czwartek, 21 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Czułem się odrobinkę pewniej, kiedy w końcu porozmawiałem z Arthurem. Co prawda, nadal bałem się go puścić, zwłaszcza, że walka ze smokiem do najłatwiejszych nie należała, ale mogłem mieć pewność, że mój mąż nie będzie czuł się źle. No dobra, nie za bardzo mogłem być tego pewny, ale wydaje mi się, że Arthur dobrze mnie zrozumiał. Nie czułem się źle, w końcu nic złego nie zrobiłem, martwiłem się jedynie o swojego męża. Chciałem, aby czuł się komfortowo w towarzystwie nowego pasterza. Tylko, żeby nie było to za komfortowo i żeby do czegoś nie doszło... mimo zapewnieniom mojego męża, nadal się tego obawiałem. 
Nim wszedłem do pokoju, uniosłem wargi w delikatnym uśmiechu. Czułem, że mój mąż raczej nie aprobował tego rodzaju rozmowy, jaką niedawno przeprowadziłem z Arthurem, więc lepiej, aby się o niej nie dowiedział. Niech myśli, że dawałem młodemu chłopakowi dobre rady, pomińmy fakt że to były rady dotyczące traktowania właśnie jego. 
- Już? O czym rozmawialiście? – usłyszałem zaciekawiony głos mojego męża, kiedy tylko przekroczyłem próg pokoju. Czyli interesowała go ta sprawa. Całkowicie niepotrzebnie, to była tylko i wyłącznie moja sprawa. Jego sprawą będzie to, aby wrócić do mnie cały i zdrowy. 
- Już ci mówiłem. Udzielałem jedynie drobnych rad, w końcu już walczyłem ze smokiem – powiedziałem, uśmiechając do niego szerzej, po czym podszedłem do niego, całując go w policzek. Mój mąż siedział przy stole, który zawalony był grubymi księgami. W sumie, to powinienem już część z nich zwrócić do biblioteki, ponieważ już je przeczytałem, ale nie pomogły mi w niczym. Kiedyś to zrobię, na pewno. 
- Tylko ten smok nie chciał cię zjeść – przypomniał mi, a ja zmarszczyłem brwi. Na pewno miał na myśli siebie, ale nie byłem pewien, czy aby na pewno była to prawda. 
- Ja to pamiętam troszkę inaczej i jestem przekonany, że parę razy miał na mnie ochotę – odparłem, uśmiechając się do niego łagodnie. – Poza tym, moc w Lailah w zupełności mi wystarczyła, aby cię oczyścić. 
- To była zupełnie inna sytuacja – zauważył chłopak, na co wywróciłem oczami. Odrobinkę przesadzał, oczyszczenie go było równie trudne, co każdego innego smoka. 
- Nie od razu taka inna – odparłem, całując go w nos. Zauważyłem pewną zmianę w moim małym aniołku. Odkąd tylko się obudził, Mikleo zachowuje się troszkę inaczej. Niby zachowywał się jak zawsze, ale i jednocześnie był bardziej skłonny do uśmiechu. Przez cały czas, nie licząc wejścia do jadalni, moja owieczka nie przestawała się uśmiechać, nawet, kiedy Arthur opowiadał o szczegółach misji. Jeszcze nigdy wcześniej tak długo nie widziałem uśmiechu na jego twarzy. – Idziemy do łóżka? – spytałem, chwytając jego dłoń i zaczynając bawić się jego smukłymi palcami. 
- Ja już się wystarczająco wyspałem wcześniej – odparł, na co jedynie uśmiechnąłem szerzej i nachyliłem się nad nim.
- W takim razie dopilnuję, abyś był porządnie zmęczony – wymruczałem mu wprost do ucha, a po chwili delikatnie ugryzłem jego płatek. Co jak co, ale jego nigdy nie będę miał dosyć i zamierzam wykorzystać każdą chwilę, jaką mogłem. 

***

Pierwszy tydzień spędziliśmy bardzo... leniwie. I trochę monotonnie, ale ja nie narzekałem. Trochę w ostatnich tygodniach brakowało mi spokoju i normalności, którą wreszcie dostałem. Mój mąż chyba również nie narzekał, przez te siedem dni chodził wiecznie uśmiechnięty, i wydawał się być bardzo szczęśliwy. Miałem tylko nadzieję, że naprawdę właśnie tak się czuł. Nie ociągałem się również w szukaniu sposobu na pozbycie się Aleksandra; Mikleo w międzyczasie bawił się oraz ćwiczył z Yukim, a ja kartkowałem księgi. Nie znalazłem niczego użytecznego, może poza jedną małą wzmianką o rytuale, który miał jakąś szansę powodzenia, ale nie było żadnych szczegółów oraz wymagał ofiary, którą w tym przypadku byłbym ja. Osobiście mi to nie przeszkadzało, ale coś czułem, że mój mąż nie popierałby takiego rozwiązania. Zresztą, nawet mu nie mówiłem, czego tak gorliwie szukam, ale sam mnie prosił, bym już więcej nie wspominał o Aleksandrze. 
Nie mogło być jednak idealnie przez ten cały czas, jaki nam pozostał. Na początku drugiego tygodnia do drzwi naszej sypialni zapukał Arthur. Ja byłem wtedy w łazience, doprowadzając swoją zarośniętą twarz do porządku, więc to Mikleo mu otwierał. Przyznam, że kiedy tylko usłyszałem takie słowa jak „pakt” oraz „trening”, nieco pospieszyłem się z tym goleniem. Chciałem być przy tej rozmowie, ale kiedy wyszedłem z pomieszczenia, Arthura już nie było. 
- Kto tu był? – spytałem, decydując się na zgrywanie głupiego. 
- Arthur. Chce dzisiaj zawrzeć pakt oraz zacząć treningi przed wyruszeniem w góry – odpowiedział mi, a z jego twarzy zniknął uśmiech, do którego już trochę zdążyłem się przyzwyczaić. 
- Och – wyrwało mi się z piersi. Więc... to dzisiaj go stracę? Może to zbyt mocne słowo, ale po tym pakcie już raczej nie będzie tak samo. Mikleo będzie miał ważniejsze sprawy na głowie niż własna rodzina. I chociaż nie chciałem, musiałem to uszanować. 
- Jeśli chcesz, możesz mi towarzyszyć – zaproponował mój mąż, chyba zauważając moje nagłe przygnębienie. 
Z jednej strony, bardzo chciałem przy tym być. Wtedy byłbym spokojniejszy, ale jednocześnie czułem, że ten widok mnie zaboli. Dla mnie osobiście pakt pasterza z aniołem był ważny i coś znaczył. Czasem nawet tęskniłem za tą niesamowitą więzią, jaka była pomiędzy nami, kiedy łączył nas pakt, ale i tak uważałem, że dobrą decyzją było zerwanie go. Dzięki temu Mikleo nie będzie zmuszany do poświęcania się za mnie, kiedy zrobię głupotę. A kiedy Arthur zrobi coś głupiego, to mój mąż poniesie tego poważne konsekwencje. Dołował mnie również troszeczkę fakt, że kiedy my zawieraliśmy pakt... cóż, musiałem się natrudzić, aby w końcu go do tego przekonać, a byłem przecież jego przyjacielem. Tymczasem wystarczyła jedna rozmowa z Arthurem, którego nie znał tak dobrze, i on tak po prostu się zgadza. Przez to mimowolnie przypominała mi się sytuacja z Rachel. 
- Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać – powiedziałem, posyłając mu delikatny uśmiech. W końcu, jego samopoczucie było dla mnie najważniejsze. Jeżeli nie będzie chciał, abym towarzyszył mu zarówno podczas zawierania paktu, jak i treningu, zostanę grzecznie w pokoju i pogrążę się w lekturze, czego momentami miałem szczerze dość. Może nie tyle, co czytania, to braku jakichkolwiek wskazówek w spawie Aleksandra. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz