sobota, 23 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Chyba mogłem się spodziewać, że Mikleo nie wiedział o czymś takim jak rocznica. Ciągle zapominałem, że jest aniołem, a nie człowiekiem i nie wychowywaliśmy się razem, więc nie znał wszystkich ludzkich obyczajów. Mimo tego miałem nadzieję, że o tym wiedział w końcu dla mnie to było logiczne. Rocznica była całkiem podobna do urodzin – dokładnie co rok świętowaliśmy ważne dla nas wydarzenie – a urodziny przecież obchodziliśmy. 
Pocałowałem go jedynie w policzek i mocniej się do niego przytuliłem. Dziwnie się czułem ze świadomością, że mój mąż nie jest już mój. Znaczy, mężem jest moim, ale nie jestem już dla niego tak ważny, jak kiedyś. Czy takie myślenie czyni ze mnie osobę samolubną? Możliwe, ale to chyba naturalne, że każdy w jakimś stopniu myśli tylko o sobie. Oczywiście, nie licząc aniołów, w ich naturze nie było miejsca na takie cechy. 
- Nic nie szkodzi, i tak spędzimy ten dzień w towarzystwie osób trzecich – powiedziałem, cicho wzdychając. Cóż, nie tak wyobrażałem sobie naszą pierwszą, a może raczej trzecią rocznicę, zwłaszcza, że nie aż tak dawno temu myślałem, że już nie będę miał ku temu żadnej okazji. 
- Jak to? – spytał Mikleo, który był wyraźnie zaskoczony moimi słowami. Możliwe, że spodziewał się czegoś innego, bardziej... intensywnego. Przyznam, ja też, ale nie za bardzo miałem innej możliwości. 
- Najpierw pewnie będziesz miał trening z Arthurem, który teraz jest dla ciebie bardzo ważny, a później przyjdzie jeszcze Yuki domagając się uwagi. Przy dobrych wiatrach będziemy mieli wieczór dla siebie, więc postaram się przygotować jakąś kolację – odparłem, na moment się od niego odsuwając i leniwie się przeciągając.
 Osobiście miałem już dosyć i jedyne, czego chciałem, to położyć się spać i wtulić się w mojego męża, póki jeszcze przy mnie był. Widok, kiedy mój mąż zawierał pakt z kimś innym, niż ja, zabolało mnie to bardziej niż podejrzewałem. Wiedziałem, że nie powinienem tak się czuć, ale nie potrafiłem inaczej. Nie mówiłem o tym Mikleo, bo nie chciałem go sobą martwić. Pewnie już był zmartwiony całą tą sytuacją, czeka go ważna i trudna misja, oczywiście, że już jest zestresowany. 
- I właśnie tak chcesz spędzić ten dzień?
- Nie. Wolałbym zobaczyć cię w sukni ślubnej i mieć cały dzień, ale nie chcę cię męczyć przed podróżą – odparłem, ponownie całując go w policzek. – Idziemy się umyć? – dodałem, chcąc się już położyć, z czego nie byłem do końca zadowolony. 
Znowu niczego nie znalazłem, a powinienem, obiecałem Mikleo, że dopilnuję, aby ten potwór nigdy więcej go nie tknął. Póki Aleksander jest w lochach, nie ważne, jak wieloma łańcuchami przykuty i jak pilnie strzeżony, jest cień szansy, że może się uwolnić. Im szybciej się go pozbędziemy, tym szybciej Mikleo się uspokoi. Chciałbym mu w końcu powiedzieć, że Aleksander jest już jedynie przeszłością i już więcej nie będzie musiał się nim przejmować... ale w takim tempie do tego jeszcze długa droga. Może kiedy Mikleo pojedzie, będę bardziej mógł skupić się na przeglądanych przeze mnie tekstach. Musiałem coś znaleźć, by mój mąż nie musiał więcej czuć strachu. 
Mój mąż pokiwał głową, zgadzając się ze mną. Nie byłem do końca pewien, czy zrobił to, ponieważ również chciał się zrelaksować, czy może jednak by nie zrobić mi przykrości, ale byłem mu za to bardzo wdzięczny. Chciałem jak najwięcej czasu spędzić z moim mężem, ciągle czułem niedosyt, a przecież cały poprzedni tydzień spędziliśmy razem. Jego osoby chyba nigdy nie będę miał dosyć. Ciekawe, czy on mojej również. Chociaż, za parę lat może mieć mnie dość, w końcu ja będę się zmieniał, zarówno jeżeli chodzi o mój charakter i umysł, jak i wygląd. On pozostanie wiecznie młody zarówno ciałem, jak i duchem. To chyba naturalne, że młodą osobę będzie nudzić stary dziad. Zdecydowanie powinienem się uspokoić, kiedy jestem poddenerwowany i za bardzo się martwię, moje myśli nie są zbyt optymistyczne, i jeszcze wybiegają za bardzo w przyszłość. A im bardziej ja się denerwuję, tym bardziej mój mąż jest zestresowany. 

***

Następny dzień zdecydowałem bardziej poświęcić księgom. Mój mąż przez ten czas miał trening i chociaż bardzo chciałem mu towarzyszyć, postanowiłem zostać w pokoju. Z początku nie za bardzo potrafiłem skupić się na literach, ciągle myśląc o Arthurze oraz Mikleo. Zazdrości też nie potrafiłem za bardzo opanować, zwłaszcza, jeżeli chodzi o człowieka, z którym mój anioł podpisał pakt. Wiedziałem jednak, że siedzenie tam nie miało sensu, ja niczego pożytecznego nie robiłem, a pewnie jeszcze bardziej rozpraszałem mojego męża. Ta krótka przerwa powinna wyjść na dobre nam obu. 
Później skupianie się na tekście szło mi lepiej. Nie zwracałem za bardzo uwagę na otoczenie i nawet nie zorientowałem się, kiedy mój mąż wrócił do pokoju po ukończonym treningu. Zdałem się z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy stanął za mną i przytulił się do mnie. Przyznam, lekko drgnąłem, kiedy poczułem jego dłonie na moim ciele, ale to tylko dlatego, że się go kompletnie nie spodziewałem. 
- Hej – odchyliłem głowę do tyłu i uśmiechnąłem się do niego delikatnie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo bolą mnie wszystkie mięśnie, ile tak właściwie siedziałem przy stole i się nie ruszałem? Nie miałem pojęcie, ale to nie mogło nie mogło trwać długo. – I jak tam, już skończyłeś? – spytałem, kiedy chłopak odsunął się ode mnie po krótkim pocałunku. 
- Już dawno. Nie było cię na obiedzie – odparł, a ja wyczułem w jego głosie lekkie zmartwienie. Zmarszczyłem brwi. Obiad? Chyba nie było jeszcze pory obiadowej. A może była... sam nie byłem pewien. 
- Poważnie? – spytałem, wyglądając przez okno. Słońce wisiało nisko nad horyzontem, niedługo trzeba będzie zapalić świeczki, bo będzie za ciemno. Kompletnie tego nie zauważyłem, pora obiadowa najwidoczniej już dawno minęła. – W takim razie pójdę po prostu na kolację – dodałem, leniwie się przeciągając. Chyba powinienem trochę rozprostować zastygłe mięśnie, które odrobinkę zaczęły mnie boleć. – Skąd tak właściwie wiesz, że nie byłem w jadalni? 
- Po treningu Arthur zaproponował mi, abyśmy poszli na obiad. Zgodziłem się, bo myślałem, że również tam będziesz – odparł, siadając na moich kolanach. Mimowolnie wtuliłem się w jego ciało, cicho wzdychając. Jeszcze dzisiaj, jutro wyjątkowo spokojna rocznica i pojutrze już go nie będzie. Nadal nie mogłem się do tego przyzwyczaić i chyba w pełni to do mnie dotrze dopiero wtedy, kiedy obudzę się bez niego u boku. 
- A trening? Jak poszedł? Trochę długo ćwiczyliście – spytałem, delikatnie całując go w kark. Byłem troszeczkę niezadowolony z faktu, że zgodził się na propozycję Arthura, ale zrobił to w dobrej wierze, więc postanowiłem tego nie roztrząsać. Poza tym, czy aby ten trening nie trwał za długo? Wczoraj trwał o wiele krócej. Rozumiem, że muszą ćwiczyć, ale bez przesady, Mikleo nie może się przemęczać. Niecałe dwa tygodnie temu stanął na nogi, a to wcale nie tak dużo czasu, biorąc pod uwagę to, że tak wiele dni leżał w łóżku przez koszmarne działanie trucizny. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz