piątek, 15 stycznia 2021

Od Mikleo CD Soreya

Rozciągając się leniwie, spojrzałem na twarz męża, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Mówiłem ci już, że czuję się dobrze - Nie kłamałem, czułem się naprawdę dobrze, gdyby tak nie było, wciąż leżałbym w łóżku, sprawiając mu jedynie problem.
- Jak to w ogóle możliwe? Wczoraj jeszcze nie czułeś się najlepiej - Zauważył, spożywając śniadanie, które dla niego przygotowałem.
- Pomogłeś mi pozbyć się trucizny płynącej w moich żyłach, z resztą mój organizm poradził sobie sam - Wyjaśniłem, nie przestając się przy tym uśmiechać.
Sorey kiwnął głową, analizując moje słowa, dla niego to musiało być dziwne, z dnia na dzień mój stan się polepszył, co w żadnym wypadku dziwić go nie powinno. Jestem aniołem, moje ciało regeneruje się błyskawicznie, gdy tylko trucizna zniknęła z mojego ciała, mój organizm błyskawicznie wydobrzał, a ja znów mogłem poczuć się jak dawniej.
- Niesamowite - Szepnął cicho, biorąc łyk herbat.
- Tak wiem, jestem niesamowity - Rozbawiony zaśmiałem się cicho, odwracając się do niego plecami, chowając się pod kołdrę, zamykając oczy cicho mruczeć pod nosem.
Po chwili czując dłonie mojego męża, który przytulił się do mnie, wkładając dłonie pod jego koszulę, którą miałem na sobie.
- Nie masz jeszcze dość? - Spytałem, rozbawiony odwracając twarz w jego stronę.
- Długo kazałeś mi czekać na siebie, a ja wciąż jestem nienasycony - Przyznał, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, odpinając guziki koszuli, której dość szybko się ze mnie pozbył.
- A co ze śniadaniem? - Słyszałem, gdy znalazł się nade mną, bardziej przylegając do mojego ciała.
- Jest pyszne, ale zdecydowanie bardziej wolę moją małą owieczkę - Wymruczał zadowolony, co jedynie mnie rozbawiło, postanowiłem więc nie opierać się, korzystając z naszych wspólnych intymnych chwil, których tak dawno nie mieliśmy szans razem przeżywać.
***
Zadowolony leżałem wtulony w ciało mojego męża, opuszkami palców jeżdżąc po jego torsie.
- Jak się czujesz? - Gdy znów o to spytał, zmrużyłem oczy, cicho wzdychając, przecież już mówiłem, że dobrze, dlaczego ponownie o to pyta.
- Jestem troszeczkę zmęczony, nic po za tym, dlaczego znów o to pytasz? Coś się dzieje tak? Co chcesz mi powiedzieć? - Uniosłem głowę, patrząc na twarz męża, martwiąc się jego pytaniem. Niby nie powiedział nic nadzwyczajnego mam jednak wrażenie, że coś jest nie tak, bez powodu znów by o to nie pytał, przecież widzi, że jest ze mną wszystko dobrze, w innym wypadku nie dałbym radę tak długo się z nim kochać.
- Chciałem z tobą porozmawiać - Zaczął niepewnie, głaszcząc mnie po głowie.
- O czym? - Podniosłem się do siadu, poprawiając koszulę, którą ponownie założyłem na swoje ciało.
- O Aleksandrze - Gdy tylko usłyszałem imię człowieka, który omal drugi raz mnie nie zabił, poczułem strach, dlaczego mielibyśmy o nim rozmawiać? To naprawdę mnie nie obchodzi, nie chce wiedzieć, gdzie jest i co się z nim stało, nie obchodzi mnie to ani trochę.
- Nie chce o nim rozmawiać - Byłem stanowczy, nie chciałem znać tego człowieka ani nic o nim wiedzieć, wystarczająco przez niego wycierpiałem.
- Nie chcesz wiedzieć, co się z nim stało? - Zaskoczony i może trochę zmartwiony chłopak podniósł się do siadu, kładąc mi dłoń na policzku. - Byłbyś spokojniejszy, gdybyś wiedział - Szepnął, głaszcząc mnie delikatnie po nim.
- Nie chcę. Proszę, nie mów mi nic o nim - Moje dłonie zaczęły się trząść, a przed oczami znów miałem tego człowieka, mówiącego i robiącego mi straszne rzeczy, chciałem zapomnieć, nie chciałem wiedzieć.
- Już dobrze spokojnie nie będę poruszał więcej tego tematu - Obiecał, mocno przytulając mnie do siebie.
- Boję się go - Wyszeptałem, chowając twarz w jego ramionach, czując bezpieczeństwo, którego potrzebowałem, bez niego naprawdę chyba bym zwariował. - Nie pozwól więcej mu się do mnie zbliżyć - Wyszeptałem, uspokajając się trochę pod wpływem jego dotyku, przy nim byłem bezpieczny, doskonale wiedziałem, że nic mi nie grozi, a mimo to każde wspomnienie związane z tym podłym człowiekiem przerażało mnie, tak bardzo chciałbym o nim zapomnieć, gdybym tylko wtedy był mądrzejszy i nie zaufał Rachel, wszystko byłoby dobrze, sam sobie jestem winien i doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Głupia i bardzo łatwowierna ze mnie istota jest.

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz