piątek, 1 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

Czułem się bardzo dziwnie, kiedy Mikleo oznajmił mi, że nie zamierza spędzić ze mną ostatniego dnia świąt. Myślałem, że w końcu uda mi się spędzić całe święta nie dość, że z moim mężem, to jeszcze z przyjacielem. W końcu, kiedy ostatni raz mieliśmy szansę spędzić ten cudowny czas w roku? Ponad siedem lat temu, dlatego sądziłem, ze mój mąż się ucieszy, ale najwidoczniej tak się nie dzieje. W pewien sposób poczułem się zdradzony, ale za wszelką cenę starałem się, aby nie było tego po mnie widać, co chyba się udało. 
- Nie rozumiem, dlaczego Rachel nie mogłaby przyjść do nas – przyznałem, mimo wszystko chcąc coś utargować. Naprawdę chciałem spędzić ten czas z mężem, to było dla mnie bardzo, ale to bardzo ważne. Po tak długim czasie miałem nadzieję, że w końcu spędzę normalne święta, z osobami, na których mi zależy. Nawet, gdyby na tych świętach miałaby być osoba, za którą niespecjalnie  przepadam, byłbym w stanie to przecierpieć, dla Mikleo. 
- Ponieważ służąca nie może jeść na równi z królową. I pewnie czułaby się tym samym trochę niezręcznie – odparł spokojnie, jakby nie widział w tym żadnego problemu. 
- Ale nie przyszłaby jako służąca, ale jako przyjaciółka. Zresztą, Alisha na pewno nie będzie miała nic przeciwko, aby Rachel do nas dołączyła – dalej nalegałem, nie rozumiejąc tłumaczenia jego przyjaciółki. Przecież mogła do nas przyjść, nie musiała spędzać świat sama, a dzięki temu i ona byłaby zadowolona, i Mikleo i ja. 
- Przecież już ci mówiłem, że nie może do nas przyjść, czułaby się niekomfortowo. 
- To nie jest żadne wytłumaczenie – burknąłem, coraz mniej z tego wszystkiego zadowolony. 
Chciałem w końcu spędzić normlane święta, by móc wreszcie odpocząć i nacieszyć się towarzystwem osób, które kocham i na których mi zależy, zwłaszcza, że już od dawna nie miałem ku temu okazji. Z Rachel nie czułem jakiejś specjalnej więzi, nie przepadałem za nią co w sumie było odwzajemnione, a jeżeli Mikleo twierdzi inaczej, to albo nie chce tego dostrzec albo to jego idealna przyjaciółka udaje, że wcale tak nie jest. Cóż, ja nie zamierzałem udawać, by mój mąż czuł się lepiej, ale mogłem po prostu przecierpieć te kilka godzin, abyśmy byli w komplecie. Zresztą, nie tylko ona spędziłaby samotne święta. Alisha, jakby nie patrzeć, też nie miała nikogo bliskiego oprócz nas. 
- Możesz się przestać dąsać jak małe dziecko? To tylko jeden dzień, przecież nic się nie stanie, a Rachel byłoby bardzo miło, nikt nie lubi spędzać świąt sam. 
- Akurat z tym jednym się zgodzę, nikt nie lubi być w święta sam, a właśnie mnie zostawiasz – odparłem, już do reszty mając humor popsuty. 
Wszystko zaczęło od spotkania, które przedłużyło się i na którym musiałem się pilnować, by zachowywać neutralność wobec pasterza, co chyba mi się udało, bo Mikleo nie zwrócił mi żadnej uwagi. Nie rozumiałem, dlaczego wszyscy tak bardzo zachwycali się tym Arthurem. Został wybrany, owszem, ale z tego, co kojarzyłem jeszcze nic wyjątkowego nie zrobił. Zresztą… on naprawdę miał tyle lat co ja? Przyznam, nie wyglądał na takiego, dałbym mu zdecydowanie mniej. To chyba ze mną było coś nie tak, skoro wyglądałem tak staro w tak młodym wieku. 
Wracając, najpierw przedłużone spotkanie, teraz wiadomość, że święta nie spędzę w komplecie. Fakt, może to i był tylko jeden dzień, ale dla mnie był on bardzo ważny. Cóż, najwidoczniej drugi dzień świąt spędzę sam, albo z Alishą, ponieważ coś czułem, że Yuki pójdzie z Mikleo. Nie chciałem pójść, ponieważ będę siedział jak kołek podczas kiedy on i Rachel będą wesoło dyskutować. Jeżeli tak ma wyglądać ten dzień to lepiej by było, abym faktycznie został i im nie psuł humoru. 
- Wydaje mi się, że przesadzasz. Odkąd tylko Rachel wróciła, zachowujesz się jak rozpuszczony dzieciak, któremu odebrano zabawkę. Kiedy nie spędzam z tobą całego dnia, zaczynasz strzelać fochy. Też chciałbym spędzić trochę czasu z przyjaciółką, nie jestem do ciebie przywiązany – byłem zaskoczony słysząc gniew w jego głosie. A więc tak na to patrzy? Fakt, nie lubiłem, kiedy szedł na spotkanie z Rachel, ale finalnie przecież grzecznie czekałem, jak wróci. Teraz faktycznie troszkę się zdenerwowałem, bo chciałem spędzić święta z rodziną i nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Rachel nie może przyjść do nas. – Znaczy… nie to miałem na myśli – dodał, jakby dopiero po chwili dotarło do niego to, co powiedział. 
- Oczywiście, że to miałeś na myśli. Zresztą, masz rację. Rób, co chcesz, ja cię nie zatrzymuje – odparłem, kładąc się z powrotem na poduszki i naciągając kocem. Chce mieć swobodę, proszę bardzo, mogę mu ją dać. Rozpuszczony dzieciak… naprawdę mnie za takiego uważa? Chciałem po prostu spędzić święta w spokoju, z osobą najbliższą memu sercu, i tyle. To naprawdę od razu sprawia, że jestem rozpuszczonym dzieciakiem?
Mikleo jeszcze przez moment był w pokoju. Wyczuwałem bijącą od niego niepewność, ale finalnie wyszedł z pokoju, postanawiając mnie zostawić samemu sobie. Może to i lepiej, mój humor był już doszczętnie zepsuty. Naciągnąłem na swoje ciało kołdrę i przymknąłem oczy, mając serdecznie dosyć tego dnia. 

***

Przez następne dni między mną, a Mikleo panowało nieprzyjemne napięcie. Nie rozmawialiśmy za dużo, prawie w ogóle. Każdego wieczoru mój mąż wychodził na spotkania z Rachel i pytał się mnie, czy mogę, na co jedynie wzruszałem ramionami. Narzekał na brak swobody, to teraz miał jej bez liku, niech robi, co chce, moje zdanie oraz emocje się nie liczą. 
Wigilia oraz pierwszy dzień świąt były dosyć dziwne, ponieważ musiałem udawać, że wszystko jest dobrze, przynajmniej na początku. Bardzo szybko udzielała mi się świąteczna atmosfera, na te kilka godzin stawałem się bardzo szczęśliwy i prawie zapominałem o małej kłótni między mną a Mikleo. Prawie, ponieważ kiedy tylko na niego spojrzałem, od razu wszystko do mnie wracało. Naprawdę uważał mnie za rozpuszczonego dzieciaka? Co prawda, to nie było nic ostrego, ale i tak mnie to zabolało. Nie sądziłem, że tak go krzywdzę i że tak źle się z tym czuje. Cóż, teraz raczej nie powinien narzekać. 
- Na pewno nie chcesz pójść ze mną? Rachel ucieszy się, jeżeli do niej przyjdziesz – usłyszałem w drugi dzień świąt, kiedy siedziałem w fotelu i czytałem księgę, a mój mąż przygotowywał się do spotkanie z Rachel. Miałem jeszcze trochę czasu przed treningiem i zamierzałem go wykorzystać, aby pobyć w towarzystwie ukochanego. Może i się nie odzywamy do siebie za dużo, ale to nie oznacza, że nie chcę przebywać z nim w jednym pokoju. 
- Rachel za mną nie przepada, widać to gołym okiem – odparłem, wzruszając ramionami. – Poza tym, jestem dzisiaj umówiony na trening z Arthurem. 
- Wmawiasz sobie niestworzone rzeczy, Rachel mówiła mi, że bardzo cię lubi – a jego słowa uniosłem z powątpieniem brwi. I on w to wierzy? W sumie, kiedy Mikleo jest w pobliżu, Rachel naprawdę zachowuje się idealnie, więc ma prawo nie widzieć tych nieprzyjemnych spojrzeń i nie słyszeć dziwnych uwag. 
- Pewnie – mruknąłem, niespecjalnie pocieszony. Ten dzień mógłby być o wiele lepszy, gdyby nigdzie nie wychodził. – Nie wracaj za późno – dodałem, zamykając książkę i odkładając ją na stolik obok, by po chwili wstać i kierować się ku wyjściu. Zgodziłem się na trening tylko dlatego, że będzie tam Alisha oraz by nie siedzieć samemu w pokoju i całkowicie nie zwariować. 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz