sobota, 2 stycznia 2021

Od Soreya CD Mikleo

W końcu naprawdę dowiedziałem się, co tak naprawdę myśli Mikleo. Żałuje, że wrócił do życia, i do mnie. To bardzo mnie zabolało, naprawdę musiał mnie nienawidzić. Zacisnąłem drżące dłonie w pięści, próbując się choć troszkę uspokoić. Czy… naprawdę go tracę? Wystarczyła tylko jedna taka myśl, by poczuć kłujący ból w sercu. Nie mogłem go stracić, nie po raz kolejny, nie po tym wszystkim, co przeżyliśmy. Ale nie mogłem też trzymać go przy sobie, jeżeli faktycznie czuje do mnie tak wielką nienawiść. To ja wtedy powinienem zostać przeszyty mieczem, nie on. Teraz byłby wolny i szczęśliwy, nie musiałby przeze mnie tak cierpieć. W sumie, każdy zyskałby na mojej śmierci.
Nim zapukałem i wszedłem do pokoju Yuki’ego, wziąłem głęboki wdech i założyłem na twarz delikatny. Chłopiec na bank domyśli się, że coś nie tak, ale dzięki temu pomyśli, że nie jest to aż takie poważne. Nie chciałem za bardzo opuszczać naszego pokoju, może i nie rozmawialiśmy, ale miałem go na oku i byłem pewien, że u niego wszystko w porządku, a spotkania z Rachel w żaden sposób w żaden sposób go nie skrzywdziły. Cóż, przynajmniej tak było na początku. Później coraz więcej czasu spędzał ze swoją idealną przyjaciółką, praktycznie w ogóle było go w pokoju. Wychodził wcześnie i wracał bardzo późno, czasami budziłem się w nocy i słyszałem, jak kładzie się na swojej stronie łóżka. Nie miałem za bardzo dogodnego momentu, by z nim porozmawiać, a kiedy już tak się stało i chciałem przyjemnie spędzić czas oraz porozmawiać i przeprosić za swoje zachowanie, ponieważ faktycznie troszeczkę przesadziłem, to ten wmawia mi niestworzone rzeczy. Przez dwa tygodnie, o których wspominał, zwracał uwagę jedynie na Yuki’ego i na Rachel, a nie na mnie. 
- Długo będziesz u mnie spał? – wyburczał Yuki, kiedy wpuścił mnie do swojego pokoju. Od razu zauważyłem leżącego na łóżku Codi’ego, a więc dlatego tak bardzo nalegał na pokój samemu? Cóż, ja nie popierałem takiego, ale to nie jest moja sypialnia, więc nie będę się odzywał. 
- Spokojnie, mogę zająć fotel, jeżeli będzie ci to bardzo przeszkadzać – powiedziałem, udając delikatnie rozbawionego i poczochrałem jego włoski. Przyszło mi do głowy, że wolał udzielić miejsca psu niż swojemu ojcu, ale nie powinno mnie to przecież dziwić. Byłem naprawdę okropnym ojcem, podobnie jak i mężem. 
- Nie o to chodzi, możesz spać na łóżku, tylko… pokłóciłeś się z mamą, prawda? – spytał cichutko, podchodząc do fotela, na którym usiadłem. Westchnąłem cicho na jego słowa, czując się paskudnie. Przez tę kłótnię najbardziej ucierpi właśnie on. 
- Tak, i dlatego śpię u ciebie, ponieważ twoja mama… nie za bardzo chce mnie widzieć – powiedziałem cicho, odwracając wzrok. Inaczej chyba nie mogłem zinterpretować słów, które skierował w moją stronę Mikleo. Skoro żałuje, że do mnie wrócił, to pewnie teraz nie chce na mnie patrzeć, to raczej logiczne. 
- Ale pogodzicie się? – dopytywał dalej, a ja miałem tylko nadzieję, że nie zapyta o powód kłótni. 
- Nie wiem, to się okaże – powiedziałem cicho, nie chcąc go oszukiwać.
- Na pewno się pogodzicie, Mikleo cię kocha! – powiedział to z takim przekonaniem, że gdybym nie usłyszał tamtych słów mojego męża, to na pewno bym mu uwierzył. By jednak nie martwić dziecka, posłałem mu łagodny uśmiech. – W sumie, dobrze, że jesteś, poczytasz mi książkę, którą pożyczył mi Arthur! Jest tam parę dziwnych słów i rzeczy, których nie rozumiem, a nie chcę mu przeszkadzać. A ty jesteś mądry i na pewno mi powiesz, o co chodzi – powiedział radosnym tonem, na moment odbiegając ode mnie. To dziecko ma zbyt wyidealizowany obraz mnie, to nie był do końca dobry znak. 

***

Przez następne parę dni nie widywałem w ogóle mojego męża, pomimo tego, że teoretycznie miałem ku temu okazje. Jeżeli chciałem się przebrać, albo ogolić, musiałem wracać do naszego pokoju, ale za każdym takim razem nie było go w nim. Pewnie spędzał czas z Rachel, co mnie bolało, ale nie mogłem nic z tym robić. Jeżeli jest z nią szczęśliwy, nie mogłem mu tego zakazywać. Po pewnym czasie chciałem z nim porozmawiać, ale dotarło do mnie, że to chyba lepiej, że mnie nie widział. Jest szczęśliwszy beze mnie, sam tak powiedział. 
Przez naszą małą separację miałem więcej czasu na trening Arthura, z którego nie byłem za bardzo zadowolony, ale nie miałem żadnej wymówki. Zresztą, bez tych spotkań chyba bym oszalał całkowicie, a tak to miałem wrażenie, że jestem komukolwiek przydatny. Arthur na pewno poradziłby sobie beze mnie i moich rad, co prawda nie był najlepszy jeżeli chodzi o walkę na miecze, ale był pojętnym uczniem i całkiem szybko się uczył. 
Na tych treningach zawsze była obecna Lailah, co było dość logiczne. Czasem przychodziła Alisha, jeżeli miała czas, albo Yuki, o ile nie miał wcześniej spotkania z Mikleo. Miałem wrażenie, że oni wszyscy wiedzieli, że między mną a Mikleo coś się dzieje, ale nikt nie pytał, co się dzieje, na szczęście. Brakowało mi w tym wszystkim udziału i rad osób trzecich. Chociaż, Arthur kiedyś chyba próbował, bo kiedy byliśmy sami spytał, ja i Mikleo jesteśmy razem. Posłałem mu wtedy chłodne spojrzenie i powiedziałem mu, że to nie jego sprawa i od tamtej pory nie pytał się mnie o nic podobnego. 
Zauważyłem, że z Yukim dzieje się coś nie tak, odkąd z nim „zamieszkałem”. Przez te pierwsze kilka dni był wesoły i zadowolony, większość dnia spędzał z Mikleo i Rachel, a później wieczorem my spędzaliśmy czas, albo na czytaniu tej książki od pasterza, albo na opowiadaniu mi, co to robił ze swoją mamą. Z czasem jednak chłopiec więcej czasu zaczął spędzać ze mną i stawał się smutniejszy. Nie wspominał już ani o Rachel, ani o Mikleo. Kiedy w końcu zapytałem go, co się dzieje, wybuchnął płaczem i powiedział, że mama już go nie kocha. Uspokoiłem go i dowiedziałem się, że z czasem mój mąż poświęcał chłopcu coraz mniej czasu, tłumacząc się jego brakiem oraz tym, że musi pomóc Rachel. 
Właśnie to wydarzenie zmusiło mnie do pójścia do naszej sypialni, by porozmawiać z Mikleo. Rozumiałem, że mnie mógł nienawidzić, ale co mu zrobiło niewinne dziecko? Yuki go uwielbiał i cenił chwilę, którą z nim spędził. Przecież wcześniej spędzali razem tyle czasu, co się zmieniło? Naprawdę musieliśmy porozmawiać nie tylko o Yukim, ale i o nas samych. Jeżeli naprawdę mnie nienawidzi, i żałuje, że do mnie powrócił… uwolnię go od przysięgi małżeńskiej, która pewnie go teraz wyniszcza. Nie chciałem tego robić, czułem nieprzyjemny ból w sercu, kiedy tylko o tym pomyślałem. Kochałem go, bardzo, i właśnie z tego powodu chcę dać mu wolność. Nie jestem takim samolubem, za jakiego mnie ma, szczęście bliskich mi osób przekładam ponad własne. A skoro on jest ze mną nieszczęśliwy, to po prostu usunę się w cień. 
Nie zdziwiłem się za bardzo, kiedy zapukałem do drzwi pokoju Mikleo i nikt mi nie odpowiedział. Doskonale wiedziałem, jak długo potrafiły trwać jego spotkania z Rachel, dlatego po prostu wszedłem i usiadłem na fotelu, postanawiając czekać tak długo, jak tylko będzie trzeba. Po niecałych piętnastu minutach czekania do pokoju weszła Rachel, która nie była specjalnie zaskoczona moim widokiem. Ja za to jej bardzo, nie powinien być z nią mój mąż? Z tego, co słyszałem, spędzał z nią prawie każdą wolną chwilę, więc gdzie on teraz jest? 
- Gdzie jest Mikleo? – spytałem, mrużąc oczy i przyglądając jej się z uwagą. 
- Poszedł spotkać się z Yukim – odparła jakby znudzonym tonem i zamknęła za sobą drzwi. Nie ufałem jej słowom, przecież spotkałbym go, gdyby faktycznie tak było, chyba, że poszedł do niego stosunkowo niedawno, to wtedy faktycznie, mogło tak być. – Chciałam z tobą porozmawiać na osobności, Mikleo nie potrafi się zebrać, by ci to w końcu powiedzieć. Twierdzi, że jesteś zbyt kruchy i to cię złamie. 
- Nie za bardzo rozumiem, co masz na myśli – przyznałem ostrożnie, wstając z fotela. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że po jego śmierci z moją psychiką nie jest najlepiej, ale zawsze jakoś dawałem sobie radę. Gdyby było inaczej, nie byłoby mnie tutaj, tylko dawno gniłbym w ziemi. 
- Od dłuższego czasu jesteśmy razem, i się kochamy. Przyznał mi się, że cię nienawidzi, że ma dosyć traktowania go jak zabawkę i żałuje każdego grzechu, jaki kiedykolwiek dla ciebie popełnił. 
Poczułem, jakby cały mój świat legł w gruzach, o czym ona mówiła? Zacisnąłem dłonie w pięści, ona blefuje, prawda? Chce mnie podpuścić, abym się z nim pokłócił. Chociaż… użyła podobnych słów, co on. Nie, Sorey, nie daj się jej, przecież Miki mógł jej zawsze o tym opowiedzieć, to stąd o tym wiedziała. To po prostu nie mogła być prawda… albo po prostu bardzo chciałem uwierzyć w to, że to nie była prawda. 
- Nie wierzę ci – wycedziłem przez zęby, podchodząc do niej. – To nie brzmi jak coś, co powiedział Mikleo. 
- Mówiłam ci, że nie znasz go wystarczająco dobrze. Jesteśmy razem bardzo szczęśliwi, ale to już raczej zauważyłeś podczas naszego spotkania. Uprawialiśmy już nawet seks. I nie zdradził cię raz, jak ty to zrobiłeś, a wiele razy, i to z pełną świadomością. Przez ciebie jest tak strasznie nienasycony – wymruczała z delikatnym uśmiechem na ustach, najwidoczniej z siebie bardzo dumna. Na dowód swoich słów delikatnie uniosła głowę, bym mógł zobaczyć czerwony ślad na jej szyi. – Dla jego dobra daj mu spokój, jest o wiele szczęśliwszy bez ciebie. Wreszcie może być wolny, a tego zawsze pragnął – dodała, nim wyszła z pokoju, zostawiając mnie osłupiałego w pokoju. 
Usiadłem z powrotem na fotelu czując, jakbym miał nogi z waty. Bardzo chciałem nie wierzyć w jej słowa, ale… to miało sens. Wracał późno w nocy, bo tylko wieczorami Rachel miała czas na coś więcej, nie zwracał na mnie uwagi, a seksu nie było, bo on wszystkie swoje potrzeby miał spełnione. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech, próbując nie wybuchnąć gniewem. Więc miałem rację, odnośnie Rachel. Zdradzał mnie, a ja mu na to pozwalałem. Ale może tak miało być. Byli ze sobą od poprzedniego życia, a teraz już mogli być ze sobą. I byli ze sobą szczęśliwi, znacznie bardziej, niż kiedy Mikleo był ze mną, sam to widziałem. Czemu mi o tym nie powiedział? Czemu mi nie powiedział, że już mnie nie kocha? Oczywiście, byłbym zły, już teraz jestem, ale zrozumiałbym, albo przynajmniej starałbym się zrozumieć. Spóźniłem się, zaniedbałem go i skrzywdziłem, i pewnie właśnie przez to go straciłem. Ciekawe, czy teraz też będzie kłamał, kiedy powiem mu, że o wszystkim wiem. Pewnie tak, aby mnie nie złamać, jak to określiła Rachel, to zachowanie bardzo w jego stylu.

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz