niedziela, 3 stycznia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Ostatnimi dniami wszystko zaczęło się psuć, Yuki nie przychodził do mnie, a nawet jeśli to robił, to tego nie wiedziałem, spędzając czas z Rachel, ona była samotna, ja nie czułem już sensu, aby wciąż się starać, po tym wszystkim odczuwałem samotność, której nie potrafiłem ukoić, nie rozumiejąc sens snów, które pojawiały się coraz częściej w moich snach. Znów jestem sam, wokół panuje ciemność, a ból budzi mnie ze snu.
Zmęczony tym wszystkim chciałem wreszcie coś wyjaśnić i z Yukim i z mężem, miałem już dość naszego dziecinnego zachowania a słowa Rachel wcale mi nie pomagały, wciąż powtarzała mi, że oni mnie nie potrzebują, uświadamiając mnie, jak bardzo nie chcą mnie widzieć, to chyba dlatego chciałem wszystko sobie z nimi wyjaśnić najpierw jednak zmęczony po kolejnej nieprzespanej nocy, chciałem wrócić do pokoju, mijając po drodze zadowoloną Rachel, gdy zapytałem dziewczynę, o co chodzi, strasznie tajemniczo wyznała mi, że wkrótce się dowiem, nie rozumiejąc, o co jej chodzi, po prostu skierowałem się do pokoju, w którym ku mojemu zaskoczeniu był Sorey. Cóż najpierw chciałem porozmawiać z Yukim, ale jeśli już mam okazję, aby porozmawiać z nim, wykorzystam ją, bo czemu by nie.
- Sorey, chyba musimy porozmawiać - Zacząłem spokojnie, nie chcąc się kłócić, nie wytrzymam dłużej w tej separacji, chce wiedzieć, na czym stoję.
- Oj tak mamy o czym, świetnie bawisz się po kontach z Rachel co? - Gdy to usłyszałem, zmarszczyłem brwi. O jakiej zabawie on mówi? Czy ja o czymś nie wiem.
- Słucham? Co masz, na myślisz? - Byłem spokojny, naprawdę nie chciałem się kłócić, przecież nic nie zrobiłem, to znaczy zrobiłem, zaniedbałem rodzinę, ale i Sorey ma tu swoją winę, już od dawna się nie starał, mają mnie gdzieś, jasno dając mi do zrozumienia, że popiera moje słowa, a ja nie powinienem był wracać.
- Nie udawaj głupiego, Rachel mi wszystko powiedziała - Był zły, a ja naprawdę nie wiedziałem za co. Co powiedziała mu Rachel? Co tu się dzieje?
- Co ci powiedziała? Ja nic nie zrobiłem - Trochę bałem się jego złości, jednocześnie jej nie rozumiejąc, co ja mu takiego zrobiłem?
- Nie udawaj, niewinnego widziałem tę malinkę, sypiacie ze sobą - Po tych słowach poczułem, jakbym dostał liściem w twarz, sypiamy ze sobą? Niby, kiedy i gdzie? W życiu jej nie dotknąłem.
- Słucham? Nie zdradziłem cię, nie jestem tak perfidny, jak ty - Warknąłem, przypominając sobie jego zdradę, która prawie wszystko zniszczyła, niech nie porównuje mnie do siebie.
- Nie no przecież jesteś jeszcze gorszy. Ja, chociaż przyznałem się do zdrady - Patrzył na mnie jak na śmiecia, który właśnie go skrzywdził, nienawidził mnie, choć ja nie zrobiłem nic, nic z rzeczy, za które chce mnie skarcić.
- Jeszcze raz ci powtarzam, nie zdradziłem cię - Powtórzyłem to, trzymając się uparcie swojego, czemu miałbym przyznać się do czegoś, czego nie zrobiłem?
- Oczywiście - Prychnął, podchodząc do mnie, aby chwycić moją dłoń, do której coś włożył, zaciskając ją w pięść. - Obyś był z nią szczęśliwy - Po tych słowach uśmiechnął się smutno, wychodząc z pokoju. Dopiero teraz wszystko zaczęło do mnie dochodzić, gdy otworzyłem dłoń, widząc obrączkę mojego męża, on tak po prostu mnie zostawił? Uwierzył jej i odszedł?
Moje oczy zaszkliły się a obrączka spadła na ziemię, poczułem ból w sercu, który odbierał mi całą radość, znów nie czułem nic, pusta. Emocję zniknęły a oczy, chociaż zaszklone nie okazywały już żadnych uczuć, rozbił moje serce i mnie zostawił, tak niewiele było mu trzeba, aby mnie porzucić? A co jeśli to on ma już kogoś, a winę zrzuca na mnie, by samemu poczuć się lepiej?
Nic już z tego nie rozumiejąc, poszedłem do Rachel, którą spotkałem idącą do domu, dziś miała mało pracy, więc wcześniej wracała do siebie co i mi odpowiadało, nie chciałem o tym rozmawiać w zamku.
- Rachel - Złapałem ją w połowie drogi, gdzie nie było żywej duszy, to wszystko lekko mnie przerażało. - Coś ty mu powiedziała? - Gdy tylko zadałem to pytanie, na twarzy dziewczyny pojawił się niecodzienny uśmiech.
- Oj ty mój głupi aniołku, oboje jesteście siebie warci. Myślałam, że on bardziej wieży w twoją wierność najwidoczniej nie kocha cię, tak jak myślałeś - Zadrwiła, a ja zaskoczony nie ruszałem się, gapiąc się na nią. - Już od dawna to planowałam, chciałam, abyś był mój, a on przeszkadzał, odsuwałam cię od rodziny, a ty czując poczucie winy, tańczyłeś, jak ci zagrałam, twój mąż również nie był problemem, szybko się poddał, a ja mogę mieć cię tylko dla siebie - Gdy to powiedziała, podeszła do mnie kładąc mi dłonie na policzkach, które odtrąciłem.
- Ty jesteś, nienormalna ja wszystko mu.. - Nim zdążyłem dokończyć, poczułem ciężką aurę, pod której wpływem moje ciało ugięło się.
- Nic nikomu nie powiesz mój aniele - Słysząc, ten dobrze znamy mi głos, przełknąłem ślinę, z trudem odwracając głowę w stronę Pasterza, złego Pasterza. Nim zdążyłem coś zrobić, poczułem straszny ból, a kontakt z rzeczywistością całkowicie się urwał.

***

Obudziłem się dziwnie rozgrzany, z trudem łapiąc powietrze. Miejsce, w którym byłem, było zbyt gorąco, a ciało nie potrafiło sobie z tym poradzić.
- Nasza księżniczka się zbudziła - Na dźwięk tych słów przyległem do krat, dopiero teraz uświadamiając sobie, że jestem w klatce a miejsce, w którym byłem, to zdecydowanie nie był dom.
- Czego chcesz? Wypuść mnie - Starałem się być groźny, choć nie specjalnie mi to wychodziło.
- Nie mam zamiaru, potrzebuję cię a ty i tak nie masz już po co żyć - Gdy to powiedział, zagryzłem dolną wargę. On miał rację, nie mam już nikogo, mój mąż mnie nie kochał, a dziecko nie chciało mnie znać, a to wszystko zasługa Rachel, co ja mówię, sam jestem sobie winien, skończony debil.
Mężczyzna powiedział, jeszcze kilka słów znikając mi z oczu, zostawiając mnie z Rachel, która zdążyłem przyjść, tylko jej było mi jeszcze tu potrzeba.
- Wynoś się - Warknąłem, lecz w sercu nie czułem nic, byłem pusty, wraz z mężem odeszło wszystko, ja naprawdę nie miałem po co żyć.
- Nie gniewaj się, to nie potrwa długo, niedługo cię wypuści, potrzebuje tylko twojej krwi - Odparła, tak jakby to było czymś naturalnym, męczyć anioła dla jego krwi.
- Dlaczego mi to robisz? Chcesz mojej śmierci? - Tym razem mówiłem, z obojętnością nawet na nią nie patrząc.
- Mówiłam ci już kiedyś, więc powiem ci i dziś. Kocham cię bardziej od tego głupka. On, gdyby cię naprawdę kochał, uwierzyłby ci, nie mi, najwidoczniej nic dla niego nie znaczysz. A mój brat nie zabije cię, to tylko trochę krwi nic ci nie będzie, a później będziesz już tylko mój.. - Po jej słowach zacisnąłem dłonie w pięści, Rachel miała rację, gdyby mnie kochał i naprawdę mi ufał, nie oskarżyłby mnie o zdradę, na pewno uwierzyłby mi, a nie jej, najwidoczniej niewiele już dla niego znaczyłem a wszystko to na własne życzenie, gdybym tylko bardziej się postarał, na pewno by mnie nie zostawił i jeszcze ta obrączką leży gdzieś na ziemi i pewnie nikt jej nie znajdzie, a ja umrę tu w samotność, tak jak sobie na to zasłużyłem.
- Twój brat jest mordercą - Wyszeptałem, z czym nie chciała się zgodzić najwidoczniej zaślepiona nim tak samo, jak ja jeszcze niedawno nią. - Róbcie, co chcecie, nie mam już nic do stracenia - Następne słowa wypowiedziałem ze spokojem, jeśli on mnie nie chce, to nie mam już po co żyć..
- Dobry chłopiec. Odpocznij, jutro zaczniemy nowy rozdział w naszym życiu - Uśmiechając się odeszła, zostawiając mnie samego w klatce, z której może i mógłbym się wydostać, ale i po co? Nie mam już dokąd wracać. Najlepiej, jeśli zostanę tu moje życie i tak nie ma już sensu, albo mnie zabije, albo sam umrę, każde rozwiązanie jest lepsze niż życie bez niego.
~ Przepraszam cię, tak bardzo mi przykro - Pomyślałem, kładąc się na skalnej posadzce, poddając się, nie mając już siły walczyć, dla mnie to już był koniec...

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz