Miałem przeczucie, że Rachel jeszcze się zjawi, aby przeprosić za to, co się stało, nie miałem do niej o to żalu, została oszukana przez swojego brata, tak samo, jak ja zostałem oszukany przez nią, tak niewiele brakowało, abym stracił wszystko, co dla mnie miało sens, a wszystko to przez jej głupie gierki, mogła po prostu ze mną porozmawiać, może dzięki ta sytuacja nigdy nie miałaby miejsca, nie wiem teraz na to za późno, było minęło, nie chce do tego wracać, najważniejsze jest dla mnie to, że Sorey jest przy mnie, nic więcej od życia nie chce, zostało mi jeszcze tylko porozmawiać z Yukim i przeprosić go za swoje okropne zachowanie mam tylko nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe, naprawdę zrobię wszystko, aby wybaczył mi to, ja go traktowałem ostatnimi czasy.
- Jak się czujesz? - Rachel podeszła do mnie siadając na boku łóżka, delikatnie chwytając moją dłoń w swoje chłodne ręce.
- Byłoby lepiej, gdyby moje ciało zdecydowanie szybciej się regenerowało - Przyznałem, wyjątkowo zmęczony, nie wiedziałem tylko czym, odkąd zostałem odbity, nie robię nic innego niż tylko spanie i odpoczywanie, nie tak powinno to wyglądać, moje ciało powinno być już w lepszej kondycji, dlaczego więc jestem aż tak słaby? Czy coś jest ze mną nie tak?
- To wina trucizny - Gdy wypowiedziała te słowa, oboje z mężem spojrzeliśmy na nią niemiło zaskoczeni, jakiej trucizny? Niczego takiego nie pamiętam, ten drań mi coś podał?
- O jakiej trutce mówisz? - To pytanie zadał Sorey stojący wciąż przy ścianie, jego wyraz twarzy mówił wiele, nawet więcej niż chciałbym wiedzieć, naprawdę nienawidził dziewczyny i ani myślał ukrywać tego faktu.
- Aleksander podał Mikleo truciznę, nie chcąc, aby jego ciało zbyt szybko wróciło do dawnego stanu. Chciał, aby jego organizm zajął się trucizną płynącą w jego żyłach, a nie ranami, które mógłby wyleczyć, trucizna powoduje, że jego organizm nie potrafi się szybko zregenerować, za kilka dni powinien wyjść z tego - Wyjaśniła, niepewnie zżerając na mojego męża, który najchętniej chyba żywcem obrałby ją ze skóry, powstrzymywał się tylko przy mnie, by nie krzyczeć, nie wiem, czy dobrze zadziałałby na mnie stres.
- Pięknie go załatwiłaś - Syknął, co jedynie wywołało większe poczucie winy u dziewczyny.
- Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam. Myślałam, że będziesz mój tak jak kiedyś byłeś, tęsknie za tymi czasami, tak bardzo mi cię brakuje - Gdy to powiedziała, zrozumiałem coś bardzo ważnego, ona nie widzi we mnie prawdziwego mnie a jedynie człowieka, którym byłem kiedyś.
- Rachel, posłuchaj mnie uważnie - Mój głos był jeszcze słaby, ale musiałem zebrać siły, aby jej to wyjaśnić, podniosłem się z trudem do siadu, patrząc prosto jej prosto w oczy. - Ja nie jestem Mamoru, pamiętasz? On umarł, chłopak którego kochałaś, nie żyje, ja jestem Mikleo, jestem aniołem, nie ma we mnie nic z niego, wciąż żyjesz żmudną nadzieją, że on wróci, kiedy to jest niemożliwe i ty najlepiej o tym wiesz, nie możesz ciągle się oszukiwać. Nie mam do ciebie żalu, o to, co się stało, zostałaś oszukana tak samo, jak i ja, chciałbym jednak, abyśmy już więcej nie utrzymywali ze sobą żadnych kontaktów, tak będzie lepie przede wszystkim dla ciebie - Gdy to powiedziałem, odsunąłem jej dłonie, dając jej jasny przekaz, to koniec nasza przyjaźń, ona nigdy nie będzie umieć zapomnieć o Mamoru, a ja nigdy nie dam jej tego, czego tak bardzo chce. Mam męża i tylko dla niego i z nim pragnę żyć, to nigdy się nie zmieni i to w końcu musiałem jej uświadomić.
- Rozumiem, przepraszam - Uśmiechnęła się smutno, wstając z łóżka, bez zbędnych słów wychodząc z pokoju, pozostawiając nas samych.
- Dobrze zrobiłeś - Słysząc głos męża, kiwnąłem delikatnie głową, miał racje, zrobiłem dobrze i doskonale to wiedziałem, to będzie najlepsze rozwiązanie i dla niej i dla mnie oboje będziemy szczęśliwsi.
- Tak wiem - Uśmiechając się delikatnie, na tyle ile potrafiłem. - Gdzie idziesz? - Dopytałem, przyglądając mu się uważnie.
- Na trening zobaczę co u Arthura - Słysząc jego słowa, kiwnąłem głową, zaczynając powoli zbierać się z łóżka, może i moje ciało jest w tej chwili słabe, nie oznacza to jednak, że będę leżał w łóżku, cały dzień nie ma mowy. - A ty przepraszam bardzo, co robisz? - Podszedł do mnie, powstrzymując mnie przed wyjściem z łóżka, nie musząc używać specjalnie dużo siły, jestem tak słaby, że i bez większego wysiłku położył mnie z potworem do łóżka.
- Chce iść z tobą - Burknąłem, pusząc policzki, może czułem się nie najlepiej, jednak sądzę, że spacer dobrze mi zrobi, a przecież o to chodzi.
- Nie wygłupiaj się, nigdzie nie idziesz - Był bardzo stanowczy, a jednocześnie jakby rozbawiony moim zachowaniem, nie wiem, co go tak bawi, przecież nie robię niczego zabawnego.
Westchnąłem ciężko. Rozumiejąc, że i tak nie pozwoli mi stąd wyjść mam zostać i grzecznie na niego czekać, no dobrze niech i tak będzie, zrobię to, ale tylko dlatego, że nie dalej mi wyboru.
- No dobrze, tylko wróć szybko, nie chce być tu sam - Poprosiłem, wciąż odczuwałem ten okropny strach, bałem się, że gdy tylko zostanę sam, on wróci, chociażby w moich koszmarach a tego naprawdę nie chce przeżywać kolejny raz, bo kolejnego razu mogę już naprawdę nie przeżyć...
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz