W milczeniu wsłuchiwałem się w rozmowę pomiędzy moim chłopakiem a moją ciocią a może raczej w krótką wymianę zdań, która finalnie bardzo zaskoczyła moją ciocię, o no proszę, nie spodziewała się tego po nim? To ciekawe ten dupek zabił moją rodzinę, jest zdolny do wszystkiego nawet do pobicia własnego syna i zabicia jej samej, kto wie co temu człowiekowi siedzi w głowie.
- Biedactwo - Udając, że wcale nie ma z tym człowiekiem nic wspólnego, pogłaskała Katorkę po włosach, życząc mu szybkiego powrotu do zdrowia. Dodając, że wróci dopiero jutro, tak jakby mnie to w ogóle obchodziło. To znaczy. Obchodzi, bo przecież to moja ciocia nie potrafię jednak pojąć, jak ona może spotykać się z tym potworem? Czy ona w ogóle myśli? Do cholery jasnej jak bardzo mam ochotę wykrzyczeć jej wszystko w twarz. Okłamuje mnie, okłamuje siebie, zdradza mnie tym zachowaniem i spotyka się z mordercą naszej, bo nie tylko mojej, ale naszej rodziny, moja mama to jej siostra o ile mojego taty lubić nie musiała, tak mamę chyba kochała, co ja mówię, na pewno kochała. Dlaczego więc to wszystko robi? Ona doskonale wie, kim on jest, tak samo, jak ja wiem, co robi z tą różnicą, że ona świadoma tego nie jest, podła zdrajczyni.
- Gdzie idziesz? - Spytałem, od niechcenia nie mając ochoty na kłótnie, chcąc tylko, poznać odpowiedz na zadane pytanie, pragnąc usłyszeć kolejne kłamstwo, które wymyśli. Do jakiej przyjaciółki dziś idzie? Aż nie mogę się doczekać, by poznać dzisiejszą laureatkę wciągniętą w kłamstwa ciotki.
- Do Anny - Odparła, mówiąc to w tak szczery sposób, że prawie bym jej uwierzył, gdyby nie to, że jestem prawie pewien, że do niej nie idzie, znów spotka się z jego ojcem, wiem to doskonale.
- A może pójdę z tobą? Chętnie spotkałbym się z jej córką - Odparłem, odwracając głowę w jej stronę, szczerze nie chciałem się spotykać z Meridą, chciałem tylko sprawdzić, jak zareaguje, gdy dowie się, że chce iść z nią, nigdy przecież nie miała nic przeciwko więc i teraz nie będzie miała prawda?
- Lepiej będzie, jeśli pójdę do niej sama, będziesz się tam nudził, Merida wyjechała, więc nie będzie dla ciebie tak nic do roboty - Gdy to usłyszałem, zmarszczyłem brwi. Nie wiedziałem, że córka Anny wyjechała, tym bardziej że widziałem ją cztery dni temu na mieście, ciekawe jak to mi wytłumaczy.
- Naprawdę? Widziałem ją cztery dni temu, kiedy wyjechał? - Zapytałem, unosząc jedną brew ku górze, napawając się jej kłamstwami, jeszcze trochę i w końcu oszuka mój mózg, tak by wszystkie kłamstwa stały się rzeczywistością.
- To na pewno bym ktoś inny pewnie ci się wydawało - Stwierdziła, robiąc ze mnie idiotę.
- Rozmawiałem z nią - Przyznałem, biorąc do ręki herbatę, mając ochotę się napić, przełykając te wszystkie kłamstwa wypowiedziane z jej ust.
- Nie wiem, Anna powiedziała mi, że jej córka wyjechała - Wzruszyła ramionami, wychodząc z kuchni, pozostawiając naszą dwójkę samą, może to i dobrze nie chciałbym już z nią rozmawiać, wystarczająco mi napsuła krwi.
- Kłamie jak z nut - Burknąłem, kręcąc nosem, tracąc całkowicie ochotę na jedzenie, co za podła oszustka dam sobie rękę uciąć, że znów się z nim widzi, gdyby tak nie było, na pewno by nie kombinowała i nie oszukiwała nas w tak podły sposób.
- Może naprawdę idzie do swojej koleżanki - Mój mały lisek stanął za mną, wtulając się w moje ciało, próbując mnie uspokoić, najwidoczniej czując moje negatywne nastawienie do ciotki, co ja mówię. Czując, on nawet to widzi, nie musi tego czuć.
- Nie, gdyby naprawdę do niej szła, namawiałaby mnie, abym poszedł razem z nią - Przyznałem, doskonale pamiętając, co mówiła, gdy za każdym razem szła do Anny, zawsze jakoś tak miała nadzieję, że ja i ona będziemy razem. Nie powiem ładna dziewczyna, ma tu i tak do tego grzeczna i ułożona nie zmienia to jednak tego, że nie pasujemy do siebie, jako przyjaciele tak jako para już nie.
- Może zmieniła zdanie - Wzruszył ramionami, siadając obok mnie na krześle.
- Powinienem za nią iść? - Spytałem, na co Karotka pokiwał przecząco głową, ukazując swoje niezadowolenie.
- Nie ani mi się wasz nie możesz jej szpiegować. Jeśli ona widzi się z moimi ojcem i dowie się, że ich szpiegujesz, zabije cię - Jak zawsze martwił się o mnie, a przecież byłem już dużym chłopcem.
- No dobrze, dobrze niech będzie - Wyschnąłem niezadowolony zaczynając jeść śniadanie. - Bardzo dobre lepszego nie jadłem - Przyznałem, chcąc zmienić temat, jednocześnie trochę uspokoić mojego liska by nie obawiał się, że zrobię coś głupiego, gdy tylko wyjdzie z mojego domu, postaram się nie, lecz nie obiecuję, nikt nie wie, co z nudów zacznę robić, śnieg w sumie już prawie stopniał, co za tym idzie, mogę iść na boisko aby czymś się zająć. - Jak będziesz wracał do domu, uważaj na siebie, nie chcę, aby coś ci się stało - Dodałem, wiedząc, że zaraz mnie opuści, wracając do swojego „więzienia". Do którego na jego miejscu nigdy, ale to przenigdy bym nie wrócił.
<Karotka? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz