. A przecież to ja jestem jego mężem. 
- Jeszcze nie – jego słowa absolutnie mnie nie uspokoiły. Wręcz przeciwnie, poczułem coś na rodzaj złości. 
Mimo tych silnych, negatywnych emocji wziąłem głęboki wdech nie chcąc, aby emocje były widoczne. Mikleo jeszcze pomyśli, że jestem zły na niego, a tak przecież nie było... no dobrze, może odrobinkę byłem, w końcu nikt nie zmusza go w tej chwili do niczego. Najbardziej byłem jednak zły na Arthura. Przecież wiedział, że jest słaby, mówiłem mu prawie każdego dnia, jak czuje się mój mąż, a mimo to poprosił go o pomoc. Kiedy ja byłem pasterzem, zwracałem uwagę na stan zdrowia i samopoczucie aniołów, z którymi zawarłem pakt. Starałem się, aby nikt nie musiał płacić za moje błędy... cóż, poszło mi marnie, bo to skończyło się śmiercią Mikleo, i właśnie między innymi z tego powodu zerwałem pozostałe pakty. Nie chciałem, by ktoś więcej płacił za moją głupotę. 
- Świetnie – mruknąłem, krzyżując ręce na piersi. – Rozumiem pomoc, ale pakt? To nie jest trochę zbyt intymne? 
- Intymne? Pakt pomiędzy pasterzem, a aniołem nie jest ani trochę intymny – odparł, marszcząc z niezrozumieniem brwi. 
- Nie jest? Będziesz mógł znać jego myśli, emocje, wyczuwać jego obecność oraz będziesz musiał poświęcić swoje życie, jeżeli on będzie zagrożony – sam byłem bardzo zaskoczony tym, jak spokojnie brzmiał mój głos, skoro w środku byłem wściekły oraz przerażony już na samą myśl, że mógłby nie wrócić. 
- Wydaje mi się, że troszeczkę przesadzasz. Swoje pakty z innymi Serafinami też traktowałeś jako coś intymnego? – spytał i dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało. Chyba po prostu użyłem złego słowa. – Wydaje mi się, że jesteś trochę zazdrosny – dodał, na co spuściłem wzrok. 
- Nie jestem. Po prostu się o ciebie martwię – odpowiedziałem, odwracając się do niego i podchodząc do stołu zawalonego książkami. 
To nie była do końca prawdy. Znaczy, druga część mojej wypowiedzi jest jak najbardziej zgodna z prawdą, ale ta pierwsza... byłem zazdrosny, zwłaszcza, że mój mąż stwierdził kiedyś, że Arthur jest trochę podobny do dawnego mnie, czyli do tego mnie, w którym się zakochał. Mam prawo być jednak trochę zazdrosny, zwłaszcza, że ktoś taki jak on, to skarb, który każdy chciałby sobie przywłaszczyć. 
Usłyszałem za sobą ciche kroki i już po chwili poczułem, jak mój mąż delikatnie się do mnie przytula. To była jedna z gorszych rzeczy, jaka mogła nam się przytrafić. Kłótnia zaraz po tym, jak wydobrzał, nie była przyjemna, zwłaszcza, że wcześniej to właśnie przez nią nasze małżeństwo prawie się rozpadło – ponieważ nie potrafiliśmy się dogadać. Chociaż, może słowo „kłótnia” na tę rozmowę było zbyt mocne, ale nie było to też nic przyjemnego. 
- Proszę, nie chcę się kłócić. Muszę się zgodzić na tę wyprawę, bo jeżeli tego nie zrobię, później mogę być winny jego śmierci. Zawarcie z nim paktu jest moim obowiązkiem jako Serafina – powiedział cichutko i z taką skruchą w głosie, że poczułem się okropnie. Nadal jednak nie potrafiłem zrozumieć jego punktu widzenia, przecież nie miał takiego obowiązku. Edna i Zaveid nie musieli zawierać ze mną paktu, zrobili to z nieprzymuszonej woli, więc i on nie musi tego robić. Poza tym z jego obowiązkami jako męża i jako rodzica? Potrzebowałem go, bardzo, Yuki zresztą też. Czy Mikleo tego będzie chciał, czy też nie, po zawarciu paktu z Arthurem nie będziemy dla niego tacy ważni, jak dotychczas. W tym rankingu pierwsze miejsce zajmie posłuszeństwo wobec jego nowego pana oraz jego rozkazy. 
- Po prostu muszę to przemyśleć, daj mi trochę czasu – powiedziałem łagodnym głosem i delikatnie ucałowałem go w policzek. Nie chciałem, aby smucił się z mojego powodu, podobnie jak nie chciałem, aby mnie opuszczał. – Prześpij się, widzę, że już jesteś zmęczony. Będę tutaj, nie musisz się bać – dodałem zauważając, że ledwo trzyma się na nogach. Jakby nie patrząc, trochę dzisiaj poszalał i miał prawo być zmęczony, będzie w pełni sprawny fizycznie dopiero za jakieś dwa, trzy dni, trucizna była silniejsza, niż wszyscy sądziliśmy. Z jego zdrowiem psychicznym może być trochę gorzej. 
Chłopak westchnął cicho i, o dziwo, posłuchał mnie. Z kolei ja, chcąc uspokoić myśli, pozwoliłem pochłonąć się książkom. Zresztą, nadal musiałem znaleźć sposób, dzięki któremu mogłem pozbyć się Aleksandra raz a dobrze. 
Po kolejnej przekartkowanej książce, która nie dala mi odpowiedzi na moje pytanie, westchnąłem cicho i odłożyłem ją na bok. Przeciągnąłem się przeciągle, chyba czując jeszcze większą frustrację niż wcześniej.  Jeżeli jeszcze chciałem posiedzieć przy książkach powinienem zapalić świeczkę, zaczynało się już ściemniać. Może też powinienem udać się na jakiś posiłek? W końcu chciałem wrócić do poprzedniej wagi, by Mikleo już nie musiał zwracać na to uwagi. Dla mnie nie było najmniejszego znaczenia, ile ważę, ale jak widać, mój mąż się jednak tym przejmował. Może powinienem mu zaproponować pójście ze mną? Odwróciłem się w stronę łóżka i zauważyłem, że mój mąż jeszcze spał, wtulony w poduszkę. Wyglądał przeuroczo, zwłaszcza, że jego krótkie włosy puszyły się jeszcze bardziej, niż kiedy były długie. Co za urocza, mała owieczka. 
Podniosłem się z krzesła i podszedłem do łóżka, po czym ostrożnie usiadłem na jego brzegu, na szczęście nie budząc przy tym mojego męża. Po chwili delikatnie pogłaskałem go po tych miękkich, napuszonych włosach i ucałowałem w czoło. Naprawdę nie chciałem, aby znikał za dwa tygodnie, przecież nie da sobie beze mnie rady. Wolałbym, gdybym przy nim był, ale też zdawałem sobie sprawę, że będę u nich tylko kulą u nogi. Zostało mi tylko porozmawianie z Arthurem, by na niego uważał, w końcu po zawarciu paktu życie mojego męża będzie zależało tylko od niego. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz